O włos od powodzi



Od dwóch dni pada deszcz. W Gdańsku pojawiło się zagrożenie powodziowe. Już o czwartej w nocy mieszkańców domów przy ul. Słowackiego i przyległych obudziły komunikaty ostrzegające przed schodzeniem do piwnic. Po okolicy w pełnej gotowości krążyły pojazdy straży miejskiej, straży pożarnej i policji (obserwowałem to z biurowca Green Office, bo akurat byłem w pracy). Zbiornik retencyjny "Srebrniki" groził przelaniem. W pewnym momencie brakowało do tego tylko kilka centymetrów. Równie realna była groźba wylania potoku Strzyża. Zabezpieczano workami z piaskiem okienka do piwnic, drzwi i inne wrażliwe miejsca. Przed Galerią Bałtycką ustawiono specjalną zaporę. Przed południem deszcz jednak przestał padać tak intensywnie jak wcześniej i niebezpieczeństwo zostało - póki co - zażegnane. Wydaje się więc, że nie będzie powtórki z roku ubiegłego, kiedy to spora część Wrzeszcza znalazła się pod wodą. Nie wspominam już o tragicznej powodzi sprzed szesnastu lat. Od tego czasu służby miejskie wyciągnęły odpowiednie wnioski i wykonały sporo zabezpieczeń, m.in. poprzez wybetonowanie koryta Strzyży przy ul. Reymonta.
Przed rokiem nie było tych zabezpieczeń

Strzyża przy ul. Reymonta

Strzyża

 
Tak było przed rokiem przy al. Grunwaldzkiej

Rok temu przy ul. Słowackiego

Wilno i Troki



Konstytucja Zarzecza

Drugi dzień pobytu w Wilnie jest znacznie mniej intensywny od pierwszego. Przed wszystkim odsypiam bowiem zaległości. Z hostelu wychodzę grubo po dziesiątej. Przed katedrą zaczepia mnie miła dziewczyna i oferuje przejazd po mieście odkrytym busem wycieczkowym. Spoglądam na kolorowy folder   Vilnius City Tour i widzę, że  audioprzewodnik oferowany jest także w języku polskim. Daję się skusić. Płacę 12 Euro za trwający godzinę i 10 minut objazd i zajmuję miejsce. Niestety, później tego żałuję. W praktyce nie zobaczyłem bowiem prawie nic nowego za wyjątkiem Zwierzyńca. Poza tym takie zwiedzanie jest bardzo powierzchowne. Owszem, informacje płynące ze słuchawek audioprzewodnika są konkretne i przydatne, ale cóż z tego, jeżeli nie widzi się wnętrz mijanych obiektów, nie czuje atmosfery tego czy innego kościoła lub muzeum. Jest to takie przysłowiowe lizanie cukierka przez szybę. Tak więc zdecydowanie nie polecam!

Po opuszczeniu busa kontynuuję zwiedzanie na piechotę. Przed  białym gmachem ministerstwa obrony zaintrygował mnie czarny pomnik. Na jego kolumnie widoczne było popiersie generała Jonasa Żemaitis-Wytautasa. Jak można było dowiedzieć się z tablicy informacyjnej - był on pełniącym obowiązki prezydenta Litwy w latach 1949-1954 i działaczem niepodległościowym. Został jednak zdradzony i wywieziony do Moskwy, gdzie po długim śledztwie prowadzonym przez samego Berię, rozstrzelano go w więzieniu w Butyrkach.

Ponownie zachodzę do kościoła św. Kazimierza. Tym razem jest otwarty. Szczęście mi dopisuje i mam możność posłuchania muzyki organowej. Sam kościół jest przestronny, jasny i ...pusty. To ostatnie określenie dotyczy praktycznie wszystkich kościołów, jakie widziałem w Wilnie. Czasami można zauważyć pojedyncze modlące się osoby, częściej jednak widać mniejsze lub większe grupy turystów. Być może inaczej jest podczas świątecznych nabożeństw, ale moja trzydniowa wizyta w tym mieście przypadła na dni powszednie.

