Donald Tusk |
Donald Tusk podjął decyzję o niekandydowaniu
w wyborach prezydenckich. Myślę, że uczynił tak z kilku powodów, ale przede
wszystkim z wygodnictwa. Po pierwsze –
jako były dwukrotny premier i szef Rady Europejskiej ma zapewnioną bardzo
wysoką emeryturę (mówi się o kwocie 30 tysięcy złotych). Po drugie – po zakończeniu
kadencji w Radzie Europejskiej ma duże szanse na objęcie funkcji przewodniczącego
Europejskiej Partii Ludowej. Funkcja ta jest również lukratywna, a jej
uzyskanie nie wymaga aż tak wielkiego zaangażowania, jakie niezbędne jest przy
krajowej kampanii wyborczej.
Drugi powód rezygnacji z walki o prezydenturę
przedstawił sam Tusk, mówiąc o swoim obciążeniu niepopularnymi decyzjami
podejmowanymi w trakcie sprawowania rządów. Tyle tylko, że o tym obciążeniu
wiadomo było nie od dziś. Jest to więc raczej tylko pretekst do uzasadnienia
obawy przed stanięciem w wyborcze szranki z Andrzejem Dudą. Jest bowiem
możliwe, że spotkałby się z nim w drugiej turze wyborów. Ewentualna przegrana
oznaczałaby kres jego dość błyskotliwej kariery politycznej. Tak więc obok
wygodnictwa w grę wchodzi także – moim zdaniem – asekuranctwo. Nie ulega
wątpliwości, że Tusk jest wytrawnym graczem politycznym i potrafi kalkulować.
Niektórzy komentatorzy twierdzą, że Donald Tusk
okazał się tchórzem. Ja bym tak ostro nie oceniał jego decyzji. Teraz zresztą o
wiele bardziej istotne jest, kto zamiast niego będzie reprezentował opozycję w
przyszłorocznych wyborach. Podejrzewam, że do pierwszej tury swoich kandydatów wystawią wszystkie liczące się partie. Póki
co potwierdzony jest start Władysława Kosiniaka-Kamysza. Myślę, że to bardzo dobra kandydatura.