Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Alaska. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Alaska. Pokaż wszystkie posty

Wielkie podróże, wielkie emocje



Jestem świeżo po lekturze książki Kierunek Północ, której autorem jest Marcin Gienieczko. Ten stosunkowo młody (rocznik 1978) podróżnik ma za sobą wiele ekstremalnych wypraw. Aktualnie przebywa w Ameryce Południowej, gdzie pokonuje Amazonkę. We wspomnianej książce opisał swoją fascynację daleką północą. A przyznać trzeba, że gruntownie poznał tereny poza kołem podbiegunowym aż na trzech kontynentach, od północnej Norwegii począwszy, poprzez Kanadę i Alaskę, Półwysep Kolski, a na Kołymie skończywszy.

Są tacy, którzy kwestionują dokonania tego podróżnika, zarzucając mu zmyślenia, a nawet oszustwo. Marcin Gienieczko odnosi się do tych pomówień, pisząc m.in.: (...)dlaczego w ludziach jest tyle zawiści, co ich popycha do takich oszczerstw. Dlaczego tworzą oszustwa? Dlaczego nie chcą porozmawiać ze mną, jeśli uważają, że coś jest nie tak, że gdzieś minąłem się z prawdą, ich zdaniem, patrząc mi prosto w oczy?

Ja nie zarzucam mu oszustwa, bo po prostu nie mam ku temu powodów. Zauważyłem jednak w jego książce parę nieścisłości, na które pragnę tu zwrócić uwagę.

Strona 75 - autor informuje, że od 24 lipca do 10 września będzie w Kanadzie. Natomiast na stronie 103 dowiadujemy się, że wylot nastąpi 28 lipca. Cztery dni różnicy to niby niewiele, ale przy planowaniu tak poważnych wypraw może mieć spore znaczenie. Co do powrotu, to na str. 137 widnieje informacja: 2 września wylatuję i 3 będę już w Polsce.

Na str. 92 autor pisze o okolicznościach zatrzymania go przez rosyjską straż przybrzeżną, cyt.: O 4 nad ranem, po dwuipółgodzinnym wiosłowaniu, dopływamy do brzegu. Potem jest opis przesłuchania, które kończy się propozycją wspólnego wypicia wódki. Gienieczko wspomina: Piję przez trzy godziny ciepłą wódkę (...) Około trzeciej nad ranem odpadam.  Dalej zaś: Nad ranem dostaję na śniadanie po raz kolejny jajka łabędzia. Jakoś dziwnie długa ta noc była...

Na stronie 107 jest mowa o rurociągu Canol: Pod koniec wojny rurociąg zamknięto. Stalową rurę i większość sprzętu zabrano (...). Identyczną informację znajdujemy na stronie 118. Powtórzeń w tej książce jest zresztą znacznie więcej, choćby cytat z Imperium Ryszarda Kapuścińskiego: Kto przeżył Magadan i Kołymę, nigdy już nie był tym, kim był kiedyś, pojawiający się na stronach 152 i 160.

Marcin Gienieczko sporo pisze o stalinowskich łagrach. Niestety, często używa błędnego określenia, jak np. na str. 152, gdy mówi  o obozach pracy, stosując zamiennik osławionych gułagów.  Tymczasem Gułag to skrót od Gławnoje Uprawlenije isprawitielno-trudowych łagieriej i kolonij, czyli Główny Zarząd Poprawczych Obozów Pracy. A zatem był jeden GUŁAG, a nie kilka, tak jak jest u nas jeden Centralny Zarząd Zakładów Karnych (CZZK).

Ciekaw też jestem, jakiej długości śledzie do namiotu miał w rzeczywistości Marcin Gienieczko. Na stronie 203 mówi on bowiem o metrowych śledziach, a osiem stron później wspomina o półmetrowych.