Z ulicy Zamkowej skręcam w jakieś podwórko i całkiem przypadkowo natrafiam na umieszczone na ścianie pierwszego piętra popiersie Juliusza Słowackiego. W niewielkiej podłużnej wnęce poniżej widać wyżłobiony napis: "TU MIESZKAŁ JULJUSZ SŁOWACKI".  Lista polskich poetów, pisarzy i artystów związanych z Wilnem na którymś z etapów życia jest zresztą bardzo długa. Oprócz tych najbardziej znanych, jak Mickiewicz, Słowacki, Kraszewski czy Miłosz, mieszkał tu także K. I. Gałczyński, St. Cat-Mackiewicz, T. Konwicki, E. Karewicz, Z. Kęstowicz i wielu innych.

Przed Church Heritage Museum oglądam pobieżnie wystawione na dziedzińcu dwa dzwony z 1773 roku. Rzucam okiem na wiszący na murze obraz podpisany Salvator Mundi (Zbawiciel świata). Nawet podobny do tego namalowanego przez Leonarda da Vinci na początku XVI wieku... Obok niego kilka drewnianych rzeźb przedstawiających jakichś świętych.

Wchodzę do kościoła św. Anny, który wczoraj był zamknięty. Uwagę zwraca ołtarz główny z obrazem św. Anny Samotrzeć, ciemne niemal czarne ławki i takaż ambona. Po prawej stronie ołtarza zauważam portret biskupa Teofiliusa Matulionisa. Przypominam sobie, że widziałem tę postać także w innych wileńskich świątyniach. Nie bez kozery. Biskup Matulionis podczas uroczystej mszy przed katedrą w Wilnie 25 czerwca tego roku (dwa dni przed moim przyjazdem) został ogłoszony przez kardynała Angelo Amato błogosławionym. Proces beatyfikacyjny trwał 26 lat. O rok więcej niż biskup spędził w sowieckich łagrach. Dla Litwinów ta beatyfikacja ma ogromne znaczenie, gdyż jest pierwszą ogłoszoną na terenie Litwy.

Po drodze do Zarzecza (Użupis) zaglądam na chwilę do Soboru Przeczystej Bogurodzicy. Ta katedralna cerkiew prawosławna wybudowana jest w stylu gruzińskim. Szczególnie pięknie prezentuje się od strony rzeki Wilejki. Białe ściany ładnie kontrastują z pokrytymi czerwonym dachem wieżyczkami, na szczytach których złocą się charakterystyczne dla obrządku prawosławnego krzyże.

Poprzedniego dnia tylko pobieżnie poznałem słynną Republikę Zarzecza. Panujący tu klimat porównywany jest do kopenhaskiej Christianii i paryskiego Montmartru. Przed wojną mieszkał tu Bernard Ładysz i wspomniany wcześniej Gałczyński z żoną. Dzielnica nad brzegiem Wilejki rzeczywiście jest urokliwa. Wąskie uliczki, liczne mostki obwieszone kłódkami i kolorowe elewacje domów. Widać też trochę elementów artystycznych, ale nie tyle, ile spodziewałem się po wcześniejszej lekturze materiałów na temat tego miejsca. Kilka galerii było zamkniętych na głucho. Bez trudu znalazłem ulicę Paupio, przy której wywieszone są tablice z Konstytucją Zarzecza przetłumaczoną na kilkanaście języków. Oto co ciekawsze albo - jak kto woli - śmieszniejsze z jej 38 punktów:

 Człowiek ma prawo mieszkać nad Wilenką, a Wilenka przepływać obok człowieka.

 Człowiek ma prawo do ciepłej wody, ogrzewania w zimie i do dachu z dachówek.

 Człowiek ma prawo umrzeć, ale nie jest to jego obowiązkiem.

