Pokazywanie postów oznaczonych etykietą wyżywienie. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą wyżywienie. Pokaż wszystkie posty

Rosomak na półmetku



Telewizor na kartę w Rosomaku


Niepostrzeżenie  przekroczyłem półmetek pobytu w sanatorium Rosomak. Czas więc na krótkie podsumowanie i podzielenie się wrażeniami. Zacznę od jedzenia, bo przecież to jest podstawa egzystencji, no i główny (obok zabiegów) temat rozmów kuracjuszy. Moim zdaniem wyżywienie w Rosomaku jest dość urozmaicone i w pełni wystarczające. Szczególnie w minioną Wielkanoc dawało się wyczuć starania personelu kuchni o stworzenie kuracjuszom namiastki domowych świąt. Obok podstawowych potraw serwowane były  bowiem jajka i różne ciasta.

Nie mam też żadnych zastrzeżeń do personelu sprzątającego, pań i panów zabiegowych, kelnerek, recepcjonistek, pielęgniarek i lekarza prowadzącego. Starają się oni być mili i profesjonalnie wykonują swoje zadania.

Plakat  Estrady Ludowej "Czantoria"
Niemile natomiast zaskoczyła mnie osoba, która z założenia powinna być szczególnie taktowna i kulturalna. Myślę tu o pani, która jest uzdrowiskowym inspektorem kulturalno-oświatowym. Już na początku pobytu zauważyłem, że traktuje ona kuracjuszy dość obcesowo. Wczoraj jednak miałem okazję przekonać się o tym osobiście. Wraz  z żoną wybrałem się do sanatorium Równica na koncert Estrady Ludowej "Czantoria". Występ zespołu bardzo mi się podobał, szczególnie wykonanie "Barki" i "Góralu, czy ci nie żal". Niestety, krótko przed końcem występu dopadła mnie pewna, powiedzmy, niedyspozycja żołądkowa. Zmuszony więc byłem opuścić salę. Drzwi były zamknięte na klucz. Pani kaowiec podeszła i łaskawie mi je otworzyła, sycząc przy tym:

- Na przyszłość proszę nie przychodzić na darmowy koncert!

- A nie pomyślała pani, że ktoś może  się źle poczuć? - zapytałem.

Rzeczowej odpowiedzi nie doczekałem się, bo pani inspektor (z wyglądu sądząc, swoją karierę rozpoczynała w schyłkowej epoce Gierka) skupiła się głównie na zarzucaniu mi, że nie wykorzystałem należycie miejsca, na które było wielu innych chętnych.

Na plus Uzdrowiska Ustroń zapisać wypada zakaz handlu obwoźnego, a tym samym nienarażanie kuracjuszy na kontakt z prezenterami zdrowej żywności w kosmicznie drogich garnkach, "cudownych" urządzeń do masażu i innych pseudo medycznych gadżetów. Minusem jest niewątpliwie brak wi-fi w pokojach oraz płatna telewizja.

P.S. Przez kilka dni padał śnieg, a teraz zastąpił go deszcz. Z dwojga złego wolałem biały puch.

Rowerem po Słowacji

W jednej z pierwszych notatek o sanatorium „Nauczyciel” wyraziłem obawę, że niektórymi posiłkami nie można się najeść. Myliłem się jednak. Jak się bowiem później okazało, bez problemu można otrzymać nie tylko dolewkę zupy, ale także dowolną ilość chleba. Poza tym posiłki są urozmaicone i smaczne. Wobec tego tylko wyjątkowy maruda może narzekać na wyżywienie.

Barokowy kościół św. Michała Archanioła wLesnicy

W sanatorium funkcjonuje biblioteka z dość pokaźnym księgozbiorem. Nie ma tu co prawda nowości wydawniczych, ale przecież pozycje wydane np. przed dziesięcioma laty, często nadal są na topie. Książka to nie gazeta i nie dezaktualizuje się z dnia na dzień. Właśnie wypożyczyłem kilka tomów prozy Janusza Głowackiego, w tym zbiór opowiadań „Tego się nie tańczy”, który teraz czytam.

Wielki Lipnik - widok z przełęczy

Kolejny raz wybrałem się na rowerową przejażdżkę do Słowacji. Tym razem pojechałem w kierunku Wielkiego Lipnika. Droga do Leśnicy, którą parę dni temu pokonywałem pieszo, była płaska jak stół, no może z wyjątkiem łagodnego podjazdu tuż pod samą wsią. Prawdziwie stromy podjazd zaczął się zaraz po minięciu wschodnich opłotków Lesnicy. Stosowny znak informował, że czeka mnie trasa o nachyleniu 12%. Jednakże odcinek, który obejmowałem wzrokiem, wydawał mi się być krótki. Nie wiedziałem tylko, że za zakrętem czekają mnie jeszcze kolejne dwa  strome podjazdy. W pewnym momencie poczułem, że nie dam rady jechać dalej bez wyregulowania oddechu. Zatrzymałem się więc na kilka minut, wykorzystując ten czas na zrobienie kilku fotek. Krajobraz, który rozciągał się przede mną był naprawdę godny uwagi: w dole zabudowania Leśnicy, dalej Bystrzyk, a jeszcze dalej Trzy Korony, a od północy Wysoki Wierch.

