Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Lizbona. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Lizbona. Pokaż wszystkie posty

Warta honorowa

W trakcie podróży po różnych krajach natrafiałem często na żołnierzy służby wartowniczej. Czasami fotografowałem ich podczas ceremonii zmiany warty, a czasami w trakcie pełnienia służby przed ważnymi obiektami.

Zamieszczam poniżej  ponumerowane zdjęcia żołnierzy z siedmiu krajów i zapraszam do zabawy w odgadnięcie ich narodowości. Jeżeli jednak ktoś będzie niecierpliwy, to może od razu sprawdzić rozwiązanie zagadki, które umieściłem na końcu tego wpisu. Jako bonus załączam filmik ze zmiany warty.

1

1a

2

3

3a

4

5

5a

6

6a

7

7a

 1 i 1a - Grecja (Ateny)

2 - Maroko (Rabat)

3 i 3a - Turcja (Ankara)

4 - Portugalia (Lizbona)

5 i 5a - Norwegia (Oslo)

6 i 6a - Dania (Kopenhaga)

7 i 7a - Szwecja (Sztokholm)

 





Pchli targ i oceanarium



Przed południem przechadzka po pchlim targu w dzielnicy Alfama. Podobnie jak na innych tego typu targowiskach można tu kupić przysłowiowe mydło i powidło. Handlujący nie są jednak tak nachalni jak np. w południowo-wschodniej Europie czy w Turcji.

W małej knajpce wypijamy kawę oraz degustujemy (nie wszyscy) małe ślimaki, gotowane na żywo w skorupkach. Porcja tego lokalnego przysmaku kosztuje 3,5 euro.  Moje zdanie? Da się zjeść, ale na pewno nie będzie to moja ulubiona potrawa.

Lizbona - pchli targ
Tuż po południu jedziemy do oceanarium. Najpierw niebieską linią metra do San Sebastiano, a potem czerwoną do stacji Oriente. Przy okazji wstępujemy do centrum handlowego Vasco da Gama. Tutaj przyszła mi ochota na miejscową wędlinę. Nabyłem więc wyrób o nazwie Moira de lamego. Niestety, po otwarciu opakowania owionął mnie taki zapach, że aż mnie odrzuciło. Smak też nie zachwycił mojego podniebienia. Kiełbasa wylądowała więc w koszu. No cóż, nasz bigos też jest dla innych narodów tylko zgniłą kapustą…

Degustacja ślimaków
Oceanarium w Lizbonie uważa się za największe w Europie. Powstało ono przed piętnastu laty w związku z odbywającymi się tutaj targami Expo. Żyje tu ponoć 25 tysięcy różnych gatunków stworzeń morskich. Nie wiem, ile z nich udało mi się zobaczyć, ale pewnie nie więcej niż tysiąc. Szczególnie zapamiętałem leniwie wylegujące się wydry, smutne pingwiny, duże żółwie, grube tuńczyki i bez przerwy przemieszczające się płaszczki. Bilet na stałą ekspozycję kosztuje 13 euro plus 3 za obejrzenie czasowych.

Oceanarium
Po obejrzeniu morskich i oceanicznych okazów (zabrakło mi tu delfinów) mogliśmy podziwiać najdłuższy w Europie most Vasco da Gama (17,2 km) na rzece Tag oraz biegnącą wzdłuż wybrzeża, od oceanarium po wieżę mostu, kolejkę linową. Rzuciliśmy też okiem na MEO Arena. Niestety, tylko z zewnątrz.







Kolejka linowa i fragment mostu Vasco da Gama

Lizbona - ludzie ulicy

Przy lizbońskiej Rua Augusta i na sąsiadujących z nią placach spotkać można wiele oryginalnych postaci. Wszystkie łączy jeden cel - chcą zarobić na życie. Jedni tylko wyciągają rękę po jałmużnę, inni zaś ciężko pracują na parę euro. Wszyscy jednak dodają kolorytu lizbońskiej ulicy i stanowią mniejszą lub większą atrakcję dla turystów, np. ten wiszący mim
Więcej zdjęć  tutaj










Wiszący w powietrzu?

Lizbona - pierwsze spacery



Podróż do Portugalii odbywaliśmy samolotami Lufthansy. Z Gdańska do Monachium lecieliśmy około półtorej godziny. Tutaj musieliśmy przez pięć godzin oczekiwać na kolejny lot. Na terminalu można było bezpłatnie skorzystać z napojów (serwowanych z automatów) typu kawa, herbata czy gorąca czekolada. Dla pasażerów darmowe były również główne tytuły niemieckiej prasy z „Die Welt” na czele. Do Lizbony przylecieliśmy o 21.50 czasu miejscowego.

Zamieszkaliśmy przy Rua Dos Sapateiros w Baixa, centralnej dzielnicy. Z mieszkania na piątym piętrze można zobaczyć wznoszące się na wschodzie wzgórze z zamkiem św. Jerzego (Castelo de Sao Jorge). Niestety, z naszego pokoju, znajdującego się od zachodniej strony, widok był o wiele mniej malowniczy. W odległości dwóch metrów od okna znajdowała się bowiem mocno nadwyrężona zębem czasu kamienica.

Zwiedzanie miasta zaczęliśmy od  Placu Zamkowego nad rzeką Tag. Doszliśmy   tam deptakiem Rua Augusta. W godzinach rannych by on jeszcze pustawy, ale po południu było już tłoczno. Zwróciłem uwagę na stosunkowo dużą ilość żebraków. Praktycznie obecni są oni w każdym miejscu, w którym spotkać można turystów. Inna grupa osób usiłujących zarobić na ulicy, to wszelkiej maści muzycy (pomagają im zwykle małe pieski, siedzące przed swoimi panami z kubeczkami w pysku), sztukmistrze, czyściciele butów i sporo mimów w charakterystycznie pomalowanych kostiumach.

Po dość długim poszukiwaniu znaleźliśmy odpowiednik polskiej






Lizbona - widok na Tag


 Biedronki, czyli market Pingo Doce. Ceny są tutaj porównywalne do naszych, a wybór asortymentu, zwłaszcza ryb i win, znacznie większy. Przykładowe ceny: litrowa butelka piwa Sagres – 1,89 euro, wino Set Nico – 1,59 euro, wino D. Pancho – 1,89 eur.


Po południu udaliśmy się w kierunku wzgórza zamkowego. Po drodze obejrzeliśmy m.in. kościół Santo Antonio (podobno urodził się tu Antoni Padewski, zwany św. Antonim z Lizbony) oraz katedrę. Zatrzymaliśmy się także przy dwóch punktach widokowych (miradouro),  z których rozciąga się panorama na Tag i praktycznie na całe miasto.

Wstęp na Zamek św. Jerzego według przewodnika Michelin z roku 2009 kosztuje 3 euro. Niestety, to już przeszłość. W tym roku za możliwość wejścia na wewnętrzny teren zamku trzeba bowiem zapłacić już 7,5 euro. Po przejściu barbakanu z dziesięcioma wieżami i nasyceniu się widokiem kolorowych dachów lizbońskich domów, zielenią parku Monsanto tudzież błękitem rozległego Tagu, można sobie zrobić fotkę z sokołem na ramieniu, nabyć pamiątki lub poddać się egzotycznemu masażowi.

Esencja Cejlonu

  Poniedziałek, 05.02.24 W niedzielę czwartego lutego wylatujemy z Okęcia zgodnie z planem, czyli o 15.05.   Boeing 347,   należący do...

Posty