Wirus invitation dla naiwnych



Tekst, który zamieszczam poniżej, krąży w sieci od wielu już lat. Mimo to ciągle znajdują się naiwni, którzy wierzą w te bzdury. Mało tego, sami przyczyniają się do ich rozpowszechniania, rozsyłając otrzymanego maila do wszystkich swoich znajomych. Ci zaś wysyłają do następnych i tak tworzy się typowy łańcuszek. Przy okazji powstaje bogata baza adresów mailowych, bo wiadomość jest zwykle wysyłana bez wprowadzenia żadnych zmian, a lista adresatów nie jest ukryta. Potem niektórzy się dziwią, że ich skrzynka mailowa zapychana jest mnóstwem internetowego śmiecia. A przecież wystarczy odrobina wysiłku, czyli proste wpisanie w wyszukiwarkę np. hasła „wirus invitation”, żeby dowiedzieć się, że jest to jedna wielka ściema.

W najbliższych dniach musicie uważać i nie otwierać żadnych wiadomości o nazwie "invitation", niezależnie od tego kto ją wysłał.
Jest to wirus, który "otwiera" znicz olimpijski, który pali dysk twardy. Tego wirusa otrzymacie od osoby, która znajduje się na liście kontaktów, dlatego musicie rozpowszechnić tego maila, bo lepiej otrzymać go 25 razy niż nie otrzymać i otworzyć wirusa.
Jeśli otrzymacie wiadomość zatytułowaną "invitation" nie otwierajcie jej i od razu wyłączcie komputer. Jest to najgorszy wirus, o jakim informowało CNN, zaklasyfikowany przez Microsoft jako najbardziej niszczycielski ze wszystkich, które kiedykolwiek pojawiły się.
Ten wirus został odkryty wczoraj po południu w MCafee i nie ma jeszcze dla niego rozwiązania. Ten wirus po prostu niszczy "Sektor Zero" na dysku twardym, gdzie ukryte są podstawowe informacje.
Prześlij tego maila do znajomych, skopiuj i wyślij do przyjaciół i osób z listy kontaktów i pamiętaj, jeśli to zrobisz, skorzystamy na tym wszyscy

Premia dla pani marszałek



Pochodzę z dawnego województwa kieleckiego (obecnie świętokrzyskie), więc nikogo nie powinno dziwić, że noszę scyzoryk, który czasami sam mi się otwiera. Właśnie otworzył mi się na całą długość, gdy przeczytałem informacje o premiach dla prezydium Sejmu RP za 2012 rok.
Nie lubię zaglądać innym do kieszeni, ale nie dotyczy to przedstawicieli władzy, zwłaszcza tej ustawodawczej. Wszak to posłowie decydują o poziomie życia narodu, uchwalając ustawy o podatkach i budżecie państwa. Zewsząd dobiegają głosy o kryzysie, długu publicznym, ruinie ZUS, a tymczasem pani marszałek Ewa Kopacz przyznaje członkom prezydium Sejmu premie w wysokości czterdziestu tysięcy złotych dla każdego, w zamian za co oni odwdzięczają jej się kwotą o pięć tysięcy zł wyższą. Pani marszałek nie widzi w tym nic niestosownego, gdyż Sejm, według niej, to też zakład pracy. A czy pani Kopacz wie, że w przeciętnym zakładzie pracy minimalna pensja (o ile pracownik miał szczęście i otrzymał legalną umowę o pracę) wynosiła w ub. roku 1500 zł brutto?  Jeżeli wie, to czy nie jest jej głupio pobierać  równowartość dwuipółletniej pensji szeregowego pracownika jako jednorazową premię? Czym tak bardzo istotnym dla funkcjonowania państwa zasłużyło sobie prezydium Sejmu na te wysokie gratyfikacje?

Promowanie gejów na wybiegu?



Kilka dni temu miałem okazję  wspomnieć o pośle Arturze Górskim, a dzisiaj  znowu mam  pretekst do wymienienia tego nazwiska. Tym razem chodzi jednak o posła Tomasza Górskiego. Prawo serii czy przypadek? Nie wiem, ale wiem za to, że obaj prawicowi politycy zwracają od  czasu do czasu powszechną uwagę swoimi kontrowersyjnymi wypowiedziami.
Ciekawym stwierdzeniem zabłysnął  bodajże przedwczoraj  ostatni z wymienionych posłów w telewizji Superstacja. Otóż poznański parlamentarzysta  Solidarnej Polski (dawniej PiS) uważa, że w naszym kraju trwa promocja zachowań homoseksualnych. Jednym z przejawów owej promocji mają być chude modelki, które – jego zdaniem – wyglądem przypominają mężczyzn.
Podziwiam wyobraźnię posła. Żyję na tym świecie piętnaście lat dłużej od niego, to i owo widziałem i słyszałem, ale nigdy nie miałem takich skojarzeń. Cóż za genialny umysł! Nie każdy przecież potrafi w tak twórczy sposób zinterpretować „prawdziwe’ intencje kreatorów mody. Przyznam, że patrząc na niektóre modelki charakteryzujące się sylwetkami typu wieszak, miewałem różne myśli, nie zawsze szlachetne. Zawsze jednak widziałem w nich tylko kobiety.
Co do faktycznego promowania zachowań homoseksualnych, to myślę,  że więcej szumu wokół tego tematu robią osoby heteroseksualne. Homoseksualiści byli, są i będą. Nie trzeba ich ani popierać, ani potępiać. Wystarczy po prostu zaakceptować  fakt ich istnienia i nie rozpętywać co pewien czas medialnych burz.