Kolektory słoneczne w Lipniku Wielkim

Wreszcie dotarłem na Przełęcz pod Tokornią (Lesnicke Sedlo), czyli 720 metrów nad poziom morza. Dla orientacji: Szczawnica jest usytuowana na wysokości  431 metrów n.p.m. Przewyższenie wynosi zatem prawie 290 metrów. Z przełęczy rozciąga się widok na Wielki Lipnik i okoliczne szczyty. Uwagę zwraca duża ilość paneli  do wytwarzania energii ze słońca na jednym zboczu, a kierdel owiec na drugim. Nowoczesność i tradycja w symbiozie.

W dole leśnica

Droga powrotna to nieustanny zjazd  z ostrymi zakrętami, na których trzeba było używać hamulców. W Leśnicy zatrzymałem się przed miejscowym sklepem sieci Coop Jednota.  Tutaj piwo jest znacznie tańsze niż w pobliskiej Chacie Pienińskiej, do której  zaprowadziła nas trzy dni temu przewodniczka. Przykładowo Zlaty Bażant kosztuje – 0,60 Smadny Mnich – 0,42, a Kelt tylko 0,39 euro. Takiej okazji nie mogłem oczywiście przegapić…

W Leśnicy


Szczawnica - dzień pierwszy


Przed sanatorium "Nauczyciel"


Do „Monciaka” wsiedliśmy w Gdańsku Wrzeszczu o godz. 18.30. Nasze miejsca do leżenia usytuowane były w ostatnim przedziale przed ubikacją, w dodatku na samej górze. Nic to jednak - ważne że można było swobodnie wyciągnąć nogi  i poleżeć. A jazda nie była krótka – do Nowego Targu dotarliśmy bowiem dziś o 9.54, czyli po ponad piętnastu godzinach podróży.
Dworzec Gościnny
Tuż przed dworcem zaczepił nas  taksówkarz, który oferował nam podwiezienie do Szczawnicy  za jedyne 25 zł od osoby (przy czterech jadących). Spławiliśmy go i przespacerowaliśmy się w okolice dworca PKS, gdzie znaleźliśmy busa, którego kierowca nie dawał co prawda biletów, ale brał tylko siedem złotych od łebka. W niespełna 50 minut dojechaliśmy do Szczawnicy. Tu jednak musieliśmy skorzystać z taksówki, gdyż w przeciwnym razie czekałaby nas mozolna wspinaczka pod górę, w dodatku z pokaźnymi bagażami. Za podwiezienie do sanatorium „Nauczyciel” zapłaciliśmy 14 zł.
W recepcji dopełniliśmy formalności meldunkowych, płacąc od razu za cały pobyt (trzy tygodnie). Wyszło dość tanio, bo tylko 745 zł za dwie osoby plus opłata uzdrowiskowa w wysokości 126 zł. Niestety, pokój jaki otrzymaliśmy (na drugim piętrze) pozostawiał wiele do życzenia: brudne zacieki i rdzawe plamy w kabinie prysznicowej, obdrapane ściany, gruba warstwa kurzu na szafie i widok na podwórko z pryzmą węgla. Widać NFZ nie przewidział dla swoich pacjentów pokoi od słonecznej strony i z balkonami…
Procedury natury medycznej zaczęliśmy od wizyty u pielęgniarki na trzecim piętrze. Po wypisaniu odpowiednich formularzy stanęliśmy w kolejce do lekarza na pierwszym piętrze. Badanie lekarskie ograniczyło się do pytania o zażywane leki i przebyte operacje. Aha, doktor Tadeusz Tajstra zapytał jeszcze, w którym miejscu najbardziej boli mnie kręgosłup. Następnie wypisał zabiegi, jakim będę poddawany w czasie kuracji. Z ich listą znowu trafiłem do pokoju pielęgniarek. Tu dowiedziałem się, że do wieczora otrzymam szczegółowy harmonogram. Tak też się stało.
Obiad (serwowany o trzynastej) składał się z zupy pomidorowej,
ziemniaków, kawałka pieczeni i surówki z selera. Można było też  otrzymać dokładkę zupy, więc  nikt głodny  nie powinien raczej być.
 
Bez komentarza

Kiedyś (ponad 30 lat temu) w podobnych warunkach mieszkałem w hotelu robotniczym...

Skoro Sienkiewiczowi się tu podobało, to mnie tym bardziej:)

Przed pijalnią wód mineralnych

Pijalnia wód mineralnych
Po obiedzie udaliśmy się na krótki spacer po Szczawnicy. Miasto robi bardzo pozytywne wrażenie, a krajobrazy są cudowne. Ceny wydają się być stosunkowo niskie, np. mały oscypek kosztuje 1,20 zł, a nieco większy 1,50 zł. Kapcie można nabyć za 10 zł. Na picie wód leczniczych w pijalni przy pl. Dietla otrzymujemy specjalne karty (za kaucją w wysokości 10 zł). Pijemy wodę Stefan, po czym powoli ponownie wspinamy się na Połoniny 14, gdzie mieści się nasze sanatorium.
Na kolację (17.45.) zaserwowano po dwie małe parówki drobiowe, plasterek sera, odrobinę masła, herbatę  i 100 gram chleba. Tu już nie zaryzykowałbym twierdzenia, że każdy się mógł najeść…

Esencja Cejlonu

  Poniedziałek, 05.02.24 W niedzielę czwartego lutego wylatujemy z Okęcia zgodnie z planem, czyli o 15.05.   Boeing 347,   należący do...

Posty