Wyspa Mull |
Czwartek, 12.04.18
Kolejny 19-godzinny rejs za nami. Rano po
przepłynięciu prawie 600 km przez Atlantyk Magellan rzuca kotwicę w zatoczce
nieopodal Tobermory na szkockiej wyspie Mull znajdującej się w archipelagu
Hebrydów Wewnętrznych. Na ląd dostajemy się łodziami motorowymi (tendrami). Z
daleka rzucają się w oczy kolorowe domy. Miasteczko (jedyne zamieszkałe na wyspie) liczy około 700 osób. Znane jest z destylarni
whisky Tobermory. Tu również, podobnie jak w Lerwick, spotykamy kościół użytkowany
niezgodnie z pierwotnym przeznaczeniem. Aktualnie znajduje się tam kawiarnia i
galeria.
Tobermory to jeden z najpiękniejszych portów
szkockich. Istnieje od końca XVIII wieku, kiedy powstał tu port rybacki. Jest
tutaj przystań promowa oraz marina.
Ścieżką wijącą się wśród gęstych zarośli, kilkanaście
metrów nad brzegiem zatoki, udaliśmy się do odległej o 3 km latarni morskiej.
Wracaliśmy nieco wyżej położoną
ścieżynką, z której z jednej strony rozciągał się piękny widok na zatokę
oraz na nasz statek, z drugiej zaś na pokryte wrzosowiskami wzgórze.
Przeszliśmy przez rozległe pole golfowe i górnym tarasem poszliśmy w przeciwną
stronę, czyli na południe od centrum. Naszym celem były wodospady. Dwa większe
i dwa mniejsze. Wszystkie urokliwe. Powstały z niewielkich strumyków o
kamienistym podłożu płynących wśród gęstych zarośli. Z leśnej ścieżki doskonale
widać było zarówno lazurowe wody zatoki, jak i malowniczą panoramę całego Tobermory.
W pobliżu niższych wodospadów zaczepiła mnie
mieszkanka wyspy, która przedstawiła się jako Izabel. Kiedy dowiedziała się, że
jestem z Polski, pochwaliła się, iż słyszała o Warszawie i o górach... Tu się
zająknęła, więc mój towarzysz podróży podpowiedział: Tatry. O, yes! -
potwierdziła z zadowoleniem.
Dzień był bardzo słoneczny, toteż prawie
czternastokilometrowy spacer zaliczam do wyjątkowo udanych. Poza tym wyspa Mull
to miła odmiana po dość ponurych krajobrazach Orkadów i niewiele lepszych na
Szetlandach. Sporo tu zieleni, choć o tej porze roku jeszcze nie w pełni widocznej.
Wyspa jest górzysta i w znacznej części pokryta lasami. Reszta to wrzosowiska i
trawiaste nieużytki.
Na statek wracam przed szesnastą. Zjadam spóźniony
lunch, a właściwie "tea time" - jak określa się tu posiłek serwowany między 15.30 a 16.30.
Właściwy lunch można bowiem spożyć w godzinach 12.00 - 15.00. Mówię tu wyłącznie o bistro, bo nieco inne
godziny podawania posiłków obowiązują na statkowych restauracjach (Magellan
posiada dwie: Waldorf i Kensington) czy w pizzerii.
Przed kolacją (dinner) łapię nieco witaminy D na
pokładowymi leżaku. Niestety, ostre słońce w połączeniu z lekką bryzą rychło
dają się we znaki mojej łysinie. O czapce i kremie z filtrem nie pomyślałem, bo
wydawało mi się, że na tej szerokości geograficznej spotkam się raczej z chłodem.
W galerii fotografii nabywam zdjęcie, na którym uwieczniłem się z kapitanem
Ziukowem. Nie jest tanie (10 funtów), ale wypada przecież mieć jakąś pamiątkę z
rejsu.
O godzinie 19.00 wypływamy w kierunku Greenock.
Piątek, 13.04.18
O godzinie 8.30 przybywamy do portu w Greenock. Wita
nas szkocka muzyka (kobziarz) i paskudna pogoda. Zimno, pochmurno i deszczowo.
Cóż za kontrast w zestawieniu z wczorajszą piękną aurą w Tobermory! No, ale
dzieli nas już 342 kilometry od tamtego miejsca.
