Moroszka - główny cel wyjazdu |
Układ był prosty, przynajmniej teoretycznie.
Danka i Sławek, których po raz pierwszy zawiozłem do Szwecji w 2003 roku, mieli
spać w samochodzie, gdyż od lat przywykli do tego sposobu „zakwaterowania”, a
ja miałem mieszkać w namiocie. W zasadzie nie powinno więc być żadnych napięć i
sytuacji konfliktowych. Jak było w rzeczywistości, niech świadczą poniższe
zapiski, które prowadziłem na bieżąco z myślą o tym, aby uniknąć potem pokusy
subiektywnego oceniania i analizowania zdarzeń z innej perspektywy czasowej.
Dodam jeszcze tylko, że oprócz kosztów biletu na prom i paliwa składaliśmy się
także po 250 zł na tzw. przygotowanie samochodu do wyjazdu.
13
lipca 2013
Wczoraj
załadowaliśmy klamoty do Sławkowego forda escorta. Było z tym sporo zachodu, bo
wraz ze swoją partnerką zabierał on sporo sprzętu i żywności, w tym trzy koła
zapasowe (dwa na dachu). Ja wziąłem jedną walizkę, plecak, namiot, śpiwór,
karimatę, kalosze, wiadra i zbieraczkę do jagód. To chyba niezbyt wiele, jak na
czterdziestoczterodniową wycieczkę rekreacyjno-zarobkową…
Prom
„Stena Vision” wypłynął z Gdyni punktualnie o dziewiątej. Na pokładzie sporo
osób jadących do pracy w Szwecji. Niedaleko nas siedzi grupa spawaczy i
monterów. Piją ostro i nieźle hałasują.
O
19.30 dopływamy do Karlskrony. Zjeżdżamy z promu i jedziemy w stronę autostrady
E 22, którą mieliśmy podążać w stronę Sztokholmu. Jednakże na rondzie Sławkowi
coś się pomyliło i wjechał na drogę nr 28 w kierunku Vaxjo. Zauważamy to, ale
nie wyprowadzamy go z błędu. Tak się bowiem złożyło, że my z Danką chcieliśmy
jechać właśnie tą drogą, czyli przez środek Szwecji, żeby zobaczyć nowe miejsca.
Proponowałem to zresztą już przed dwoma miesiącami. Sławek natomiast uparł się aby
jechać tradycyjną trasą wzdłuż wybrzeża Bałtyku. Los więc rozstrzygnął te
kwestię po naszej myśli.
Pierwsze śniadanie w plenerze |
Postój
na nocleg planowałem na kąpielisku w Hok, gdzie przed rokiem zatrzymaliśmy się
z Piotrem i Łukaszem w drodze powrotnej z Norwegii. Niestety, przegapiłem zjazd
i w efekcie o 23.15, gdy zapadał już zmrok, stanęliśmy na poboczu leśnej drogi,
około 30 km przed Jonkoping.
Przejechaliśmy 216 km.
14.07.2013
Rano
stwierdziłem, że w namiocie jest pełno mrówek. Wczoraj nie zauważyłem bowiem po
ciemku, że rozkładam namiot w okolicy mrowiska. Do wyjazdu zbieramy się ponad
godzinę. Sławek jest mało zorganizowany, w dodatku ciągle marudzi i sika tuż
przy aucie, jakby nie mógł odejść choć kilka kroków dalej. Jego poranny kaszel
palacza niesie się dalekim echem, płosząc zapewne wszystkie ptaki i zwierzęta w
okolicy.
"Zwiedzanie" Jonkoping |
O
wpół do dziesiątej dojeżdżamy do Jonkoping. Miasto to leży na południowym skraju jeziora
Wetter. Zwiedzanie zaczynam od kościoła św. Krystyny (Kristina kyrka). Potem,
mijając dworzec kolejowy, idę na brzeg jeziora. Jest niedziela, więc miasto o
tej porze jest pustawe. Oglądam jeszcze z zewnątrz gmach ratusza, spaceruję po
otaczającym go parku, po czym zachodzę na chwilę do Zofiakyrkan (kościół św. Zofii).
Półtorej godziny później jedziemy dalej. Kolejny postój robimy w Sjotorp, małej
miejscowości nad Kanałem Gota, na skraju największego w Szwecji jeziora Vanern.
Oglądamy tu sporą marinę oraz jachty przepływające przez śluzy. W okolicy widać
mnóstwo turystów, w tym zagranicznych. Odpoczywamy do piętnastej, po czym
jedziemy dalej na północ drogą nr 26.
O
19.20 docieramy do Mora. Jest to niewielkie miasteczko (ok. 11 tysięcy
mieszkańców) w środkowej Szwecji, oddalone o około 700 km o Karlskrony.
Charakterystyczne punkty to stara lokomotywa i rzeźba z koniem w parku nad
wodą. Jest też tutaj deptak, fontanna i – jak w każdym szwedzkim mieście – kyrka.
Na
nocleg zatrzymujemy się ok. 100 km przed Sveg. Samochód jest tak przeciążony,
że na leśnej drodze szoruje podwoziem o żwir.
W dodatku miejsce, w którym biwakujemy aż roi się od meszek, które
bezczelnie włażą do uszu, oczu, nosa i ust. Chroniąc się przed nimi zakładam na
twarz moskitierę.
15.07.2013
Zmiażdżony stelaż |
Sławek
próbował zamknąć bagażnik, uderzając przy tym silnie zamkiem w mój namiot,
który akurat był na wierzchu sterty bagaży. W efekcie zmiażdżył fragment
stelaża. Na szczęście ja miałem złączkę a on mocny klej. Mam nadzieję, że
naprawa okaże się skuteczna. Wszak przede mną jeszcze ponad 40 nocy w namiocie.
