Jacek Krzysztofowicz i abp Tadeusz Gocłowski - 2009 r |
Kilka dni temu we wszystkich mediach aż huczało o porzuceniu
przez dominikanina Jacka Krzysztofowicza stanu duchownego. Sądziłem, że uczciwe
postawienie sprawy przez byłego przeora i proboszcza parafii św. Mikołaja,
który w specjalnym oświadczeniu wyjaśnił motywy swojego kroku, przysporzy mu
zrozumienia, a nawet sympatii. Nie do końca jednak tak się stało. Superekspres,
na przykład, upraszcza sprawę dylematów moralnych byłego zakonnika i sugeruje,
że chce on zostać celebrytą. Niektórzy internauci zaś posuwają się do stwierdzeń typu: „Aż nie mogę uwierzyć w
głupotę i pychę tego pajaca” czy „25-lat trzepania kasiory
i wystarczy. Teraz czas na wydawanie na wino, kobiety i śpiew”.
Ja nie oceniam decyzji podjętej przez byłego już
zakonnika. Po pierwsze, nie mam do tego prawa, a po drugie nie znam wszystkich
okoliczności, które skłoniły go do podjęcia takiego a nie innego kroku. W tym kontekście
dziwi mnie łatwość wydawania sądów przez ludzi nie mających zielonego pojęcia o
ludzkich problemach duchowych.
Osobiście pozostaję z szacunkiem dla tego
człowieka za jego wcześniejsze dokonania i mam nadzieję, że jego dalsze życie –
po przejściu medialnej burzy – potoczy się prostym torem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz