Pokazywanie postów oznaczonych etykietą reklamacja. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą reklamacja. Pokaż wszystkie posty

Uwaga na grzańca z Carrefoura



Inna cena na półce, inna przy kasie - sytuacja jakich wiele w naszych super i hipermarketach. Nie robiłbym z tego większego problemu, bo przecież każdemu może zdarzyć się pomyłka. Nie chciałbym też pochopnie posądzać menadżerów sklepowych o celowe oszukiwanie klientów. Po ostatnim doświadczeniu zastanawiam się jednak, czy to nie jest aby  świadome działanie.
Ostatnie mrozy skłoniły mnie do zakupu wina o nazwie "Grzane Góralskie". Przy pierwszej butelce "grzańca" nie zwróciłem większej uwagi na cenę. Dzisiaj jednak popatrzyłem uważniej. I co się okazało? Cena uwidoczniona na półce wynosi 14,09 zł, zaś po drodze do kasy urasta do 15,25 zł. Kiedy zwróciłem na ten fakt uwagę kasjerce, odesłała mnie do punktu informacji dla klientów. Pani obsługująca ów punkt, po wysłuchaniu moich zastrzeżeń odnośnie braku korelacji między półkowymi i kasowymi cenami, zapytała mnie:
- A zapłacił pan za to wino?
- Oczywiście, że nie!
- No to co pan chce? Jakby pan zapłacił, to zwróciłabym różnicę.
Nie pomogły  wyjaśnienia, że nie chodzi tylko o mój jednostkowy przypadek, lecz o wyeliminowanie błędu. Nieważne, czy na półce z winami czy w systemie kasowym. Cena przy kasie powinna być identyczna z tą na wywieszce przy danym towarze. Koniec i kropka!
- To niech pan idzie na dział z winami, a nie wyżywa się na mnie! - usłyszałem.
- Ja nie wiem, kto i gdzie popełnił błąd - próbowałem jeszcze łagodnej perswazji. -  Skoro pani pracuje w punkcie informacji, to chyba pani obowiązkiem jest przekazanie uwag klientów do osób odpowiadających za poszczególne działy.
- Jakby pan zapłacił, to zwróciłabym różnicę - wróciła do swojej śpiewki. - A tak to nie mamy o czym rozmawiać.
Faktycznie, dalsza rozmowa nie miała sensu. Pytanie tylko, ilu klientów po zapłaceniu sprawdza paragon i wraca z reklamacją...
Rzecz działa się w sklepie Carrefour zlokalizowanym w gdańskiej Galerii Bałtyckiej.

PKP Intercity raz jeszcze



Psioczyłem niedawno na PKP Intercity. Tymczasem firma ta nie zawsze jest bezduszna. Otrzymałem właśnie spóźnioną odpowiedź na moją ostatnią reklamację (sporządzono ją w ostatnim dniu trzydziestodniowego terminu, potem przeleżała się parę dni na poczcie). Jak wynika z treści pisma - za opóźnienie pociągu otrzymam nie tylko odszkodowanie w wysokości 25 procent wartości biletu kolejowego, ale też pełną kwotę za niewykorzystany bilet na autokar, na który nie zdążyłem w wyniku spóźnienia pociągu. W sumie będzie to 198 złotych, a więc niebagatelna kwota, jeśli chodzi o podróże krajowe.
Powinienem się cieszyć z pozytywnego załatwienia sprawy i nie drążyć dalej. Nie daje mi jednak spokoju świadomość faktu, że moja pierwsza reklamacja (złożona drogą internetową) dotycząca tego samego tematu została w całości odrzucona. Dlaczego wtedy nie brano pod uwagę  możliwości zwrotu pieniędzy za utracony bilet na połączenie autobusowe, a teraz raptem stało się to możliwe? Czy tylko dlatego, że teraz dołączyłem oryginały biletów do reklamacji i osobiście zaniosłem ją do punktu kasowego PKP Intercity? A może znaczenie ma to, kto rozpatruje daną reklamację? Za pierwszym razem była to p. Ewa, a za drugim p. Małgorzata. Ta pierwsza napisała w uzasadnieniu negatywnej decyzji: Rozumiemy Pana niezadowolenie spowodowane opóźnieniem ww. pociągu oraz niedogodności z nim związanych, niemniej jednak brak jest podstaw do wypłaty odszkodowania. Druga zaś nie tylko znalazła podstawy, ale też dodała uprzejmą formułkę: Jest nam przykro z powodu trudności podczas podróży.

Intercity ma w nosie terminy...



Cztery dni  temu upłynął trzydziestodniowy termin odpowiedzi na reklamację złożoną w PKP Intercity (pisałem szerzej o moim problemie tutaj).  Początkowo chciałem wykonać telefon z zapytaniem o jej losy. Kiedy jednak na potwierdzeniu złożenia reklamacji ujrzałem informację, że minuta połączenia z infolinią kosztuje 1,29 zł, zrezygnowałem. Gołym okiem widać, że jest to jawna drwina z petenta. Wiadomo przecież, że zanim jakiś konsultant odbierze telefon, najpierw trzeba posłuchać nastrojowej muzyczki. A jeżeli już odbierze, to zreferowanie sprawy i  jej ewentualne wyjaśnienie zajmie kolejne minuty. Tymczasem licznik będzie tykał. Czasami może więc zdarzyć się tak, że więcej będzie nas kosztowało połączenie telefoniczne niż  wartość  samej reklamacji. Nie chcąc wpadać w tę pułapkę, wykorzystałem możliwość kontaktu internetowego. Owszem, szybko otrzymałem potwierdzenie przyjęcia zapytania, ale merytorycznej odpowiedzi póki co nie ma.
Dodam jeszcze, że zgodnie z regulaminem PKP Intercity za opóźnienie pociągu o 60 do 119 minut przysługuje odszkodowanie w wysokości 25 procent wartości biletu. Sęk w tym, że kwota rekompensaty nie może być niższa niż równowartość 4 euro. W przeciwnym razie można tylko pomarzyć o częściowym chociażby zniwelowaniu poniesionych kosztów.