W
południe dojeżdżamy do Svegu, małej miejscowości nad rzeką Ljusnan. Szukamy
tu skupu runa leśnego, ale nie
natrafiamy na żaden jego ślad. Widzimy za to rzeźbę przedstawiającą olbrzymiego
niedźwiedzia. Znajdujemy także sklep Systembolaget, w którym zaopatruję się w
piwo Bjorne Bryg (w zwykłych sklepach sieci Ica czy Konsum można nabyć jedynie
piwa o niskiej zawartości alkoholu).
O
siedemnastej docieramy do Ostersund. Przed rokiem to miasto bardzo mi się
podobało. Wtedy była jednak piękna słoneczna pogoda. Dzisiaj zaś jest pochmurno
i wietrznie. Przechodzimy więc szybko przez centrum, rzucamy okiem na ratusz i
jezioro, po czym wracamy do auta.
Trzeci
nocleg wypada nam przed Stromsund, przy drodze nr 45.
16.07.2013
W
nocy wiało dość mocno i było bardzo zimno jak na tę porę roku. Przydał mi się
koc, który zabrałem ze sobą, pamiętając o ubiegłorocznych doświadczeniach,
kiedy to sam śpiwór nie wystarczał.
Sławek
ma bardzo ciekawe słownictwo. Oto kilka przykładów z tłumaczeniem:
Dobawić
– uzupełnić, np. paliwo,
Wczoraj
– w ubiegłym roku,
Na kładce w Skarvsjoby |
Dyndulec
– małe wiaderko do zbierania moroszki, mocowane u pasa,
Obstrachać
– umyć się,
Odkorblować
– opuścić szybę w samochodzie,
Ukaczany
– zmęczony,
Dziobanie
lub szperlanie – zbieranie niewielkich ilości, pojedynczych malin czy jagód.
Przez
Stromsund, Doroteę i Vilhelminę (w każdym z tych miasteczek zatrzymujemy się na
krócej lub dłużej) dojeżdżamy do Skarvsjoby. Miejsce to wspominam z
sentymentem, gdyż dziesięć lat temu tu właśnie uczyłem się zbierać moroszkę
(potocznie – jurton). Niestety, w tym roku nie zapowiada się tutaj dobry
urodzaj. Widzimy to wyraźnie po przejściu długą (1920 kroków) drewnianą kładką
nad bagnami. Jedziemy zatem dalej.
Na żwirowisku |
W
Storuman uzupełniamy paliwo (ON po 14,65 SEK/litr) i ruszamy w stronę Sorsele.
Nie dojeżdżamy jednak do tego miasta, lecz skręcamy w drogę szutrową, biegnącą
wzdłuż rzeki Juktan. Zatrzymujemy się na starym żwirowisku. Tutaj rozbijam
namiot i idziemy na rekonesans. Znajdujemy dojrzałą moroszkę, ale jest jej
niezbyt dużo. Na kolację jem kuskus, którego zabrałem z Polski prawie 5 kg.
Potrawa ta doskonale sprawdza się w polowych warunkach, gdyż wystarczy zalać ją
wrzątkiem, a już po paru minutach podwaja swoją objętość.
17.07.2013
Na
wyrobisku mieliśmy zostać przez dwa dni. Tymczasem wczoraj wieczorem Sławek
oznajmił mi, że rano mam się pakować (na każdy nocleg musiałem wyjmować z
samochodu wszystkie rzeczy, a przy wyjeździe z danego miejsca ponownie je
pakować).
-
Jedziemy na objazd terenu, na jeden do dwóch dni – oznajmił.
Mnie
o zdanie nikt nie pytał. Powiedziałem więc, żeby jechali sami, a ja tu na
miejscu będę zbierał hjortron. Na tym stanęło.
Dzisiaj
rano usłyszałem nowy komunikat:
-
Jedziemy na 3-4 dni.
Znowu
więc zostałem postawiony przed faktem dokonanym (Sławek naradzał się wyłącznie
z Danką). Dałem wyraz swojemu oburzeniu, ale oczywiście niczego to nie
zmieniło. Oni wsiedli do samochodu i odjechali a ja poszedłem z wiadrem zbierać
moroszkę. Widać, że w tym roku szybciej dojrzała (w ubiegłym zbieraliśmy
dopiero 27 lipca, a i to była niedojrzała). Jest jej jednak niewiele, w każdym
razie na otwartych bagiennych polanach. W dodatku byli tu już jacyś zbieracze,
o czym świadczą ślady butów, a przede wszystkim papierki po cukierkach
„orzeźwiające miętowe” – co jednoznacznie wskazuje na rodaków.
Pogoda
idealna, nawet trochę zbyt ciepło. Przez 6 godzin zebrałem prawie pełne wiadro
moroszki. Po powrocie zrobiłem małą przepierkę w rzece. Dzisiejszy urobek wraz
z wiadrem włożyłem do worka foliowego i wstawiłem do płynącego obok strumienia.
Pogodziłem
się już z myślą, że będę samotnie koczował w tym miejscu przez kilka dni.
Tymczasem po południu pojawił się ford Sławka. On sam zaś poinformował mnie o
kolejnej zmianie planów. Zaproponował mi też nocleg w innym miejscu. Zgodziłem
się, gdyż tutaj i tak nie miałbym już co zbierać w kolejnych dniach (oni też
dzisiaj zebrali niewiele). Pojechaliśmy więc kilka kilometrów dalej i
zatrzymaliśmy się nieopodal budki dla wędkarzy nad wspomnianym już Juktanem.
Lokalizacja przy samej drodze, ale z drewnianą toaletą, zapasem drewna i
dogodnym miejscem do rozbicia namiotu. Wieczorem pada deszcz.