 Człowiek ma prawo być nieznany i niewybitny.

 Człowiek ma prawo do lenistwa i nicnierobienia.

 Człowiek ma prawo kochać kota i opiekować się nim.

 Kot nie ma obowiązku kochać swego pana, ale powinien     pomóc mu w trudnej chwili.

 Człowiek nie może się dzielić tym, czego nie ma.

 Człowiek ma prawo płakać.

 Człowiek ma prawo być niezrozumianym.

 Człowiek ma prawo się nie bać.

A żeby wszystko wyglądało jak w każdym normalnym państwie, Republika Zarzecza chlubi się posiadaniem swojej flagi, prezydenta, hymnu, waluty, a nawet biskupa i gazety. Podobno posiada też swoją armię...

   Po południu zdecydowałem się pojechać do dzielnicy Karolinka, gdzie znajduje się najwyższy obiekt na Litwie, czyli wieża telewizyjna. Jej wysokość wynosi 326,5 metra. Dla zwiedzających dostępny jest jednak tylko pułap 165 metrów. Zlokalizowano tu obrotowy taras z restauracją w środku. Pełny obrót trwa 45 minut. Nie czekałem aż tyle. Przeszedłem się po prostu dookoła i sfotografowałem interesujące mnie fragmenty panoramy Wilna. Wieżę widać co prawda z daleka, ale z jej tarasu widokowego można zobaczyć jeszcze więcej - przy dobrej pogodzie widoczność sięga 50 km. Z jednej strony sypialniane blokowiska, z innej zaś zalesione tereny. Przede wszystkim jednak Stare Miasto ze Wzgórzem Giedymina. A jakby ktoś poszukiwał silniejszych wrażeń, to z dachu tarasu możliwe jest wykonanie skoku na bungee.

Wieża otwarta została w 1981 roku. W jej stosunkowo krótkiej historii występuje dramatyczny element. Myślę tu o wydarzeniach z 13 stycznia 1991 roku, kiedy to podczas protestu przeciw zajęciu wieży przez armię ZSRR zginęło 14 osób a 700 zostało rannych. Ofiary upamiętnia ekspozycja na parterze wieży.

Z centrum można tu dojechać m.in. trolejbusem linii 1 i 3. Jednorazowy bilet kosztuje 1 Euro. Wstęp na wieżę to wydatek 7 Euro.

Do Muzeum Holokaustu nie zdążyłem, gdyż czynne jest tylko do godz. 17.00. Obejrzałem więc tylko z zewnątrz pomalowany na zielono budynek. Przed nim zaś tablicę poświęconą konsulowi Japonii, który po zajęciu Litwy przez ZSRR w 1940 roku pomógł paru tysiącom Żydów wyjechać do Japonii. Chiune Sugihara jest jedynym Japończykiem odznaczonym medalem "Sprawiedliwy wśród Narodów Świata". Taki japoński Schindler...

Obok Centrum Kultury Hiszpanii podziwiam przez chwilę zajęcia jogi na świeżym powietrzu. Następnie schodzę w dół i maszeruję prospektem Giedymina w stronę katedry. Mijam pomnik poetki Żemajtes, słucham młodych skrzypaczek przed gmachem Teatru Dramatycznego i jakiegoś rockowego zespołu pod pomnikiem Vincasa Kudirki. Przechodzę obok katedry i słyszę nagle dźwięk trąbki. Podchodzę bliżej i widzę, że hejnalista stoi w oknie pobliskiego Pałacu Wielkich Książąt Litewskich (Zamek Dolny). Zasiadam w pobliskim Grill Terrace i delektuję się piwem Svyturys (tym razem 2,80 Euro). Następnie krótki spacer po Zamkowej. Jest późne popołudnie. Przy wystawionych przed lokale stolikach pełno turystów. Co kilkadziesiąt metrów ustawiają się akordeoniści i inni instrumentaliści. Niektórzy nawet śpiewają. Ot, standard deptaków wszystkich miast.

Trzeci dzień pobytu w Wilnie rozpoczyna się od potężnej ulewy. Jak przeczytałem w Wilnotece (lokalnym polskim portalu) była to największa ulewa od 1993 roku. Wówczas spadło 48 milimetrów wody na metr kwadratowy. Teraz tylko milimetr mniej. Wiele ulic zostało podtopionych. Wstałem około godziny dziewiątej i kiedy usłyszałem grzmoty oraz intensywny szum deszczu na szybach poddasza, pomyślałem sobie, że ten dzień będzie stracony. Mimo to po śniadaniu założyłem płaszcz przeciwdeszczowy i wyruszyłem na miasto. Bez żadnej koncepcji co do trasy. Znowu zadecydował przypadek. Natrafiłem na ofertę przejazdu w tę i z powrotem do Trok. Tym razem nie było audioprzewodnika po polsku, ale rosyjski w zupełności mi wystarczył. Całkowity koszt 20 Euro. 

Troki oddalone są od Wilna o 28 kilometrów. Jedzie się tam niewiele ponad pół godziny. W busie jestem jedynym Polakiem. Towarzyszą mi Rosjanki i Włoszki. Przyjeżdżamy przed południem. Deszcz nadal pada. Czerwony zamek na wyspie Galwe ledwie widać spoza ściany wody. Mimo to turyści tłumnie zmierzają do środka. Na drewnianym pomoście zaplątuję się w jakąś japońską wycieczkę i wraz z nią przechodzę przez bramę. Wtedy uświadamiam sobie, że wszedłem bez biletu. Tym samym muszę przyznać, że naraziłem państwo litewskie na stratę 7 Euro.

Troki były kiedyś (do XIV w.) - w co trudno uwierzyć, patrząc na wielkość miejscowości - stolicą Litwy. Mieszka tu bowiem zaledwie 6 tysięcy osób. Ponad 20% to Polacy. Poza Litwinami zamieszkują tu także sprowadzeni z Krymu Karaimowie. Ich domy do dzisiaj wyróżniają się spośród innych: kolorowe, z kwiatami w oknach.

Po godzinie zaczyna się przejaśniać. Wtedy akurat opuszczam zamek, w którym tak naprawdę mało zostało z dawnych czasów. Praktycznie cały odrestaurowany był bowiem w XX wieku. Jego atutem jest jednak położenie. W ogóle Troki są wspaniałym miejscem na wypoczynek. Porównałbym je do naszych Mazur. Mnóstwo jezior, lasów. No i bliskość Wilna.

Po powrocie do Wilna odwiedzam jeszcze kościół Wszystkich Świętych. Uwagę zwracają tu bogato zdobione  i pokryte obrazami pilastry głównej nawy. Sam kościół, podobnie jak wiele innych za czasów sowieckich, spełniał funkcję obiektu użytkowego. W latach osiemdziesiątych ubiegłego wieku było tu  Muzeum Litewskiej Sztuki Ludowej.

Sporym zdziwieniem zareagowałem na widok pomnika Tarasa Szewczenki. Ten ukraiński poeta spędził w Wilnie zaledwie dwa lata i to jako młody chłopak (15 - 17 lat). Wtedy jeszcze nikomu nie śniło się, że w przyszłości będzie on filarem literatury rosyjskiej i ukraińskiej. Mimo to 6 lat temu wileńskie władze uhonorowały go posągiem w pobliżu hali targowej. A propos hali: nabyłem w niej pysznego kindziuka i równie smaczną wędzoną słoninę. Sprzedawczynią była Polka.

Ostatnim akcentem mojego wileńskiego wypadu była konsumpcja czebureki z mięsem (1,6 Euro) popijanego piwem Tauras  (1,5 Euro) w przydworcowym barze. 
Filmy: Wilno
            Troki    
Dom, w którym mieszkał J. Słowacki

Kościół św. Anny

Sobór prawosławny w Wilnie

Zarzecze - Wilejka


Taras wieży widokowej w Wilnie

Widok z wieży telewizyjnej w Wilnie

Wnętrze wieży telewizyjnej w Wilnie

Ofiary obrony wieży

Upamiętnienie obrońców wieży w Wilnie

Katedra w Wilnie

Grajkowie na Zamkowej w Wilnie

Na zamku w Trokach
Domek w Trokach

Zamek w Trokach

Czeburaki

Przy Zamkowej (Pilis) w Wilnie

Troki - dziewczynka z poziomkami

Wilno - dzień pierwszy



W autobusie do Wilna było prawie pusto. Można było więc rozłożyć się na czterech siedzeniach i w miarę wygodnie spać. Działało Wi-Fi, a przy każdej parze siedzeń zamontowane było gniazdko z napięciem 220 V. Na początku trasy kierowca wręczał każdemu pasażerowi butelkę wody Richy.

Do stolicy Litwy przyjechałem o godzinie 6.30. Pogoda była słoneczna, ale o tej porze dnia nie było jeszcze gorąco. Po wyjściu z autobusu skorzystałem z dworcowej toalety. Wejście płatne w automacie - 40 centów. Po wyjściu na zewnątrz zobaczyłem po prawej stronie gmach dworca kolejowego. Nieopodal były tablice informacyjne z podanymi odległościami do ważniejszych obiektów turystycznych. Tu trzeba dodać, że całe Stare Miasto jest doskonale oznakowane i nawet najbardziej gapowaty turysta nie powinien mieć problemu z dotarciem do wybranego miejsca.

Mijając po drodze zamkniętą jeszcze halę targową dotarłem do Ostrej Bramy. Od południowej strony nie wygląda ona zbyt ładnie. Elewacja w dolnej części jest brudna i obdrapana. Znacznie lepiej prezentuje się od strony północnej, gdzie we wnęce nad łukiem bramy znajduje się obraz Matki Boskiej Ostrobramskiej. Brama zwieńczona jest krzyżem. Poniżej w trzech segmentach widnieje napis: MATER MISERICORDIAE, SUB TUUM PRAESIDIUM CONFUGIMUS (MATKO MIŁOSIERDZIA, POD TWOJĄ OBRONĘ UCIEKAMY SIĘ). Przed bramą po lewej stronie na ścianie, za którą znajdują się schody do kaplicy MBO,  umieszczono tablicę upamiętniającą wizytę papieża Jana Pawła II (04.09.1993 r.). Wspomnienie tego wydarzenia znajduje się też wewnątrz, gdzie na dużym obrazie widać postać ojca świętego klęczącego przed cudownym obrazem. Sama kaplica jest malutka, ale o tej porze dnia poza mną były tu tylko dwie osoby.

Schodząc w dół od bramy minąłem zamknięty jeszcze kościół św. Teresy (odwiedzę go po południu). Nieopodal cerkwi św. Trójcy w Bramie Bazylianów natknąłem się na tablicę poświęconą Ignacemu Domeyce. Ufundowano ją z okazji 200 urodzin tego wybitnego uczonego. Co ciekawe, fragment napisu na tablicy informuje, że był on synem Litwy i Chile. O Polsce ani słowa... Idąc dalej mijam okazały gmach filharmonii i dochodzę do kościoła św. Kazimierza. Też jeszcze zamknięty. Zauważam, że na ulicach jest sporo punktów z rowerami miejskimi. Koszt wypożyczenia jednośladu to 39 centów za czas od 30 do 60 minut i 1,39 Euro za czas od godziny do półtorej. Do pół godziny wypożyczenie bezpłatne. Ja jednak wolę piesze zwiedzanie. Przechodzę przez duży plac obok ratusza, mijam kościół św. Jana i kolejny p.w. Ducha Świętego. Zatrzymuję się przy kościele św. Katarzyny, gdyż natykam się na pomnik z popiersiem Stanisława Moniuszki. Nieco dalej, już przy prospekcie Giedymina, zaintrygował mnie duży monument z postacią Vincasa Kudirki. Jak się później dowiedziałem, był to człowiek wielu talentów: pisarz, lekarz, działacz narodowy i kompozytor (autor hymnu litewskiego). A skoro  już mowa  o sztuce, to przed Litewskim Narodowym Teatrem Dramatycznym zobaczyłem zapowiedź premiery "Lokis" w reżyserii Łukasza Twardowskiego. Dla zainteresowanych - odbędzie się ona 14 września br.