Pogoda pogodą, a zwiedzać trzeba. Greenock jest jakby przedprożem Glasgow. Typowo portowe szarobure miasto nad rzeką Clyde. Liczy około 45 tysięcy mieszkańców. Nie mu tu zbyt wiele do oglądania. Po krótkim spacerze w okolicy rynku i obejrzeniu kościoła zabitego dechami (dosłownie) postanawiamy więc z W. Dąbrowskim pojechać do odległego o około 45 km Glasgow. Można tam dostać się zarówno pociągiem, jak i autobusem. Wybieramy tę ostatnią opcję. Bilet w obie strony na linię 901 lub 906 kosztuje 5,75 funta. Czas dojazdu około godziny.
Siąpiący deszcz ustaje, gdy dochodzimy do katedry św. Mungo. Zwiedzamy ją dość gruntownie, bo jest to godny uwagi przykład architektury gotyckiej. Nazwano ją na cześć legendarnego założyciela miasta. W jej dolnej części znajduje się kaplica z grobowcem św. Mungo, choć jego szczątków aktualnie tam nie ma. Obok katedry na niewielkim wzgórzu rozciąga się cmentarz z okazałymi grobowcami. Założono go w latach trzydziestych dziewiętnastego wieku na wzór paryskiego Pere Lachaise.
Spod katedry idziemy w stronę rzeki Clyde. Mijamy park z kwitnącymi magnoliami. Po drugiej stronie Clyde widać połyskującą kopułę meczetu. W okolicy deptaka rozchodzimy się i każdy z nas kontynuuje wycieczkę według własnego uznania. Ja zachodzę jeszcze na dworzec kolejowy z obszerną halą dla podróżnych, odwiedzam Sainsbury's przy Trongate (piwo Tennents po 1,85 f za puszkę 0,5 l) oraz Lidl przy Jamaica Street (piwo Newcastle Brown Ale po 1,25 f za butelkę). Pstrykam jeszcze parę fotek i zmierzam ku dworcowi autobusowemu. Endomondo pokazuje, że przeszedłem 7,90km. Tu dodam, że po doliczeniu dwóch spacerów po Greenock mój dzisiejszy stan kilometrów w nogach wyniósł 17,5 km. Jest to zarazem najlepszy wynik podczas tej podróży.
Pogoda do końca dnia nie poprawia się.
Wspominałem wcześniej o karcie pokładowej i o tym, że ten kawałek plastiku trzeba mieć cały czas przy sobie. Ciekawostką jest fakt, że na mojej karcie zostałem odmłodzony aż o sześć lat. Mnie to nie przeszkadza :).
Wieczorem koncert muzyki klasycznej w wykonaniu duetu Carmen. Na skrzypcach i pianinie zagrały ukraińskie artystki Alina i Elena.
Pogoda pogodą, a zwiedzać trzeba. Greenock jest jakby przedprożem Glasgow. Typowo portowe szarobure miasto nad rzeką Clyde. Liczy około 45 tysięcy mieszkańców. Nie mu tu zbyt wiele do oglądania. Po krótkim spacerze w okolicy rynku i obejrzeniu kościoła zabitego dechami (dosłownie) postanawiamy więc z W. Dąbrowskim pojechać do odległego o około 45 km Glasgow. Można tam dostać się zarówno pociągiem, jak i autobusem. Wybieramy tę ostatnią opcję. Bilet w obie strony na linię 901 lub 906 kosztuje 5,75 funta. Czas dojazdu około godziny.
Siąpiący deszcz ustaje, gdy dochodzimy do katedry św. Mungo. Zwiedzamy ją dość gruntownie, bo jest to godny uwagi przykład architektury gotyckiej. Nazwano ją na cześć legendarnego założyciela miasta. W jej dolnej części znajduje się kaplica z grobowcem św. Mungo, choć jego szczątków aktualnie tam nie ma. Obok katedry na niewielkim wzgórzu rozciąga się cmentarz z okazałymi grobowcami. Założono go w latach trzydziestych dziewiętnastego wieku na wzór paryskiego Pere Lachaise.
