Pokazywanie postów oznaczonych etykietą pomoc. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą pomoc. Pokaż wszystkie posty

Czy warto meldować się na Facebooku?

 


Postawię najpierw pytanie. Czy aktywność w rodzaju tak zwanego meldowania się na Facebooku może mieć jakieś pozytywne skutki, czy jest tylko przejawem próżności? Myślę, że poniższa historia ułatwi udzielenie odpowiedzi…

Wyobraźmy sobie taką sytuację. W dużym mieście azjatyckim, powiedzmy że to Phnom Penh, ktoś przyjeżdża do hotelu i zaraz potem wychodzi na zakupy. Bierze ze sobą pieniądze, ale zostawia telefon i nie pamięta nazwy hotelu.  Na domiar złego szybko się ściemnia i ten ktoś po prostu gubi się. Nie tylko nie wie gdzie się znajduje, ale też nie wie, o co tak naprawdę pytać. Żeby było jeszcze ciekawiej, prawie zupełnie nie mówi po angielsku. I jak wybrnąć z takiej sytuacji?

Wspomniany ktoś wchodzi do pierwszego z brzegu hotelu i przedstawia recepcjoniście swój problem, opisując go na kartce po polsku. Recepcjonista tłumaczy tekst przy pomocy translatora i już wie, o co chodzi.  Jednak zrozumieć problem to jedna sprawa, a rozwiązać go to druga. Znacznie trudniejsza. Młody pracownik recepcji jest  na szczęście tyleż chętny do pomocy, co i inteligentny. Pyta naszą zagubioną osobę, czy przyjechała sama czy może z kimś. Kiedy dowiaduje się, że z partnerem, dopytuje o jego imię i nazwisko oraz czy można go znaleźć na Facebooku. Po chwili znajduje właściwą osobę. Wchodzi na jej profil i widzi, że ta zameldowała się w konkretnym hotelu, oddalonym o zaledwie 350 metrów.  No i sprawa załatwiona…

Pomożemy Bartkowi?



Początkowo chciałem zignorować tę wiadomość, gdyż sądziłem, że jest to typowe naciąganie na kasę, branie na litość i tp. Nagłówki bywają jednak mylące. Tym razem nie chodziło o pieniądze w sensie dosłownym. Wynika więc z tego, że warto  czytać wiadomości do końca. A oto wspomniana wiadomość:

Witam! Piszę w imieniu mojego syna, Bartka. Bartuś choruje na autyzm, ma podejrzenie epilepsji, a jego kontakt ze światem jest bardzo skomplikowany. Staramy się pomóc mu wszelkiego rodzaju terapiami, rehabilitacją i wszelką dostępną pomocą specjalistyczną, jednak jest to bardzo kosztowne. Kilka miesięcy temu na FB powstało wydarzenie, na którym wystawiane są książki, które zostały nam podarowane przez darczyńców. Całość wylicytowanych kwot wspiera subkonto Bartka w Fundacji Pomóc Więcej.  Nasza ogromna prośba: czy jest Pan w stanie podarować książkę z autografem, którą zamienimy na kilka godzin terapii dla Bartusia? Oczywiście, na aukcjach opisalibyśmy od kogo książki pochodzą. Z góry dziękuję chociaż za przeczytanie tej wiadomości do końca i rozważenie mojej prośby. Pozdrawiam w imieniu swoim i Bartka.

Jestem przekonany, że tego rodzaju inicjatywy warto wspierać. Pomagając potrzebującym, promujemy przy okazji swoją twórczość i przyczyniamy się do rozwoju czytelnictwa. Dla nas - mówię o autorach - jeden egzemplarz mniej czy więcej nie robi większej różnicy. A skoro można komuś pomóc, to dlaczego nie? Dlatego tą drogą upowszechniam powyższy apel. Gdyby ktoś z czytelników tego bloga - a wiem, że jest wśród nich trochę osób piszących - chciał wspomóc tę inicjatywę, to proszę zajrzeć tutaj: https://www.facebook.com/groups/NoWezCosPrzeczytajDlaBartka/  

Wielkanocne klucze...


Myślę, że łatwo wyobrazić sobie, co czuje człowiek gdy po powrocie z pracy, zakupów czy skądkolwiek, sięga do kieszeni po klucze od mieszkania i natrafia ręką na pustą podszewkę. Spotkało mnie to dzisiaj i zapewniam, że nie jest to miłe uczucie. Przez chwilę stałem pod drzwiami i  ponownie przeczesywałem wszystkie kieszenie, choć  miałem świadomość, że jest to działanie daremne i pozorne. Klucze zawsze noszę bowiem w tej samej kieszeni spodni. Skoro zaś tam ich nie było, to nie było ich wcale.
Wykonałem szybki proces myślowy i przypomniałem sobie przebieg czynności wykonywanych w ciągu ostatnich trzydziestu minut, czyli zamknięcie mieszkania, wejście i wyjście do piwnicy, wyrzucenie śmieci do pojemnika, przejazd do Galerii Bałtyckiej, wizytę w bankowym wpłatomacie, zakupy w Carrefourze i powrót. Gdzie mogłem posiać klucze? Wniosek był tylko jeden: wypadły przy sklepowej kasie podczas wyciągania z kieszeni siatki.
Szybko wróciłem do Carrefoura. Moje przypuszczenia okazały się prawdziwe. W punkcie obsługi klienta czekał już na mnie pęk kluczy od mieszkania, piwnicy i paru innych zamków i kłódek. Poczułem ulgę, ale też wdzięczność dla nieznanej mi osoby, która znalazła owe klucze i przekazała je obsłudze sklepu. Dziękuję zatem gorąco jej i wszystkim tym, którzy bezinteresownie pomagają innym.
Przy okazji Wielkiego Piątku składam wszystkim Czytelnikom mojego bloga najlepsze życzenia zdrowych, radosnych i spokojnych Świąt Wielkanocnych.

Potrzebna szybka pomoc!!!

Raczej rzadko zdarza mi się apelować z tego miejsca o jakąkolwiek pomoc. Tym razem jestem jednak przekonany, że warto. Liczy się czas! Gabrysia musi dostać lek o wartości pół miliona złotych do 8 grudnia! Pomóżmy, jeśli możemy, a jeśli nie - to chociaż udostępniajmy ten apel. Więcej szczegółów można znaleźć w ostatnim numerze "Angory"



Esencja Cejlonu

  Poniedziałek, 05.02.24 W niedzielę czwartego lutego wylatujemy z Okęcia zgodnie z planem, czyli o 15.05.   Boeing 347,   należący do...

Posty