Brak pomysłu czy marnotrawstwo?



Gdańsk, al. Grunwaldzka 216

Codziennie przechodzę obok opuszczonego budynku przy al. Grunwaldzkiej 216 w Gdańsku i obserwuję jak stopniowo popada w ruinę. Czasami zastanawiam się też nad tym, czy władze miasta mają jakiś pomysł na zagospodarowanie tego miejsca. Z biegiem czasu skłaniam się jednak ku wnioskowi, że w gruncie rzeczy nikogo to nie obchodzi. Jak bowiem wytłumaczyć fakt, że przez ponad siedem lat budynek ten, zdany na łaskę losu i złomiarzy, po prostu niszczeje? Coraz mniej w nim całych szyb a elewacja sypie się w oczach.

Przypomnę, że w latach 1963 – 2005  obiekt ten należał do resortu oświaty (wcześniej właścicielem był Hydroster).  Jednakże od rozwiązania Zespołu Szkół Zawodowych nr 10 nic w tym miejscu nie powstało. Od lat przedstawiane są kolejne wersje miejscowego planu zagospodarowania przestrzennego dla dzielnicy Strzyża, ale faktycznie niczego to nie zmienia.

Wiadomo, że budżet miasta jest napięty. Rosną opłaty za użytkowanie wieczyste, czynsze i tp. A czy wpadło komuś do głowy, że można byłoby wynająć pomieszczenia po byłej szkole? Wszak nie wszystkie firmy stać na siedziby w szklanych biurowcach, których tak wiele powstaje w okolicy. Sądzę, że wielu drobnych przedsiębiorców chętnie skorzystałoby z tego miejsca, gdyż aleja Grunwaldzka jest świetną lokalizacją. Czy muszę dodawać, że skorzystałaby na tym również kasa miejska?
Upłynęło ponad dwa i pół roku i mamy IPN

Carrefour - towary do ogladania?



Do Carrefoura w Galerii Bałtyckiej wpadłem właściwie tylko po klej do gumy. Po drodze do właściwego regału natknąłem się jednak na kosz z  tanimi książkami. Moją uwagę przykuł od razu tytuł „Podróże życia”, a że lubię podróżować oraz czytać książki podróżnicze, więc postanowiłem nabyć tę pozycję. Cena była zresztą naprawdę okazyjna, bo zaledwie 4,90 PLN (pierwotna cena – 31 zł).
Moja radość z powodu przypadkowego znalezienia atrakcyjnej lektury trwała tylko do momentu spotkania z kasjerem.
- Kod nie wchodzi – poinformował mnie szpakowaty pracownik Carrefoura, po czym odłożył książkę na bok.
- Ale ja chcę kupić tę książkę – nie ustępowałem.
- Trzeba by powiadomić obsługę klienta – mruknął kasjer, nie przerywając dalszego kasowania. Po chwili wykonał jednak telefon. Do kasy podeszła wkrótce pracownica działu obsługi, wzięła książkę i zniknęła na dziesięć minut. Po powrocie oznajmiła:
- Musi pan jeszcze poczekać, bo tam ustalają…
Po kolejnych sześciu minutach pojawiła się inna pracownica, która bez ogródek pozbawiła mnie wszelkich złudzeń.
- Nie możemy panu sprzedać tej książki!
- Jak to nie możecie? Przecież jest wystawiona do sprzedaży! – delikatnie wyraziłem swoje zdziwienie.
-  Koleżanka dzwoni do firmy, żeby wyjaśnić. Jutro będzie pan mógł kupić tę książkę.
- Absurd! – skwitowałem i odszedłem, bo o czym mogłem jeszcze dyskutować?
A swoją drogą to już nie pierwszy przypadek, kiedy na półkach Carrefoura znajduje się towar z ceną, a w systemie kasowym go nie widać. Może więc warto wywiesić szyld o treści: Towary w promocji tylko do oglądania”…

Kto kogo prześladuje?!



