
Co do samego
jarmarku, to wspominam lata osiemdziesiąte (pierwszy raz byłem tutaj w 1983
r.), kiedy impreza ta była okazją do zrobienia konkretnych zakupów. Jak
wiadomo, w sklepach były najczęściej puste haki i takież półki. Za sprzętem rtv
czy agd tworzyły się długie społeczne kolejki. Tymczasem na jarmarku można było
często nabyć potrzebne elementy wyposażenia kuchni, łazienki czy salonu. To
samo dotyczyło książek. Do dzisiaj mam w swojej biblioteczce trzytomowy Słownik
Języka Polskiego nabyty na Jarmarku św. Dominika.
Obecnie jarmark to
przede wszystkim atrakcja turystyczna. Zakupy robimy przecież głównie w
galeriach i hipermarketach. Tu nabywamy co najwyżej pamiątki i uzupełniamy
swoje kolekcje na targu staroci. No i jest jeszcze okazja do najedzenia się. Na
terenie jarmarku znajdziemy mnóstwo stoisk z rozmaitymi potrawami,
niekoniecznie lokalnymi. Króluje bowiem góralski oscypek, litewski chleb czy
węgierski langosz. Można też oczywiście zaspokoić głód pajdą chleba ze smalcem,
golonką, pieczoną kiełbasą, pierogami czy bigosem. Trzeba jednak mieć
świadomość, że tanio nie będzie.
Jest też spory
wybór piw i win. W tym sezonie widać dużo stoisk z ekologicznym winem owocowym.
Rzecz jasna, jest możliwość degustacji. Butelka takiego wina kosztuje od 25 do
28 zł. Ja tradycyjnie zostaję przy piwie, więc na Targu Węglowym zamawiam
Specjala z kija za jedyne 6 zł.
A tutaj trochę obrazków z tegorocznego jarmarku: