Paweł Adamowicz |
Nie będę ukrywał, że decyzja Pawła Adamowicza
o ponownym kandydowaniu na prezydenta Gdańska po prostu mnie wkurzyła. Może nie
wszyscy pamiętają, ale na początku obecnej kadencji obiecywał on publicznie, że
po raz ostatni zostaje prezydentem. Ba, jeszcze parę tygodni temu podtrzymywał tę
obietnicę!
Żeby była jasność - osobiście nic nie mam do Pawła
Adamowicza. W swoim czasie nawet go popierałem. Nie lubię jednak ludzi chwiejnych.
Jeżeli raz coś się powie, to należy się tego trzymać. Nie można być chorągiewką
na wietrze.
Słowność i dotrzymywanie obietnic to jeden aspekt
sprawy. Drugi dotyczy przywiązania do stołka. Paweł Adamowicz z samorządem związany
jest już 28 lat, z czego przez cztery był szefem rady miejskiej, a przez ostatnie
dwadzieścia prezydentem. Gdyby był on nawet najuczciwszym człowiekiem na świecie,
w co mocno wątpi prokuratura, to przez tyle lat nie uchroniłby się przed popadnięciem
w sieć rozmaitych układów i uzależnień. A to nie jest zdrowe! Ani dla niego, ani
dla miasta.
Paweł Adamowicz twierdzi, że chce obronić Gdańsk
przed rządami PiS. Ok, mogę to zrozumieć. Jeżeli jednak stanie do walki z niedawnymi
kolegami lub koleżankami z PO (o ile ta ostatnia wystawi Wałęsę lub Pomaskę), to
doprowadzi do rozdrobnienia głosów i w efekcie odda prezydenturę kandydatowi Prawa
i Sprawiedliwości.
Jako gdańszczanin od 35 lat informuję niniejszym,
że tym razem Adamowicz nie otrzyma mojego głosu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz