Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Amsterdam. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Amsterdam. Pokaż wszystkie posty

Magellanem wokół Wielkiej Brytanii - Rouen, Honfleur, Londyn, Amsterdam


Wtorek, 17.04.18

Przed ósmą wpływamy do portu Rouen na Sekwanie. Zapowiada się świetna pogoda. Do centrum stolicy Normandii jest niespełna 4 kilometry, ale mimo to Magellan zapewnił transport busami. Zaczynamy zwiedzanie od ogromnej gotyckiej katedry Notre Dame. Jej iglica ma 150 metrów wysokości. Uwielbiał ją malować Claude Monet. W okolicy żołnierze z długą bronią. Widać zagrożenie atakami terrorystycznymi we Francji nie słabnie. Potem przy punkcie informacji turystycznej W. Dąbrowski tradycyjnie już korzysta z Wi-Fi, a ja udaję się na samotny spacer. Miasto sprawia pozytywne wrażenie. Jest tu sporo drzew i kwiatów. Nie brakuje też kościołów. Oglądam po kolei kościół Eglise St-Maclou, St. Ouen i St. Marc.

Następnie idę na miejscowy cmentarz. Jak wszędzie we Francji nie widać żadnych zniczy. Nie ma też ławeczek przy grobach. Na nagrobkach oprócz kwiatów ustawiane są często różne ozdoby.

Schodzę nad brzeg Sekwany i maszeruję długim bulwarem, od czasu do czasu skręcając w którąś z uliczek lub wchodząc na kolejny most. Słońce przypieka, a ja jak zwykle bez czapki. Przypiekana łysina aż skwierczy w promieniach UV.

Po pięciu godzinach mam dość. Kupuję w Auchan piwo Grimbergen (1,65 euro puszka) i wracam na statek. Endomondo pokazuje, że przeszedłem 19 kilometrów. Jest to niewątpliwie najdłuższy dystans pokonany na nogach podczas tej podróży. Do rekordowych zalicza się zresztą również przepłynięta w ostatnim etapie ilość mil morskich - 462 (ponad 855 km).

Odpływamy kwadrans po dwudziestej. Mijamy przedmieścia Rouen. Z jednej strony Sekwany płaski teren, z drugiej zalesione wzgórza opadające stromymi, wyciosanymi w wapiennej skale klifami. Pod nimi ładne kolorowe domy, ulica i biegnące równolegle do niej tory kolejowe.

Wieczorem pożegnalny koncert Rock&Roll. Pożegnanie załogi. W teatrze kelnerzy serwują bezpłatnie szampana. Uroczy wieczór.

Środa, 18.04.18

Ostatniej nocy przepłynęliśmy zaledwie 60 mil, czyli około 111 km. Magellan zacumował na terminalu w Honfleur o trzeciej rano. Na miasto wyszedłem o dziewiątej. Odwiedziłem najpierw kościół św. Leonarda. Przeszedłem nad Vieux Bassin, w którego wodach pięknie odbijają się kamienice.

Przed drewnianym kościołem św. Katarzyny liczne stoiska z owocami, sokami i warzywami. Dużo sklepów z pamiątkami. Sam kościół  wybudowany został w XVI wieku z drewna pozyskanego z rozbitych statków. Jest to największa drewniana świątynia we Francji. W dobudowanej wolno stojącej dzwonnicy znajduje się Muzeum Sztuki Sakralnej

Honfleur to rybackie miasteczko u ujścia Sekwany, tuż obok Hawru. Charakteryzują je wąskie domy z muru pruskiego, brukowane uliczki i urokliwy stary port. Miasto ocalało w czasie wojny od bombardowań.

Nietypowa toaleta publiczna na otwartym powietrzu. W środku półokrągłe niby pisuary, na zewnątrz zaś metalowa ścianka rozpoczynająca się jakieś 40 cm nad ziemią.

Przez trzy godziny przeszedłem 9,5 km. Niewiele, ale i Honfleur małe, bo liczące niespełna 8,5 tysiąca ludności. W bocznych wąskich uliczkach uwagę zwracają wysokie na minimum 2,5 metra mury oddzielające posesje od jezdni i mikroskopijnych chodników. Te charakterystyczne i solidne ogrodzenia widziałem już w wielu francuskich miastach.

Przy powrocie na statek nieco dziwna kontrola w wykonaniu francuskich służb. Trzeba było odstawić do pojemnika aparaty plecaki, telefony, portfele i pasy, a potem przejść przez bramkę wykrywającą metal. Miałoby to sens, gdyby odłożone przedmioty przechodziły przez skaner. Nic takiego nie miało jednak miejsca.

Dzisiaj wypływamy wcześniej, bo już o 15.30. Lejkowatym ujściem Sekwany przedostajemy  się na wody Kanału La Manche. Mijamy port i miasto Hawr kończące się wysokim klifem. Pogoda świetna. Wymieniany pozdrowienia z Pawłem Krzykiem, który odbywa właśnie podróż po Afryce. Dzisiaj udał się z Sudanu do Nigru.

Czwartek, 19.04.18

O ósmej rano Magellan zawinął do portu w Tilbury. Wyokrętowała się tu większość pasażerów. My postanowiliśmy jechać do Londynu (w tym miesiącu mija równo 10 lat od mojego przejazdu przez to miasto). Do stacji kolejowej idziemy prawie dwa kilometry. Bilet powrotny do Londynu kosztuje 12,10 funta. Jedziemy 35 km przez 38 minut.

W Londynie piękna pogoda. Bezchmurne niebo i 25 stopni w cieniu. Zaczynamy zwiedzanie od Tower Bridge na Tamizie. Idziemy następnie do katedry św. Pawła, przechodzimy przez most milenijny przeznaczony tylko dla pieszych. Dochodzimy do wielkiego koła zwanego Londyńskim Okiem lub Kołem Milenijnym. Obserwujemy wolno przesuwające się gondole. Wchodzimy na most westminsterski i przedostajemy się na północną stronę Tamizy. Mijamy Westminster i Big Bena szczelnie (z wyjątkiem zegara) zasłoniętego rusztowaniami. Jego remont trwa już prawie rok, a potrwa kolejne trzy lata.

Podążamy potem skrajem St. James,s Parku do pałacu Buckingham.  Spóźniamy się pół godziny na uroczystą zmianę warty. Nie wiadomo dlaczego odbywa się ona o 11.30 zamiast równo w południe. Widzimy tylko wracające w defiladowym  szyku oddziały wojska, policji konnej i towarzyszącą im orkiestrę. Chwilę stajemy przed zwieńczonym złocistymi postaciami symbolizującymi pokój i zwycięstwo Victoria Memoriał. Następnie idziemy do pobliskiego Green Parku, gdzie robimy sobie małą przerwę na lunch. Podobnie jak setki innych turystów i miejscowych rozsiadamy się beztrosko na trawie i wyjmujemy swoje wiktuały.

Dalej maszerujemy przez klasyczne punkty Londynu, czyli ulicą Piccadilly do Piccadilly Circus, gdzie w centralnym punkcie skrzyżowania znajduje się fontanna z figurką Anterosa. Na schodkach fontanny pełno młodzieży. Dalej podążamy przez Haymarket i Pall Mall, by dotrzeć wkrótce do Galerii Narodowej i słynnego Trafalgar Square z kolumną Nelsona pośrodku. Obok jest duża fontanna, a dookoła cztery ogromne lwy wykonane z brązu. Ulicą Strand i Lutgate Hill ponownie dochodzimy do  katedry świętego Pawła. Jeszcze raz oglądamy też Tower Bridge,  tym razem z lepszym światłem do zdjęć.

O 15.11 wsiadamy w pociąg a o szesnastej jesteśmy już na statku. Nasz kolejowy bilet uprawniał bowiem, jak się okazało, także do przejazdu busem na terminal. Przeszedłem dzisiaj łącznie prawie 22 km.

W Tilbury piwo Tyskie kosztuje 1,20 funta za puszkę, a więc taniej niż w Szkocji.

W ostatni etap rejsu, do Amsterdamu, wypływamy o osiemnastej. Piękny zachód słońca. Krwawa czerwień.



Piątek, 20.04.18

O godzinie jedenastej opuszczamy kabinę. W południe spożywamy ostatni lunch, a o 13.30 po raz ostatni schodzimy z Magellana. Idziemy na dworzec kolejowy. Zostawiamy bagaże w przechowalni (koszt dobowego przechowania wynosi 10 euro) i idziemy na miasto. Wędrujemy wzdłuż kanałów, które jak zwykle pełne są łódek i barek wypełnionych turystami. Na nabrzeżach zielenią się drzewa i bujnie rozkwitają tulipany. Wkrótce dochodzimy do słynnej dzielnicy czerwonych latarni. W przeszklonych witrynach stoją panie w wyzywających strojach i takich samych pozach. Niespecjalnie atrakcyjne, czasami wręcz o odstręczającym wyglądzie. Jedna z nich pokazała mi środkowy palec, gdy taksowałem ją krytycznym wzrokiem. Dalej idziemy na plac Dam ze strzelistym monumentem pośrodku. Mijamy muzeum figur woskowych Madame Tussauds i wchodzimy na brukowany wąski deptak Kalverstraat. Jest tutaj niezwykle tłoczno i gwarno. Wokół pełno muzeów, ale tym razem czas nie pozwala na ich odwiedzenie.

