Od wielu już lat robię codzienne zakupy w
Biedronce, ale dopiero dzisiaj miałem okazję zobaczyć tzw. tajemniczego klienta
i naocznie przekonać się o metodach sprawdzania czujności kasjerek i kasjerów. O
tym, że ci ostatni nie mają lekkiej pracy, wiedziałem od dawna, ale nie
przypuszczałem, że firma funduje im
dodatkowe atrakcje…
W jednej z gdańskich Biedronek stał przede
mną w kolejce młody człowiek z wózkiem. Zauważyłem, że wyłożył na taśmę tylko
część zakupów, więc zostawiłem mu nieco miejsca i ułożyłem swoje produkty. On
jednak nie kwapił się do wyjęcia ułożonych po lewej stronie wózka (od strony
kasy) kremów i dezodorantów. Było tego bodajże pięć sztuk.
Czyżby chciał zwinąć ten towar? – pomyślałem
w pierwszej chwili. Wydawało mi się to jednak mało prawdopodobne, bo przecież
złodzieje zazwyczaj chowają gdzieś towar przeznaczony do kradzieży. Jednakże z
drugiej strony patrząc, taka metoda też nie byłaby zła. Wszak przysłowie mówi,
że najciemniej pod latarnią, a zatem kto wie…
Kasjerka (kobieta w średnim wieku) skasowała wyłożone
produkty, a „klient” przykrył nimi leżące na dnie wózka pudełka z kosmetykami,
po czym wyjechał nim poza linię kas. Obiektywnie rzecz biorąc, kasjerka nie
była w stanie zauważyć, że coś zostało w wózku. No chyba, że wcześniej wstałaby
z krzesła. Trudno to sobie wyobrazić, ale podobno ma taki obowiązek. Tak czy
owak, nie uczyniła tego. Tymczasem gość z wózkiem zawrócił i ponownie wjechał
na halę sprzedaży. W przelocie powiedział do zdezorientowanej kasjerki: „Zakup
kontrolny”.
Nie znam dokładnie procedur Biedronki, ale
podobno po dwóch takich kontrolnych zakupach
(ze skutkiem jak wyżej) można stracić pracę, a w najlepszym wypadku
premię. Hm, rozumiem, że firma pragnie
minimalizować straty wynikłe z kradzieży, ale przecież w sklepach non stop jest
włączony monitoring, a po hali chodzą ochroniarze. Czy nie jest więc lekką
przesadą obarczanie kasjerek dodatkowymi obowiązkami? Wszak ich praca i tak już
jest ciężka i odpowiedzialna.