Pokazywanie postów oznaczonych etykietą dziennik. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą dziennik. Pokaż wszystkie posty

Introligator


Odebrałem dzisiaj od introligatora siódmy tom moich dzienników. Wykonanie i cena za usługę   bez zarzutu. Nieco gorzej z terminowością. To ostatnie można jednak częściowo usprawiedliwić dużą ilością zleceń.  Częściowo, gdyż mimo  wszystko dotrzymywanie terminów powinno być  priorytetem każdego szanującego się zakładu usługowego, szczególnie w przypadku tak długo istniejącego na rynku jak ten. Mowa tu o pracowni introligatorskiej we Wrzeszczu, którą od ponad pięćdziesięciu lat prowadzi Władysław Chumowicz.
Pracownia mieści się przy ul. Do Studzienki. Nie wiadomo jednak, jak długo jeszcze będzie funkcjonować w tym miejscu. Budynek, w którym świadczone są usługi, jest bowiem przeznaczony do rozbiórki (z sąsiedniej kamienicy już wykwaterowano lokatorów). Póki co miasto nie zaproponowało lokalu zastępczego. Pan Chumowicz ma już 82 lata i nienajlepsze zdrowie.
Szkoda byłoby, gdyby z pejzażu Gdańska zniknął taki punkt usługowy. Osobiście korzystam z jego usług już od piętnastu lat. Pamiętam jeszcze czasy, gdy właściciel wykonywał większość prac ręcznie, np. tłoczenia na grzbietach i okładkach oprawianych tomów. Teraz z racji wieku częściej korzysta z pomocy pracowników, a tytuły i inne napisy żłobi specjalna drukarka.

Spowiedź przed sobą




Pochmurny i deszczowy tydzień. Na rowerze nie jeżdżę już piąty dzień. Niemal namacalnie czuję, jak czas przecieka mi między palcami. Wiem, że powinienem coś robić, może pisać... Jakoś jednak brak mi pomysłów. Dobrze, że chociaż ten dziennik prowadzę. Rację ma Marek Kamiński, który twierdzi, że: Pisanie dziennika ma nieocenioną moc. Rano przelewam na papier nadzieje na dany dzień, a wieczorem zrzucam balast tego dnia. Po zapisaniu naprawdę odczuwam reset umysłu. Szczególnie cenne jest to w czasie wypraw, kiedy bywa, że życie jest zagrożone. Jest coś takiego w pisaniu, że zmywa troski, obawy, krzywdy.  
Zgadzam się z każdym słowem podróżnika, bo sam przecież zacząłem w miarę systematycznie prowadzić ten dziennik 16 lat temu, traktując to zajęcie jako sposób na odreagowanie po stracie pracy w Konstelu.  Potem przyszło przyzwyczajenie i tak mniej lub bardziej udanie do dziś przelewam tu swoje myśli. Za mną już 6 pełnych tomów po około 460 stron każdy i siódmy w trakcie pisania. Komu to potrzebne? Nie wiem, może wnuki kiedyś przeczytają...
Spowiedź bez konfesjonału

Kartka z dziennika



Szczecin , defilada 1962 r.

Prowadzenie dziennika jest pozornie proste. Ot, zapisujemy, co działo się konkretnego dnia i czekamy na następny. Tak może wydawać się jednak tylko tym, którzy nie zajmują się na co dzień tego rodzaju aktywnością. Jeżeli ktoś robi to w miarę regularnie, to wie, że musi stosować swego rodzaju filtr. Nie da się przecież codziennie opisywać wszystkiego godzina po godzinie. Może nawet, przy bogatym w treść  trybie życia, byłoby to przez jakiś czas interesujące, ale nie przez rok, dziesięć czy piętnaście lat z rzędu. Trzeba więc dokonywać selekcji. Dotyczy to zarówno faktów, jak i myśli. Zwłaszcza tych ostatnich, bo zazwyczaj kłębią się w nadmiarze.



Gdybym miał, na przykład, opisywać szczegółowo dzisiejszy dzień, to musiałbym zacząć od tego, że położyłem się spać po siódmej rano, po dwudziestoczterogodzinnym dyżurze. Potem wspomniałbym, że wstałem w południe i zjadłem śniadanie. Następnie sprawdziłem prognozę pogody, potwierdzając ją spojrzeniem za okno. Pierwsza myśl: "Będzie deszczowo, a więc nici z roweru".



W chwilę potem odbieram telefon. Dzwoni profesor Paweł Soroka. Chodzi o ostatnie uzgodnienia przed wysłaniem naszej wspólnej książki do wydawnictwa. Z góry zaznaczam, że pomysł na publikację pt. "Dwie ukryte tragedie w cieniu atomowej apokalipsy" nie narodził się w mojej głowie, lecz wyszedł od wymienionego wyżej profesora. Mój wkład będzie można ocenić po ukazaniu się książki. Nastąpi to prawdopodobnie we wrześniu.

Nie zdążyłem jeszcze zaparzyć kawy, a tu kolejny telefon. Dzwoni jakiś konsultant z propozycją zakupu obligacji Banku Pocztowego. Zbywam go stwierdzeniem, że nie dysponuję wolnymi środkami. Następny telefon jest od żony i tu wchodzimy w strefę prywatności...



Tak mniej więcej wyglądają moje codzienne zapiski. Rzecz jasna, nigdy nie zamieszczam ich w całości na blogu. Pewne rzeczy muszą się bowiem odleżeć. Kto wie, może kiedyś zainteresują wnuków, których notabene oczekuję z coraz większą niecierpliwością...

Esencja Cejlonu

  Poniedziałek, 05.02.24 W niedzielę czwartego lutego wylatujemy z Okęcia zgodnie z planem, czyli o 15.05.   Boeing 347,   należący do...

Posty