Po ponad dwóch miesiącach oczekiwania ukazał się wreszcie w "Dzienniku Bałtyckim" mój artykuł o Grodnie. Zawiera on część zapisków, których całość zamieściłem w blogu jeszcze w sierpniu.
Dzisiaj z okazji publikacji wspomnianego artykułu dołączam kilka zdjęć z Ziemi Grodzieńskiej.
O Grodnie w "Dzienniku Bałtyckim"
Etykiety:
dziennik bałtycki,
Grodno,
Jurewicze,
Jurowscy,
Niemen,
Radziwanowscy,
Ziemia Grodzieńska
Lubię podróże (68 odwiedzonych państw) i książki (kilka napisanych i opublikowanych oraz kilka tysięcy przeczytanych).
Czy każda rodzina jest świętością?
Ks. Tymoteusz Szydło |
Na początek parę cytatów:
Ataki na Beatę Szydło i jej najbliższych są
haniebne i absolutnie niedopuszczalne. Rodzina jest i pozostanie w Polsce
świętością. Dlatego wykorzystywanie jej do walki politycznej budzi odrazę – premier Mateusz Morawiecki.
Ataki na rodzinę byłej premier Beaty Szydło to
podłość i nikczemność w najgorszym wydaniu. Każde uderzenie w naszych bliskich
to cios poniżej pasa – marszałek Stanisław Karczewski.
Nietrudno się domyślić, że te ostre i zdecydowane
reakcje odnoszą się do pogłosek o rzekomym ojcostwie księdza Tymoteusza Szydły,
syna byłej premier. On sam nie wypowiada się publicznie, jednakże jego nagłe
udanie się na bezterminowy urlop dało asumpt do różnych przypuszczeń i
podejrzeń. Nie wiem, na ile zasadnych, na ile zmyślonych. Nie o to tu jednak
chodzi. Ważna jest prywatność danego człowieka. Nikomu nic do tego, co robią
członkowie rodziny osoby publicznej. Dlatego podpisałbym się oboma rękami pod
wypowiedziami Karczewskiego i Morawieckiego, gdyby nie pewne drobiazgi…
Premier i
marszałek nie reagowali, gdy Krzysztof Wyszkowski (doradca wojewody
pomorskiego) pisał o prezydent Gdańska, iż nie wie ona, kto jest ojcem jej
dziecka. Dodawał też, że finałem świętowania rocznicy wybuchu drugiej wojny
światowej będzie mianowanie ojcem
dziecka Dulkiewicz N.N. kanoniera z pancernika Schlezwig-Holstein.
Nie przypominam sobie też zdecydowanej reakcji obozu
rządzącego na atakowanie Adama Bodnara (Rzecznika Praw Obywatelskich) za
zachowanie syna. Dla nieco młodszych i krócej obserwujących polityczne
przepychanki przypomnę też atakowanie Tuska za dziadka z Wehrmachtu.
To tylko niektóre z brzegu przykłady. Nie
twierdzę, że obecna opozycja jest tu bez winy. Niestety, niektórym jej
przedstawicielom też zdarza się jechać po bandzie. Nie pochwalam tego, ale
wydaje mi się, że są oni nieco mniej zakłamani. Jeszcze raz przywołam tu
stwierdzenie premiera Morawieckiego o tym, że rodzina jest świętością. Gdyby istotnie tak było, to nie
wypominałoby się nieustannie Adamowi Michnikowi
przyrodniego brata czy też Włodzimierzowi Cimoszewiczowi ojca.
Etykiety:
Adam Bodnar,
Adam Michnik,
Aleksandra Dulkiewicz,
Ataki na syna Beaty Szydło,
Donald Tusk,
dziadek z Wehrmachtu,
ksiądz na urlopie,
Marszałek Karczewski,
premier Morawiecki
Lubię podróże (68 odwiedzonych państw) i książki (kilka napisanych i opublikowanych oraz kilka tysięcy przeczytanych).
Pieszo do Chin
Konstanty Rengarten |
Czy przejście 40 kilometrów dziennie można uznać za sukces? A co w tym trudnego?