Przeszliśmy sześć kilometrów (razem podczas całej wycieczki przeszedłem 131 km). A skoro już mowa o liczbach, to przepłynęliśmy 2409 mil, czyli około 4461 km w ciągu 150 godzin, płynąc ze średnią prędkością szesnastu węzłów (knotów - jak mówią fachowcy) na godzinę.
Kolejna przygoda dobiegła końca.
Poprzednie części relacji: pierwsza    druga

Wnętrze Notre Dame w Rouen

Przed Notre Dame

Kościół St. Ouen

Cmentarz w Rouen

Magellan

Kośćiół św. Leonarda

Honfleur

Honfleur

Wnętrze kościoła św. Katarzyny

kościół św. Katarzyny

Toaleta w Honfleur

Klify Hawru

Katedra św. Pawłą w Londynie



Westminster

Big Ben

Na moście westminsterskim

Victoria Memorial



Green Park

Trafalgar Square

Tower Bridge


Amsterdam

Dzielnica czerwonych latarni

Amsterdam

Londyn, Trafalgar Square

Magellanem wokół Wielkiej Brytanii - Amsterdam, Orkady i Szetlandy



Zaczęło się niefortunnie - nie sprawdziłem, że PKM  nie kursuje na lotnisko w dni świąteczne przed godziną szóstą. W efekcie musiałem wezwać taksówkę, co uszczupliło mój budżet o 43 zł. Cóż, pośpiech i roztargnienie muszą kosztować...

Na lotnisku w Rębiechowie spotykam się ze znakomitym podróżnikiem Wojciechem Dąbrowskim. Będziemy razem podróżować Magellanem. To już nasza druga  (po Pamirze) wspólna wyprawa.

W samolocie kanapki, kawa, sok pomidorowy. Lot do Amsterdamu trwał godzinę i 40 minut.

Bilet z lotniska Shiphol do stacji centralnej kosztuje 5,30 euro. Automat przyjmuje tylko monety i karty. Banknotów nie chce. Pociąg jest prawie pusty. Do dworca jedziemy 15 minut.

Spacer na pobliski terminal i zaokrętowanie o jedenastej.  Robią nam zdjęcia do identyfikacji, skanują karty płatnicze i wydają plastikowe karty pokładowe. W trakcie rejsu trzeba je będzie mieć zawsze przy sobie, gdyż potrzebne będą zarówno przy wchodzeniu i wychodzeniu ze statku, jak również przy zamawianiu jakichkolwiek usług czy np. drinków w barze lub w restauracji. Po przeskanowaniu bagażu otrzymujemy kabinę na siódmym pokładzie (jest dość obszerna) i kartę klucz z otworami.

O dwunastej rozpoczyna się lunch - wybór dań duży: mięsne, rybne, sałatki, owoce, ciasta, kawa i herbata.

Załoga Magellana jest międzynarodowa. Najwięcej jej członków z 560 osobowego składu pochodzi z Ukrainy (141) i Indii (117), sporo z Rumunii, Filipin, Serbii,  Włoch i Gruzji.  Nasz steward ma na imię Win. Pochodzi z Myanmaru (dawnej Birmy). Pasażerowie na ogół w podeszłym wieku. Przede wszystkim Anglicy i Holendrzy. Spotykam też parę Polaków, ale od 60 lat mieszkających w Londynie. Oprócz nich i mieszanego małżeństwa z Essex, no i nas dwóch, nie znajduję nikogo z Polski.

O 14.30 ogłoszono alarm próbny. Trzeba było zabrać z kabin kapoki i udać się na wyznaczony punkt zbiórki. Po założeniu kapoków gęsiego pomaszerowaliśmy w pobliże wyznaczonej szalupy ratunkowej. Tej ostatniej jednak nie spuszczano.

Korzystając z pięknej pogody zrobiłem sobie sześciokilometrowy spacer po Amsterdamie. Oprócz sklepu z pamiątkami (nabyłem do swojej kolekcji łyżeczkę za 4 euro) otwarte były tylko bary i restauracje. W okolicy dworca kolejowego mnóstwo rowerów, a na kanałach, barek i statków. Z trudem przypominałem sobie miejsca, które widziałem przed siedemnastoma laty.