18.07.2013
Rano
Sławek spotkał znajomych z ubiegłych lat. Dowiedział się od nich, że w Asele
płacą 50 SEK za kg moroszki, a w Storuman skup ma być otwarty jutro. Jeśli to prawda, to nieciekawie się zapowiada.
Wszak w ubiegłym roku za kilogram jurtonu otrzymywaliśmy na początku sto koron.
Sławek
z Danką pojechali szukać moroszki w sobie znanym miejscu, a mnie wskazali ręką
kierunek, gdzie miała być polana z tym owocem. Później się okazało, że
znajdowała się ona nieco w innym miejscu. Tak czy owak, przez 3,5 godziny
zebrałem niecałe pól wiadra. Czyżby zanosiło się na totalny nieurodzaj?
Sławek
z Danką wrócili po osiemnastej. Zebrali nieco więcej ode mnie. Jutro mamy
jechać razem. Jest zimno i deszczowo. Wieczorem rozpaliłem ognisko w domku
wędkarzy. Ze zdziwieniem oraz z uczuciem szacunku dla organizacyjnego zmysłu
Szwedów odkryłem, że tutaj, w środku lasu, również segreguje się śmieci, o czym świadczą trzy pojemniki na
różnego typu odpady. Tym bardziej jest mi wstyd za Sławka, który wyrzuca byle
gdzie puszki po konserwach czy też chusteczki higieniczne. Na dobranoc przy
świetle czołówki czytam tygodnik „Do Rzeczy”.
Po
raz pierwszy od początku tego wyjazdu spędzam drugą noc z rzędu w tym samym
miejscu. Oznacza to brak konieczności przenoszenia całego bagażu z samochodu i
z powrotem, a także rozbijania i ponownego składania namiotu (Sławek z Danka
śpią na fotelach samochodowych).
19.07.2013
Trzeci
dzień zbierania. Do południa mnóstwo chodzenia i zaledwie ¼ wiadra. Dzisiaj
chodziliśmy razem, w trójkę. Po południu pakowanie klamotów i wyjazd w inne
miejsce drogą nr 363. Po drodze trafiamy na mała polankę, gdzie zbieramy przez
ok. półtorej godziny.
Potwierdza
się informacja o otwarciu skupu w Storuman i – niestety – cenie 50 koron za
kilogram jurtonu.
Otrzymuję
esemesa od Łukasza (patrz tutaj), który pisze, że chciałby przyjechać na
zbiory. Odpisuję mu, że jest bryndza, ale czy to go zniechęci?
Tym
razem zmuszony jestem rozbić namiot na kamienistym podłożu. Osobiście mi to nie
przeszkadza, ale czy podłoga namiotu wytrzyma
nacisk ostrych krawędzi kamieni?
20.07.2013.
Od
rana siąpi deszcz.
W
mojej kuchence turystycznej Gosystem wysiadła automatyczna zapalarka. Po
niespełna tygodniu użytkowania!
Po
południu pogoda się poprawiła. Poszliśmy więc obejrzeć pobliską polanę.
Niewiele jednak tam znaleźliśmy, zaledwie po pól wiadra na osobę przez 2,5
godziny zbierania. Moroszka jest dojrzała, lecz drobna i rzadko rosnąca.
21.07.2013
Pogoda
niezła. Poranny spacer po bagnach (niecałe 3 godziny) przyniósł słabe efekty,
ok. półtora kilograma (Sławek jeszcze mniej).
Wspólnie
gotujemy wodę przy ognisku. Sławek marudzi, prezentując skrajnie pesymistyczne
nastawienie co do perspektyw zarobku na tegorocznych zbiorach. Wygląda na to,
że jest on mało odporny psychicznie, a i fizycznie nie prezentuje dobrej
kondycji. No i - co najgorsze – zrzędzi
niczym stara baba.
Po
południu kolejny bagienny spacer. Tym razem tylko półtorej godziny. Efekt
mizerny.
22.07.2013
Po
trzech nocach w tym samym miejscu ponownie pakujemy manele i jedziemy w stronę
Storuman. Po drodze trochę zbieramy, ale nie bardzo jest co. W pewnym momencie
oboma nogami wpadam w bagno po kolana. Muszę potem długo suszyć skarpetki i
kalosze.
Spotykamy
Jacka z córką (widzieliśmy ich już pierwszego dnia w Storuman) z Piotrkowa
Trybunalskiego. Mają problem z przegubem. Wysłana z Polski część trafiła do
Malmo zamiast do Storuman. Sławek pożycza im klucz, kaliber bodajże 34.
Na
kempingu w Storuman (Polaków tu już nie widać, a jeszcze 10 lat temu stanowili
większość) bierzemy prysznic. Przyjemność ta kosztuje 30 koron od osoby (przed
rokiem było to 20 SEK). Troszkę kombinujemy i w sumie trzy osoby kąpią się za
60 SEK.
Na
skupie okazuje się, że moroszka musi być całkowicie dojrzała. Podobno w
ubiegłym roku, według słów Sławka, nie było to konieczne. Tym razem jednak
prowadzący punkt skupu (Polak) jest stanowczy. Sławek i Danka muszą więc
przebierać. W moim przypadku, na szczęście, trzeba było wybrać tylko trochę
igliwia.
Dzisiejsza
cena to 55 koron za kilogram. Sprzedaję 20,35 kg za 1136 SEK. Danka inkasuje
1518, a Sławek jedynie 808 koron.
Na
dziesiąty nocleg rozbijamy się pod Vilhelminą, między drogą nr 45 a torami
kolejowymi. Pełno tu kamieni, więc z trudem wbijam śledzie od namiotu. Przygoda
trwa…
23.07.2013
Piękna,
wręcz upalna pogoda. Rano po raz kolejny pakujemy manatki i jedziemy w stronę
Vilhelminy. Pod drodze trochę zbieramy. W Vilhelminie szukamy punktów skupu.
Sławek nie chce już bowiem sprzedawać w Storuman. O tej porze (południe)
wszystko jest jednak zamknięte. Na kempingu otrzymujemy namiary na skup,
którego jeszcze nie znaliśmy. Otwarty jest dopiero od dziewiętnastej. Zapisuję
sobie więc tylko nr telefonu.
Ponownie
jedziemy w stronę Sorsele, czyli nad
Juktan. Tym razem biwakujemy trochę wyżej, niedaleko farmy wiatrowej. Tutaj
moroszki jest nieco więcej, choć nie jest jeszcze całkiem dojrzała.
Na
razie humor mi dopisuje, w przeciwieństwie do Sławka, który ustawicznie
narzeka. Praktycznie nic mu się nie podoba: niska cena, słaby urodzaj, ustrój w
Polsce i td. i tp.
Tym
razem rozbijam namiot na piasku. Z jednej strony mam widok na szutrową drogę, a
z drugiej na drzewa, za którymi rozciąga się spora polana z dojrzewającą powoli
moroszką. Niedaleko stąd znajduje się górski potok, którego szum wyraźnie
słychać w namiocie.
24.07.2013
Kolejny
piękny dzień. Zbieramy przez cztery godziny, potem leżakujemy przy kawie
(leżaki przywieźliśmy spod domku wędkarzy, z mojej inicjatywy zresztą). Sławek
kłóci się z Danką, wypominając jej niedokładne zakręcenie butelki z wodą, która
zalała wnętrze bagażnika. Po południu zbieramy jeszcze przez półtorej godziny.
Razem z porannym urobkiem mam prawie pełne wiadro. Na polanie jest jeszcze
sporo niedojrzałej moroszki.
Wieczorem
robię pranie w szemrzącym potoku, w którym w ciągu dnia myłem się i ochładzałem
podczas upału.
Sławek
zaproponował mi kupno półlitrowej butelki wódki, którą potem mielibyśmy razem
wypić. Nie dość, że miałbym mu zapłacić
więcej niż owa wódka kosztowała w Polsce, to jeszcze miałbym mu ją postawić. Bezczelność
do potęgi!
25.07.2013
Upał.
Od trzech dni.
Rano
zbieramy przez 4 godziny, po południu tylko półtorej. Efekt – mniej niż
wiaderko. Danka zbiera więcej ode mnie.
O
dziwo, Sławek postawił dziś wódkę bez wymagań finansowych.
Trzecia
noc w tym samym miejscu.
26.07.2013
Dziesiąty
dzień zbierania moroszki. Według moich
obliczeń dzisiaj powinny zwrócić mi się koszty podróży. Sławek nie wyszedł rano
na zbiory, gdyż uziemił go pospolity kac. My z Danką po dwóch godzinach
musieliśmy wrócić, ponieważ przegoniła nas burza.
Po
południu Danka wyszła zbierać sama.
27.07.2013
Kolejny
dzień z ładną pogodą. Zbieramy cztery godziny rano i dwie po południu. Sławek
chciał sprzedawać moroszkę w Vilhelminie. Nie podobało mi się to, gdyż miasto
to oddalone jest od naszego miejsca postoju o 70 km więcej niż Storuman. W grę
wchodzi nie tylko koszt paliwa. Nie ma też pewności co do ceny skupu w tym
mieście. Zadzwoniłem więc na zapisany wcześniej numer telefonu. Nikt nie
odebrał, ale po pewnym czasie otrzymałem esemes z informacją o cenie skupu.
Okazało się, że płacą tam tylko 50 SEK/kg. W żaden sposób nie opłacało się więc tam jechać. Na szczęście mieliśmy
jeszcze jeden kontakt, do Polaka zajmującego się skupem obwoźnym. Zadzwoniłem
do niego, a on zgodził się kupić od nas moroszkę. Zapłacił po 65 koron za
kilogram i nie marudził czy dojrzała, czy nie. Tym razem sprzedałem 22 kg i jestem już na wyraźnym plusie, jeśli
chodzi o finanse.
Coś
mi dzisiaj strzyknęło w kręgosłupie. Ledwo się ruszam, a o wyprostowaniu się do
pozycji pionowej nie ma mowy.
28.07.2013
Przez
sześć godzin (rano 3,5, po południu 2,5) zebrałem wiadro jurtonu. Mam spore
kłopoty z chodzeniem i schylaniem się. W południe opalałem się na leżaku z
piwem Falcon. Wieczorem deszcz. Komary gryzą intensywniej niż zazwyczaj. Prawie
cały czas gotujemy wodę na ognisku, więc gazu mam jeszcze spory zapas.
29.07.2013
Do
południa padał deszcz. Zbieraliśmy tylko trzy godziny, od 14 – 17. Wieczorem
przyjechał (…) ze skupu obwoźnego. Dzisiaj płacił 68 koron za kg. Prowadzący
skup w Storuman chyba się obraził na nas, gdyż nie chciał przez telefon
udzielać informacji o cenach skupu. Próbował nas też wprowadzić w błąd, mówiąc,
że skupuje po 80 koron. Trochę go rozumiem, wszak on też ma prowizję od
skupionych kilogramów, a tymczasem my sprzedajemy u konkurencji.
30.07.2013
Czternasty
dzień zbierania, z czego siódmy w tym samym miejscu. Znowu sześć godzin w dwóch
turach i wiadro urobku.
Zauważam
coraz więcej konkurencji na „naszych” polanach. Dzisiaj byli Tajowie (krótko) i
dwuosobowa ekipa ze Śląska.
Wieczorem
deszcz.
31.07.2013
Padało
przez całą noc i dziś do południa. Ja, jak zawsze, koczuję w namiocie, a Sławek
i Danka w aucie. Ogniska nie można rozpalić. Przydają się więc kuchenki gazowe.
Przed
południem jedziemy do Storuman wykapać się i zrobić zakupy. Ja korzystam przy
okazji z Internetu w miejskiej bibliotece. Znajduję tam między innymi pierwsze
recenzje mojej ostatniej książki „Moja żmija”. Szczerze mówiąc, nie są one zbyt
pochlebne, ale tego się spodziewałem. Nie sądziłem natomiast, że ktoś posądzi
mnie o plagiat „Samotności w sieci”, a takie właśnie komentarze spotkałem.
Tymczasem moje opowiadania erotyczne ukazały się w prasie przynajmniej 7
lat (jedno nawet 15 lat wcześniej) przed
powieścią L. Wiśniewskiego.
W
Systembolaget kupuję dzisiaj:
Stocholm
Festival – 10,60 SEK,
Sarek
– 10,50 SEK,
Chleb
Fiberrost – 25.90 SEK.
Po
południu smażymy ze Sławkiem jajecznicę na ognisku i kończymy jego wódkę.. Po
osiemnastej Danka wychodzi zbierać moroszkę, tymczasem Sławek „łapie smaka”.
Dzwoni do (…), na którym jeszcze niedawno wieszał psy i prosi go:
-
(…) drogi! Znajdziesz mi gdzieś połówkę? Bardzo cię proszę, ja zaraz podjadę.
Nie
bacząc na to, że jest po paru kielichach, siada za kierownicę i jedzie 110 km w
obie strony po pół litra wódki. Po drodze łapie kapcia. Dobrze, że tylko to…
Odmawiam
dalszego picia z nim. Siedzi więc sam długo w nocy i coś mruczy do siebie,
racząc się czystą pod papierosa.
01.08.2013
Rano
4,5 godziny i po południu dwie. Razem zebrane jedno wiadro. Pogoda ładna.
Sławek
nie poczuwał się rano do winy za wczorajszy rajd po pijaku. Ba, był dumny, że
ścigał się z jakimś Szwedem i podobno wyciągnął swoim fordem 200 km/h na
godzinę. Danka jest na niego wściekła.
Skup
obwoźny przestał nagle działać. Podobno (…) nie ma odbiorców. Trzeba będzie
więc sprzedawać moroszkę w Storuman.
Dzisiaj
będzie dziesiąta noc spędzona w tym samym miejscu. Bardziej od komarów
doskwiera mi głupie gadanie Sławka. Czasami wprost trudno znieść jego
marudzenie, że o sposobie zachowania nie wspomnę. No, ale przecież znałem go
przed wyjazdem i nikt mnie na siłę nie wciągnął do jego załogi…
02.08.2013
Do
południa zbieram przez 4 godziny z efektem w postaci 3/4 wiadra. Po południu
jedziemy do Storuman. Sławek klei przebitą przedwczoraj oponę. Jest coraz
bardziej arogancki i bezczelny. Najbardziej złości mnie jego ciągłe zmienianie
planów. Kiedyś zarzekał się, że nigdy już nie sprzeda moroszki na skupie u (…),
a dziś jakby nigdy nic podjechał tam, choć my z Danką chcieliśmy sprzedać nasz
urobek w skupie obwoźnym (inna sprawa, że
prowadzący go (…) zrobił nas trochę w balona). Tak czy owak dzisiaj
sprzedaliśmy moroszkę po 65 koron za kg. Ja miałem 23 kg. Zakupy zrobiliśmy w
Ica. Najczęściej kupuję tu chleb Fiberrost – 1 kg za 25,90 SEK. Z powrotem
jechaliśmy inną, znacznie krótszą drogą. Wcześniej Sławek nie chciał nią
jechać, bo – jak tłumaczył – kilka lat temu były tam dziury. Nie uwzględnił
faktu, że Szwedzi co roku naprawiają swoje drogi, czasami nawet po kilka razy.
03.08.2013
Dzisiaj
dwudziesty drugi dzień podróży, czyli połowa już za nami..
Rano
trzy godziny zbierania na górze (…) za wiatrakami. Polana duża, ale mocno już
przebrana przez innych.
Po
południu zrobiłem sobie wycieczkę nad zalew rzeki Juktan. Szedłem na przełaj,
przez gęsty las. W pewnym momencie potknąłem się na omszałym kamieniu i
poleciałem na glebę, solidnie tłukąc przy tym mięsień nad kolanem. Jakoś się
pozbierałem i kulejąc, ruszyłem dalej. Po drodze znalazłem okazałe rogi łosia.
04.08.2013
Rano
zdążyliśmy tylko rozpalić ognisko i wypić kawę. Potem rozpętała się burza. Do
lasu wyszliśmy więc dopiero o dwunastej. Tym razem napełniłem wiadro w 3,5
godziny. Sławek z Danką poszli o osiemnastej na drugą turę zbierania. Mnie
dokucza kręgosłup i stłuczona wczoraj noga. Odpoczywam więc przy lekturze
„Szatańskich wersetów”.
05.082013
Do
południa 4, po południu 2 godziny zbierania – razem tylko jedno wiadro
moroszki. Jest ciepło i słonecznie.
Dzisiaj
jest dziewiętnasty dzień zbierania. W ubiegłym roku po tylu dniach miałem podobną ilość kilogramów, ale
dwa razy więcej pieniędzy. Tak, tyle że sprzedawałem wtedy po 120 koron za
kilogram…
Po
południu wylałem kubek z kisielem wewnątrz namiotu. Szlag by to trafił!
Wszystko się kleiło…
06.08.2013
Już
dwa tygodnie w jednym miejscu. Dzisiaj sprzedałem 30,1 kg hjortronu. To mój
najlepszy wynik od początku tegorocznego pobytu. Razem mam już sprzedane 107 kg,
czyli tyle co w roku ubiegłym. (…) ze skupu nie miał gotówki, więc dał nam
kartkę. Po wypłatę przyjedziemy innym razem.
W
Ica promocja chleba - dwa bochenki
Skogaholmslimpa w cenie 25 SEK (normalnie 43).
Niewiele
brakowało a staranowałby nas bus. Akurat
nas wyprzedzał, gdy Sławek zamierzał skręcić w boczną drogę. Przemknął obok nas
o włos. Nie jestem pewien, czy to Sławek nie włączył kierunkowskazu czy też
kierowca busa go nie zauważył.
Po
południu deszczowa pogoda. Testuję więc kolejne szwedzkie piwa uprzednio nabyte
w Systembolaget:
Prips
bla – 5%,
Smaland
– 4,5%
Crocodile
– 5,2%.
Danka
ma już sprzedane 170 kg moroszki!!! A
propos Danki to miała dziś bliskie spotkanie ze żmiją. Sięgała właśnie po
jurton, gdy spod suchego drzewa usłyszała ostrzegawcze syknięcie.
07.09.2013
W
nocy i przed południem padał deszcz. O
czternastej wyszliśmy zbierać na 3,5 godziny. Zebrałem niepełne wiadro. Pogoda
po południu znacznie się poprawiła. Tutaj zresztą zmienność aury jest rzeczą
jak najbardziej normalną. Podobno w Polsce obecnie sa upały sięgając e 38
stopni…
08.08.2013
Po
szesnastu dniach opuszczamy tereny wokół elektrowni wiatrowej i wodnej.
Najpierw jedziemy na skup w Storuman. Dzisiaj mam najwięcej kilogramów, jeśli
chodzi o naszą ekipę. Są to zbiory z dwóch dni:
Ja
-12,40 kg,
Danka
– 11,7 kg,
Sławek
– 7,8 kg.
Po norweskiej stronie |
Po
południu jedziemy drogą E12 w kierunku Mo i Rany. Za miasteczkiem Tarnaby
skręcamy w stronę Norwegii. Zatrzymujemy się w tym samym miejscu, co dziesięć
lat temu, tuż nad brzegiem jeziora, za którym rozciągają się ośnieżone góry.
Kiedyś zbierałem tu rekordowe ilości moroszki. Tym razem czekała nas jednak
przykra niespodzianka. Na dawnych polanach rosły tylko pojedyncze krzaczki
moroszki z niedojrzałymi owocami Mimo wszystko decydujemy się spędzić tutaj noc.
Wieczorem
Sławek zmienił zdanie i oznajmił, że będziemy wracać na stare miejsce jeszcze
tego samego dnia. Była to wyraźna złośliwość z jego strony, gdyż ja miałem już
rozbity namiot i przeniesione z samochodu bagaże. Sprzeciwiłem się więc
stanowczo. Na szczęście poparła mnie Danka, więc nasz pozujący na dyktatora
kierowca musiał odpuścić.
09.08.2013
Po
niespełna dobie w Norwegii wracamy do Szwecji. Po drodze zatrzymujemy się w
Tarnaby. Sławek, który przez kilka godzin boczył się na mnie, teraz chce kupić piwo.
Pyta mnie o Systembolaget. Okazuje się, że w Tarnaby nie ma takiego sklepu.
Zapytani przechodnie mówią, że trzeba jechać dwie mile na północ. Jedziemy
więc, jedziemy a tu same lasy i woda (wtedy
nie wiedzieliśmy, że szwedzka mila ma 10 688 m – przyp. I. Gębski). Dopiero w miasteczku Hemavan
znaleźliśmy poszukiwany sklep. Przy okazji zobaczyliśmy tu stragan z moroszką i
jagodami. Ta pierwsza kosztowała 130, a druga 60 SEK/kg.
Tym
razem do testowania wziąłem inne gatunki piw:
Millennium
Starkol – 5,1%,
Mariestads
– 5,3%
Kung
– 5,2% (wszystkie w cenie od 10 – 13 SEK).
Po
południu zbierałem przez dwie godziny (pół wiaderka). Danka też zbierała, ale
Sławek zrobił sobie wolne. Rozmawiam z nim tylko z konieczności. Po powrocie do
Polski zamierzam ograniczyć z nim wszelkie kontakty.
10.08.2013
Na
naszej polanie coraz mniej moroszki. Mimo to przez trzy i pół godziny udaje mi
się nazbierać prawie pełne wiadro (najwięcej z całej ekipy. Po południu trochę
pada, ale o szesnastej wychodzimy na zbiory. Potem znowu godzinna ulewa.
Praktycznie
nie korzystam z kuchenki gazowej. Lubię rozpalać ognisko nie tylko w celu
gotowania wody. Miło jest posiedzieć przy płonącym ogniu, powspominać i td.
Tym
razem chyba już ostatnia noc w tym miejscu.
11.08.2013
Wczoraj
wieczorem dowiedzieliśmy się, że cena moroszki w Storuman spadła do 50 koron.
Na szczęście (…) ze skupu obwoźnego zaproponował nam 55 SEK. Mało tego,
osobiście przyjechał na nasze koczowisko, żeby odebrać urobek.
Tak
więc koniec z moroszką. W tym roku zebrałem łącznie 132, 55 kg w ciągu 24 dni.
To mój życiowy rekord pod względem ilości. Niestety, ze względu na cenę nie
przełożyło się to na równie dobry rezultat finansowy.
Po
trzydziestu dniach koczowania w lasach pojechaliśmy na kemping do Norsjovallen.
Uzgodniliśmy, że ja będę płacił za namiot, a Sławek z Danką będą stawiać auto w
pobliżu kempingu, korzystając czasem z kempingowej łazienki bądź kuchni.
Pierwszą
osobą, którą spotkałem na kempingu, był Piotr, z którym w ubiegłym roku byłem w
jednej załodze. Trochę się zdziwiłem, gdyż słyszałem wcześniej, że miał być w
okolicy Falun. Przywitaliśmy się zdawkowo, ale bez wrogości. Rozbiłem swój namiot zaledwie dwa metry od jego
„trójki”.
Charlie
Johansson pobiera w tym roku od zbieraczy jedynie 30 koron za osobo/namiot (o 5
mniej niż w ubiegłym). Jest to bardzo atrakcyjna cena, gdyż np. turyści muszą
płacić wg cennika 150 koron za dobę. Inna sprawa, że oni zwykle nie korzystają
z placu namiotowego, lecz przyjeżdżają kamperami.
Zapłaciłem
z góry za tydzień. Charlie skasował 210 koron, zafundował mi grabę i dał mapę
okolic Norsjo. Na kempingu mieszkają głównie Polacy, choć zauważam tez
Ukraińców i Litwinów, bodajże po dwie załogi.
Wieczorem
wysłałem esemesa do Łukasza (wspomniany już członek ubiegłorocznej ekipy) z
informacją, że spotkałem Piotra. Ku mojemu zaskoczeniu odpowiedział mi, że też
go widział, gdyż przez tydzień był tu na zbiorach jagód. Kurczę, jaki ten świat
jest mały…
12.08.2013
Rano
zaczęliśmy szukać jagód. Moje ubiegłoroczne miejsca zostały oczywiście
oczyszczone przez Łukasza, Piotra i jego ekipę (siostra i kolega),
ponieważ siedzą oni tutaj już od dwóch
tygodni. Przy jednej z polan natknęliśmy się nawet na jego auto, więc
dyskretnie się wycofaliśmy.
Sławek,
jak zwykle zaczął marudzić i zwalać winę na mnie, jakbym miał jakikolwiek wpływ
na to, że jest mało jagód.
Sentymentalnie
odwiedziliśmy wyciąg narciarski w Solia, gdzie przed rokiem spędziłem prawie
trzy tygodnie. Niewiele się tu zmieniło oprócz pomalowania drzwi i wymiany
kilku okien w budynku stołówki.
Przez
dziewięć godzin jeżdżenia po okolicy tu
i ówdzie zbieraliśmy jagody. Zbierałem głównie sam, czego efekty widać było na
skupie. Sprzedałem 12,4 kg za 148 koron, a Sławek z Danką zainkasowali razem
tylko 190 SEK.
Skup jagód w Norsjovallen |
Sławek
planuje jechać na swoje stare miejsca w okolicy Storuman. Jeżeli tak się
stanie, to będę musiał zostać tutaj sam. Po pierwsze - mam opłacony tydzień
pobytu, a po drugie – nie da się jeździć na zbiory jagód z tak ogromnym
bagażem, jaki my mamy. Musi być jakaś baza, tak jak w przypadku moroszki, gdzie
wszystkie swoje rzeczy trzymałem w namiocie. Jagody zajmują zresztą znacznie
więcej miejsca.
Trochę
to dziwne, bo inne ekipy jakoś znajdują tu jagody i są w stanie zbierać po 30- 50 kg na
osobę. Sławek jest jednak zrzędą, który chciałby mieć – jak sam to określił –
dywan z jagód pod nogami.
13.08.2013
Koniec
zbierania! Rano pojechaliśmy do miejscowości Mala. Szukaliśmy w jej okolicach
jagód, ale bez większego powodzenia. Zebraliśmy po niespełna 5 kilogramów.
Sławek z Danką zdecydowali się więc ostatecznie
na wyjazd pod Storuman. Wobec tego będę musiał pozostać na przymusowym
urlopie w Norsjo. Mówi się trudno…
W
Konsumie promocyjna cena pomidorów – zaledwie 9,90 SEK/kg, czyli niespełna 5
złotych na nasze.
Na
kempingu zauważam, że większość zbieraczy to młodzi ludzie, do trzydziestego
roku życia. Jest też trochę lamusów w moim wieku, ale to niewielki odsetek
ogółu.
14.08.2013
Rozpoczynam
wymuszony w pewnym sensie urlop. Warunki mam wyśmienite: kuchnia, WC, prysznic,
bezpłatny dostęp do sieci, no i malownicze jezioro pod nosem. Wystarczy wziąć
łódkę i płynąć przed siebie… Niestety, nie mam ładowarki do smartfona. Nie mogę
więc korzystać z Internetu w takim wymiarze czasu, w jakim bym mógł i chciał.
Z
nudów obserwuję zwyczaje zbieraczy runa leśnego (twarze wielu z nich pamiętam z
ub. roku). Niektórzy z nich wyjeżdżają na zbiory już o piątej rano, inni zaś
dopiero o dziesiątej. Czasami któraś ekipa w ogóle nie wyjeżdża i zostaje na
kempingu. Powroty ze zbiorów przypadają na godziny 14 – 19. Zbieracze przywożą
2 – 7 dziewięciokilowych skrzynek na osobę. A Sławek twierdził, że tutaj nie ma
jagód…
Renifery na kempingu |
15.08.2013
Sporo
spaceruję. Wczoraj kręciłem się po okolicach Norsjovallen i Finnas. Dzisiaj przeszedłem się do Norsjo (ok. 7 km w
jedna stronę). W urzędzie gminy (kommun) skorzystałem z Internetu. Zaskoczyła
mnie nieco wiadomość o śmierci Sławomira Mrożka. Nie wiem dlaczego, ale
myślałem, że miał on więcej niż 83 lata. Ot, takie głupie skojarzenie, a
przecież zmarł jeden z największych twórców współczesnych czasów.
Na
kempingu pojawiły się dzisiaj dwa białe renifery. Spacerowały dostojnie między
recepcją a placem, na którym odbywa się skup runa.
Kolejne
ekipy opuszczają kemping. Dzisiaj odjechała czteroosobowa załoga z okolic
Kościerzyny. Inne z kolei z niecierpliwością oczekują na rozpoczęcie skupu
borówki (lingon).
Pogoda
od paru dni jest dość zmienna. W ciągu dnia po kilka razy pojawia się słońce i
deszcz.
Znowu
nawala mi kręgosłup. Dziwne, bo teraz prawie wcale się nie schylam…
16.08.2013
Różni
zbieracze mają różne przygody: ktoś urwał koło, ktoś przedziurawił miskę
olejową…
Spacer
przez las do jeziora Kvammarn. Powrót szosą przez Norsjovallen. Pływanie łódką
po Norsjon .
17.08.2013
Do
południa deszcz. Mimo to dwie ekipy wyjechały na zbiory. W jednej z nich jest
chłopak, który mimo codziennego chodzenia po wertepach w trakcie zbiorów,
uprawia dodatkowo jogging, biegając do Norsjo i z powrotem. Podziwiam.
Charlie
pojawia się ostatnio w bluzie z napisem „Polska”. Pytanie czy tak bardzo lubi
Polaków, czy kasę jaką dzięki nim zarabia?
Piotr
i jego ekipa zebrali już 1 200 kg jagód. Liderem jest oczywiście on sam,
podobnie zresztą jak i w ubiegłym roku.
18.08.2013
189
skrzynek jagód (Piotr 5, jego ludzie po 3) to dzisiejszy bilans skupu w
Norsjovallen. W sumie jest to 1 701 kg.
Dzisiaj
odjechała jedna z dwóch ekip litewskich oraz kamper z Krakowa (4 osoby).
19.08.2013
Znowu
przeszedłem się do Norsjo. Z pewnym zdumieniem stwierdziłem, że mimo
poniedziałku w Ica i Konsumie jest tylko ubiegłotygodniowy chleb. Dzisiaj w Konsumie
sprzedawano w promocyjnej cenie pomarańcze (apelsin) – 9,90 SEK/kg.
Tym
razem kupuję w Ica chleb Storform – 600 gram za 13,90 SEK (biały, ale da się zjeść).
Po
drodze, w Heden, zobaczyłem pole ze
zbożem. To pierwszy przypadek na tej szerokości geograficznej, z jakim miałem
do czynienia.
Od
jutra rusza skup borówki, po 10 koron za kilogram. Jednocześnie spada cena
jagody: z 12 na 10 koron/kg.
Ekipa
z Ukrainy, której niedawno wysiadł samochód, jeździ autem pożyczonym od
Charliego.
Wieczorem
samotny spacer przy pełni księżyca.
Widoki
standardowe: niektórzy piją piwo przy ognisku, inni w świetlicy drinki na bazie
spirytusu przysłanego z Polski. Ktoś się kłóci
o rzekomo podebraną garść jagód, ktoś inny rzyga jak kot w łazience. Ot,
żizń – jak powiedzieliby Rosjanie.
20.08.2013
Długi
spacer (ok. 17 km) na Fishcamp we Fromheden. Przed rokiem Łukasz złowił tam największego
szczupaka. Wtedy była niedziela i tłumy ludzi. Dzisiaj było pustawo.
W
drodze powrotnej zwracam uwagę na skrzynki na listy. Wszystkie są ustawione
przy drodze. Listonosz jedzie autem z kierownicą po prawej stronie i przez
uchyloną szybę wrzuca korespondencję do poszczególnych adresatów. Czy nie jest
to przykład godny naśladowania?
Na
kempingu w Norsjovallen rosną głównie sosny i brzozy. Wiele pracy ma tu – jak codziennie
słyszę – dzięcioł
Spada
ilość skupowanych jagód. Dzisiaj było to już tylko 55 skrzynek, za to borówki prawie
dwie palety (jedna – 75 skrzynek). Małżeństwo z busa z lubelską rejestracją
przywiozło 39 skrzynek (ponoć zbierali tylko dwa dni), a trzyosobowa ekipa z
przemyskiego aż 65 skrzynek (auto z przyczepą). Dla porównania Piotr z siostrą
po jedenastu godzinach pracy – 12 skrzynek (8 i 4).
21.08.2013
Piotr
ze swoją ekipą wstali dzisiaj o czwartej, aby w niecałą godzinę później wyjechać
na zbiory. Wrócili po jedenastu godzinach przywożąc odpowiednio: 6, 5 i 4 skrzynki.
Na
zewnętrznym termometrze dzisiaj rano było
tylko 5 stopni C.
Trzeci
spacer do Norsjo. Nabywam na drogę powrotną pieczywo o nazwie Vetekaka, czyli
tzw. chleb polarny.
21.08.2013
Sławek
z Danką przyjechali dzień wcześniej niż planowali. Nie zdążyli na skup, ale
według ich słów mają około sto kilogramów jagód. Podobno zebrali je w ciągu
dwóch dni…
Wyglądają
na mocno zmęczonych.
25.08.2013
Karlskrona - Ostatni nocleg |
Daruję
sobie tym razem opis drogi powrotnej. Nie chcę bowiem rozczulać się nad swoimi
prawdziwymi bądź domniemanymi krzywdami. Faktem jest, że do Karlskrony
jechaliśmy przez dwa dni i dwie noce mało odzywając się do siebie. Ostatnią z
nich spędziłem na betonie terminalu. Rozstaliśmy się bez słowa. Zresztą, co tu
komentować…
Zapiski z roku 2012 tutaj
P.S. Ta i inne relacje z podróży dostępne są w książce "Od moroszki po morwę"
Zapiski z roku 2012 tutaj
P.S. Ta i inne relacje z podróży dostępne są w książce "Od moroszki po morwę"