Zaczęło się niefortunnie - nie sprawdziłem, że
PKM nie kursuje na lotnisko w dni
świąteczne przed godziną szóstą. W efekcie musiałem wezwać taksówkę, co
uszczupliło mój budżet o 43 zł. Cóż, pośpiech i roztargnienie muszą
kosztować...
Na lotnisku w Rębiechowie spotykam się ze znakomitym
podróżnikiem Wojciechem Dąbrowskim. Będziemy razem podróżować Magellanem. To
już nasza druga (po Pamirze) wspólna
wyprawa.
W samolocie kanapki, kawa, sok pomidorowy. Lot do
Amsterdamu trwał godzinę i 40 minut.
Bilet z lotniska Shiphol do stacji centralnej kosztuje
5,30 euro. Automat przyjmuje tylko monety i karty. Banknotów nie chce. Pociąg jest
prawie pusty. Do dworca jedziemy 15 minut.
Spacer na pobliski terminal i zaokrętowanie o jedenastej. Robią nam zdjęcia do identyfikacji, skanują
karty płatnicze i wydają plastikowe karty pokładowe. W trakcie rejsu trzeba je
będzie mieć zawsze przy sobie, gdyż potrzebne będą zarówno przy wchodzeniu i
wychodzeniu ze statku, jak również przy zamawianiu jakichkolwiek usług czy np.
drinków w barze lub w restauracji. Po przeskanowaniu bagażu otrzymujemy kabinę
na siódmym pokładzie (jest dość obszerna) i kartę klucz z otworami.
O dwunastej rozpoczyna się lunch - wybór dań duży:
mięsne, rybne, sałatki, owoce, ciasta, kawa i herbata.
Załoga Magellana jest międzynarodowa. Najwięcej jej
członków z 560 osobowego składu pochodzi z Ukrainy (141) i Indii (117), sporo z Rumunii, Filipin, Serbii, Włoch i Gruzji. Nasz steward ma na imię Win. Pochodzi z Myanmaru
(dawnej Birmy). Pasażerowie na ogół w podeszłym wieku. Przede wszystkim Anglicy
i Holendrzy. Spotykam też parę Polaków, ale od 60 lat mieszkających w Londynie.
Oprócz nich i mieszanego małżeństwa z Essex, no i nas dwóch, nie znajduję
nikogo z Polski.
O 14.30 ogłoszono alarm próbny. Trzeba było zabrać z
kabin kapoki i udać się na wyznaczony punkt zbiórki. Po założeniu kapoków
gęsiego pomaszerowaliśmy w pobliże wyznaczonej szalupy ratunkowej. Tej
ostatniej jednak nie spuszczano.
Korzystając z pięknej pogody zrobiłem sobie
sześciokilometrowy spacer po Amsterdamie. Oprócz sklepu z pamiątkami (nabyłem
do swojej kolekcji łyżeczkę za 4 euro) otwarte były tylko bary i restauracje. W
okolicy dworca kolejowego mnóstwo rowerów, a na kanałach, barek i statków. Z
trudem przypominałem sobie miejsca, które widziałem przed siedemnastoma laty.
O godzinie 18.10 odpływamy. Kolację zjadamy w barze,
choć mamy też miejsce przy stoliku w jednej z dwóch restauracji.
Na Magellanie piwo 0,33 litra można nabyć w cenie od
2,80 funta, a półlitrowe od 3,50 funta.
O godzinie dwudziestej powitalny show w wykonaniu
statkowego zespołu rozrywkowego. Kelnerki krążą po widowni teatru w oczekiwaniu
na zamówienia drinków. Oprócz wiązanki piosenek i popisów tanecznych jest też występ
magika.
Poniedziałek,
09.04.18
Dowiadujemy się o zmianie trasy rejsu że względu na
złą pogodę w okolicy kanału La Manche. Płyniemy więc odwrotnie do ruchu
wskazówek zegara przez Morze Północne wzdłuż wschodnich wybrzeży Wielkiej
Brytanii w kierunku Orkadów, które mieliśmy odwiedzić dopiero pod koniec rejsu.
