Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Gonio. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Gonio. Pokaż wszystkie posty
Migawki z Gruzji

Polskie akcenty w Gruzji
Z
pierwszym przejawem sentymentu do naszego kraju zetknąłem się w Gelati koło Kutaisi.
Nasza gospodyni Maja - właścicielka gospodarstwa agroturystycznego Korena -
ubierała się podczas naszych wizyt (łącznie spędziliśmy tam trzy noce) w
czerwoną koszulkę z wielkim białym orłem na piersiach. W trakcie powitalnej kolacji, podczas której lokalny
zespół muzyczny w ludowych strojach zaprezentował wiązankę gruzińskich melodii
z popularnym "Suliko" włącznie, Maja wzniosła toast za
gruzińsko-polską przyjaźń. A propos toastów w Gruzji - są one nie tylko
zdawkowym "na zdrowie" czy "no to chlup w ten głupi dziób",
lecz często długimi i interesującymi
sentencjami. Osobiście najbardziej podobał mi się toast, który brzmiał tak: Oby drzewa, z których będą zrobione nasze
trumny, rosły jak najdłużej".
Z
kolei podczas postoju w przydrożnym punkcie gastronomicznym niedaleko znanego
niegdyś uzdrowiska Borjomi, natknęliśmy się na grupę mężczyzn pijących wódkę.
Oni również pozytywnie zareagowali na dźwięk polskiej mowy, co wyraziło się
wzniesieniem toastu i wypiciem (oczywiście do dna) za obopólne zdrowie.
Podobnych przejawów życzliwości było znacznie więcej, choćby wśród sprzedawców
soku z granatów (5 lari za kubek) czy handlujących przysłowiowym mydłem i
powidłem na miejskich i wiejskich targowiskach. Jedni chwalili się znajomością
nazw polskich miast, inni zaś przywoływali zapamiętane zapewne z programów
telewizyjnych postacie takie jak Jaruzelski czy Mikulski. Ktoś wspomniał nawet
o zamordowanym księdzu Popiełuszce, tytułując go pomyłkowo pastorem. Miłym
akcentem było także zwieńczenie kolacji w jednej z restauracji w Tbilisi.
Miejscowy zespół muzyczny po odegraniu wiązanki gruzińskich melodii zafundował
nam (co prawda tylko nagrania) takie
piosenki jak: Szła dzieweczka do
laseczka, Hej sokoły i nieśmiertelne Batumi
zespołu Filipinki. A tak na
marginesie to w Batumi trudno już znaleźć herbaciane pola. Można je spotkać
dopiero w okolicy Ureki...
Co
do wspomnianych na początku polskich akcentów w Gruzji, to na pewno najbardziej
wyeksponowana jest postać tragicznie zmarłego prezydenta Lecha Kaczyńskiego i
jego małżonki. Ulice ich imienia znajdują się w Batumi i w Tbilisi. Ponadto w
stolicy Gruzji na jednym ze skwerów umieszczono popiersie Lecha Kaczyńskiego.
Nieco mniej znany jest fakt upamiętniania tragicznej śmierci Dagny Juel, żony
pisarza Stanisława Przybyszewskiego. Przypomnijmy więc, że 115 lat temu w
pokoju Grand Hotelu Dagny została
zastrzelona przez swojego zazdrosnego kochanka Władysława Emeryka. On sam
zresztą zaraz potem popełnił samobójstwo. Zdarzenie to upamiętnia tablica
umieszczona na ścianie kamienicy, w której niegdyś mieścił się hotel. Na
czarnym tle umieszczono biały napis w języku gruzińskim i angielskim: W tym budynku (byłym Grand Hotelu) norweska
pisarka Dagny Juel (1867 - 1901) zmarła śmiercią tragiczną.
Przenieśmy
się teraz do doliny Pankisi. Znajduje się tutaj kilka wiosek zamieszkanych
przez uchodźców z Czeczenii. Są to w głównej mierze Kistowie wyznania
sunnickiego. W Dżokolo, w domu naszych
gospodarzy, odbył się koncert miejscowego zespołu folklorystycznego. Wśród
wykonawców była także bohaterka wydanej przed prawie dwoma laty książki
Wojciecha Jagielskiego Wszystkie wojny
Lary. Lara była matką Szamila i
Raszida. Obaj zostali zwerbowani przez Państwo Islamskie i obaj zginęli w
Syrii. Dowiedziałem się o tym dopiero po koncercie i wtedy zrozumiałem,
dlaczego Lara śpiewała tak przejmująco smutnym głosem.
Wielu
Polaków z powodzeniem prowadzi działalność gospodarczą w Gruzji. Z pierwszym
przypadkiem zetknąłem się na plaży w Gonio nieopodal Batumi. Szliśmy akurat
ścieżką w kierunku morza. Wtem leżący w hamaku pod budą krytą blachą falistą
brodaty i długowłosy młodzian odezwał się po polsku:
-
Zapraszam do nas.