Wymienione wyżej nieścisłości nie wpływają oczywiście na walory poznawcze tej książki. Ktoś, kto nie miał do tej pory do czynienia z literaturą polarno-podróżniczą, na pewno dowie się wielu interesujących rzeczy. Mnie, na przykład, zainteresował wątek (niestety, urwany) dotyczący przepłynięcia pontonem rzeki Leny przez Romualda Koperskiego. Gienieczko zacytował na stronie 283  wypowiedź pracownika przystani w Kireńsku, który miał stwierdzić, że Koperski popłynął do Jakucka tankowcem a nie na pontonie. Marcin Gienieczko w książce skomentował to oględnie: Nie wiem, gdzie jest prawda, a gdzie fałsz - nie wnikam. Bardziej otwarty był (o ile to autentyczny wpis) w komentarzu zamieszczonym na Facebooku 27 września 2014 r. (cytuję bez poprawek): Kiedy odnalazlem sicieme koperskiego ze nie przeplynal Leny*plynal z Kirenska do Jakucka stakiem wiozac swoj ponton, i napisalem to w swojej ksiazce wczesniej pytalem sie o wyjasnienie Romka Koperskiego jak bylo kazal mi sksowac numer i zapomniec o kontaktach z nie podajac zadnych konkretow.

Panowie podróżnicy - chciałoby się zawołać - szanujcie się wzajemnie!

P.S. Pomijam już błędy ortograficzne, np. str 275 i dóżo.

Gość w Chicago



Gość w Chicago

Kilka dni temu na jednym z portali społecznościowych znalazłem taką oto wiadomość: Jakiś czas temu natrafiłem (w sieci) na Pańską książkę "W cieniu Sheratona", którą chciałbym przeczytać. Tak się składa, że też wydałem książkę o podobnej tematyce i zastanawiam się, czy nie chciałby się Pan wymienić? Pan mi "W cieniu Sheratona" a ja Panu "Gościa w Chicago"? Proszę pomyśleć i dać znać. Oczywiście, natychmiast się zgodziłem. Literatura faktu, a szczególnie ta dotycząca tematów emigracyjnych, interesuje mnie bowiem od dawna.

Przesyłka od Karola Stefańskiego dotarła do mnie przedwczoraj. Dzisiaj, parę  minut po północy, lekturę jego książki miałem już za sobą. "Gość w Chicago" należy bowiem do tego rodzaju książek, które czyta się za jednym posiedzeniem. I nie mam tu wcale na myśli niewielkiej objętości (tom składa się z 234 stron). Wspomnienia autora z sześcioletniego pobytu w Stanach Zjednoczonych są bowiem tak wciągające, że czyta się je jednym tchem. Żeby nie było zbyt dużo lukru, dodam od razu,   że pewne małe fragmenty książki nieco mnie nudziły. Myślę tu o wywodach autora na temat różnic w systemach edukacji w Polsce i USA.

Karol Stefański poleciał za ocean jako jeden z tysięcy uczestników studenckiego programu Work&Travel. Od innych studentów różni go jednak to, że  nie ograniczył się do trzymiesięcznego legalnego pobytu na ziemi amerykańskiej. Jak już wyżej wspomniałem, został tam o wiele dłużej. Sam załatwiał sobie kolejne miejsca zatrudnienia i przez cały czas intensywnie się uczył. Nie tylko języka, ale także różnych odmian tańca (klasyczny, latynoamerykański) oraz... trenowania piłki nożnej. Jednocześnie korzystał z życia, biorąc udział w imprezach towarzyskich, koncertach (np. Budki Suflera czy Paktofoniki) i spotkaniach z ciekawymi ludźmi (Jan Tomaszewski). Przy okazji zwiedził kawał Ameryki, w tym Alaskę, Detroit, Los Angeles, no i oczywiście tytułowe Chicago.

Ten wpis nie rości sobie prawa do miana recenzji. Zawarłem w nim po prostu moje odczucia po lekturze książki.  Na pewno warto ją przeczytać, choćby dlatego, że (cytuję fragment dedykacji autora) "Ciekawymi historiami należy się dzielić, podawać dalej z nadzieją, że zainspirują innych".

Tak też czynię...

Esencja Cejlonu

  Poniedziałek, 05.02.24 W niedzielę czwartego lutego wylatujemy z Okęcia zgodnie z planem, czyli o 15.05.   Boeing 347,   należący do...

Posty