Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Andrzej Dziedzina-Wiwer. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Andrzej Dziedzina-Wiwer. Pokaż wszystkie posty

Gaździna Podhala i mędrol...


Sanktuarium Matki Boskiej Ludźmierskiej

Po obiedzie wyjazd do Ludźmierza, najstarszej wsi na Podhalu, położonej nieopodal Nowego Targu. Odwiedzamy Sanktuarium Maryjne pod wezwaniem Wniebowzięcia Najświętszej Marii Panny, zwane inaczej  Sanktuarium Matki Bożej Gaździny Podhala. Budowę pierwszego kościoła rozpoczęto tu w 1234 roku. Była to pierwsza świątynia na tym terenie. Niestety, nie przetrwała do naszych czasów. Obecna pochodzi z drugiej połowy XIX wieku.

Z sanktuarium (od 2001 roku bazylika mniejsza) związane jest pewne wydarzenie. Otóż podczas uroczystej koronacji figury Matki Boskiej Ludźmierskiej w 1963 roku, z jej rąk wysunęło się berło. Chwycił je w locie biskup Karol Wojtyła. Wtedy prymas Wyszyński (niektóre źródła podają, że był to kardynał Macharski, ale przecież on nie był wtedy nawet biskupem) miał powiedzieć: „Karolu, Maryja dzieli się z Tobą władzą”. Na filmie przedstawiającym tę scenę wyraźnie widać moment, w którym biskup Wojtyła łapie spadające berło. Nastąpiło to podczas próby wykonania znaku krzyża niesioną przez czterech biskupów figurką. Po piętnastu latach, kiedy krakowski biskup został papieżem, owo zdarzenie zaczęto nazywać proroctwem. W roku 2010 na ścianie sanktuarium odsłonięto i poświęcono płaskorzeźbę upamiętniającą tę sytuację.

Ludźmierz, mimo swojej długiej historii, nadal pozostaje wioską, choć z racji kultu Matki Bożej z Dzieciątkiem, jest znany nie tylko w kraju.  Figurka „Gaździny Podhala” wykonana jest z drewna i mierzy 125 cm. Powstała prawdopodobnie około 1400 roku.

Naszą wycieczkę oprowadzał Andrzej Dziedzina-Wiwer. Jak zwykle opowiadał barwnie, nie tylko o samym sanktuarium, ale też o mijanych po drodze miejscowościach. W przypadku Łopusznej, w której wychował się i został pochowany ks. Tischner, podzielił się wspomnieniami ze spotkań z autorem „Historii filozofii po góralsku”. Filozof po góralsku to mędrol.  A zatem jak zostać mędrolem? Ponoć profesor Tischner miał na to prostą receptę, która sprowadzała się do odpowiedzi na tak oto postawione pytanie:

- Krowa i owca jedzą trawę. Dlaczego więc ta pierwsza wydala wielkie placki a druga drobne bobki?

Ludźmierz - pamięci poległym w I  i II wojnie wiatowej

Ludźmierz - Brama Wiary

Ludźmierz

Ludźmierz


Płaskorzeźba upamiętniająca przechwycenie berła MBL przez biskupa Wojtyłę






Matka Boska Ludźmierska

Bazylika mniejsza w Ludźmierzu

Nazywa się Andrzej, piszą go Dziedzina, a wołają Wiwer

A. Dziedzina-Wiwer i gorset

Wczoraj po kolacji mieliśmy okazję ponownie posłuchać i pooglądać Andrzeja Dziedzinę-Wiwera. Pisząc „pooglądać”, mam na myśli nie tyle postać pana Andrzeja, co góralski strój, który miał na sobie. Opowiadał on, jak zawsze, ze swadą o historii i kulturze górali. Jego opowieści były co prawda takie same jak w 2012 roku, ale miło było sobie przypomnieć niektóre rzeczy.
Weźmy na przykład takie pojęcia jak: „wyjść na dwór” lub „wyjść na pole”. Zawsze byłem przekonany, że forma „wyjść na dwór” jest poprawna, choć nigdy nie zastanawiałem się na jej pochodzeniem. Tymczasem Andrzej Dziedzina-Wiwer uświadomił  mi, że górale mówią  o pójściu na pole, bo zawsze posiadali własne skrawki ziemi, zaś mieszkańcy innych rejonów  Polski mieli dziedziców i dwory, do których chodzili. I pomyśleć, że kiedyś śmiałem się z kolegi w internacie, gdy mówił, że idzie na pole. „Przecież tu jest asfalt i beton” – upierałem się. Czasami, gdy już się mocno zdenerwował, to pytał mnie, czy chcę dostać w kufę.
Inną ciekawostką opowiedzianą przez pana Andrzeja jest kwestia określania tożsamości. Dla większości Polaków nie mieści się zapewne w głowie, że na pytanie „jak się nazywasz” można podać swoje imię. A tak właśnie jest u górali. Podają imię, bo tak nazwano ich na chrzcie. Dopiero na pytanie „jak cię piszą” wymieniają swoje nazwisko, np. Dziedzina. Ale to nie wszystko! Osób o tym samym imieniu i nazwisku w danej miejscowości może być wiele. Dlatego kolejne pytanie brzmi „jak cię wołają”. W przypadku naszego prelegenta jest to Wiwer. A zatem, kiedy przedstawi się jako Andrzej Dziedzina-Wiwer, to nie ma możliwości, żeby ktoś pomylił go z inną osobą.
Nie mam ambicji, aby w krótkiej notatce przedstawić wszystkie kwestie poruszane przez pana Andrzeja w trakcie prawie trzygodzinnego spotkania. Zapewniam jednak, że trudno było się nudzić podczas tego popisu gawędziarstwa, erudycji i w pewnym sensie aktorstwa. Takich prawdziwych pasjonatów, górali z dziada pradziada, jest już coraz mniej. A propos pradziada, to pan Andrzej poczytuje sobie za honor, że jego przodek był zbójnikiem.
- Bo zbójnik – mówił – to nie złodziej. Zbójnik mógł okraść plebana, który miał za dużo dutków, ale nie ruszył niczego z kościoła. Mógł też obrobić karczmarza, bo ten przecież i tak później się odkuł, dolewając na przykład wody do gorzałki czy zaniżając miarę. Grubego (bogatego) gazdę też czasem skubnął, bo przecież taki z głodu nie umrze. Prawdziwy zbójnik nigdy jednak nie rabował biedaków, choć legendy o tym, jakoby się z nimi dzielił łupami, są mocno przesadzone.
Ponad siedem lat temu tak opisywałem spotkanie z panem Andrzejem: kliknij
A. Dziedzina-Wiwer na okładce miesięcznika "Grajcarek"



Prezentacja cuchy



Andrzej Dziedzina-Wiwer
 

Esencja Cejlonu

  Poniedziałek, 05.02.24 W niedzielę czwartego lutego wylatujemy z Okęcia zgodnie z planem, czyli o 15.05.   Boeing 347,   należący do...

Posty