W niedzielę było jeżdżenie, wczoraj pływanie,
a dzisiaj przyszedł czas na chodzenie. Po Bieszczadach oczywiście. Z Polańczyka
wyruszyłem czerwonym szlakiem w kierunku zapory w Solinie. Szlak prowadził
początkowo przez strome i błotniste leśne ścieżki. Potem zbliżył się do szosy i
praktycznie od trzeciego kilometra biegł obok niej aż do Soliny. Trasa jest
bardzo dobrze oznakowana, a na sześciokilometrowym odcinku znajdują się aż trzy
miejsca do odpoczynku (stoliki z ławkami).
Dojście do zapory zajęło mi 65 minut.
Przeszedłem wzdłuż długiego szpaleru straganów oferujących wszelkiego rodzaju
pamiątki, napoje i nieśmiertelne oscypki, po czym wszedłem na koronę tej
olbrzymiej tamy (o samej zaporze napiszę innym razem). Przedzierając się powoli
przez tłumy turystów przeszedłem na drugą stronę. Postanowiłem nie wracać do
Polańczyka tą samą trasą. Wybrałem znacznie dłuższą, ale biegnącą po szosie.
Przeszedłem przez całą Solinę. W tej miejscowości praktycznie każdy dom oferuje
miejsca noclegowe. Gołym okiem widać, że mieszkańcom dobrze się powodzi.
Wspominam o tym, bo pamiętam jeszcze czasy, gdy Bieszczady kojarzyły się z
ciężką pracą drwali i smolarzy, a bieda była dość powszechna.
Drogą nr 895 podążyłem do Myczkowa. Trochę dokuczała
lekka mżawka. W Myczkowie skręciłem w drogę nr 894 prowadzącą do Polańczyka. W 3
godziny i 7 minut pokonałem 18.31 km. A skoro już mówię o pokonanych na nogach kilometrach,
to podczas tegorocznych wypraw turystycznych zaliczyłem ich już 232, z czego 68
w Górach Stołowych, 40 w Reykjaviku, 28 w Kijowie, 52 w Wilnie, 26 w Gdańsku i wspomniane
18 w Polańczyku. Oczywiście nie liczę tutaj wyjść na zakupy czy do pracy.
O Bieszczadach także tutaj:
|
Szlak czerwony |
|
Kapliczka w Myczkowie |
|
Korona zapory w Solinie |
|
Widok z tamy |
|
Cypel Polańczyk |
|
Elektrownia wodna |
|
Widok na tamę z Soliny |
Jestem pod wrażeniem. Świetny artykuł.
OdpowiedzUsuńDZIĘKUJĘ i pozdrawiam
Usuń