Rzadko komentuję wypowiedzi polityków. Jednakże niektóre z nich nie pozwalają mi pozostać obojętnym. Ostatnio wzburzyła mnie nieco rozmowa z posłem Arturem Górskim, którą znaleźć można w Onecie. Poseł uskarża się tam na rzekome prześladowanie katolików, w tym również w Polsce. W pewnym momencie mówi: Katolicyzm i wartości chrześcijańskie muszą mieć zagwarantowane miejsce w życiu publicznym.
A ja się pytam – co to znaczy, że muszą? I dlaczego tylko wartości chrześcijańskie? A gdzie inne wyznania, a gdzie miejsce dla niewierzących?
Jeżeli poseł Górski zapomniał, to przypomnę mu, że art. 53 Konstytucji RP mówi między innymi:
Wolność religii obejmuje wolność wyznawania lub przyjmowania religii według własnego wyboru oraz uzewnętrzniania indywidualnie lub z innymi, publicznie lub prywatnie (…).
Nikt nie może być zmuszany do uczestniczenia ani do nieuczestniczenia w praktykach religijnych.
Mówiąc o Parlamentarnym Zespole ds. Przeciwdziałania Ateizacji poseł PiS wymienia jako jedno z jego zadań „utrzymanie równoprawnego miejsca religii jako przedmiotu szkolnego”.  Muszę więc znów przywołać konstytucyjny zapis:
Religia kościoła lub innego związku wyznaniowego o uregulowanej sytuacji prawnej może być przedmiotem nauczania w szkole, przy czym nie może być naruszona wolność sumienia i religii innych osób.
Proszę zwrócić uwagę na słówko „może”. Może, a zatem nie musi. Wyraźnie jest też napisane, że nie może być naruszona wolność sumienia i religii innych osób.
Reasumując, mówienie o jakimkolwiek prześladowaniu katolików we współczesnej Polsce jest zwykłym jątrzeniem. Widocznie jednak niektórym politykom o to właśnie chodzi. Sieją ferment, licząc na zebranie pożądanych przez siebie owoców.

Strażnicy - specjaliści od lodu?



Strażników miejskich kojarzymy zazwyczaj z zakładaniem blokad na koła aut parkujących niezgodnie z przepisami oraz wystawianiem mandatów kierowcom, a także przeganianiem z obrzeży rynków staruszek handlujących przysłowiową pietruszką. Dlatego niejednego przechodnia mocno musiał zdziwić widok funkcjonariuszy gdańskiej straży miejskiej, którzy pracowicie usuwali lód z chodnika ulicy Dmowskiego.
Dlaczego robili to sami, zamiast pouczyć właściciela przyległej posesji o ustawowym obowiązku odśnieżania? Najprawdopodobniej dlatego, że ten fragment chodnika i przyległego terenu należy do miasta. Musieliby więc pouczyć lub ukarać włodarzy naszego grodu, a przecież wiadomo, że żaden pies nie gryzie ręki, która go karmi. A swoją drogą, jak słusznie zauważył wczoraj Michał Stąporek w felietonie  Co ma ECS do mokrych butów…” , prezydent Adamowicz przeznaczył na tegoroczne odśnieżanie tylko 11,5 miliona złotych, podczas gdy samo tylko funkcjonowanie strefy kibica (przez miesiąc) kosztowało miasto aż 9 milionów.
A wracając do naszych pracowitych strażników, to zeskrobali lód tylko do punktu gastronomicznego z kebabem. W tym miejscu mogli już nakazać, co zresztą skwapliwie uczynili, czyszczenie chodnika personelowi tego obiektu.

Po odejściu przeora


Jacek Krzysztofowicz i abp Tadeusz Gocłowski - 2009 r

Kilka dni temu we wszystkich mediach aż huczało o porzuceniu przez dominikanina Jacka Krzysztofowicza stanu duchownego. Sądziłem, że uczciwe postawienie sprawy przez byłego przeora i proboszcza parafii św. Mikołaja, który w specjalnym oświadczeniu wyjaśnił motywy swojego kroku, przysporzy mu zrozumienia, a nawet sympatii. Nie do końca jednak tak się stało. Superekspres, na przykład, upraszcza sprawę dylematów moralnych byłego zakonnika i sugeruje, że chce on zostać celebrytą. Niektórzy internauci zaś posuwają się do  stwierdzeń typu: „Aż nie mogę uwierzyć w głupotę i pychę tego pajaca” czy „25-lat trzepania kasiory i wystarczy. Teraz czas na wydawanie na wino, kobiety i śpiew”.
Ja nie oceniam decyzji podjętej przez byłego już zakonnika. Po pierwsze, nie mam do tego prawa, a po drugie nie znam wszystkich okoliczności, które skłoniły go do podjęcia takiego a nie innego kroku. W tym kontekście dziwi mnie łatwość wydawania sądów przez ludzi nie mających zielonego pojęcia o ludzkich problemach duchowych.
Osobiście pozostaję z szacunkiem dla tego człowieka za jego wcześniejsze dokonania i mam nadzieję, że jego dalsze życie – po przejściu medialnej burzy – potoczy się prostym torem.

Na pakistańskich drogach i bezdrożach

  Piątek, 11.10.24 Wyruszam dzisiaj   w kolejną podróż, dość ważną, bo Pakistan jest nie tylko ciekawym (a przy tym mało znanym) pod wzg...

Posty