Wpół do dziewiątej dotarłem do wileńskiej katedry. Jej pełna nazwa brzmi Bazylika archikatedralna św. Stanisława i św. Władysława. Już z daleka daje się zauważyć wolno stojącą białą dzwonnicę. Jej wysokość wynosi 57 metrów. Sama katedra usytuowana jest na obszernym placu, tuż obok dawnej siedziby książąt litewskich. Historia tego kościoła jest bardzo bogata, a jego początki są praktycznie nieznane. Pewne jest tylko, że w tym miejscu znajdowała się świątynia poświęcona Perkunowi. W katedrze znajdują się groby m.in. króla Aleksandra Jagiellończyka, królowej Barbary Radziwiłłówny oraz serce króla Władysława IV Wazy. W dość surowo urządzonym wnętrzu głównej nawy uwagę zwracają obrazy umieszczone na czworokątnych kolumnach. Również tutaj, podobnie jak w Ostrej Bramie, znajduje się tablica poświęcona Janowi Pawłowi II.

Na placu obok katedry wznosi się ogromny posąg Giedymina. Wielki książę litewski był dziadkiem Władysława Jagiełły. Na sąsiadującym z placem wzgórzu mieścił się niegdyś zamek z trzema basztami, zwany górnym. Obecnie została tylko jedna baszta, znana jako wieża Giedymina. Tak naprawdę jednak zbudowana została dopiero po jego śmierci. Na wzgórze można wejść zakosami po kamienistej dróżce lub wjechać kolejką typu funicular. Wjazd kosztuje 2 Euro, jednak podczas mojej wizyty kolejka była nieczynna. Z Góry Giedymina rozciąga się wspaniały widok. Z jednej strony widać czerwone dachy Starego Miasta i wieże licznych kościołów, z drugiej zaś nowoczesne biurowce po drugiej stronie Wilii (Neris). Doskonale widoczna jest też wieża telewizyjna i pobliska Góra Trzykrzyska (dawniej zwana Łysą lub Krzywą). Ta ostatnia stanowi kolejny cel mojej wędrówki. Schodzę ze wzgórza Giedymina, mijam muzeum narodowe, przechodzę przez most na Wilejce i wspinam się na górę. Po drodze zahaczam o leśny amfiteatr, a chwilę później wyprzedzam dużą grupę polskich turystów. Wreszcie dochodzę pod trzy białe krzyże. Niegdyś upamiętniały one - według legendy - zamordowanych franciszkanów. Obecnie, po odbudowie w 1989 roku, stanowią  pomnik ofiar stalinizmu na Litwie. Turystów przyciąga tutaj także doskonały punkt widokowy.