Bar w Gonio |
Przenieśmy
się teraz w pobliże granicy z Azerbejdżanem. Tutaj, prawie 80 kilometrów od
Tbilisi, na zupełnym pustkowiu znajduje się miejscowość Udabno. Zamieszkują ją
przesiedleńcy ze Swanetii, czyli gruzińscy górale. Za czasów Związku
Radzieckiego sztucznie nawadniano ziemię, więc rosły tu arbuzy i pomidory. Po uzyskaniu
niepodległości przez Gruzję przestano dbać o system irygacyjny. Ziemia zaczęła
stepowieć. Przez wiele lat nic się tutaj nie działo. Przez wieś przebiega
jednak szlak do zespołu górskich monastyrów Dawit Geredża. Któregoś razu trafił
tu Ksawery Duś ze swoją dziewczyną Anną Gajdą. Nie wiem, które z nich pierwsze
wpadło na pomysł otwarcia restauracji na pustkowiu, ale faktem jest, że trzy
lata temu wspólnie otworzyli Oazis Club. Z biegiem czasu ich drogi życiowe
rozeszły się, ale interes funkcjonuje i dalej się rozwija. W tej chwili oprócz
restauracji turyści mogą skorzystać także z możliwości noclegu. Nieopodal
postawiono bowiem pięć przylegających do siebie pudełkowych domków. W każdym z
nich jest toaleta z prysznicem oraz trzy miejsca do spania (na ścianach plakaty
z nazwami polskich miast). Jakby tego było mało, można zanocować w sąsiednich
gospodarstwach. Właściciele Oazis Club przekonali bowiem niektórych mieszkańców
Udabna do zaadaptowania domów na potrzeby agroturystyki. Ale to jeszcze nie
wszystko - przy Oazis Club powstała także Art Scene Gallery, w której
organizuje się wystawy i koncerty.
Oazis Club w Udabno |
Bar Warszawa |
Szczegółowa relacja tutaj
Etykiety:
Ania Gajda,
Dagny Przybyszewska,
Gelati,
Gonio,
Gruzja,
Lech Kaczyński,
Oazis Club,
polskie akcenty,
Tbilisi,
Udabno

Gruzja - Batumi i Kazbek
Uszba |
W środę piątego dnia podróży wyruszyliśmy w
stronę Morza Czarnego. Jeszcze
pożegnalny rzut oka na Uszbę - jeden
z najwyższych szczytów Kaukazu - i powoli opuszczamy góry. Jeden z postojów
wypada przy cmentarzu. W osobnym artykule pisałem o tym tak:
Z innym
objawem sympatii i gościnności zetknęliśmy się na... cmentarzu. W drodze ze
Swanetii do Adżarii zatrzymaliśmy się, żeby zrobić zdjęcia charakterystycznych
grobowców z zadaszeniem. Tu trzeba wyjaśnić, po co te dachy nad grobami, z
daleka wyglądającymi jak ogrodowe altany. Otóż Gruzini mają w zwyczaju
biesiadowanie przy miejscach wiecznego spoczynku swoich bliskich. Dachy chronią
ich więc przed słońcem i deszczem. A jeżeli nawet sami nie biesiadują, to
zostawiają przy grobach butle z winem lub czaczą (wódka z winogron), żeby
zmarłym było raźniej. Ktoś z nas poprosił spotkanych na cmentarzu mężczyzn o
wodę. Kiedy dowiedzieli się, że jesteśmy z Polski, przynieśli do naszego busa
miskę z pokrojonymi pomidorami i ogórkami, tacę z chlebem puri, ser sulguni
oraz pokaźnych rozmiarów dzban z winem. Za poczęstunek nie chcieli wziąć ani
pół lari. Przyjęli jedynie czekoladę dla syna jednego z nich.
Cmentarz z poczęstunkiem |
Plaża w Gonio |
Pod drodze zatrzymujemy się na kawę w
poznanym już kilka dni wcześniej Zugididi.
W miejscowym urzędzie miejskim wraz z żoną korzystamy z dostępu do internetu.
Do Gonio dojechaliśmy wczesnym
popołudniem. W programie był co prawda planowany nocleg w Ureki, ale nastąpiła jakaś zmiana. Jak się okazało - na gorsze.
