Początek
roku przyniósł serię tragicznych wypadków spowodowanych przez pijanych
kierowców. Najbardziej dramatyczny wydarzył się w Kamieniu Pomorskim, gdzie
śmierć poniosło sześć osób. Głośno było też o pijanym motorniczym z Łodzi,
którego lekkomyślne postępowanie doprowadziło do śmierci dwóch osób. Poza tym
były jeszcze pojedyncze przypadki zdarzeń ze skutkiem śmiertelnym, np. w
Gdyni.
Jak zwykle w takich przypadkach bywa,
natychmiast podniosła się ogromna wrzawa medialna. Dziennikarze i politycy
wręcz ścigali się w przedstawianiu propozycji zaostrzenia kar dla pijanych
kierowców. Nie wnikam w szczegóły, ale zastanawiam się głośno, dlaczego akurat
teraz posypało się takie mrowie pomysłów mających na celu uzdrowienie sytuacji
na polskich drogach. Wszak nietrzeźwi kierowcy nie od dziś siadają za kółkiem
i nie od dziś powodują wypadki. Zjawisko
to występowało, występuje i nadal będzie występować, niezależnie od
zapowiadanych czy też wdrażanych systemów represyjnych. Poza tym nasz system
prawny ma już przecież wystarczające instrumenty do walki z pijanymi kierowcami.
Wystarczyłoby ich tylko konsekwentnie używać. Tak więc cały ten hałas medialny wygląda
mi na typową pokazówkę. Założę się, że gdyby w Kamieniu Pomorskim nie zginęło aż
sześć osób, ale za to w innych rejonach Polski w pojedynczych wypadkach byłoby np.
trzydzieści ofiar śmiertelnych, to żaden członek rządu nawet by się o tym nie zająknął.
Nie wiem kto podsunął premierowi pomysł odnośnie
obowiązku wyposażania każdego samochodu w alkomat. Wydaje mi się jednak, że takie rozwiązanie
nie prowadzi do niczego pozytywnego. Przede wszystkim będzie to okazja do zrobienia
świetnego interesu przez producentów i handlowców. A i skarb państwa też się przy
tym pożywi. Nie należy się łudzić, że alkomaty będą kosztować 5 - 10 złotych, jak
mówi Donald Tusk. Jeżeli nawet takie gdzieś są, to na pewno podrożeją, jak tylko
wspomniany przepis wejdzie w życie. Inna sprawa to jakość. Za takie pieniądze można
nabyć najwyżej zabawkę a nie urządzenie podające wiarygodne wyniki. Jest jeszcze
kwestia korzystania z alkomatów. Co z tego, że będzie on leżał w schowku auta, skoro
jeden czy drugi „król szos” po kilku drinkach nawet na niego nie spojrzy?
Jeżeli chodzi o praktyczne zastosowanie alkomatów,
to na pewno godne uwagi jest rozwiązanie praktykowane w Szwecji. Tam pijany kierowca,
po zatrzymaniu przez policję, ma wybór: zabranie prawa jazdy albo montaż alkomatu,
który w przypadku nietrzeźwości kierowcy uniemożliwia uruchomienie silnika. Takie
urządzenie jest dość drogie, ale jego skuteczność na pewno jest lepsza niż w przypadku
projektu Tuska.