Pokazywanie postów oznaczonych etykietą kolejka. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą kolejka. Pokaż wszystkie posty

Za czym kolejka ta stoi...



Zarejestrowałem dzisiaj (na własnych nogach) obrazek do złudzenia przypominający czasy, w których długie kolejki były na porządku dziennym, a Krystyna Prońko śpiewała "Za czym kolejka ta stoi" .

Miejsce i okoliczności: rejestracja do specjalistów w przychodni rehabilitacyjnej przy   Wojewódzkim Zespole Reumatologicznym im. dr Jadwigi Titz-Kosko w Sopocie.

Rejestrowanie pacjentów i wyznaczanie terminu wizyty odbywa się tutaj raz w miesiącu (oprócz przypadków nagłych). Dzisiaj właśnie był ten oczekiwany przez wielu dzień. Rejestracja miała rozpocząć się o dziewiątej, ale obszerny hol zakładu balneologicznego wypełnił się szczelnie dużo wcześniej. Długi, wielokrotnie zawijany ogonek, złożony w większości z pacjentów w wieku średnim i podeszłym, liczył sobie przynajmniej sto metrów.  W tej sytuacji pani Małgorzata z działu rejestracji rozpoczęła zapisy prawie pół godziny wcześniej.

Po kilkunastu minutach pojawiła się szansa na częściowe rozładowanie gigantycznej kolejki.  Teresa Adamowska-Puchała , szefowa działu rehabilitacji, zaproponowała bowiem, żeby  pacjenci zostawili u niej swoje skierowania, a potem po dwóch tygodniach zadzwonili i dowiedzieli się o terminie wizyty. Z tej propozycji skorzystało około czterdziestu osób. Reszta nadal twardo tkwiła w kolejce: z laskami, o kulach i tp.

Po kolejnej godzinie okazało się, że można rejestrować się także w biurze, w którym zazwyczaj odbywa się planowanie zabiegów. Informacja o tej możliwości nie do wszystkich jednak dotarła. W efekcie niektórzy, co cwańsi pacjenci, wchodzili do tego biura poza kolejnością. Nietrudno sobie wyobrazić, że po ujawnieniu tego procederu atmosfera w kolejce zrobiła się bardzo nerwowa.

Ostatecznie  do czoła kolejki dotarłem po dwóch i pół godzinach stania. Zaiste, trzeba  mieć końskie zdrowie, żeby się leczyć…
Najciekawsze zostawiłem na koniec. Otóż dzisiejsza rejestracja nie dotyczyła najbliższych dni czy też kolejnego miesiąca. Wyznaczane terminy wizyt u specjalistów obejmowały bowiem miesiąc kwiecień...

Palenica - Leśnica na nogach

Nad Grajcarkiem

Wjazd na Palenicę
 Pogoda troszkę się zepsuła, więc przed obiadem poszliśmy tylko do pijalni wód oraz na godzinny spacer na drugą stronę Grajcarka. Z perspektywy Zawodzia po raz pierwszy oglądaliśmy panoramę Szczawnicy, w tym widoczną pod lasem brzydką bryłę naszego sanatorium „Nauczyciel”.
Tym razem na poobiednie spotkanie namawiał nas przedstawiciel firmy Schumann Brand. Nie mieliśmy jednak ochoty siedzieć w świetlicy i podziwiać marketingowych chwytów sprzedawcy stalowych garnków. Wybraliśmy wycieczkę. Byłby to zapewne dobry wybór, gdybyśmy zorganizowali ją sobie na własną rękę. My jednak wykupiliśmy ją we wspominanym już  Pienińskim Centrum Turystyki. Może jednak po kolei…
W tle Bystrzyk
Leśnica
Zapłaciliśmy po 14 zł od osoby. Przed biurem PCT zebrało się nas około sześćdziesięciu osób. Przewodniczka Barbara Szela (ta sama, która była z nami w Miszkolcu) zaprowadziła nas do stacji kolejki linowej (ok. 300 metrów), po czym poleciła nam zakupić bilety. Za wjazd na Palenicę bilet normalny kosztuje 9 zł, jednak w przypadku grupy cena spada do 7 zł. Po wjechaniu na górę, na przełęczy między Palenicą a Szafranówką, przewodniczka pokazała nam majaczące w chmurach czubki Trzech Koron oraz nieco lepiej widoczną Sokolicę. Wskazała też palcem Krościenko i panoramę Szczawnicy. Znacznie więcej czasu zajęło jej namawianie nas do pozowania fotografowi, który nam towarzyszył od początku (na wycieczce do Białej Wody też był, ale p. Andrzejowi Dziedzinie – Wiwrowi nawet do głowy nie przyszło, żeby reklamować jego usługi). Tymczasem pani Szela robiła to non stop. Żeby było jasne - nie mam nic przeciwko obecności fotografa na wycieczce. Jednak namolne, wręcz natrętne przypominanie o ustawianiu się do zdjęcia, nie jest dobrą wizytówką dla przewodnika, który chce uchodzić za profesjonalistę. Przez liczne niby sesje straciliśmy sporo czasu, a przecież nie za to płaciliśmy.

Konie mechaniczne a wóz konny

Idąc szlakiem z widokiem na Bystrzyk doszliśmy do Leśnicy. Nie zwiedzaliśmy jednak tej wsi, tylko jej skrajem przeszliśmy w kierunku Dunajca. Zanim tam jednak doszliśmy, zatrzymaliśmy się na godzinny postój w Pienińskiej Chacie. Niektórzy z nas zrobili zakupy w tutejszym sklepie (piwo Kozel 0,75 euro, Golden Slivka 6,30 euro). Zaskoczył mnie nieco sposób pakowania butelek przez ekspedientkę – po prostu zawijała je w gazetę. A propos niecodziennych widoków na Słowacji, to nieco wcześniej widziałem furmankę z gnojem, której nie ciągnął koń, lecz… samochód osobowy.
Oryginalny "papier pakowy"
Z Pienińskiej Chaty udaliśmy się spacerkiem w kierunku przystani flisackiej w Szczawnicy. Stąd do biura PCT (ok. 2 km) miał nas zawieźć autokar. Nie bardzo nas to zachwycało, gdyż spod siedziby PCT do naszego sanatorium jest jeszcze kawał drogi. W ogóle zastanawiam się, za co właściwie płaciliśmy po te 14 zł. Zakładając, że było nas 60, to zebrało się 840 zł. Nie sądzę, żeby przewodniczka otrzymała za 4 godziny pracy więcej niż 200 zł. Tak czy owak, nasza grupa (z sanatorium „Nauczyciel”) w składzie piętnastu osób złożyła się po 2 złote i wynajęła bus, który podwiózł nas pod same drzwi.

Esencja Cejlonu

  Poniedziałek, 05.02.24 W niedzielę czwartego lutego wylatujemy z Okęcia zgodnie z planem, czyli o 15.05.   Boeing 347,   należący do...

Posty