Pokazywanie postów oznaczonych etykietą synagoga. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą synagoga. Pokaż wszystkie posty

Grodno - dzień drugi


Fragment wystawy w Starym Zamku

Kolejny dzień w Grodnie. Rano lekki kac po wspomnianej kolacji. Mimo to ochoczo ruszamy na dalsze zwiedzanie miasta. Ponownie zaglądamy do bazyliki katedralnej Franciszka Ksawerego, po czym odwiedzamy znajdującą się tuż obok najstarszą aptekę na Białorusi.  Apteka Jezuicka – bo o niej mowa – powstała już na początku XVIII wieku. Obecnie znajduje się tu nowoczesna apteka oraz niewielkie Muzeum Farmacji. Można je zwiedzać za darmo, ale za robienie zdjęć trzeba zapłacić jednego rubla.

Obok budynku straży pożarnej przechodzimy do Starej Synagogi. Duży gmach żydowskiej świątyni jest świeżo odnowiony. W utrzymanym na biało wnętrzu pachnie jeszcze farbą.

Nieco dalej przechodzimy obok pomnika Dawida Grodzieńskiego. Na szarym cokole widzimy  rzeźbę z białego granitu przedstawiającą siedzącego na koniu rycerza z mieczem. Kasztelan Dawid Dowmontowicz, bo tak w istocie się nazywał, zasłynął zwycięskimi bitwami z Krzyżakami. Żył na przełomie XIII i XIV wieku.

Idąc przez miasto zwracamy uwagę na niezwykle czyste ulice. W samym centrum co rusz widać charakterystyczne metalowe kosze z nóżkami i parasolami. Uwagę zwraca też stosunkowo niewielki, jak na 370 000 miasto, ruch samochodowy.

Nad wznoszącymi się nad Niemnem wzgórzami usytuowane są dwa zamki: stary i nowy. Wejścia do obu kompleksów znajdują się naprzeciwko siebie. Stary zamek (szczególnie pałac królewski) był już mocno zdewastowany, więc poddano go gruntownej renowacji, a właściwie odbudowie. Mimo trwających prac budowlanych można zwiedzać niektóre wnętrza. W nowym zamku z pierwszej połowy XVIII wieku odbył się ostatni sejm Rzeczypospolitej Obojga Narodów. To właśnie tutaj w 1795 roku abdykował Stanisław August Poniatowski, co przypieczętowało upadek Polski.

Przechodząc kilkaset metrów od Starego Zamku dochodzimy do Parku na Kołoży. Jego głównym punktem jest cerkiew św. Borysa i Gleba. Ciekawostką jest fakt, że jest to najstarszy budynek w Grodnie. Jego usytuowanie na stromym zboczu przyczyniło się do nieszczęścia, gdy podczas powodzi w 1852 roku podmyty brzeg Niemna runął do wody, pociągając za sobą część cerkwi. Kilkadziesiąt lat później świątynię odbudowano, łącząc  ocalałą kamienną część z drewnianą dobudową. Przed  cerkwią  znajduje się taras widokowy z kamieniem upamiętniającym bitwę pod Grunwaldem. Nieco dalej stoi okazała plebania.

Zwiedzanie samych kościołów, cerkwi czy synagog może być nużące. Niejako dla odmiany jedziemy więc na stadion Nieman (Nioman). Obiekt ten powstał w 1963 roku. Po jego zakamarkach oprowadza nas M., który – tak się składa – właśnie tutaj pracuje. Oglądamy więc trybuny (8800 miejsc siedzących), szatnie, sale gimnastyczne i bieżnię. Za dwie godziny ma odbyć się mecz piłkarski, ale nie widać prawie żadnego ruchu, jedynie wozy transmisyjne miejscowej telewizji rozkładają kable i kamery.

Obok stadionu stoi hotel Belarus. Niestety, nieczynny. Jego remont – według pracownika ochrony – może potrwać jeszcze trzy do pięciu lat.

Obiad zjadamy w stołówce obok stadionu. Jest jeszcze tańszy niż poprzedniego dnia w centrum handlowym.