O godzinie 18.10 odpływamy. Kolację zjadamy w barze, choć mamy też miejsce przy stoliku w jednej z dwóch restauracji.

Na Magellanie piwo 0,33 litra można nabyć w cenie od 2,80 funta, a półlitrowe  od 3,50 funta.

O godzinie dwudziestej powitalny show w wykonaniu statkowego zespołu rozrywkowego. Kelnerki krążą po widowni teatru w oczekiwaniu na zamówienia drinków. Oprócz wiązanki piosenek i popisów tanecznych jest też występ magika.

Poniedziałek, 09.04.18

Dowiadujemy się o zmianie trasy rejsu że względu na złą pogodę w okolicy kanału La Manche. Płyniemy więc odwrotnie do ruchu wskazówek zegara przez Morze Północne wzdłuż wschodnich wybrzeży Wielkiej Brytanii w kierunku Orkadów, które mieliśmy odwiedzić dopiero pod koniec rejsu.  Dookoła mgła, ale słońce powoli się przebija.

W sali teatralnej prelekcja  Billa Powella o gwiazdach rocka. Tym razem na tapecie jest Brian Epstein, The Beatles i  Roy Orbison. W klubie kapitańskim nauka tańca i składania serwetek. Do dyspozycji pasażerów jest też siłownia, kasyno, kilka barów, baseny, salon masażu, stoliki karciane, puzzle i scrable.

Na Magellanie widać dbałość o czystość. Wszystkie elementy statku są nieustannie pucowane. Pasażerów zaś obowiązuje dezynfekcja rąk przed każdym wejściem do baru czy do restauracji.

Po południu kapitan Valentyn Zhukow (ur. w 1952 r w Odessie) zaprasza na powitalne spotkanie, podczas którego przedstawia oficerów odpowiedzialnych za poszczególne działy. Wcześniej pozuje do zdjęć. Przed wejściem do teatru pasażerowie częstowani są szampanem. Dzisiaj obowiązuje strój galowy. Podczas kolacji w restauracji Waldorf widzę jednak, że nie wszyscy przywiązują wagę do niepisanych form etykiety. Są więc też tacy, którzy zamiast garnituru czy smokingu założyli swetry. Dzielimy stolik z sędziwymi Holendrami.

Wieczorem koncert z utworami Abby. Niezły zespół taneczny.

O godzinie dwudziestej drugiej statek jest na wysokości Aberdeen (na ekranie kabinowego monitora możemy obserwować ślad trasy, prędkość i ilość pokonanych mil, stan pogody i głębokość morza).

Tej nocy trochę buja.

Wtorek, 10.04.18

 Rano budzimy się w Kirkwall na Orkadach. Jest pochmurno i chłodno. Kontrola paszportowa miała być o 9.15. Oficer imigracyjny przybyła jednak pół godziny później. Formalności przebiegły sprawnie i w chwilę później darmowym busem pojechaliśmy do centrum stolicy archipelagu Orkadów. Jest to odległość zaledwie czterech kilometrów. Stąd o 10.15 rusza bus linii T 11 za 12 funtów od osoby. Po niespełna godzinie dojeżdżamy przez Stromnes do Skaill.  Oglądamy klif z piaszczysto-kamienistą plażą i zwiedzamy pozostałości neolitycznego osiedla Skara Brae sprzed 4,5 tysiąca lat. Osada ta została częściowo odsłonięta spod warstwy piachu w wyniku sztormów w 1850 roku. W wyniku prac archeologicznych 8 kamiennych domostw w pełni odsłonięto w 1930 roku. Prawdopodobnie jest to najstarsze odkryte miejsce zamieszkania człowieka w Europie. Od 1999 roku na liście UNESCO. Wstęp 7,5 funta.

Po półtorej godzinie jedziemy dalej. Jest zimno. Po drodze widać pasące się owce, kamienne płoty i domy, faliste pagórki. Zero lasów, czasami tylko pojedyncze krzaki.  Łyse wierzchołki niskich gór robią przygnębiające wrażenie.

Docieramy do neolitycznego kręgu Ring of Brodgar. (Tu dodam, że podobna wycieczka ze statku kosztuje 51 f.). Dokładna data jego powstania nie jest znana, ale szacuje się, iż powstał około czterech tysięcy lat temu. Do czasów współczesnych zachowało się 27 z 60 kamieni. Najwyższy ma prawie pięć metrów, zaś najniższy niewiele ponad dwa. Ustawione są w kręgu o średnicy 104 metrów. Jest to jeden z największych kręgów kamiennych w Wielkiej Brytanii.

