Pokazywanie postów oznaczonych etykietą olej arganowy. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą olej arganowy. Pokaż wszystkie posty

Otwarcie Jarmarku św. Dominika


Wybrałem się piechotą na otwarcie 758 Jarmarku św. Dominika. Do Dworu Artusa spod mojego mieszkania jest siedem i pół kilometra. Słońce nieźle przypiekało, więc strugi potu spływały mi po karku. Nic dziwnego, zważywszy na fakt, iż szedłem ze średnią prędkością 6,61 km/h.
W ceremonii otwarcia jarmarku udział wzięli m.in. prezydent Gdańska Paweł Adamowicz, szef rady miasta Bogdan Oleszek, dotychczasowy prezes Międzynarodowych Targów Gdańskich Andrzej Kasprzak (z okazji przejścia na emeryturę prezydent Adamowicz odznaczył go medalem Stulecia Niepodległości), prezydent "Pracodawców Pomorza" Zbigniew Canowiecki, przeor dominikanów Maciej Okoński i znany właściciel szeregu sklepów piekarniczo-cukierniczych Andrzej Szydłowski. Wymieniłem oczywiście tylko tych notabli, których znam z widzenia.
Co ciekawego zauważyłem podczas krótkiego spaceru wśród jarmarkowych stoisk i kramów? Proszę bardzo, już się chwalę: chałwę ukraińską po 10 zł za opakowanie (taką samą kupowałem we Lwowie po 2,50 zł), pajdę wiejskiego chleba z grilla z masłem i miodem  za jedyne 12 zł i eliksir młodości w postaci oleju arganowego (o cenę nie pytałem, bo taki olejek leży u mnie na półce od czasu wizyty w Maroku). O urządzeniach do wyciskania soku, obierania warzyw czy możliwości degustacji wina i napoju z trzciny cukrowej nie wspominam, bo to stałe elementy corocznych edycji tego jarmarku. Na koniec skosztowałem zimnego Specjala z beczki za 6 złotych w punkcie przy Targu Węglowym.
Przed nami, a zwłaszcza przed turystami, trzy tygodnie nie tylko handlu, lecz także wielu imprez towarzyszących, w tym koncertów muzycznych.


Paweł  Adamowicz po prawej

Przeor Maciej Okoński

Andrzej Szydłowski (w środku z profilu)





Pajda za 12 zł




eliksir młodości...








kogut - symbol jarmarku


Marrakesz i droga do Fes



Marrakesz - hotel Oudaya

Trasa wiodła przez pola w kolorze ochry. Gdzieniegdzie widać było wioski, których niskie domki niemal całkowicie zlewały się z tłem. W oddali majaczyły ośnieżone szczyty Atlasu Wysokiego. Od czasu do czasu mijaliśmy wozy ciągnione przez konie, obładowane osiołki, popędzane piętami przez siedzących na nich Marokańczyków bądź dwukółki dopasowane do motocykli. Często spotykaliśmy też patrole policyjne kontrolujące samochody. Jeżeli chodzi o kontrolę prędkości, to najczęściej wygląda to tak, że gdzieś w krzakach siedzi gość z ręcznym radarem, a kilkaset metrów znajduje się posterunek, na którym wychwytywani są zbyt szybcy kierowcy.


Marrakesz - meczet Koutoubija

Do Marrakeszu dojechaliśmy około trzynastej. Zostaliśmy zakwaterowani w hotelu Oudaya. Po obiedzie wyruszyliśmy na zwiedzanie miasta. Po upale z Agadiru nie było już śladu. Wprost przeciwnie, zaczynało się chmurzyć i zbierać na deszcz, który ostatecznie zaczął padać wieczorem. Obejrzeliśmy z zewnątrz meczet Koutoubija z XII wieku, po czym przyszła kolej na grobowce Saadytów, pałac Bahia i medresę. Podziwialiśmy piękne zdobienia sufitów z drewna cedrowego i perfekcyjnie wykonane mozaiki, zwane tutaj zellidż.  Te elementy architektury towarzyszyły nam zresztą w kolejnych miastach, które odwiedzaliśmy na trasie naszej wycieczki.



Potem przyszła pora na zagłębienie się w gwarnych alejkach suku. Każdy kto był na arabskim targowisku wie, że są one do siebie podobne. Stragan obok straganu, gwar i nawoływania sprzedawców. Od ilości wyłożonych towarów można dostać oczopląsu, a powonienie drażnią zapachy orientalnych przypraw, słodyczy, ryb, mięs i skór.


Marrakesz - zielarnia berberska

W zielarni berberskiej sporym zaskoczeniem dla mnie był mówiący prawie idealnie po polsku Marokańczyk. Ze swadą prezentował on kolejne produkty, wśród których wiodącą rolę odgrywały olejki arganowe, kosmetyki, przyprawy i mikstury "na wszystko", od zatwardzenia po brak potencji. Jak zwykle przy tego rodzaju prezentacjach, poczęstowano nas herbatą miętową. Jeżeli chodzi o zakupy, to osobiście nabyłem tu tylko trzy mydełka arganowe za 40 dirhamów. Olej arganowy kupiłem kilka dni później za pośrednictwem naszej pilotki.

Olej arganowy, tadżin i inne zakupy w Maroko


Na placu Dżamaa el Fna spodziewaliśmy się wielu atrakcji, bo według przewodników ciągle się tutaj coś dzieje. Spotkać można np. połykaczy ognia, zaklinaczy węży, bajarzy i sztukmistrzów. Niestety, deszcz wypłoszył wielu z tych zabawiaczy turystów. Ponadto odbywający się właśnie festiwal filmowy skupiał uwagę gapiów na olbrzymim ekranie, z którego dobiegały głośne efekty dźwiękowe. W tej sytuacji pozostało nam spróbować miejscowych przysmaków. Osobiście zamówiłem tażin z kurczakiem za 30 dirhamów. Do tego otrzymałem zestaw surówek, więc razem zapłaciłem 60 dh, czyli około 24 złotych. Tażin smakował mi, więc kilka dni później nabyłem naczynie do jego przygotowywania.


Kefta

W niedzielę rano wyruszyliśmy do Fezu. Trasa liczyła około 500 kilometrów, a po drodze było mnóstwo interesujących widoków. Szczególnie malowniczo wyglądało pasmo Atlasu Średniego oraz zbiorniki retencyjne wśród gór.  Uroku krajobrazowi dodawały też liczne gniazda bocianów. Nadal siąpił deszcz i było raczej chłodno. Czasami zatrzymywaliśmy się na stacjach benzynowych. Na jednej z  nich zamówiłem sobie maroco tea, czyli tzw. whisky Berberów za 10 dh. Jest to mocno słodzona miętowa herbata w specjalnym metalowym dzbanku. Na innym z postojów w miejscowości, której nazwa niestety mi umknęła, zjadłem potrawę o nazwie kefta, czyli mielone mięso baranie z grilla. Danie to kosztowało zaledwie 40 dirhamów.


Zbiornik retencyjny

W miarę zbliżania się do Fezu pogoda systematycznie się pogarszała. Apogeum złej aury przypadło na Ifrane, gdzie trafiliśmy na padający śnieg. Miasto to leży na wysokości 1665 m n.p.m  i ze względu na klimat i charakterystyczną alpejską architekturę jest nazywane marokańską Szwajcarią.


Maroco tea

Godzinę drogi później byliśmy już w Fezie. Tutaj nie było ani śladu śniegu czy deszczu. Ten ostatni zaczął padać dopiero w następnym dniu. Zakwaterowani zostaliśmy w hotelu Mounia, gdzie mieliśmy spędzić dwie noce.






 Więcej zdjęć tutaj

Pierwsza część relacji

Trzecia część relacji

Czwarta część relacji 

 

Esencja Cejlonu

  Poniedziałek, 05.02.24 W niedzielę czwartego lutego wylatujemy z Okęcia zgodnie z planem, czyli o 15.05.   Boeing 347,   należący do...

Posty