Nasze towarzyszki jadą do domu odpoczywać, a my z T. kontynuujemy piesze zwiedzanie.  Od stadionu idziemy przez osiedle otoczonych drzewami owocowymi domków jednorodzinnych. Gdzieniegdzie słychać pianie kogutów. Wiejskie klimaty w centrum Grodna i wśród blokowisk na sypialnianych osiedlach są typowe dla Grodna. Tak jest np. na Krajnym Piereułku i  Wiśniowcu (dawna Gnojnica).  Wystarczy lekko zboczyć z szerokopasmowej drogi, a znajdziemy się na gruntowej drodze, pełnej kałuż i błota. Te swoiste enklawy, pamiętające czasy przedwojenne, zamieszkują w dużej mierze Polacy. Na jednym z odcinków naszej trasy natrafiamy na kamienną dróżkę. M. powiedział nam, że jest to ścieżka Batorego, po której podobno przechadzał się król. Być może to legenda, ale co to komu szkodzi…

W bistro Semafor odpoczywamy przy piwie Lidzkoe (Lidzkie). Deptakiem ulicy Sowieckiej przewijają się raczej nieliczni przechodnie. Turystów jest bardzo mało, a jeżeli już, to są to Polacy. W Grodnie stanowczo brak dobrego marketingu i odpowiedniej infrastruktury, żeby przyciągnąć większą liczbę turystów. Pozwolenia na wjazd (64 złote) do wydzielonych stref zamiast wizy to stanowczo za mało.

Po ugaszeniu pragnienia idziemy w dół ulicy Sowieckiej, by ulicą Orzeszkowej dotrzeć do Soboru Opieki Matki Bożej, który pominęliśmy poprzedniego dnia przy okazji odwiedzin domu autorki Gloria Victis, a jest on usytuowany o przysłowiowy rzut beretem. Trafiamy na porę nabożeństwa, więc niestosownie byłoby kręcić się po świątyni czy też robić zdjęcia. Wychodzimy zatem po krótkiej obserwacji modlącego się plecami do wiernych popa i idziemy na dworzec kolejowy. Tutaj przed rokiem T. jadł blińczyki i teraz chciał sprawdzić, czy nadal tak dobrze smakują. Ja jadłem je po raz pierwszy. Owszem, smakowały! Szczególnie popite popularnym tu piwem Lidzkim.

Dowiedzieliśmy się, że obok konsulatu polskiego ma odbyć się uroczysta akademia z okazji Dnia Wojska Polskiego. Poszliśmy więc tam. Już na dziedzińcu zobaczyliśmy udzielającą wywiadu jednej z tutejszych telewizji sekretarz stanu Annę Schmidt-Rodziewicz. W niewielkiej sali na parterze starego budynku było już pełno gości, głównie młodzieży biorącej udział w akademii i działaczy Związku Polaków na Białorusi. Oczywiście mowa o tym nieuznawanym przez reżim Łukaszenki związku, którego szefową jest Andżelika Borys. Ona właśnie witała przybyłych na uroczystość gości, w tym konsula RP.

Wspomniana Anna Schmidt-Rodziewicz, jako Pełnomocnik Prezesa Rady Ministrów do Spraw Dialogu Międzynarodowego, spotkała się wcześniej  ze swoim białoruskim odpowiednikiem. Powiedziała, że nie była to łatwa rozmowa i dodała, że zaprosiła go do Polski.

- Być może ta wizyta nie przyniesie przełomu – kontynuowała -  ale może warto przyjechać do Polski i zobaczyć jak państwo polskie traktuje mniejszość białoruską i jakie warunki Rzeczpospolita Polska stwarza mniejszościom przebywającym na terenie Polski. Może niech zobaczy jak funkcjonuje szkolnictwo białoruskie na terenie Polski, jak traktuje się uczniów (…).