Brak pomysłu czy marnotrawstwo?



Gdańsk, al. Grunwaldzka 216

Codziennie przechodzę obok opuszczonego budynku przy al. Grunwaldzkiej 216 w Gdańsku i obserwuję jak stopniowo popada w ruinę. Czasami zastanawiam się też nad tym, czy władze miasta mają jakiś pomysł na zagospodarowanie tego miejsca. Z biegiem czasu skłaniam się jednak ku wnioskowi, że w gruncie rzeczy nikogo to nie obchodzi. Jak bowiem wytłumaczyć fakt, że przez ponad siedem lat budynek ten, zdany na łaskę losu i złomiarzy, po prostu niszczeje? Coraz mniej w nim całych szyb a elewacja sypie się w oczach.

Przypomnę, że w latach 1963 – 2005  obiekt ten należał do resortu oświaty (wcześniej właścicielem był Hydroster).  Jednakże od rozwiązania Zespołu Szkół Zawodowych nr 10 nic w tym miejscu nie powstało. Od lat przedstawiane są kolejne wersje miejscowego planu zagospodarowania przestrzennego dla dzielnicy Strzyża, ale faktycznie niczego to nie zmienia.

Wiadomo, że budżet miasta jest napięty. Rosną opłaty za użytkowanie wieczyste, czynsze i tp. A czy wpadło komuś do głowy, że można byłoby wynająć pomieszczenia po byłej szkole? Wszak nie wszystkie firmy stać na siedziby w szklanych biurowcach, których tak wiele powstaje w okolicy. Sądzę, że wielu drobnych przedsiębiorców chętnie skorzystałoby z tego miejsca, gdyż aleja Grunwaldzka jest świetną lokalizacją. Czy muszę dodawać, że skorzystałaby na tym również kasa miejska?
Upłynęło ponad dwa i pół roku i mamy IPN

Carrefour - towary do ogladania?



Do Carrefoura w Galerii Bałtyckiej wpadłem właściwie tylko po klej do gumy. Po drodze do właściwego regału natknąłem się jednak na kosz z  tanimi książkami. Moją uwagę przykuł od razu tytuł „Podróże życia”, a że lubię podróżować oraz czytać książki podróżnicze, więc postanowiłem nabyć tę pozycję. Cena była zresztą naprawdę okazyjna, bo zaledwie 4,90 PLN (pierwotna cena – 31 zł).
Moja radość z powodu przypadkowego znalezienia atrakcyjnej lektury trwała tylko do momentu spotkania z kasjerem.
- Kod nie wchodzi – poinformował mnie szpakowaty pracownik Carrefoura, po czym odłożył książkę na bok.
- Ale ja chcę kupić tę książkę – nie ustępowałem.
- Trzeba by powiadomić obsługę klienta – mruknął kasjer, nie przerywając dalszego kasowania. Po chwili wykonał jednak telefon. Do kasy podeszła wkrótce pracownica działu obsługi, wzięła książkę i zniknęła na dziesięć minut. Po powrocie oznajmiła:
- Musi pan jeszcze poczekać, bo tam ustalają…
Po kolejnych sześciu minutach pojawiła się inna pracownica, która bez ogródek pozbawiła mnie wszelkich złudzeń.
- Nie możemy panu sprzedać tej książki!
- Jak to nie możecie? Przecież jest wystawiona do sprzedaży! – delikatnie wyraziłem swoje zdziwienie.
-  Koleżanka dzwoni do firmy, żeby wyjaśnić. Jutro będzie pan mógł kupić tę książkę.
- Absurd! – skwitowałem i odszedłem, bo o czym mogłem jeszcze dyskutować?
A swoją drogą to już nie pierwszy przypadek, kiedy na półkach Carrefoura znajduje się towar z ceną, a w systemie kasowym go nie widać. Może więc warto wywiesić szyld o treści: Towary w promocji tylko do oglądania”…

Na pakistańskich drogach i bezdrożach

  Piątek, 11.10.24 Wyruszam dzisiaj   w kolejną podróż, dość ważną, bo Pakistan jest nie tylko ciekawym (a przy tym mało znanym) pod wzg...

Posty