Pokazywanie postów oznaczonych etykietą PKP Intercity. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą PKP Intercity. Pokaż wszystkie posty

PKP Intercity raz jeszcze



Psioczyłem niedawno na PKP Intercity. Tymczasem firma ta nie zawsze jest bezduszna. Otrzymałem właśnie spóźnioną odpowiedź na moją ostatnią reklamację (sporządzono ją w ostatnim dniu trzydziestodniowego terminu, potem przeleżała się parę dni na poczcie). Jak wynika z treści pisma - za opóźnienie pociągu otrzymam nie tylko odszkodowanie w wysokości 25 procent wartości biletu kolejowego, ale też pełną kwotę za niewykorzystany bilet na autokar, na który nie zdążyłem w wyniku spóźnienia pociągu. W sumie będzie to 198 złotych, a więc niebagatelna kwota, jeśli chodzi o podróże krajowe.
Powinienem się cieszyć z pozytywnego załatwienia sprawy i nie drążyć dalej. Nie daje mi jednak spokoju świadomość faktu, że moja pierwsza reklamacja (złożona drogą internetową) dotycząca tego samego tematu została w całości odrzucona. Dlaczego wtedy nie brano pod uwagę  możliwości zwrotu pieniędzy za utracony bilet na połączenie autobusowe, a teraz raptem stało się to możliwe? Czy tylko dlatego, że teraz dołączyłem oryginały biletów do reklamacji i osobiście zaniosłem ją do punktu kasowego PKP Intercity? A może znaczenie ma to, kto rozpatruje daną reklamację? Za pierwszym razem była to p. Ewa, a za drugim p. Małgorzata. Ta pierwsza napisała w uzasadnieniu negatywnej decyzji: Rozumiemy Pana niezadowolenie spowodowane opóźnieniem ww. pociągu oraz niedogodności z nim związanych, niemniej jednak brak jest podstaw do wypłaty odszkodowania. Druga zaś nie tylko znalazła podstawy, ale też dodała uprzejmą formułkę: Jest nam przykro z powodu trudności podczas podróży.

Intercity ma w nosie terminy...



Cztery dni  temu upłynął trzydziestodniowy termin odpowiedzi na reklamację złożoną w PKP Intercity (pisałem szerzej o moim problemie tutaj).  Początkowo chciałem wykonać telefon z zapytaniem o jej losy. Kiedy jednak na potwierdzeniu złożenia reklamacji ujrzałem informację, że minuta połączenia z infolinią kosztuje 1,29 zł, zrezygnowałem. Gołym okiem widać, że jest to jawna drwina z petenta. Wiadomo przecież, że zanim jakiś konsultant odbierze telefon, najpierw trzeba posłuchać nastrojowej muzyczki. A jeżeli już odbierze, to zreferowanie sprawy i  jej ewentualne wyjaśnienie zajmie kolejne minuty. Tymczasem licznik będzie tykał. Czasami może więc zdarzyć się tak, że więcej będzie nas kosztowało połączenie telefoniczne niż  wartość  samej reklamacji. Nie chcąc wpadać w tę pułapkę, wykorzystałem możliwość kontaktu internetowego. Owszem, szybko otrzymałem potwierdzenie przyjęcia zapytania, ale merytorycznej odpowiedzi póki co nie ma.
Dodam jeszcze, że zgodnie z regulaminem PKP Intercity za opóźnienie pociągu o 60 do 119 minut przysługuje odszkodowanie w wysokości 25 procent wartości biletu. Sęk w tym, że kwota rekompensaty nie może być niższa niż równowartość 4 euro. W przeciwnym razie można tylko pomarzyć o częściowym chociażby zniwelowaniu poniesionych kosztów.

Bałagan w PKP Intercity i... Kydryński



Poświadczenie o opóźnieniu pociągu

PKP Intercity potrafi podnieść ciśnienie. Pociąg "Karpaty" zaraz po  starcie z Gdyni wygenerował spóźnienie  80 minut. W Warszawie Zachodniej miał być w piątek 14 września o godzinie 23.10.  Dojechał tam natomiast pół godziny po północy, czyli już w piątek. Tymczasem ja miałem mieć przesiadkę na Neobus, który odjeżdżał z  Zachodniej o godzinie 00.10.  Już w Działdowie było jasne, że pociąg nie nadrobi opóźnienia i że nie zdążę na autobus. Udałem się więc do konduktorki i poprosiłem o wydanie zaświadczenia o opóźnieniu pociągu, żeby mieć podkładkę do reklamacji.   Przy okazji chciałem dokupić bilet na dalszą jazdę tym pociągiem, skoro już nie mogłem pojechać wybraną wcześniej linią autobusową. Konduktorka była miła, ale też niespecjalnie jej się spieszyło. Grała na zwłokę, bo w Warszawie kończyła pracę. W efekcie swoją sprawę ponownie musiałem przedstawić nowej drużynie konduktorskiej. Spotkałem się co prawda ze zrozumieniem i otrzymałem stosowne zaświadczenie (poświadczenie wg nomenklatury PKP), ale bilet był już wypisany z "kapelusza". Wynikało z niego między innymi, że pociąg  ma jechać przez Piotrków i Rzeszów, tymczasem jechał przez Częstochowę, Kraków i Jasło. Dodatkowo nieco chaosu wprowadził inny konduktor w Płaszowie. Twierdził, że nasz wagon (nomen omen nr 13) nie jedzie do Zagórza. Faktycznie jechał. Tu trzeba wyjaśnić, że pociąg "Karpaty" w Krakowie Płaszowie rozdziela się na kilka składów: do Zakopanego, do Krynicy, do Przemyśla i do Zagórza. Jak ma się w tym połapać zwykły pasażer, skoro sami konduktorzy się gubią?

