Pokazywanie postów oznaczonych etykietą zabiegi. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą zabiegi. Pokaż wszystkie posty

Migawki z sanatorium (4)

 

Kilka faktów o sanatoryjnej rzeczywistości na przykładzie sanatorium „Dom Zdrojowy” w Szczawnie-Zdroju. Zacznijmy od opłat. Cena za pobyt dla kuracjusza skierowanego przez NFZ zależna jest od pory roku i rodzaju pokoju. W moim przypadku za miejsce w pokoju dwuosobowym trzeba było uiścić 27.30 zł  za dobę. Nie jest to wygórowany koszt zważywszy, iż w ramach tej opłaty mamy nie tylko noclegi, ale też pełne wyżywienie (całkiem przyzwoite), zabiegi i opiekę medyczną. Do tego dochodzi uzdrowiskowa opłata klimatyczna w wysokości 4,86 zł za dobę. Ta z kolei zależna jest od władz danej miejscowości. Rada Gminy Miejskiej w Szczawnie-Zdroju uznała, iż trzeba zastosować  maksymalną stawkę. Niektórych mocno to bulwersuje, bo Szczawno-Zdrój nie zalicza się do miejsc, w których można oddychać krystalicznie czystym powietrzem. Wprost przeciwnie – słynie z dużego poziomu smogu.

Natomiast w samym sanatorium oszczędności na kuracjuszach są widoczne na każdym kroku. Przede wszystkim dla tych przysyłanych przez NFZ nie przysługują ręczniki (spotykam się z tym po raz pierwszy, a jest to już mój piąty pobyt w uzdrowisku). Na zabiegi trzeba zabierać własne prześcieradła. Jeżeli ktoś nie ma, to może nabyć flizelinowe za 7 zł. Podobnie rzecz ma się z pijalnią wód – jeśli nie masz własnego kubka, to musisz kupić jednorazowy za 90 groszy. Za przyjemność oglądania niektórych programów w telewizji trzeba zapłacić 80 złotych za cały turnus. Za udział w wieczorku tanecznym w kawiarni Astor trzeba wyłożyć  10 zł w tygodniu i 20 zł w sobotę.

Co do personelu, to można tylko podziwiać ciężką pracę masażystów, fizykoterapeutów, kucharek i salowych. Nie można także narzekać na organizację zabiegów i posiłków. Te pierwsze są dobrze zsynchronizowane i nie zdarza się, żeby kuracjusz musiał biec z wywieszonym językiem z jednego gabinetu do drugiego. Większość zabiegów odbywa się zresztą w Domu Zdrojowym. Jedynie na okłady z borowiny chodzę do Korony Piastowskiej. Posiłki podawane są tu sprawnie i szybko, czego nie można powiedzieć o wielu lokalach komercyjnych. Nie są to oczywiście jakieś wymyślne frykasy, ale normalne zbilansowane dania. 







 

Okiem kuracjusza II

Terapuls

Pogoda zepsuła się na tyle, że odwołano dzisiejszą wycieczkę do Wąwozu Szopczańskiego. Jest tam podobno bardzo ślisko. Tym samym po raz kolejny (w 2012 roku wycieczka też nie doszła do skutku) nie dane mi było zobaczyć tej atrakcji turystycznej.
W holu sanatorium nadal kwitnie handel. Dzisiaj oferowane są skórzane kurtki, czapki  i kożuchy. Nie wróżę powodzenia, bo kto przy obecnych temperaturach (dzisiaj plus 5 stopni) będzie chodził w kożuchu?
Nie pisałem jeszcze o pracownikach obsługi w sanatorium „Dzwonkówka”. Tymczasem mija połowa pobytu i można już coś niecoś o nich powiedzieć. Generalnie rzecz biorąc, wszyscy są mili i profesjonalni. Wśród zabiegowych wyróżnia się pani Wiesia, która zajmuje się też biblioteką i organizacją imprez (przyjmuje zapisy na wycieczki). Ona też witała nas na początku turnusu w imieniu dyrekcji (dyrektora do dzisiaj nie widziałem). Z kucharkami nie mam bezpośrednio do czynienia, ale jedzenie jest smaczne. Nie można też narzekać na sposób podawania posiłków. Nie ma praktycznie sytuacji, że trzeba długo czekać na podanie drugiego dania. Co do sprzątaczek, to są raczej mało rozmowne. Jeżeli jednak ktoś wsunie im do fartucha czekoladę, to wraca im uśmiech na twarz. Chętniej też wymienią wtedy ręczniki czy nawet pościel, choć ta ostatnia powinna wystarczyć na cały turnus.
Nie chcę tu zanudzać nadmierną ilością szczegółów, ale nie mogę sobie odmówić wymienienia potraw serwowanych  jako drugie dania obiadowe. A oto co do tej pory (11 obiadów) mieliśmy okazję jeść w „Dzwonkówce”: ryba po grecku, gulasz wieprzowy, eskalopki wieprzowe, placki po hajducku, kotlet pożarski, bitki wieprzowe, stek wieprzowy, kotlety rybne, pieczeń wołowa, kurczak pieczony i kotlet mielony. Do tego były oczywiście dodatki w postaci ziemniaków lub kaszy oraz po dwa rodzaje surówek.  Jadłospis dla kuracjuszy przygotowuje specjalista ds. żywienia i dietetyki Bernadeta Ciesielka (tak samo nazywa się wspomniana wcześniej pani Wiesia).

Hotel Pieniny (dawne sanatorium Hutnik), w tle Palenica
Przykładowe menu

Pole magnetyczne i abonament


Telefoniczna konsultantka  tak długo mnie przekonywała, że dałem się namówić na wizytę w Centrum  Metabolicznym. Mieści się ono  przy Wałach Piastowskich 1 (Zieleniak). Przyjęto mnie bardzo miło, co od razu wzbudziło moją podejrzliwość. Wszak nie jest to standard w placówkach służby zdrowia. Jeden z rehabilitantów przeprowadził mini wywiad medyczny, jakaś lekarka zmierzyła mi ciśnienie, a drugi rehabilitant zaprowadził mnie do sali z leżankami. Pokryte one były matami podłączonymi do prądu. Jak się wkrótce dowiedziałem – poddano mnie i jeszcze parę innych osób zabiegowi o nazwie pole magnetyczne, cokolwiek to znaczy.

Podczas owego zabiegu jedna z założycielek i zapewne właścicielek wspomnianego centrum przedstawiła korzyści wynikające z posiadania abonamentu na usługi tej placówki. Wymieniła ich wiele, na przykład nielimitowany dostęp do 21 specjalizacji lekarskich bez skierowania, diagnostykę laboratoryjną (raczej podstawową) również bez skierowania i zabiegi fizykoterapii i kinezyterapii. Główną zaletą tych wszystkich świadczeń  jest - według prelegentki -  krótki czas oczekiwania w porównaniu z placówkami działającymi w ramach NFZ. Skoro jednak coś ma być szybkie i dokładne, to musi kosztować. I tu dochodzimy do sedna….

W ramach czteroletniego abonamentu miesięczna składka wynosi zwykle 350 zł, ale teraz – z racji dni otwartych – tylko 240 zł. Mało tego, jeżeli zdecydujemy się uiścić całą należność za jednym zamachem, to zamiast 11 520 zł zapłacimy tylko 9 000 złociszy. Można też wykupić abonament na krótszy okres, na przykład na rok. Wtedy miesięczna opłata wyniesie 450 zł.

Na pewno nie skorzystam z tej oferty. Dlaczego? Po pierwsze, jestem jeszcze w miarę zdrowy. Po drugie, jeżeli zachoruję, to w pierwszej kolejności będę szukał pomocy w publicznych placówkach zdrowia. W końcu po coś opłacam to ubezpieczenie zdrowotne. Jeżeli zaś los zdarzy, że będę potrzebował natychmiastowej pomocy, bez konieczności oczekiwania w kolejkach, to zapłacę za prywatną konsultację czy zabieg. Jestem przekonany, że wyjdzie mi to taniej niż wymieniony wyżej abonament. Ale ponieważ  każdy ma wolną wolę, to nikomu nie odradzam ani nie doradzam przystępowania do podobnych do powyższej inicjatyw gospodarczych.
P.S. Na zachętę otrzymałem jeszcze voucher na masaż częściowy lub pole magnetyczne. 



Esencja Cejlonu

  Poniedziałek, 05.02.24 W niedzielę czwartego lutego wylatujemy z Okęcia zgodnie z planem, czyli o 15.05.   Boeing 347,   należący do...

Posty