Od soboty boli mnie gardło. Prawdopodobnie
jest to spowodowane piątkową wyprawą do Wielkiego Lipnika. Najpierw, jadąc pod
górę, spociłem się, a podczas zjazdu w dół zostałem owiany chłodnym górskim
powietrzem. Kupiłem w aptece jakieś pastylki do ssania, choć stojący obok gość
radził mi „walnąć setę z pieprzem”.
Pogoda zmienna: trochę słońca, nieco deszczu
i sporo chmur. Nie wybrałem się na dłuższą wycieczkę, więc z braku lepszego
zajęcia zacząłem przyglądać się mojej karcie ordynacyjnej, czyli dokumentowi, z
którym każdy kuracjusz musi zgłaszać się na poszczególne zabiegi. Zaciekawiły
mnie między innymi takie wskazówki:
Samowolne
przedłużanie czasu trwania zabiegu ponad normę określoną przez lekarza jest
niedopuszczalne i szkodliwe dla zdrowia.
W czasie
kąpieli proszę nie zanurzać ciała poniżej przepisowego poziomu.
Hm, nie wiem jak można sobie samowolnie
przedłużyć zabieg, skoro czasu jego trwania skrupulatnie pilnuje personel. Poza
tym nie bardzo rozumiem, dlaczego może być szkodliwe dla zdrowia np. dłuższe
niż 15 minut leżenie w solance czy też poddawanie się masażowi, nie wspominając
o gimnastyce. A już zupełnie nie mam pojęcia, jaki jest przepisowy poziom
zanurzania ciała.
Prezentacja elementu Abolito |
Jak już wspominałem, niemal codziennie w
sanatoryjnej świetlicy odbywają się jakieś pokazy. Dzisiaj prezentowała się
firma Integral, a konkretnie dwie jej przedstawicielki (Ewa i Kamila), które
zaznaczyły na wstępie, że są zatrudnione na stanowisku „specjalista
magnetoterapii”. Nie zmienia to
oczywiście faktu, że wykonują taką sama pracę jak wszyscy inni przedstawiciele
handlowi. Ale do rzeczy – panie podzieliły się rolami. Jedna prezentowała
urządzenie Abolito (producent Renaissance), a druga mówiła o chorobach, które
przy jego pomocy można leczyć. Nie będę ich wymieniał, bo chodzi o te same, co
w przypadku Vioforu czy polaryzatora biostymulacyjnego BIOV2, o których
niedawno pisałem. Nie kwestionuję przydatności magnetoterapii w terapii różnych
schorzeń. Możliwe, że pomaga doraźnie, ale na pewno nie wyleczy do końca. Tak
czy inaczej, te urządzenia nadal są zbyt drogie. Najtańszy zestaw jaki dzisiaj
oferowano kosztował prawie dwa i pół tysiąca złotych.
Po zakończeniu prelekcji i pokazu uczestnicy
otrzymali bransoletki z magnetytu, plastry Kinoki na stopy, a małżeństwa
dodatkowo opaskę stawowo-mięśniową.
Pisanie o kolejnych prezentacjach artykułów prozdrowotnych
mnie samego już nudzi, a co dopiero mówić o potencjalnych czytelnikach. Dlatego tylko pokrótce wspomnę o drugim
dzisiejszym pokazie. Tym razem „czarowała” nas pani Danuta, przedstawicielka
firmy Medivers, która usiłowała przekonać nas do poduszki i maty masującej
produkowanej przez niemiecką Casadę. Opisywanie działania głowic masujących i
dobroczynnego wpływu na nasz organizm promieniowania kamieni nefrytowych zajęło
jej prawie półtorej godziny. W ramach obiecanego w zaproszeniu „gwarantowanego
prezentu” wręczyła każdemu uczestnikowi spotkania mikroskopijną paczuszkę
żelków Haribo. Jeśli chodzi o ceny, to w ramach wyjątkowej promocji oferowała
poduszkę za 1490 i matę za 2890 złotych. Nie przekonała mnie…