 Gdybym zdążył na wspomniany wcześniej Neobus, to dojechałbym nim prosto do Polańczyka o godzinie siódmej. Skoro jednak jechałem pociągiem, to musiałem wysiąść w Sanoku lub Zagórzu i dalej jechać busem. Wybrałem Sanok, bo to jednak miasto powiatowe. Niestety, dworzec autobusowy dawno już tu nie działa, a rozkłady na ulicznych przystankach są bardzo mało precyzyjne. Przygodny taksówkarz proponował kurs do Polańczyka z licznikiem za 160 a bez licznika za 120 zł. Na moje szczęście  i zarazem pecha taryfiarza wysiadający z jego taksówki klient podpowiedział mi, że za pół godziny będzie jechał do Polańczyka bus linii Galicja Express, którego nie ma na rozkładzie. Rzeczywiście tak było. Przejazd kosztował tylko 10 zł. Niemniej jednak w wyniku posypania się mojego planu podróży przez opóźnienie pociągu Intercity straciłem prawie sześć godzin i 153 złote. Te ostatnie mam nadzieję odzyskać, ale z doświadczenia wiem, że postępowanie reklamacyjne jest długie i uciążliwe.

Na koniec coś z innej beczki. Przy recepcji sanatorium "Dedal" pewna para wykłócała się o przydzielenie wspólnego pokoju. Twierdzili, że są małżeństwem. Recepcjonistka im jednak nie wierzyła, bo nosili inne nazwiska. W końcu gość zapytał:

- A Kydryńskiemu i Kunickiej też by pani nie dała wspólnego pokoju?

Recepcjonistka z kamienną twarzą zaczęła przeglądać listę kuracjuszy nowego turnusu, by po chwili stwierdzić:

- Nie widzę tu żadnego Kydryńskiego ani...

- Bo on już nie żyje - nie potrafiłem wstrzymać się od wygłoszenia tej uwagi.

Sanatorium Dedal




Polańczyk

Kolejowe nonsensy


To szwedzki pociąg, ale w podręcznym archiwum nie mam fotki polskiego składu

Po kilku latach przerwy znowu przyszło mi skorzystać z usług polskich kolei. O moich poprzednich doświadczeniach z tym przewoźnikiem pisałem we wrześniu 2012 roku. Dzisiaj mógłbym w zasadzie dosłownie przepisać tamte uwagi, bo naprawdę zmieniło się niewiele. Zadam sobie jednak odrobinę trudu, aby udowodnić, że lansowana ostatnio reklama PKP Intercity o treści "Zapowiada się dobra podróż" nie do końca odpowiada rzeczywistości.
Zamierzałem kupić bilet powrotny z Gdańska do Ustronia Zdroju. Wszedłem na odpowiednią stronę i zacząłem procedurę rezerwacji biletu. Niestety, już po chwili zorientowałem się, że nie będzie to takie proste. Kolejowy system nie przewiduje bowiem możliwości zabukowania biletu na termin dłuższy niż 30 dni od daty rezerwacji. To, co nie stanowi problemu dla Stena Line czy Polskiego Busa, w przypadku kolei jest przeszkodą nie do pokonania. Jako niepoprawny optymista pomyślałem sobie jednak, że to co jest niemożliwe do uzyskania  za pośrednictwem Internetu, uda się załatwić bezpośrednio przy okienku kasowym.
Stanąłem w kolejce na dworcu we Wrzeszczu do kasy z napisem "bilety krajowe". Po kilkunastu minutach złożyłem swoje zamówienie. Z początku szło dobrze. Pani kasjerka zaczęła nawet wypisywać bilet. Pierwszy zgrzyt pojawił się, gdy okazało się, że również tu nie mogę  nabyć biletu  z datą wyjazdu przekraczającą 30 dni. Trudno, pomyślałem sobie, powrotny bilet kupię później. Kiedy jednak zażyczyłem sobie rezerwacji miejsca do leżenia, kasjerka oznajmiła mi, że u niej jest to niemożliwe.
- Trzeba stanąć do tamtej kasy - wskazała mi stanowisko obok.
Kolejne kilkanaście minut i staję przed obliczem następnej funkcjonariuszki polskich kolei. Ta już na samym początku oznajmia mi, że może mi sprzedać bilet tylko do Pszczyny.
- A dalej? - pytam.
- Dalej Intercity nie kursuje. Tamtą linię obsługują Koleje Śląskie, a ja nie sprzedaję ich biletów.
- Ale ja mam tam niewiele czasu na przesiadkę, więc mogę nie zdążyć kupić biletu do Ustronia - tłumaczę najłagodniej jak potrafię.
Tu trzeba przyznać, że pani kasjerka wykazała się zrozumieniem dla mojej sytuacji. Na bilecie napisała odręcznie "dalej" i przystawiła pieczątkę.
- Z tym może pan iść do kierownika pociągu, gdyby nie zdążył pan kupić biletu w kasie.
Aha, w tej kasie była możliwość zapłacenia kartą. W tej obok przyjmowano bowiem wyłącznie  gotówkę.

Esencja Cejlonu

  Poniedziałek, 05.02.24 W niedzielę czwartego lutego wylatujemy z Okęcia zgodnie z planem, czyli o 15.05.   Boeing 347,   należący do...

Posty