"Moja żmija" - recenzja AGi CM

Wielokrotnie polecałem już w tym miejscu recenzje moich książek, a szczególnie ostatniej, czyli "Mojej żmii". Faktem jest, że nie zawsze były one pochlebne. Niektórzy recenzenci starali się jednak wyłuskać z tej książki nie tylko negatywy, ale doszukiwali się też pozytywów.  Niewątpliwie zalicza się do nich Aga CM, autorka "Bloga Kulturalnego". Zamieszczam poniżej fragment jej przemyśleń po lekturze "Mojej  żmii" i zachęcam do przeczytania całości na jej blogu

Ireneusz Gębski napisał powieść prostym językiem. Spodobały mi się opowiadania erotyczne (opublikowane po raz pierwszy w okresie 1992-1994 w miesięczniku „Sexodrama”), które bohaterowie przesyłają sobie w emailach - są wciągające. Historia opowiedziana przez autora to rodzaj swoistego ostrzeżenia dla osób, które poszukują wirtualnych znajomych. Powieść ta ukazuje siłę internetu. Dzięki temu nawiązujemy kontakt z ludzi, którzy mogą wpłynąć na nasze dalsze losy. To powieść o życiu, upojeniu i niepowodzeniach, o ciągłych zmianach. “Moja żmija” to ciekawa, współczesna historia, w której każdy odnajdzie coś dla siebie.

Wyprzedzamy Norwegów...



Z Angory nr 3 dowiedziałem się, że produkt krajowy brutto naszego kraju będzie wyższy niż w Norwegii. Tygodnik ten podaje za portalem Forsal.pl następujące dane:

(…) Polski produkt krajowy brutto urośnie do 544 mld dolarów, natomiast norweski osiągnie wielkość tylko 526,9 mld. Wyprzedzamy Norwegów nie po raz pierwszy. Możemy mieć powód do dumy.

Nie bardzo rozumiem, z czego mamy się cieszyć. Może z tego, że średnie zarobki wynoszą u nas niespełna cztery tysiące złotych, a w Norwegii ponad osiemnaście tysięcy w przeliczeniu na naszą walutę? A może z tego, że za średnie wynagrodzenie możemy nabyć np. 1400 litrów mleka, podczas gdy mieszkańcy Norwegii cztery razy tyle?

Owszem, nasz PKB w ujęciu nominalnym jest zbliżony do norweskiego, ale jeżeli spojrzymy na wskaźnik per capita, to wyjdzie, że mamy na głowę statystycznego mieszkańca tylko  20 592 USD, podczas gdy Norwegowie ponad 55 tysięcy. W efekcie my zajmujemy 47. pozycję na świecie, a oni 4.

Po co więc stroszyć piórka i chwalić się wskaźnikami, które mają się nijak do realnego życia? Podobną propagandę przeżywaliśmy już za czasów pierwszego górnika PRL. A co dziś zostało z tamtych „sukcesów?

Tusk i alkomaty



Początek  roku przyniósł serię tragicznych wypadków spowodowanych przez pijanych kierowców. Najbardziej dramatyczny wydarzył się w Kamieniu Pomorskim, gdzie śmierć poniosło sześć osób. Głośno było też o pijanym motorniczym z Łodzi, którego lekkomyślne postępowanie doprowadziło do śmierci dwóch osób. Poza tym były jeszcze pojedyncze przypadki zdarzeń ze skutkiem śmiertelnym, np. w Gdyni. 
Jak zwykle w takich przypadkach bywa, natychmiast podniosła się ogromna wrzawa medialna. Dziennikarze i politycy wręcz ścigali się w przedstawianiu propozycji zaostrzenia kar dla pijanych kierowców. Nie wnikam w szczegóły, ale zastanawiam się głośno, dlaczego akurat teraz posypało się takie mrowie pomysłów mających na celu uzdrowienie sytuacji na polskich drogach. Wszak nietrzeźwi kierowcy nie od dziś siadają za kółkiem i  nie od dziś powodują wypadki. Zjawisko to występowało, występuje i nadal będzie występować, niezależnie od zapowiadanych czy też wdrażanych systemów represyjnych. Poza tym nasz system prawny ma już przecież wystarczające instrumenty do walki z pijanymi kierowcami. Wystarczyłoby ich tylko konsekwentnie używać. Tak więc cały ten hałas medialny wygląda mi na typową pokazówkę. Założę się, że gdyby w Kamieniu Pomorskim nie zginęło aż sześć osób, ale za to w innych rejonach Polski w pojedynczych wypadkach byłoby np. trzydzieści ofiar śmiertelnych, to żaden członek rządu nawet by się o tym nie zająknął.
Nie wiem kto podsunął premierowi pomysł odnośnie obowiązku wyposażania każdego samochodu w  alkomat. Wydaje mi się jednak, że takie rozwiązanie nie prowadzi do niczego pozytywnego. Przede wszystkim będzie to okazja do zrobienia świetnego interesu przez producentów i handlowców. A i skarb państwa też się przy tym pożywi. Nie należy się łudzić, że alkomaty będą kosztować 5 - 10 złotych, jak mówi Donald Tusk. Jeżeli nawet takie gdzieś są, to na pewno podrożeją, jak tylko wspomniany przepis wejdzie w życie. Inna sprawa to jakość. Za takie pieniądze można nabyć najwyżej zabawkę a nie urządzenie podające wiarygodne wyniki. Jest jeszcze kwestia korzystania z alkomatów. Co z tego, że będzie on leżał w schowku auta, skoro jeden czy drugi „król szos” po kilku drinkach nawet na niego nie spojrzy?
Jeżeli chodzi o praktyczne zastosowanie alkomatów, to na pewno godne uwagi jest rozwiązanie praktykowane w Szwecji. Tam pijany kierowca, po zatrzymaniu przez policję, ma wybór: zabranie prawa jazdy albo montaż alkomatu, który w przypadku nietrzeźwości kierowcy uniemożliwia uruchomienie silnika. Takie urządzenie jest dość drogie, ale jego skuteczność na pewno jest lepsza niż w przypadku projektu Tuska.

Esencja Cejlonu

  Poniedziałek, 05.02.24 W niedzielę czwartego lutego wylatujemy z Okęcia zgodnie z planem, czyli o 15.05.   Boeing 347,   należący do...

Posty