Spod katedry idziemy w stronę rzeki Clyde. Mijamy park z kwitnącymi magnoliami. Po drugiej stronie Clyde widać połyskującą kopułę meczetu. W okolicy deptaka rozchodzimy się i każdy z nas kontynuuje wycieczkę według własnego uznania. Ja zachodzę jeszcze na dworzec kolejowy z obszerną halą dla podróżnych, odwiedzam Sainsbury's przy Trongate (piwo Tennents po 1,85 f za puszkę 0,5 l) oraz Lidl przy Jamaica Street (piwo Newcastle Brown Ale po 1,25 f za butelkę). Pstrykam jeszcze parę fotek i zmierzam ku dworcowi autobusowemu. Endomondo pokazuje, że przeszedłem 7,90km. Tu dodam, że po doliczeniu dwóch spacerów po Greenock mój dzisiejszy stan kilometrów w nogach wyniósł 17,5 km. Jest to zarazem najlepszy wynik podczas tej podróży.
Pogoda do końca dnia nie poprawia się.
Wspominałem wcześniej o karcie pokładowej i o tym, że ten kawałek plastiku trzeba mieć cały czas przy sobie. Ciekawostką jest fakt, że na mojej karcie zostałem odmłodzony aż o sześć lat. Mnie to nie przeszkadza :).
Wieczorem koncert muzyki klasycznej w wykonaniu duetu Carmen. Na skrzypcach i pianinie zagrały ukraińskie artystki Alina i Elena.
Sobota, 14.04.18
Piątek trzynastego minął szczęśliwie i w sobotę o
siódmej zacumowaliśmy w Belfaście. Po śniadaniu darmowym busem jedziemy z portu
do odległego o 4 kilometry centrum. W trakcie półtoragodzinnego spaceru (5km)
zwiedzamy City Hall i katedrę św. Anny. Idziemy też nad rzekę Lagan, oglądamy halę
targową (St Georges Market).
O 10.30 jedziemy
busem Allen's Tours do Giant's Causeway. Koszt prawie 7 godzinnej
przejażdżki 25 f. Za podobną wycieczkę Cruise Martime Voyager życzył sobie 70
funtów oferując w tej cenie lunch. Resztę otrzymuję w funtach irlandzkich,
o których istnieniu nie miałem wcześniej
pojęcia. Mowa oczywiście o Irlandii Północnej, która podobnie jak Szkocja ma
prawo emitować własną walutę. Płacić można nią jednak tylko na danym
terytorium, a nie w całej Wielkiej Brytanii.
Jedziemy na północ wśród zielonych łąk i nielicznych
wiosek. Po półtorej godzinie i przejechaniu
102 km zatrzymujemy się w Bushmill. Znajduje się tutaj destylarnia
whiskey "Old Bushmill". Po
kolejnych czterech kilometrach docieramy do słynnej Grobli Olbrzyma zwanej też
Drogą Olbrzymów. Jest to niezwykła formacja skalna składająca się z ciasno
ułożonych kolumn bazaltowych. Podziwiamy niesamowite widoki uformowanych przez
naturę tworów skalnych. Spędzamy tu półtorej godziny. W tym czasie przechodzę
ponad 4 kilometry, robiąc jednocześnie mnóstwo zdjęć i krótkich ujęć filmowych.
Wśród setek turystów spotykam polskie małżeństwo z
nastoletnią córką. Ta ostatnia marudzi, że trzeba dużo chodzić po klifach.
Ojciec odpowiada: Przyjechaliśmy na
wycieczkę, a nie żeby siedzieć na komputerze. Latorośl nie wyglądała na przekonaną.
Parę kilometrów dalej, również na wybrzeżu, znajduje
się Carrick a Rede z wiszącym mostem (Rope Bridge). Za wejście trzeba wybulić 8
funtów. Dla mnie to stanowczo za drogo, więc radzę sobie inaczej... Robię zdjęcia
z daleka, a na sam most nie wchodzę, bo po pierwsze - nie chce mi się stać w olbrzymiej
kolejce chętnych, a po drugie - nie mamy zbyt dużo czasu. Oprócz mostu warte
obejrzenia są malownicze klify i potężne
skały wyłaniające się z wód zatoki.
W pobliżu zlokalizowany jest też Dark Hedges, czyli ciemny żywopłot składający
się ze szpaleru starych drzew, które stykają się koronami nad wąską drogą.
Kręcono tutaj sceny do Gry o Tron.
Bus firmy Allen's Tours podwiózł nas pod statek o siedemnastej.
