Juliusz Wasik |
Pogoda wczoraj dopisała, więc wybraliśmy się
na godzinny rejs po Zalewie Solińskim. Od razu przypomniała mi się piosenka
Wojciecha Gąssowskiego Zielone Wzgórza
nad Soliną. Zaśpiewał ją z zespołem Tajfuny
w 1967 roku. Wtedy tytułowe wzgórza były równie zielone, ale wyższe niż
teraz, gdyż nie było jeszcze zapory i zbiornika retencyjnego. Zostały oddane do
użytku rok później. Zresztą podobno słowa tej piosenki Janusz Kondratowicz
napisał jeszcze wcześniej.
Co do samego Zalewu Solińskiego to wiele
pisać o nim nie trzeba. Zna go przecież każdy choćby ze słyszenia. Wspomnę
tylko, że jest to największy w Polsce sztuczny zbiornik wodny pod względem
pojemności (472 mln m3). Rekord wysokości dzierży z kolei zapora w Solinie
(81,8 m). Lustro wody znajduje się na poziomie 420 m n.p.m. Zalew czy jezioro,
jak kto woli, jest rajem dla żeglarzy. Charakterystyczne, że nie widać tu
żadnych ptaków kojarzonych z wodą. Za to znaleźć można każdy gatunek ryb
słodkowodnych. Woda jest bowiem bardzo czysta.
Z przystani w Polańczyku płynęliśmy statkiem Tramp. Minęliśmy po lewej Wyspę Małą
znaną także jako Zajęcza lub Miłości. Potem nieco zaniedbany ośrodek
wypoczynkowy Rewita będący w gestii MON i wyspę Skalistą. Przepłynęliśmy też
niedaleko domku popularnego w tych stronach Krzysztofa Brossa, który porzucił
wygodne życie kierownika w Hucie Katowice i osiedlił się w Teleśnicy Sannej. O jego pierwszym pobycie
w Bieszczadach tak pisze Jagienka Wilczak: Krzysztof Bross pierwszy
raz przyjechał w Bieszczady polować na wilki. Ale tak naprawdę w nosie miał
wilki, chciał się przespać z cudzą dziewczyną w hotelowym pokoju. Do dziś
pamięta, jak przytuleni, urywali się z obławy, szli na flankę. Bieszczady
tonęły w śniegu, wyglądały romantycznie, kusząco, niezwykle, pachniały
wolnością i przygodą. Bo to się zwykle tak zaczyna. Tu miało nie być układów i
kombinacji, miało się toczyć prawdziwe życie, o jakim marzy zmęczony mężczyzna
koło czterdziestki. Z dala od cywilizacji. Tylko dziewicza przyroda i kobieta
dobra w łóżku. Czy to nie piękne?
Półwysep Brossa |
Nie tylko Bross dorobił się miana legendy
Bieszczad. Równie znani są mieszkający także
nad Zalewem Solińskim Henryk Victorini i pustelnik Juliusz Wasik. Tego
ostatniego nazywa się królem Włóczęgów Bieszczadzkich. Żaden z tej trójki nie jest
rdzennym bieszczadnikiem. Trudno dziś zresztą takich znaleźć.
Wieczorem ognisko z kiełbaskami. A jak ognisko,
to i góralska muzyka. A jak kiełbaski, to i piwko. Miły wieczór.
O Bieszczadach także tutaj:
Pętla Beszczadzka
Spacerem dookoła Soliny
O Bieszczadach także tutaj:
Pętla Beszczadzka
Spacerem dookoła Soliny
Ośrodek Wypoczynkowy Rewita |
Wyspa Zajęcza |
To już nie jest Wyspa Zajęcza ale wyspa króliczo-kozia, zdewastowana i zas... przez te kozy. Co za baran temu idiocie na to pozwolił?
OdpowiedzUsuń