Hotel, który został zarezerwowany dla nas przez Barentsa, oferował tylko
czteroosobowe pokoje. Ania trochę się zdenerwowała, ale zadziałała szybko i
sprawnie. Po wykonaniu kilku telefonów podjęła decyzję o zakwaterowaniu nas w pobliskim Batumi. Póki co jednak, żeby nie tracić czasu, zostawiliśmy rzeczy
w pobliskim hostelu i poszliśmy na plażę. Woda w morzu była ciepła i sprzyjała
kąpieli. Popływałem trochę, ale miłą atmosferę zepsuł nieco Rysiek, który
odmówił zapłacenia za leżak. Nie chodziło o wielkie pieniądze, raptem o 3 lari,
ale on uparł się i powiedział, że nie zapłaci. W efekcie został pozbawiony
leżaka. A trzeba wiedzieć, że na tej
plaży nie ma piasku, więc perspektywa leżenia na kamieniach nie jest zbyt
przyjemna.
A oto inna notatka z mojego artykułu
"Polskie akcenty w Gruzji":
Szliśmy
ścieżką w kierunku morza. Wtem leżący w hamaku pod budą krytą blachą
falistą brodaty i długowłosy młodzian odezwał się po polsku:
- Zapraszam do nas.
Obejrzałem się zaskoczony i zobaczyłem, że w
głębi tej rudery (dawny garaż) znajduje się bar. Jeden stół zrobiony był z
postawionego na sztorc bębna po jakimś kablu, drugi zaś zbity z palet. Przed
ladą wisiał plakat z wizerunkiem wspomnianego młodzieńca z podpisem Simon
Dread. Wkrótce okazało się, że to pseudonim Szymona, który grywał wcześniej
reggae w Tbilisi. Teraz zaś od dwóch lat prowadzi wspólnie z Karoliną Nyabinghi
Reggae/Ethnic Bar. Serwują dania wegetariańskie i napoje. Przed wejściem napis
w języku angielskim, gruzińskim i polskim: Witajcie w naszej bajce. Zamawiamy
zupę. Kosztuje 6 GEL (około dziesięciu
złotych). Jest smaczna i pożywna. Nie ulega wątpliwości, że ten bar,
zlokalizowany przy kamienistej plaży, z dala od zgiełku dużego miasta, ma swój
urok i klimat. Patrząc nań od strony
morza, widzimy w tle zielone pasmo górskie i wielki biały krzyż na szczycie
jednej z gór.
Polski bar w Gonio |
Batumi |
Tuż przed
zachodem słońca dojechaliśmy do hotelu Anadolu
w Batumi. Zlokalizowany jest on w pobliżu
promenady, praktycznie w sercu starówki. Odbyłem szybki spacer, aby korzystając
z resztek dobrego światła, zrobić kilka fotek. Wieczorem tę samą trasę
powtórzyłem z resztą grupy. Podświetlone obiekty wyglądały zupełnie inaczej niż
w dziennym świetle, bardziej malowniczo i zarazem tajemniczo. Na dłuższą chwilę
zatrzymaliśmy się przy grających fontannach. Podobne widziałem wcześniej w
Pradze i w Barcelonie. Kolejny samotny spacer odbyłem następnego dnia po
śniadaniu. Wtedy dopiero zauważyłem charakterystyczne karuzele na ścianie jednego
z wieżowców. Niestety, nie było czasu, aby zażyć przejażdżki na wysokości...
Zdążyłem jeszcze przejść promenadą wzdłuż pięknie utrzymanej ścieżki rowerowej,
rzucić okiem na ażurową wieżę z
gruzińskim alfabetem, fontannę z kobietą na rowerze trzymającą w ręku parasol i
już trzeba było jechać dalej.
Grające fontanny w Batumi |
Ścieżka rowerowa w Batumi |
Przed nami
była blisko dziesięciogodzinna jazda. Znowu jechaliśmy w góry. Tym razem do Stepancmindy (dawne Kazbegi) u stóp drzemiącego wulkanu Kazbek (5033 m n.p.m.). W pobliżu Ureki zatrzymaliśmy się przy słynnych
herbacianych polach. Zszedłem ze skarpy, aby zerwać parę listków zielonej
herbaty. Wzdłuż równo posadzonych rzędów herbacianych krzewów krążyły krowy,
wyjadając zbędne trawy i chwasty.
Herbaciane pola k/Ureki |
Uplisciche |
Kolejny
postój przypadł w Uplisciche na
wschodzie Gruzji. Zwiedziliśmy tutaj pozostałości skalnego miasta z I wieku
naszej ery. Nic szczególnego dla kogoś, kto widział podobne miasta, np. w
Kapadocji. O wiele ciekawsze, przynajmniej emocjonalnie, było Gori, rodzinne miasto Stalina. Znajduje
się tutaj muzeum poświęcone następcy
Lenina, salonka (zawsze nią podróżował, gdyż bał się latać samolotami), jego
pomnik oraz obudowany masywnymi kolumnami fragment kamienicy, w której
przyszedł na świat. Na ścianie pobliskiego supermarketu widnieje duży portret
generalissimusa.