Po zejściu z Góry Trzykrzyżnej skręcam w prawo, w ulicę Kościuszki. Biegnie ona wzdłuż rzeki Wilii. Wkrótce dochodzę do kościoła św. św. Piotra i Pawła na Antokolu. Tu znowu spotykam polskie grupy wycieczkowe. Również sprzedawcy pamiątek doskonale mówią  w naszym języku. Znajduję także informacje o mszach świętych i historii kościoła w języku polskim. Dzięki temu dowiaduję się, że  kościół ten to: "Perła baroku Wileńskiego. Zbudowany w latach 1668 -1676 z funduszy hetmana Wileńskiego Michała Kazimierza Paca według projektu architekta Krakowskiego J. Zaory i budowniczego Giovanni Batista Frediani". Znajduję tu także trzecią już tablicę poświęconą wizycie Jana Pawła II na Litwie. W rzeczywistości papież nie odwiedzał tego kościoła  w tym czasie. Był natomiast obecny w pobliskiej nuncjaturze apostolskiej (stoi przed nią pomnik Jana Pawła II), gdzie 5 września odbył spotkanie ekumeniczne i spotkał się z korpusem dyplomatycznym, a dwa dni później pozdrowił wiernych przed nuncjaturą. Pomiędzy kościołem a nuncjaturą w ładnie wyglądającym dworku zlokalizowana jest ambasada Danii.

Po ponownym przejściu ulicą Kościuszki znowu mijam wzgórze Giedymina, ale tym razem od strony rzeki. Przechodzę przez dziedziniec zamku Wielkich Książąt Litewskich, przemierzam plac katedralny i dochodzę do pałacu prezydenckiego.  Na trzech masztach przed frontem gmachu powiewają trzy flagi: w środku litewska, po lewej UE, a po prawej NATO. Nad fasadą pałacu unosi się flaga prezydencka. Ta ostatnia podczas nieobecności prezydenta jest opuszczana. Tym razem pani prezydent jest na miejscu, gdyż flaga wznosi się wysoko. Przed budynkiem stoi kilka limuzyn z kierowcami, ale nie widać jakiejś specjalnej ochrony. Przechodzę jeszcze przez główny deptak Starego Miasta (Pilies) i skręcam w prawo, w ulicę Radvilaitės. Tutaj mieści się hostel Pogo, w którym zarezerwowałem noclegi. Zanim jednak do niego wejdę, moją uwagę zwraca tablica z napisem: "Tu zakończył żywot Władysław Syrokomla 3/15 września 1862 r."  Ten poeta epoki romantyzmu nazywał się właściwie Ludwik Władysław Franciszek Kondratowicz. W chwili śmierci miał niespełna 39 lat. Pochowany jest na wileńskiej Rossie.

W hostelu melduję się po ponad czterech godzinach od wyjścia z autobusu. W tym czasie pokonuję pieszo - według Endomondo - 12,78 km. Rozpakowuję się, robię szybką toaletę i ponownie wyruszam na miasto. Tym razem zaczynam jednak od relaksu. W pobliskim Ogrodzie Bernardyńskim, nieopodal Wilenki, zachodzę do baru pod chmurką i zamawiam piwo Śvyturys. Z rozkoszą delektuję się chłodnym napojem i obmyślam następne kroki. Trzeba tu bowiem powiedzieć, że przyjechałem do Wilna bez szczegółowego planu zwiedzania. Owszem, myślałem o Ostrej Bramie, cmentarzu na Rossie, Zarzeczu i wieży telewizyjnej, ale  nic ponadto.

Po orzeźwiającym kuflu piwa (3,50 Euro) znowu wchodzę na Zamkową (Pilies). Oglądam z zewnątrz cerkiew Piatnicką (św. Paraskewy Piatnicy) i udaję się do kościoła św. Kazimierza. Niestety, jest zamknięty. Za to otwarty jest kościół św. Teresy, obok którego przechodziłem rano. Wchodzę więc do środka i podziwiam bogato zdobione wnętrze. Ołtarz główny obrazuje ekstazę św. Teresy. Ciekawie prezentuje się ambona. Kościół połączony jest wewnętrznie z Ostrą Bramą. W tej ostatniej jest otwarte okno, przez które dobrze widoczny z ulicy jest obraz Matki Boskiej Ostrobramskiej. Słychać też doskonale śpiewaną po polsku pieśń maryjną. Zatrzymuję się na chwilę, ale nie wchodzę już do kaplicy. Zmierzam ku cmentarzowi na Rossie. Przechodzę pod torami kolejowymi, ale początkowo trafiam na cmentarz prawosławny. Zawracam więc i idę do kolejnej przecznicy. Zaczyna mi nieco doskwierać upał. Co gorsza, rozlatują mi się też podeszwy butów (następnego dnia będę musiał kupić nowe). Przed cmentarzem zaczepiają mnie sprzedawczynie kwiatów i proponują po polsku: "Niech pan kupi bukiet dla marszałka". Faktycznie, przed główną bramą, w otoczeniu białych tablic z krzyżami upamiętniającymi żołnierzy i oficerów poległych w latach 1919 - 1920 a także żołnierzy AK z 1944 r., znajduje się granitowa płyta, pod którą pochowana jest matka Józefa Piłsudskiego oraz złożone jest serce jej syna. Informuje o tym duży napis: "Matka i serce syna".  Na płycie sporo wiązanek kwiatów z biało-czerwonymi wstążkami. Przed nią kilkadziesiąt świeżych zniczy.