Oszuści i poczta - ciąg dalszy



Wczoraj przyszła wreszcie oficjalna odpowiedź Poczty Polskiej na moją reklamację (pisałem o tym szerzej tutaj). Nie listem poleconym, jak mnie zapewniano, lecz zwykłym. Ponad trzy miesiące potrzebne było pracownikom Sekcji Reklamacji Zagranicznych, aby ustalić to co było oczywiste od samego początku, a mianowicie to, że przesyłka nie została zatrzymana i trafiła do adresata wbrew mojej woli. Oto fragmenty pisma, które podpisała Magdalena Bogucka:
Na podstawie przeprowadzonego postępowania reklamacyjnego ustalono, że reklamowana przesyłka została doręczona dnia 8 grudnia 2016 roku (...).
Przesyłka nie została zatrzymana, ponieważ w dniu 02 grudnia 2016 roku, kiedy zostało złożone żądanie wycofania i zwrócenia przesyłki, paczka była już przekazana do ładunku lotniczego (...).
W związku z powyższym Centrum Obsługi Finansowej zwraca opłatę za niewykonanie usługi zatrzymania i zwrotu przesyłki do nadawcy w wysokości 38 zł.
Za nienależyte wykonanie zleconej usługi oraz wszelkie komplikacje spowodowane tym faktem, uprzejmie przepraszamy.
Bardzo ładnie! Poczta przyznaje się do nienależytego wykonania usługi i nawet przeprasza, ale nie zająknie się ani słowem na temat zadośćuczynienia. Nie mówię o jakimś wydumanym odszkodowaniu, lecz wyłącznie o pokryciu moich strat. Jest przecież rzeczą naturalną, że jeżeli na przykład jakaś linia lotnicza odwołuje lot, to pasażerowie oprócz zwrotu wartości biletów otrzymują także rekompensaty finansowe za stracony czas.
A co do meritum, to tłumaczenie, iż "paczka była już przekazana do ładunku lotniczego" jest po prostu niewiarygodne. Przypomnę, że żądanie zatrzymania przesyłki złożyłem o godzinie 14.00 drugiego grudnia, a  dopiero o 9.36 następnego dnia opuściła ona Węzeł Ekspedycyjno-Rozdzielczy (WER) w Warszawie. Nie znaczy to bynajmniej, że w tym samym czasie została wysłana z kraju (w Malmo w Szwecji pokazała się dopiero 5 grudnia). Tak czy owak, od mojej interwencji do wypuszczenia paczki z WER upłynęło prawie 20 (!) godzin. To jest naprawdę dużo czasu, nawet jak na pocztowe standardy. Byłoby zatem lepiej dla Poczty Polskiej, gdyby bez zbędnej zwłoki uznała moje skromne roszczenia, zanim zobligują ją do tego inne instytucje, np. sąd...
Póki co wysyłam odwołanie od tej kuriozalnej decyzji.

Reklamacje i reakcje



Mimo upływu ponad trzydziestu dni od ukazania się grudniowego numeru miesięcznika "Podróże", nadal nie otrzymałem obiecanego w ramach nagrody za wyprawę miesiąca aparatu fotograficznego. Napisałem więc dzisiaj rano do Karoliny Błachnio maila z prośbą o wyjaśnienia. Niestety, mail nie dotarł. Po wejściu na stronę "Podróży" zorientowałem się, że pani Karolina nie jest już sekretarzem redakcji. Wysłałem więc list na ogólny adres miesięcznika. Ponieważ przez kilka godzin nikt nie reagował, odszukałem Karolinę Błachnio na Facebooku i tam wysłałem jej wiadomość: 
Dzień dobry, zauważyłem, że nie pracuje już Pani w miesięczniku "Podróże" (adres mailowy jest nieaktywny). Tymczasem do tej pory nie otrzymałem obiecanej przez Panią nagrody miesiąca. Czy jest Pani w stanie wpłynąć na obecnego sekretarza redakcji, aby wysłał mi aparat? Pozdrawiam i życzę sukcesów w Nowym Roku.
Pani Karolina odpowiedziała prawie natychmiast: Dzień dobry. Przesłałam właśnie Pana wiadomość do redakcji magazynu. Mam nadzieję, że otrzyma Pan nagrodę – nigdy nie było z tym problemów, to musi być zwykłe przeoczenie. Jeśli by były najlepiej kontaktować się z naczelną – Marią Brzezińską lub z nowym sekretarzem. Pozdrawiam, wszystkiego dobrego.
Już po kilku minutach zadzwonił do mnie Przemysław Karolak (nowy sekretarz redakcji) i przeprosił za opóźnienie. Obiecał wysłać przesyłkę jeszcze dzisiaj. To się nazywa szybka i rzeczowa reakcja. To rozumiem i tym samym polecam innym. Na przykład Poczcie Polskiej, której na rozpatrzenie reklamacji potrzeba aż trzech miesięcy!

Esencja Cejlonu

  Poniedziałek, 05.02.24 W niedzielę czwartego lutego wylatujemy z Okęcia zgodnie z planem, czyli o 15.05.   Boeing 347,   należący do...

Posty