Przejechaliśmy dzisiaj łącznie 220 km. Na nogach natomiast przeszedłem prawie
12 km. Pogoda raczej dopisywała, choć rano niebo było zachmurzone.
Wieczorem taneczno-muzyczne show w wykonaniu
statkowego zespołu.
Niedziela, 15.04.18
W związku ze zmianą trasy rejsu z programu wypadł
Dublin. W zamian płyniemy do Cobh, portu w pobliżu Cork. Rano zaczęło mocno
bujać, ale jakoś udało mi się ustrzec od objawów choroby morskiej.
Po śniadaniu wziąłem udział w quizie z wiedzy ogólnej.
W nagrodę otrzymałem talon na dowolnie wybrany drink w którymś że statkowych
barów.
Magellan zacumował przy nabrzeżu wpół do dwunastej. Na pobliskiej
stacyjce nabyłem w automacie bilet powrotny do Cork za 10 euro. Pociąg odjechał
o 12.30. Do Cork jechał 25 minut.
Cork, drugie co do wielkości miasto Irlandii, leży na
południowym zachodzie kraju. Niestety, dzisiejsza deszczowa aura nie zachęcała
do dłuższego zwiedzania. Przeszliśmy tylko niecałe 6 kilometrów, oglądając między
innymi browar Heinekena nad rzeką Lee, odwiedzając katolicką katedrę pod
wezwaniem świętej Marii i św. Anny z 1808 roku i mijając parę interesujących murali. Co ciekawe, katedra mimo niedzieli była pusta,
a na deptaku mimo niepogody spore grupy ludzi.
Po powrocie przeszedłem ponad 5 kilometrów po niewielkim
Cobh nad Morzem Celtyckim. Najpierw wspiąłem się po stromych schodach na wzgórze, gdzie - jak
sądziłem - stał kościół. Owszem, kiedyś była to świątynia. Teraz mieści się
tutaj miejscowe muzeum, za wstęp do którego trzeba zapłacić 4 euro. Nie
skorzystałem. Wolałem pójść do pobliskiej katedry św. Kolmana. Jest to obiekt
stosunkowo młody jak na budowlę sakralną. Budowano go przez 47 lat (1868-1915).
Katedra może pochwalić się największym w Irlandii carillonem. Miłym akcentem
dla turysty z Polski jest informator w naszym języku.
Wąskie uliczki mającego status uzdrowiskowo-letniskowy
Cobh rozciągają się zakosami w górę od
nabrzeża. Dominuje niska zabudowa. Kolorowe domy ściśle przylegają do siebie.
Na centralnym placyku znajduje się memoriał poświęcony ofiarom statku
Lusitania. Ten pasażerski liniowiec został storpedowany przez niemiecką łódź
podwodną 7 maja 1915 roku. Zginęło wtedy 1198 osób. Ocalało zaledwie 764.
Katastrofa miała miejsce około 18 km od Cobh (wtedy miasto nazywało się Queenstown). Luksusowy transatlantyk odbywał właśnie swój
sto drugi rejs w niespełna ośmioletniej historii.
Odpływamy o dwudziestej. Bujanie jeszcze mocniejsze
niż poprzednio. Słychać jak statek trzeszczy w szwach. Kapitan zapowiedział
sześciometrowe fale. Zapowiada się więc niezły sztorm na Atlantyku.
Poniedziałek,
16.04.18
Znowu znacząca zmiana w rozkładzie rejsu. Zamiast na St.
Mary,s w archipelagu Scilly płyniemy od wczorajszego wieczoru w kierunku
Francji. Niestety, nie zobaczymy też wyspy Guernsey na kanale La Manche (kanał angielski
według Brytyjczyków), na której szczególnie mi zależało. W zamian zaproponowano
nam rejs po Sekwanie aż do Rouen. Zmiana ta spowodowana jest warunkami
pogodowymi uniemożliwiającymi bezpieczne dotarcie do zaplanowanych pierwotnie
miejsc.
Trudno mieć o to pretensje do organizatora, niemniej szkoda, że nie zwiedzimy tych wysp. W ramach rekompensaty CMV zaoferowało 25 procent zniżki na któryś z następnych rejsów. Anglicy na tym mogą skorzystać, bo niemal każda wycieczka rozpoczyna się w angielskim porcie. Mnie się to raczej nie opłaca. Tak więc znowu, jak na początku rejsu, spędzamy na morzu noc, dzień i noc.