Dookoła mgła, ale słońce powoli się
przebija.
W sali teatralnej prelekcja Billa Powella o gwiazdach rocka. Tym razem na
tapecie jest Brian Epstein, The Beatles i
Roy Orbison. W klubie kapitańskim nauka tańca i składania serwetek. Do
dyspozycji pasażerów jest też siłownia, kasyno, kilka barów, baseny, salon
masażu, stoliki karciane, puzzle i scrable.
Na Magellanie widać dbałość o czystość. Wszystkie
elementy statku są nieustannie pucowane. Pasażerów zaś obowiązuje dezynfekcja
rąk przed każdym wejściem do baru czy do restauracji.
Po południu kapitan Valentyn Zhukow (ur. w 1952 r w
Odessie) zaprasza na powitalne spotkanie, podczas którego przedstawia oficerów
odpowiedzialnych za poszczególne działy. Wcześniej pozuje do zdjęć. Przed
wejściem do teatru pasażerowie częstowani są szampanem. Dzisiaj obowiązuje
strój galowy. Podczas kolacji w restauracji Waldorf widzę jednak, że nie
wszyscy przywiązują wagę do niepisanych form etykiety. Są więc też tacy, którzy
zamiast garnituru czy smokingu założyli swetry. Dzielimy stolik z sędziwymi
Holendrami.
Wieczorem koncert z utworami Abby. Niezły zespół
taneczny.
O godzinie dwudziestej drugiej statek jest na
wysokości Aberdeen (na ekranie kabinowego monitora możemy obserwować ślad
trasy, prędkość i ilość pokonanych mil, stan pogody i głębokość morza).
Tej nocy trochę buja.
Wtorek,
10.04.18
Rano budzimy się w Kirkwall na Orkadach. Jest pochmurno
i chłodno. Kontrola paszportowa miała być o 9.15. Oficer imigracyjny przybyła jednak
pół godziny później. Formalności przebiegły sprawnie i w chwilę później
darmowym busem pojechaliśmy do centrum stolicy archipelagu Orkadów. Jest to
odległość zaledwie czterech kilometrów. Stąd o 10.15 rusza bus linii T 11 za 12
funtów od osoby. Po niespełna godzinie dojeżdżamy przez Stromnes do Skaill. Oglądamy klif z piaszczysto-kamienistą plażą
i zwiedzamy pozostałości neolitycznego osiedla Skara Brae sprzed 4,5 tysiąca
lat. Osada ta została częściowo odsłonięta spod warstwy piachu w wyniku
sztormów w 1850 roku. W wyniku prac archeologicznych 8 kamiennych domostw w
pełni odsłonięto w 1930 roku. Prawdopodobnie jest to najstarsze odkryte miejsce
zamieszkania człowieka w Europie. Od 1999 roku na liście UNESCO. Wstęp 7,5
funta.
Po półtorej godzinie jedziemy dalej. Jest zimno. Po
drodze widać pasące się owce, kamienne płoty i domy, faliste pagórki. Zero
lasów, czasami tylko pojedyncze krzaki. Łyse
wierzchołki niskich gór robią przygnębiające wrażenie.
Docieramy do neolitycznego kręgu Ring of Brodgar. (Tu
dodam, że podobna wycieczka ze statku kosztuje 51 f.). Dokładna data jego
powstania nie jest znana, ale szacuje się, iż powstał około czterech tysięcy
lat temu. Do czasów współczesnych zachowało się 27 z 60 kamieni. Najwyższy ma
prawie pięć metrów, zaś najniższy niewiele ponad dwa. Ustawione są w kręgu o
średnicy 104 metrów. Jest to jeden z największych kręgów kamiennych w Wielkiej
Brytanii.
Po powrocie do Kirkwall nabywam czteropak piwa Stella
Artois po 1,49 funta za puszkę. Zwiedzanie zaczynam od katedry św. Magnusa, która stanowi
centralny punkt tego dziewięciotysięcznego miasta. Jest to kościół, którego
budowa rozpoczęła się w XII wieku. Powstał na planie krzyża. Reprezentuje styl
normański, gotycki i romański. Zbudowany jest z czerwonego i żółtego piaskowca.