Na zaniedbanym miejscami cmentarzu widać wiele polskich nazwisk. Tuż przy kaplicy natykam się na nagrobek z popiersiem Joachima Lelewela.  Skromnie prezentuje się grób brata marszałka, Adama Piłsudskiego. Był on wiceprezydentem Wilna i senatorem II RP. Cmentarz znajduje się w pobliżu lotniska na Nowym Świecie. Zniżające się co rusz do lądowania samoloty być może nie przeszkadzają zmarłym, ale na pewno utrudniają należyte skupienie odwiedzającym groby. Mnie w każdym razie rozpraszały.

Z cmentarza udaję się do pobliskiego Lidla. Uzupełniam zapasy (ceny nieco wyższe niż w Polsce) i idę na punkt widokowy Subocz (niezbyt pochlebnie pisał o tej ulicy Tadeusz Konwicki w Kronice wypadków miłosnych). Na balustradzie punktu widokowego, podobnie jak na mostach w niedalekim Zarzeczu, zakochani zawiesili setki kłódek.  Panorama miasta z tej strony nie jest tak interesująca, jak ta widziana ze wzgórza Giedymina czy Góry Trzykrzyżnej. Schodzę więc na Zarzecze (Użupis). Mijam kolumnę z aniołem (symbol Republiki Zarzecza), ale gruntowniejsze zwiedzanie tej artystycznej dzielnicy zostawiam sobie na dzień następny. Dochodzę do dwóch sąsiadujących ze sobą kościołów: Bernardynów i św. Anny. Przed tym pierwszym stoi pomnik wieszcza, do którego pretensje roszczą sobie narody Litwy i Polski. Podpis głosi, że jest to Adomas Mickievicus...  

Kościół św. Anny jest już zamknięty, więc idę w górę ulicą Literatów. Na jej murach umieszczono oryginalne wizytówki znanych pisarzy, w tym Grassa i Miłosza. Przy tej ulicy mieszkał niegdyś Adam Mickiewicz. Nieco dalej w oknach widoczne są realistyczne reklamy salonu tatuażu.

Zbliża się wieczór, więc zmierzam do hostelu. Po nocy w autobusie i po dwóch turach zwiedzania (12,78 + 11,28 = 24,06 km) czuję się odrobinę zmęczony.
Część druga - Wilno i Troki

Matka Boska Ostrobramska

Ratusz w Wilnie

Pomnik Vincasa Kudirki

Widok ze wzgórza Giedymina

Wieża Giedymina

Góra Trzech Krzyży

Ambasada Danii w Wilne

Nuncjatura apostolska

Cmentarz na Rossie

Cmentarz na Rossie

Nagrobek matki J. Piłsudskiego

Jedna z setek kłódek na Zarzeczu

Ulica Literatów w Wilnie

Esencja Cejlonu

  Poniedziałek, 05.02.24 W niedzielę czwartego lutego wylatujemy z Okęcia zgodnie z planem, czyli o 15.05.   Boeing 347,   należący do...

Posty