Po części artystycznej poszliśmy obejrzeć kościół ewangelicko-augsburski, białoruski fast-food Kołobki (coś a’la Mc Donald) i Dom Masonów. Stąd zaś udaliśmy się na rodzinną kolację do restauracji Krysza Mira, zlokalizowanej na dachu domu towarowego (piąte piętro) z widokiem na centrum. Rzecz jasna, lokal mieści się przy ulicy Sowieckiej. Tu, przy piwie, wódce, zakąskach i fajce wodnej spędziliśmy miło czas do północy. Po zamknięciu lokalu pojechaliśmy do dyskoteki Baza. Akurat tego dnia był dzień pod znakiem Retro, a zatem grano przeboje z lat mojej młodości. Na kwaterę dotarliśmy grubo po trzeciej nad ranem…
Synagoga

Dawid Grodzieński

Stary Zamek


Budynek straży pożarnej

Cerkiew św. Borysa i Gleba

Kamień grunwaldzki

Plebania

Stadion Nieman



Ścieżka Batorego



Na dachu znajduje się Krysza Mira


Anna Schmidt-Rodziewicz

Andżelika Borys

Anna Schmidt-Rodziewicz



Kołobki

Dyskoteka Baza
 Część pierwsza tutaj
 Część trzecia tutaj

Wrocław z Barentsem i Pankisi


Drinki w "Mistrz i Małgorzata"
W piątek o godzinie siódmej wsiadam w Gdańsku do Flixbusa jadącego z Gdyni do Pragi. Na trasie do Wrocławia zatrzymuje się on w Bydgoszczy, Żninie, Poznaniu i w Lesznie. Pasażerów jest niezbyt wielu. Zajętych jest może 60 procent miejsc. Na zewnątrz pochmurno i mgliście. Ot, typowy późnojesienny dzień. Do stolicy Dolnego Śląska docieramy z ponad godzinnym opóźnieniem (o 16.10 zamiast o 14.50).

Kwadrans później jestem już w hostelu Wratislavia. Opłacam należność za dwie noce ze śniadaniami i kwateruję się w sześcioosobowym pokoju na drugim piętrze. Łazienka, łóżka, pościel i szafki cacy, ale nie ma ręczników. Zazwyczaj biorę swój, ale tym razem zapomniałem. A że gapiostwo musi kosztować, więc za wypożyczenie z recepcji płacę 5 zł.

Przed dziewiętnastą idę na inaugurację sezonu aktywnych podróży 2019 do biura turystycznego Barents. Mieści się ono w klimatycznej piwnicy przy ul. Krasińskiego 42. Jestem jednym z pierwszych gości. Witają mnie dwie miłe pracownice: Magda (nie znam nazwiska) i Małgosia Busz. Obecny jest też gość z Gruzji, mąż jednej z członkiń zespołu Pankisi, na którego występie mamy być w dniu jutrzejszym. Póki co schodzą się kolejni miłośnicy podróży, którzy zjeżdżają z całej Polski. Na około 25 metrach kwadratowych mieści się ponad 30 osób. Jedni siedzą, inni stoją. Organizatorzy przygotowali mnóstwo przekąsek (rozmaite paszteciki, sałatki, ciastka i tp.) oraz sporą ilość czeskiego piwa i innych napojów rozweselających. Nie ma żadnych oficjalnych wystąpień. Wszyscy są ze sobą na ty, co zresztą od dawna cechuje Barentsa. Z rzutnika lecą filmowe migawki z różnych wyjazdów, goście dyskutują w małych grupach. Niestety, nie widzę nikogo z naszej wycieczki po Gruzji i Armenii sprzed dwóch lat. W programie była przewidziana na ten wieczór wędrówka po pubach, ale wątpię w to, czy po gościnie w Barentsie komuś chciało się jeszcze gdzieś chodzić czy też więcej pić... Ja w każdym razie już o godzinie 22 grzecznie powędrowałem do swojego hostelu.