Należy oczywiście do Kościoła Szkocji. Obok świątyni rozciąga się cmentarz z pionowo
ustawionymi płytami nagrobnymi. Po drugiej stronie ulicy znajduje się Bishop,s
Palace, a właściwie to co z niego pozostało (wstęp 5 funtów). Nieopodal stoi Watergate.
Na statek wracam pieszo ścieżką wzdłuż portu. Po drodze
mijam przystań promową. Można stąd dostać się promem do Lerwick na Szetlandach i
do Aberdeen. Napotykam pierwsze kwitnące żonkile, a na pobliskiej łące głaszczę
grzywę małego konika szetlandzkiego. Razem pokonuję 7 km. Nadal jest pochmurno
i chłodno.
Wieczorem koncert. W dzisiejszym programie wykonywane są
piosenki zespołu Queen. Odpływamy o godzinie 22.00.
Środa, 11.04.18
Lerwick - po przepłynięciu 101 mil (187 km) z Orkadów
znaleźliśmy się na Szetlandach. Dokładnie na wyspie Mainland. Stolica
Szetlandów to małe schludne miasteczko położone u podnóża niewielkich wzgórz.
Kamienne zabudowania pną się tarasami od
portu w górę. Na południowym krańcu miasta, na skraju klifu zlokalizowany jest
cmentarz, doskonale widoczny od strony morza. Mieszka tu około 7,5 tys ludzi,
ale niespecjalnie widać ich na ulicach. Może dlatego, że środowy poranek jest
wietrzny i chłodny. Przejaśnia się dopiero przed południem.
Spod statku do centrum miasta jest blisko, ale mimo to
przygotowano dla pasażerów Magellana
darmowe busy. Wysiadamy przy molo Victoria, po czym każdy zwiedza na
własną rękę. Na początku idziemy razem z
Wojciechem Dąbrowskim. Mijamy stare rybackie domki wystające wprost z wody.
Dalej widzimy równie starą szkołę z internatem, kościół metodystów i bibliotekę
zaadaptowaną po dawnym kościele. Oglądamy z zewnątrz monumentalny ratusz.
Zachodzimy do katolickiego kościoła p.w. św. Małgorzaty, po czym udajemy się do
ruin fortu Charlotte. Otoczony wysokim murem od strony morza, najeżony lufami armat
- jeszcze dzisiaj robi wrażenie. Odwiedzam jeszcze muzeum Szetlandów. Wstęp jest
tutaj bezpłatny, a na dwóch kondygnacjach można zapoznać się z eksponatami z bliższej
i dalszej przeszłości, m.in. z rusztem do wypieku chleba, ręczną maszyną do młócenia
zboża czy też łodziami rybackimi.
W sklepie The
co-pe ative niespodziewanie znajduję piwo Tyskie. Czteropak kosztuje 6,29 funta, czyli około 30
zł. Z kolei Heineken 0,66 l 2 funty.
Odpływamy o 13.30. Towarzyszy nam świetna pogoda.
Druga część relacji tutaj
Trzecia część relacji tutaj
Druga część relacji tutaj
Trzecia część relacji tutaj
Z kapitanem Zhukowem. |
Kabina Magellana |
Magellan w Amsterdamie |
Amsterdam |
Amsterdam |
W Amsterdamie |
Kapitan Magellana |
Kelnerka na Magellanie |
Orkady - Skara Brae |
Skara Brae |
Przy kamiennym kręgu |
Ring of Brodgar |
Ring of Brodar |
Kirkwall - Bishops Palace |
Kirkwall - katedra ś. Magnusa |
Kirkwall - konik szetlandzki |
Magellan w Kirkwall |
Lerwick |
Lerwick |
Lerwick |
Lerwick - fort Charlotte |
Lerwick - muzeum Szetlandów |
Lerwick |
Lerwick |
Klif - Szetlandy |