Gori -salonka Stalina |
Chinkali |
Grubo po
zmroku dojeżdżamy na miejsce. Nasza grupa zostaje zakwaterowana w trzech
domach. My z Elą, jednym małżeństwem z Wrocławia oraz z trzema paniami zajmujemy kamienny dom, w którym serwowane są
posiłki. Przygotowuje je starsza kobieta, której pomaga córka lub synowa. Tu po raz pierwszy próbuję chinkali (pierogi z mięsem i sosem).
Okno naszego pokoju wychodzi na Kazbek. Rano
trafiam na moment, kiedy szczyt tego pięciotysięcznika pięknie błyszczy na tle
błękitnego nieba. Później wierzchołek został zasnuty chmurami i trudno było
zrobić w miarę dobre zdjęcie. Według wierzeń greckich do zbocza tej góry przykuty
był Prometeusz.
Kazbek |
Cminda Sameba |
Pierwszym
punktem siódmego dnia podróży jest wspinaczka na górę, na której szczycie
znajduje się klasztor Cminda Sameba. Do
pokonania jest nieco ponad 4 kilometry w jedną stronę. Trzeba tylko wdrapać się
z wysokości 1733 m npm na 2194 m npm. Zajmuje mi to godzinę i 3 minuty.
Niektórzy z naszej grupy nie ryzykują podejścia i wynajmują samochód. W tym
miejscu muszę podkreślić, że jestem dumny ze swojej żony, gdyż samodzielnie
pokonała całą trasę. Mozolną chwilami wspinaczkę rekompensują wspaniałe widoki
spod klasztoru. Z jednej strony Kazbek, z
drugiej zaś Wąwóz Darialski i w
dole Stepancminda. Słońce grzało na
tyle mocno, że moje czoło i nos (zapomniałem o czapce i posmarowaniu się kremem)
przypominało wkrótce kolor raka wyciągniętego z wrzątku.
Po południu wyruszamy w kierunku wodospadu Gweleti. Trasa biegnie wąską, miejscami
stromą ścieżką, ale jej długość to zaledwie trzy kilometry w obie strony a
przewyższenie niespełna 200 metrów. Mimo to niektórzy nieźle się pocą, zanim docierają
w pobliże czoła wodospadu. Tego dnia zwiedziliśmy jeszcze tylko pozostałości twierdzy
Sno i wróciliśmy na kwatery.Wodpospad Gweleti |
Twierdza Sno |
Pierwsza część relacji : Gruzja - Kutaisi i Swanetia
Trzecia część relacji: Gruzja - od Ananuri do Tbilisi
Czwarta część relacji: Armenia i powrót
Batumi
Etykiety:
Batumi,
Cminda Sameba,
Gonio,
Gruzja,
Gweleti,
Kazbek,
Morze Czarne,
Sno,
Stepancminda,
Uplisciche

Subskrybuj:
Posty (Atom)
Punta Cana i Santo Domingo
Poniedziałek, 17.02.25 Zanim opuściliśmy pokład statku Costa Fascinosa w La Romana musieliśmy rozliczyć się z wydatków poniesionych po...

Posty
-
Od blisko dwóch lat nie kupuję chleba w sklepach tylko samodzielnie wypiekam go w domu. Nic więc dziwnego, że znajomi od czasu do czasu...
-
Ulotka Fundacji Miej Serce W skrzynce pocztowej znalazłem nietypową przesyłkę: białą kopertę z czymś twardym w środku, bez adresu n...
-
Energa - opłata za wezwanie Zazwyczaj regularnie uiszczam opłaty za czynsz i media. Zdarzyło mi się jednak zapomnieć o dokonaniu p...
-
Autor: Stanisław Kmiecik W swojej skrzynce pocztowej znalazłem przesyłkę zawierającą sześć kartek świątecznych z kopertami, mini ka...
-
Zdjęcie pochodzi z 2013 roku, ale właśnie to auto prowadziłem wczoraj Znane powszechnie przysłowie mówi, że chytry dwa razy traci. ...
-
Moroszka - główny cel wyjazdu Układ był prosty, przynajmniej teoretycznie. Danka i Sławek, których po raz pierwszy zawiozłem do ...
-
"Nikoś" Nikodem Skotarczak Mówi się, że po śmierci wszyscy są równi i że do grobu niczego nie zabierzemy. Fakt, niczego ni...
-
Ireneusz Gębski książki Blogowanie jest (myślę, że zgodzą się mną inni blogerzy) formą nałogu. Obserwujemy statystyki wejść na nas...
-
Z serwisu MojeKartki.info otrzymałem maila z taką oto propozycją: Witaj Początek Nowego Roku to bardzo dobra okazja do wysłania eka...
-
Przed pokazem Philipiaka Od dość dawna nie byłem na żadnym pokazie. Skorzystałem zatem z zaproszenia od firmy Philipiak Milano. Zani...