Pokazywanie postów oznaczonych etykietą USA. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą USA. Pokaż wszystkie posty

Green Book - refleksje po filmie


W tym tygodniu po raz kolejny mieliśmy okazję pójść z żoną do kina. Podkreślam to, bo rzadko zdarza się, abyśmy mieli wolne od pracy dni w tym samym czasie. Dzisiaj wybraliśmy się na film  „Green Book” (Zielona książka). W opisie filmu można przeczytać, że jest to historia o tym, że: Drobny cwaniaczek z Bronxu zostaje szoferem ekstrawaganckiego muzyka z wyższych sfer i razem wyruszają na wielotygodniowe tournée. Ich wspólna podróż, pełna zaskakujących przygód, okaże się początkiem nieprawdopodobnej przyjaźni. Jest to jednak tylko część prawdy. W rzeczywistości szoferem jest imigrant z Włoch, który nie przepada za – delikatnie mówiąc – ludźmi o innej karnacji.  Wspomniany muzyk jest zaś czarnoskóry. Dodajmy, że akcja rozgrywa się na początku lat sześćdziesiątych dwudziestego wieku w USA, gdzie segregacja rasowa, zwłaszcza w południowych stanach, miała się w najlepsze. Drugi aspekt filmu, który zwrócił moją uwagę, to problem samotności niektórych artystów. Na scenie słyszą owacje, a po koncertach spędzają samotne wieczory w hotelach przy butelce whisky, jak bohater tego filmu.
Najbardziej jednak przykuwa uwagę stopniowa metamorfoza dwóch głównych bohaterów. Z oficjalnych kontaktów (szef – podwładny) na początku filmu  przechodzą z biegiem czasu w  relacje przyjacielskie. Oczywiście droga (dosłownie, bo łączy ich dwumiesięczne tournée) do tego nie jest usłana różami. A poza tym, co istotne, scenariusz filmu oparty został na prawdziwych wydarzeniach.
Światowa premiera „Green Book” odbyła się 11 września ubiegłego roku, a w Polsce dopiero wczoraj. Jak na drugi dzień wyświetlania, to frekwencja w gdańskim Multikinie nie była oszałamiająca.  Tymczasem film ten ma 5 nominacji do Oscarów, a dotychczas zdobył już 3 Złote Globy. Jego reżyserem jest Peter Farelly, który znany jest między innymi z komedii „Głupi i głupszy”.

Gość w Chicago



Gość w Chicago

Kilka dni temu na jednym z portali społecznościowych znalazłem taką oto wiadomość: Jakiś czas temu natrafiłem (w sieci) na Pańską książkę "W cieniu Sheratona", którą chciałbym przeczytać. Tak się składa, że też wydałem książkę o podobnej tematyce i zastanawiam się, czy nie chciałby się Pan wymienić? Pan mi "W cieniu Sheratona" a ja Panu "Gościa w Chicago"? Proszę pomyśleć i dać znać. Oczywiście, natychmiast się zgodziłem. Literatura faktu, a szczególnie ta dotycząca tematów emigracyjnych, interesuje mnie bowiem od dawna.

Przesyłka od Karola Stefańskiego dotarła do mnie przedwczoraj. Dzisiaj, parę  minut po północy, lekturę jego książki miałem już za sobą. "Gość w Chicago" należy bowiem do tego rodzaju książek, które czyta się za jednym posiedzeniem. I nie mam tu wcale na myśli niewielkiej objętości (tom składa się z 234 stron). Wspomnienia autora z sześcioletniego pobytu w Stanach Zjednoczonych są bowiem tak wciągające, że czyta się je jednym tchem. Żeby nie było zbyt dużo lukru, dodam od razu,   że pewne małe fragmenty książki nieco mnie nudziły. Myślę tu o wywodach autora na temat różnic w systemach edukacji w Polsce i USA.

Karol Stefański poleciał za ocean jako jeden z tysięcy uczestników studenckiego programu Work&Travel. Od innych studentów różni go jednak to, że  nie ograniczył się do trzymiesięcznego legalnego pobytu na ziemi amerykańskiej. Jak już wyżej wspomniałem, został tam o wiele dłużej. Sam załatwiał sobie kolejne miejsca zatrudnienia i przez cały czas intensywnie się uczył. Nie tylko języka, ale także różnych odmian tańca (klasyczny, latynoamerykański) oraz... trenowania piłki nożnej. Jednocześnie korzystał z życia, biorąc udział w imprezach towarzyskich, koncertach (np. Budki Suflera czy Paktofoniki) i spotkaniach z ciekawymi ludźmi (Jan Tomaszewski). Przy okazji zwiedził kawał Ameryki, w tym Alaskę, Detroit, Los Angeles, no i oczywiście tytułowe Chicago.

Ten wpis nie rości sobie prawa do miana recenzji. Zawarłem w nim po prostu moje odczucia po lekturze książki.  Na pewno warto ją przeczytać, choćby dlatego, że (cytuję fragment dedykacji autora) "Ciekawymi historiami należy się dzielić, podawać dalej z nadzieją, że zainspirują innych".

Tak też czynię...

Esencja Cejlonu

  Poniedziałek, 05.02.24 W niedzielę czwartego lutego wylatujemy z Okęcia zgodnie z planem, czyli o 15.05.   Boeing 347,   należący do...

Posty