Po powrocie do Kirkwall nabywam czteropak piwa Stella Artois po 1,49 funta za puszkę. Zwiedzanie zaczynam od katedry św. Magnusa, która stanowi centralny punkt tego dziewięciotysięcznego miasta. Jest to kościół, którego budowa rozpoczęła się w XII wieku. Powstał na planie krzyża. Reprezentuje styl normański, gotycki i romański. Zbudowany jest z czerwonego i żółtego piaskowca. Należy oczywiście do Kościoła Szkocji. Obok świątyni rozciąga się cmentarz z pionowo ustawionymi płytami nagrobnymi. Po drugiej stronie ulicy znajduje się Bishop,s Palace, a właściwie to co z niego pozostało (wstęp 5 funtów). Nieopodal stoi Watergate.

Na statek wracam pieszo ścieżką wzdłuż portu. Po drodze mijam przystań promową. Można stąd dostać się promem do Lerwick na Szetlandach i do Aberdeen. Napotykam pierwsze kwitnące żonkile, a na pobliskiej łące głaszczę grzywę małego konika szetlandzkiego. Razem pokonuję 7 km. Nadal jest pochmurno i chłodno.

Wieczorem koncert. W dzisiejszym programie wykonywane są piosenki zespołu Queen. Odpływamy o godzinie 22.00.

Środa, 11.04.18

Lerwick - po przepłynięciu 101 mil (187 km) z Orkadów znaleźliśmy się na Szetlandach. Dokładnie na wyspie Mainland. Stolica Szetlandów to małe schludne miasteczko położone u podnóża niewielkich wzgórz. Kamienne zabudowania pną się tarasami  od portu w górę. Na południowym krańcu miasta, na skraju klifu zlokalizowany jest cmentarz, doskonale widoczny od strony morza. Mieszka tu około 7,5 tys ludzi, ale niespecjalnie widać ich na ulicach. Może dlatego, że środowy poranek jest wietrzny i chłodny. Przejaśnia się dopiero przed południem.

Spod statku do centrum miasta jest blisko, ale mimo to przygotowano dla pasażerów  Magellana darmowe busy.  Wysiadamy  przy molo Victoria, po czym każdy zwiedza na własną rękę. Na początku idziemy  razem z Wojciechem Dąbrowskim. Mijamy stare rybackie domki wystające wprost z wody. Dalej widzimy równie starą szkołę z internatem, kościół metodystów i bibliotekę zaadaptowaną po dawnym kościele. Oglądamy z zewnątrz monumentalny ratusz. Zachodzimy do katolickiego kościoła p.w. św. Małgorzaty, po czym udajemy się do ruin fortu Charlotte. Otoczony wysokim murem od strony morza, najeżony lufami armat - jeszcze dzisiaj robi wrażenie. Odwiedzam jeszcze muzeum Szetlandów. Wstęp jest tutaj bezpłatny, a na dwóch kondygnacjach można zapoznać się z eksponatami z bliższej i dalszej przeszłości, m.in. z rusztem do wypieku chleba, ręczną maszyną do młócenia zboża czy też łodziami rybackimi.

W sklepie  The co-pe ative niespodziewanie znajduję piwo Tyskie.  Czteropak kosztuje 6,29 funta, czyli około 30 zł. Z kolei Heineken 0,66 l  2 funty.

Odpływamy o 13.30. Towarzyszy nam świetna pogoda.
Druga część relacji tutaj 
Trzecia część relacji tutaj

Z kapitanem Zhukowem.

Kabina Magellana

Magellan w Amsterdamie

Amsterdam

Amsterdam

W Amsterdamie

Kapitan Magellana

Kelnerka na Magellanie

Orkady - Skara Brae

Skara Brae

Przy kamiennym kręgu

Ring of Brodgar

Ring of Brodar

Kirkwall - Bishops Palace

Kirkwall - katedra ś. Magnusa

Kirkwall - konik szetlandzki

Magellan w Kirkwall

Lerwick

Lerwick

Lerwick

Lerwick - fort Charlotte

Lerwick - muzeum Szetlandów

Lerwick

Lerwick

Klif - Szetlandy

Esencja Cejlonu

  Poniedziałek, 05.02.24 W niedzielę czwartego lutego wylatujemy z Okęcia zgodnie z planem, czyli o 15.05.   Boeing 347,   należący do...

Posty