Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Lom. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Lom. Pokaż wszystkie posty

Wernisaż Cegiełki


Po bodajże trzydziestu latach ponownie odwiedziłem Olsztyn. Okazją do przyjazdu do tego miasta był wernisaż wystawy zdjęć Krzyśka Cegiełki z podroży po Skandynawii, ze szczególnym uwzględnieniem takich atrakcji turystycznych jak: Lillehammer, Lom, Geiranger, Lofoty, Nordkapp, Rovaniemi i Sztokholm. A ponieważ wspomnianą podróż odbywaliśmy razem, to Krzysztof zaprosił mnie w charakterze gościa specjalnego. Tym samym mieliśmy okazję spotkać się po raz pierwszy od zakończenia skandynawskiej przygody.

Wernisaż i towarzysząca mu prezentacja zdjęć odbyły się w Centrum Polsko-Francuskim przy ul. Dąbrowszczaków 39. Tego samego dnia, tyle że rano, Krzysztof opowiadał o swoich zdjęciach i wyprawie w lokalnej telewizji. Zapewne dzięki temu dopisała frekwencja na spotkaniu, które trwało w sumie ponad dwie godziny. Najpierw wspólnie z Krzysztofem opowiadaliśmy o miejscach utrwalonych na wystawowych zdjęciach, potem zaś zaprosiliśmy gości na pokaz slajdów. Tu moja rola ograniczyła się do przesuwania zdjęć i krótkich komentarzy, natomiast Krzysztof dał upust swojemu talentowi krasomówczemu i z zapałem opowiadał o zwiedzonych miejscach, a także o różnych naszych przygodach.

Wystawę można oglądać jeszcze przez kilka tygodni, natomiast pełna relacja Krzysztofa z wyprawy ukaże się niedługo w sieci, a nieco później być może także w postaci książki.

Wieczorem w chińskiej knajpce zjedliśmy pikantnego kurczaka z ryżem, po czym udaliśmy się na zwiedzanie pięknie iluminowanej Starówki. Dalszą część wieczoru oraz dobry kawał nocy spędziliśmy na "rozmowach bilateralnych" dość obficie płucząc przy tym gardła, bynajmniej nie wodą, a jeżeli już - to ognistą.

Nie mogę nie wspomnieć o babci Krzysztofa. Ta dziewięćdziesięciotrzyletnia kobieta zafascynowała mnie swoją energią. Nie dosyć, że ma sprawny umysł, to także świetną kondycję fizyczną. W jej życiu nie ma miejsca na nudę. Lubi oglądać wiadomości i komentować wydarzenia polityczne. Przede wszystkim jednak robi coś, co obecnie jest wielką rzadkością. Co takiego? Ano przędzie na kołowrotku wełnę, a następnie robi na drutach ciepłe skarpety. Tu pochwalę się, że również mnie sprezentowała jedną parę. Nieco mniej gościnny był Funfel, który nie pozwolił mi się pogłaskać i łypał na mnie oczami pełnymi kociej pogardy.
Przy okazji przypominam link do relacji z naszej wyprawy, którą opublikowałem w lipcu. Kliknij








Mikołaj Kopernik

Zamek w Olsztynie




Olsztyn - katedra





Nie tylko Lofoty





Dla tych, którzy chcieliby poznać więcej moich wrażeń z ostatniej podróży po Skandynawii, polecam relację w niniejszym blogu



Dziadkiem na Nordkapp cz. I


Przed Geirangerfiord
Dwa dni temu wróciłem z fascynującej podróży po Skandynawii. Postaram się poniżej streścić jej przebieg. Najpierw kilka suchych notatek sporządzonych na smartfonie oraz ewentualne uzupełnienia.

Rano trochę błądzimy wokół terminalu promowego w Gdyni szukając Kauflandu. W końcu kupujemy Tyskie na stacji paliwowej po 12 zł za czteropak. Tankujemy do pełna. Płacę Krzyśkowi 250 zł za połowę baku (jest pojemny, bo mieści aż 100 litrów oleju napędowego). Płacimy  5,05 zł za litr.

Carlsberg na promie kosztuje 119 koron za walizeczkę z 24 puszkami o pojemności 0,33 litra każda. Na dziennym rejsie Stena Vision widać niewielu pasażerów.

Program rozrywkowy prowadzą Aleksandra i Sebastian. Niestety, zarówno bingo jak i quiz muzyczny bez sukcesu z naszej strony. W tym pierwszym zabrakło mi zaledwie jednego trafnego skreślenia.

W przerwie oglądamy mecz Rosja - Urugwaj. Rozpoczyna się o godzinie szesnastej. Rosjanie przegrali 3:00, tak samo jak my wczoraj z Kolumbią. Tyle tylko, że Rosja wcześniej wygrała dwa mecze...

Karlskrona wita nas ładną słoneczną pogodą.

Do Sysslebäck jedziemy ciurkiem ponad osiem godzin. Prowadzi Krzysiek. Jest piękna biała noc. Dojeżdżamy na miejsce o czwartej rano. Spore zmęczenie. Śpimy na łóżkach w szopie Kaśki do dziewiątej. Z przerwą o  wpół do siódmej, kiedy niespodziewanie budzi nas jej mąż Artur. Krzysiek wyładowuje tu swoje rzeczy, zwłaszcza prowiant, niezbędne na dalszy pobyt. Tutaj spędzi bowiem najbliższe tygodnie, a może nawet miesiące, na zbiorach moroszki i jagód.

Wczoraj niewiele ponad 400 km. Zwiedzanie Lillehammer i Lom przy pięknej pogodzie. Rozbijamy biwak około 50 km przed Geiranger. Przygoda z kuchenką gazową i rozlane piwo. Nerwowo, ale sytuacja opanowana. W nocy zimno.

Rozwijając powyższy wątek, dodać muszę, że w Lillehammer nie doszliśmy do samych skoczni Lysgårdsbakken, ale  były one doskonale widoczne również z dalszej odległości. Zobaczyliśmy natomiast wiele ciekawych murali, kąpielisko nieopodal skoczni narciarskiej oraz kościół i cmentarz. Nie natknąłem się natomiast tym razem na pomnik pisarki Singrid Undset, laureatki Nobla, który zwrócił moją uwagę podczas wizyty w Lillehammer przed dwunastu laty.

Co do kuchenki, to nie dokręciłem wystarczająco mocno zaworu do butli gazowej. W efekcie ogień zapalił się nie tylko na palniku, ale także przy plastikowym złączu. Udało mi się zdławić go w zarodku przy pomocy jakiejś szmaty. Byłem już jednak trochę zestresowany, więc zgodnie ze starym porzekadłem, iż nieszczęścia chodzą parami, spowodowałem kolejne, nieco bardziej dokuczliwe. Tym razem niefortunnie sięgnąłem ręką po otwartą puszkę z piwem. Zamiast chwycić ją ręką, popchnąłem ją do przodu. Gazowane piwo natychmiast chlusnęło do wnętrza bagażnika, zalewając przy okazji śpiwór Krzysztofa. Ten ostatni nie był - delikatnie mówiąc - zachwycony tym faktem. Też bym nie był! Poczuwając się do winy, zaprałem cuchnące piwem fragmenty śpiwora i sam w nim spałem, udostępniając współtowarzyszowi podróży własny.

W  Lom nad rzeką Bøvraad odwiedzamy najważniejszą  atrakcję tego regionu, czyli stavkirke z XII wieku. Jest to dobrze zachowany drewniany kościół słupowy. Można tu też obejrzeć urokliwe mini wodospady nad wymienioną wyżej rzeką.

Przed południem docieramy do Geiranger. Trafiamy na piękną pogodę. Tym razem ja prowadzę auto. Zaliczamy punkt widokowy nad  Drogą Orłów i wracamy na E6. W Trondheim jesteśmy o godzinie dwudziestej. Nocleg od dwudziestej trzeciej na postoju w Sparbu przy E6. Hałas samochodów. W nocy deszcz. Jest WC i ciepła woda.

Do Bodo jeszcze 600 km.

Nad jednym z najsłynniejszych fiordów norweskich jak zwykle tłum turystów. Bez trudu da się tu  też usłyszeć język polski. Z tym ostatnim będziemy  mieć zresztą do czynienia na całej trasie naszej ponad pięciotysięczno kilometrowej eskapady. Wspomnę tu tylko motocyklistę o pseudonimie Gagarin, którego spotykaliśmy na wielu postojach przed i za Nordkapp, czy małżeństwo z Tychów, wskazujące nam na mapie miejsca postojowe z toaletami.

Co do samego Geirangerfiordu, to jest on już opisany i sfotografowany chyba na wszystkie sposoby. Ja sam, nieskromnie mówiąc, pokusiłem się o to jeszcze w 2006 roku. Tym razem wjechałem jednak ponownie po serpentynach Drogi Orłów na punkt widokowy, żeby kolega mógł spojrzeć z góry na legendarny fiord. Nie wiem jednak czy sprawiłem mu dużą przyjemność, bo zestresował się strugą płynu wypływającego spod jego 22.letniego passata, zwanego pieszczotliwie Dziadkiem. Na szczęście była to woda, w dodatku nie z naszego auta.

A propos samego Geiranger, to warto zejść z górnego parkingu metalowymi schodami w dół. Po drodze mija się burzliwie płynący strumyk, którego wody przy ładnej pogodzie pięknie skrzą się w kolorach tęczy. Sama wioska, licząca niespełna 300 stałych mieszkańców, ożywa tylko w sezonie letnim. Przybywa tu wtedy wiele wycieczkowców wypełnionych turystami oraz  sporo kamperów, aut osobowych, motocykli, a nawet rowerów. Geirangerfiord można obejrzeć dokładnie z pokładów łodzi wycieczkowych, zwłaszcza wodospad Siedmiu Sióstr. Ciekawe widoki rozciągają się także ze szczytów okolicznych gór, na zboczach których jeszcze stosunkowo niedawno funkcjonowały farmy. Teraz są one już tylko turystyczną atrakcją. Dają jednak wyobrażenie o surowych warunkach, w jakich niegdyś bytowali ich mieszkańcy.

Samemu Trondheim nie poświęcamy dużo czasu. Raz, że pogoda nie jest sprzyjająca. Dwa, że zbliża się zmierzch i fotografowanie nastręcza nieco trudności. Trzy, że zależy mi na szybkim znalezieniu miejsca, w którym będę mógł rozbić namiot. Tu czas dodać, że podczas tej podróży ja śpię w namiocie, a mój kolega w samochodzie.
Część druga tutaj
Część trzecia tutaj 
Karlskrona

Syssleback

Lillehammer

lillehammer

Lillehammer

Lillehammer

Mural w lillehammer

Kąpielisko pod skocznią Lillehamer

Lillehammer

Lillehammer

Stavkirke w Lom

Stavkirke w Lom

Lom

Biwak przed Geiranger

Geiranger


Geiranger

Troll w Geiranger

Geiranger

Geiranger

Trondheim

Trondheim

Na pakistańskich drogach i bezdrożach

  Piątek, 11.10.24 Wyruszam dzisiaj   w kolejną podróż, dość ważną, bo Pakistan jest nie tylko ciekawym (a przy tym mało znanym) pod wzg...

Posty