W sobotę przed południem spacer do Nadodrza. Po tej dzielnicy oprowadza nas Natalie Raclavska, pilotka rodem z Czech. Rozpoczynamy od gmachu dworca, drugiego pod względem wielkości we Wrocławiu. Kilkupiętrowy gmach z czerwonej niegdyś cegły wyraźnie popada w ruinę. Ponoć niedługo ma być rewitalizowany. Przechodzimy następnie obok schronów z zamurowanymi wejściami i idziemy do parku Staszica. W tle widać dymiące kominy elektrociepłowni. Dochodzimy do Skweru Sybiraków i zatrzymujemy się przed budynkiem dawnej kolei wąskotorowej. Teraz  należy on do parafii św. Bonifacego. Przed nim stoi czarna zabytkowa lokomotywa. Idąc dalej, przy ul. Podwórcowej natrafiamy na kamienicę z zachowanymi na elewacji napisami w języku niemieckim. Jest to we Wrocławiu wielka rzadkość, gdyż po wojnie starano się niszczyć wszelkie ślady po Niemcach. Z kolei przy pobliskiej ulicy Ptasiej znajdujemy kamienice z zachowanymi śladami po kulach. Jest  już niewiele takich budynków, bo niektóre są wyburzane, inne zaś rewitalizowane. Przy tej ulicy kręcono sceny m.in. do  filmu Stevena Spielberga „Most szpiegów” z Tomem Hanksem w roli głównej.  Również tutaj powstały fragmenty „Zimnej wojny” Pawła Pawlikowskiego.

O muralach zamieściłem odrębny wpis na blogu. Można go znaleźć tutaj 


Po południu spotykamy się w większym gronie w lokalu "Mistrz i Małgorzata" przy ul. Bogusławskiego. Ta niewielka knajpka mieści się w nasypie kolejowym. Dosłownie nad głowami gości słychać turkot przejeżdżających pociągów. Obecny jest Roman Stanek, twórca i właściciel Barentsa oraz pracownicy i piloci współpracujący z tym biurem podróży. Podobnie jak poprzedniego dnia nie brakuje fundowanego piwa. Jeżeli zaś ktoś miałby ochotę na jakiś drink (do wyboru: Ojciec Chrzestny za 10 zł, Zemsta Rasputina za 13 lub  Wieprz na miotle za 10), to musiałby nabyć go we własnym zakresie.

Przez kilka godzin trwają prezentacje co ciekawszych wyjazdów organizowanych przez Barentsa w ramach turystyki aktywnej. Tak więc zapoznajemy się m.in. z zimowym trekkingiem (z sankami lub na nartach biegowych) po Norwegii, Spitsbergenie i Karelii. Poznajemy możliwości rowerowych i samochodowych wypraw do Gruzji i Kirgistanu. Słuchamy opowieści pasjonata Ałtaju, który przybliża nam ten stosunkowo słabo znany rejon Syberii. Dzięki zaproszonym polarnikom i klimatologom (prof. Krzysztof Migała  i dr  Jacek Piasecki) poznajemy historię polskich wypraw naukowych na Spitsbergen. Wszystkim prelekcje okraszone są filmowymi migawkami.

Po wegetariańskiej kolacji, w skład której wchodziły potrawy rodem z wielu krajów, między innymi zupy w jadalnych pojemnikach, przyszedł czas na deser, a w zasadzie – na ucztę duchową. Na tournee do Polski przyjechał gruzińsko-czeczeński zespół Pankisi Ensemble. Przed dwoma laty miałem okazję wysłuchać koncertu w domu  założycielki zespołu, w jej rodzinnym domu w dolinie Pankisi (Kachetia). Tym razem zespół wystąpił w nieco zmienionym składzie, ale na szczęście obecna była Leila (Lara), znana z reporterskiej książki Wojciecha Jagielskiego „Wszystkie wojny Lary”. Po tragicznej śmierci synów śpiewa rzadko, ale naprawdę wzruszająco.

Do hostelu dotarłem dopiero po północy. Tego dnia przeszedłem około 20 kilometrów. Następnego dnia odwiedziłem kuzynkę Halinę. Nie widzieliśmy się chyba ze 30 lat.(...).

Niedzielne zwiedzanie centrum Wrocławia zgromadziło już tylko kilkunastu uczestników Barentsowej imprezy. Oprowadzał nas Wojtek Zalewski. Spotkaliśmy się przy Przejściu Świdnickim, nieopodal pomnika Papy Krasnala. A propos, Wrocław jest wprost naszpikowany figurkami krasnoludków. Mamy krasnoludki Syzyfki, krasnoludków Strażaków, Weterana, Kupczyka, Podróżnika, Turysty  i ponad 350 innych.

Idąc deptakiem ulicy Świdnickiej, zatrzymujemy się nieco dłużej przy postmodernistycznym budynku Solpolu. Zbudował go na początku lat dziewięćdziesiątych Zygmunt Solorz. Niegdyś mieścił się tu duży dom towarowy, a obecnie pozostał już tylko sklep jubilerski i oddział banku. Dalej idziemy obok masywnego gmachu hotelu Monopol, który pamięta takie postacie jak Edith Piaf, Jan Kiepura, nie wspominając już o Hitlerze. We wnętrzach hotelu kręcono między innymi sceny do „Popiołu i diamentu”. Ze Świdnickiej skręcamy na Plac Teatralny, mijamy Teatr Lalek i otaczające go krasnoludki i przylegającą do Parku Staromiejskiego ulicą Bożego Ciała dochodzimy do pomnika Bolesława Chrobrego. Nie jest to najbardziej udane dzieło sztuki rzeźbiarskiej (nadmiernie długa szyja konia, spoza której od przodu prawie nie widać króla).

Wzdłuż Fosy Miejskiej biegnie Promenada Staromiejska. Po jednej jej stronie mijamy duży pierścień na postumencie poświęcony rotmistrzowi Pileckiemu, z drugiej zaś widzimy duży ceglany gmach sądu. W tle błyszczy w słońcu Sky Tower należący do Leszka Czarneckiego. Nieco dłużej zatrzymujemy się przy Placu Wolności. Oglądamy zachowane skrzydło Pałacu Królewskiego i gmach Narodowego Forum Muzyki. Po placu jeżdżą elektryczne hulajnogi. Widać też sporą grupę pomarańczowych ludzików na rowerach. Już myślałem, że to odżyła słynna Pomarańczowa Alternatywa majora Waldemara Fydrycha, ale po bliższym przyjrzeniu się stwierdziłem, że są to kurierzy firmy Pyszne.pl.

Pyszne.pl
Przecinamy ulicę Krupniczą i wchodzimy do tzw. dzielnicy czterech wyznań.  Znajduje się tutaj odnowiona przed ośmiu laty synagoga „Pod Białym Bocianem”. Na budynku kahału umieszczono tablicę upamiętniającą wywózkę Żydów do obozów koncentracyjnych.

Przecinamy ulicę Kazimierza Wielkiego i idziemy na  Plac Solny. Mieści się tutaj znany lokal „Konspira” i Księgarnia hiszpańska. Przy kościele św. Elżbiety nieopodal Rynku byłem tak zajęty robieniem zdjęć, że straciłem z oczu naszą grupę. Nie miałem jednak zbyt wiele czasu na poszukiwania, gdyż wkrótce musiałem zjawić się na dworcu PKS. Przeszedłem więc jeszcze szybko przez most Pomorski i po przejściu Strażniczą ponownie pokonałem Odrę, tym razem mostem Uniwersyteckim. Potem najkrótszą drogą pomaszerowałem do dworca. Nie każdy może wie, ale na wrocławski dworzec PKS wcale nie jest łatwo trafić. Owszem, sam budynek łatwo znaleźć, ale żeby dojść do stanowisk, z których odjeżdżają autobusy, trzeba przejść przez galerię handlową i ruchomymi schodami zjechać na dół.
Kościół św. Maurycego

Dworzec Nadodrze we Wrocławiu

Wrocław - elektrociepłownia

kolejka wąskotorowa na Nadodrzu

Niemiecki ślad

Kamienica ze śladami kul

Kafelki w bramie przy ul Roosevelta

Roman Stanek i klienci Barentsa


 Pankisi i Roman Stanek

Pankisi

Pankisi, w środku Lara

Papa Krasnal

Solpol   Z. Solorza

Hotel Monopol


Pomnik Chrobrego


Upamiętnienie rotmistrza Pileckiego
Skrzydło Pałacu Królewskiego

Krasnale na pl. Wolności

Konspira

Krasnal Weteran

Krasnale Strażacy

Esencja Cejlonu

  Poniedziałek, 05.02.24 W niedzielę czwartego lutego wylatujemy z Okęcia zgodnie z planem, czyli o 15.05.   Boeing 347,   należący do...

Posty