Do kabiny dostarczono nam rachunki za usługi z uwzględnieniem napiwków dla załogi. Te ostatnie wynoszą 7 funtów za dobę. (...).
Administracja Magellana poinformowała, że przez tydzień zjedliśmy m.in: 17500 jajek, 750 kg bekonu, prawie 4 tony ryb i blisko 5 ton mięsa i 7800 kg owoców, w tym 1700 kg ananasów. Wypiliśmy natomiast 2960 litrów mleka, 1500 litrów jogurtu i niezliczoną ilość filiżanek z pół tony kawy. Ponadto każdego dnia do zmywarek trafiało 14 tysięcy talerzy, 8 tysięcy filiżanek i 15 tysięcy sztuk sztućców.
Podczas rejsu w ciągu dnia można leżakować na pokładzie (o ile dopisze pogoda), wziąć udział w różnych konkursach i zabawach, posłuchać prelekcji Billa Powella o gwiazdach rocka (dzisiaj o Buddy'm Holly) lub oddawać się konsumpcji. Nie tylko jedzenia...
Dzisiaj kolacja w strojach formalnych. Poprzednia gala przed tygodniem też była na morzu. Obsługa uprzejma, zastawa elegancka, menu urozmaicone, ale... Celebrowanie posiłku trwa aż półtorej godziny.
Trudno mieć o to pretensje do organizatora, niemniej szkoda, że nie zwiedzimy tych wysp. W ramach rekompensaty CMV zaoferowało 25 procent zniżki na któryś z następnych rejsów. Anglicy na tym mogą skorzystać, bo niemal każda wycieczka rozpoczyna się w angielskim porcie. Mnie się to raczej nie opłaca. Tak więc znowu, jak na początku rejsu, spędzamy na morzu noc, dzień i noc.
Do kabiny dostarczono nam rachunki za usługi z uwzględnieniem napiwków dla załogi. Te ostatnie wynoszą 7 funtów za dobę. (...).
Administracja Magellana poinformowała, że przez tydzień zjedliśmy m.in: 17500 jajek, 750 kg bekonu, prawie 4 tony ryb i blisko 5 ton mięsa i 7800 kg owoców, w tym 1700 kg ananasów. Wypiliśmy natomiast 2960 litrów mleka, 1500 litrów jogurtu i niezliczoną ilość filiżanek z pół tony kawy. Ponadto każdego dnia do zmywarek trafiało 14 tysięcy talerzy, 8 tysięcy filiżanek i 15 tysięcy sztuk sztućców.
Podczas rejsu w ciągu dnia można leżakować na pokładzie (o ile dopisze pogoda), wziąć udział w różnych konkursach i zabawach, posłuchać prelekcji Billa Powella o gwiazdach rocka (dzisiaj o Buddy'm Holly) lub oddawać się konsumpcji. Nie tylko jedzenia...
Dzisiaj kolacja w strojach formalnych. Poprzednia gala przed tygodniem też była na morzu. Obsługa uprzejma, zastawa elegancka, menu urozmaicone, ale... Celebrowanie posiłku trwa aż półtorej godziny.
Wieczorem przepływamy obok wybrzeży Normandii.
Po kolacji taneczno-muzyczny show z przebojami Glenna Millera.
O 23.00 bufet magnifique. Na stołach w długim holu ułożono wiewiórki z lodu, różne postacie wykonane z owoców, pieczonego prosiaka, torty i misternie ułożone tartinki. Kucharze pokazali cały swój kunszt.
Tobermory |
Tobermory |
Takie łódeczki przewoziły nas na brzeg |
Greenock |
Powitanie w Greenock |
Katedra św. Mungo w Glasgow |
Cmentarz w Glasgow |
Mural w Glasgow |
Park w Glasgow |
Glasgow |
Belfast - City Hall |
Belfast - katedra św. Anny |
Belfast - wnętrze katedry św. Anny |
Grobla Olbrzyma |
Grobla Olbrzyma |
Jak wyżej |
Jak wyżej |
Jak wyżęj |
Jak wyżej |
Jak wyżej |
Rope Bridge (wiszący most) |
Cork |
Cork |
Katedra św. Kolmana w Cobh |
Cobh |
Cobh |
Bufet Magnifique |