- żachnie się niejeden czytelnik. A jeśli dodam, że z plecakiem o
wadze 15-18 kilogramów i nie przez jeden dzień, a przez ponad cztery
lata? Brzmi bardziej interesująco? No to uzupełnię jeszcze, że chodzi
o pieszą wędrówkę dookoła świata. Ale nie współcześnie, tylko ponad
120 lat temu! Bez nawigacji i telefonu satelitarnego, bez asekuracji i
zabukowanych wcześniej noclegów. Po bezdrożach Persji, Syberii i
Mongolii. Podczas deszczu i śnieżycy, często z pustym żołądkiem. Z
narażeniem na niebezpieczne spotkania z wilkami, niedźwiedziami, a
także nie zawsze życzliwym tubylcami. Wyobrażacie sobie ponad cztery
lata nieustannej wędrówki?
Wyczynu, o którym mowa w tym przydługim wstępie, dokonał w latach 1994 - 1998 Konstanty Rengarten. Obawiam się, że jego nazwisko mało komu coś mówi. Ja sam zetknąłem się z nim zupełnie przypadkowo, podczas okresowego przeglądania zasobów mojej biblioteczki. Znalazłem w niej podniszczoną już nieco pozycję wydaną w (uwaga) 1899 roku! "Pieszo do Chin" ukazało się nakładem wydawnictwa Grabowski i Sikorski. Mój egzemplarz pochodzi z Biblioteki Wileńskiej i jest opatrzony stemplem carskiej cenzury. Następne polskie wydanie tej książki miało miejsce dopiero w 2011 roku.
Jak sam tytuł mówi, książka zawiera opis tylko tej części wędrówki, która doprowadziła autora do Chin. Nie jest obszerna, bo liczy zaledwie 184 strony. Jednak każda z nich wypełniona jest konkretną treścią. Nie znajdziemy tu pustosłowia, tak charakterystycznego dla relacji współczesnych podróżników. Dowiemy się za to, jak smakuje solona herbata z baranim tłuszczem, jak śpi się w jurcie opalanej suszonymi łajnem czy też wręcz na śniegu, mając do dyspozycji płaszcz z wielbłądziej sierści i pilśniową matę. Poznamy obyczaje Mongołów, np. niespotykany gdzie indziej sposób pochówku, a właściwie jego brak (zwłoki wydawane na pożarcie psom). Przede wszystkim jednak możemy sobie uświadomić, jak łatwe i przyjemne są dzisiejsze podróże w porównaniu z tą opisaną przez Rengartena.
Na koniec króciutki cytat, w którym pojawia się wątek polski (autor był Niemcem z Rygi):
Późnym wieczorem przybyłem do wsi Myczycha, gdzie bardzo gościnnie przyjął mnie zesłaniec polski z roku 1963, a ponieważ w jednym pokoju mieszkała cała jego rodzina, ulokowałem się na noc w ciepłej i dosyć obszernej kuchni.
P.S. Książka została przetłumaczona przez Henryka Wernica. Czytając ją po 120 latach w oryginalnym wydaniu wyraźnie widzimy olbrzymie zmiany, jakie od tego czasu zaszły w języku polskim. Myślę tu zwłaszcza o ortografii i nazewnictwie.
Wyczynu, o którym mowa w tym przydługim wstępie, dokonał w latach 1994 - 1998 Konstanty Rengarten. Obawiam się, że jego nazwisko mało komu coś mówi. Ja sam zetknąłem się z nim zupełnie przypadkowo, podczas okresowego przeglądania zasobów mojej biblioteczki. Znalazłem w niej podniszczoną już nieco pozycję wydaną w (uwaga) 1899 roku! "Pieszo do Chin" ukazało się nakładem wydawnictwa Grabowski i Sikorski. Mój egzemplarz pochodzi z Biblioteki Wileńskiej i jest opatrzony stemplem carskiej cenzury. Następne polskie wydanie tej książki miało miejsce dopiero w 2011 roku.
Jak sam tytuł mówi, książka zawiera opis tylko tej części wędrówki, która doprowadziła autora do Chin. Nie jest obszerna, bo liczy zaledwie 184 strony. Jednak każda z nich wypełniona jest konkretną treścią. Nie znajdziemy tu pustosłowia, tak charakterystycznego dla relacji współczesnych podróżników. Dowiemy się za to, jak smakuje solona herbata z baranim tłuszczem, jak śpi się w jurcie opalanej suszonymi łajnem czy też wręcz na śniegu, mając do dyspozycji płaszcz z wielbłądziej sierści i pilśniową matę. Poznamy obyczaje Mongołów, np. niespotykany gdzie indziej sposób pochówku, a właściwie jego brak (zwłoki wydawane na pożarcie psom). Przede wszystkim jednak możemy sobie uświadomić, jak łatwe i przyjemne są dzisiejsze podróże w porównaniu z tą opisaną przez Rengartena.
Na koniec króciutki cytat, w którym pojawia się wątek polski (autor był Niemcem z Rygi):
Późnym wieczorem przybyłem do wsi Myczycha, gdzie bardzo gościnnie przyjął mnie zesłaniec polski z roku 1963, a ponieważ w jednym pokoju mieszkała cała jego rodzina, ulokowałem się na noc w ciepłej i dosyć obszernej kuchni.
P.S. Książka została przetłumaczona przez Henryka Wernica. Czytając ją po 120 latach w oryginalnym wydaniu wyraźnie widzimy olbrzymie zmiany, jakie od tego czasu zaszły w języku polskim. Myślę tu zwłaszcza o ortografii i nazewnictwie.
Pieszo do Chin |
Etykiety:
dookoła świata,
Konstanty Rengarten,
książka z 1899 roku,
Mongolia,
Pieszo do Chin,
Syberia
Lubię podróże (68 odwiedzonych państw) i książki (kilka napisanych i opublikowanych oraz kilka tysięcy przeczytanych).
Drzewo pełne książek
Ciekaw jestem, ilu rowerzystów przejeżdżających
drogą technologiczną wzdłuż kanału Raduni zwraca uwagę na niewielką skrzyneczkę
zawieszoną na drzewie nieopodal kościoła
w Świętym Wojciechu? Przyznam, że sam przyjrzałem
się jej baczniej dopiero dzisiaj. Ba, nawet do niej zajrzałem. Jednakże jeszcze
przed otwarciem drzwiczek wiedziałem, co znajdę w środku. Zdradzał to wyraźnie
odcinający się od tła napis „Biblioteczka”. I rzeczywiście – wewnątrz szafki na
półkach leży i stoi mnóstwo książek.
Mamy tu do wyboru pochodzące z różnych epok utwory i rozmaite gatunki literackie. Możemy więc
poczytać np. Dziennik Bridget Jones,
Lalkę czy Placówkę Prusa lub pouczyć się niemieckiego z Easy
Deutsch.
Inicjatywa umieszczenia biblioteczki w pniu uschniętego
kasztanowca wyszła od mieszkańców i radnych dzielnicy. Same drzwiczki i półki
wykonał miejscowy rzeźbiarz Dominik Kazimierczak. Nietypowa biblioteka
funkcjonuje już drugi miesiąc. O dowolnej porze dnia lub nocy każdy chętny może
wziąć sobie lub też zostawić jakąś
książkę.
Myślę, że takie pomysły są godne uwagi, a tym
samym szerokiego rozpropagowania, co też staram się czynić na miarę swoich
skromnych możliwości. Bookcrossing nie jest co prawda zjawiskiem
nowym, ale nadal nie wszędzie rozpowszechnionym.
Gdańsk - Św. Wojciech |
Biblioteczka w drzewie |
Kościół p.w. św. Wojciecha |
Św. Wojciech |
Etykiety:
biblioteczka na drzewie,
bookcrosing,
Dominik Kazimierczak,
Gdańsk św. Wojciech,
kasztanowiec,
książki na drzewie
Lubię podróże (68 odwiedzonych państw) i książki (kilka napisanych i opublikowanych oraz kilka tysięcy przeczytanych).
Subskrybuj:
Posty (Atom)
Esencja Cejlonu
Poniedziałek, 05.02.24 W niedzielę czwartego lutego wylatujemy z Okęcia zgodnie z planem, czyli o 15.05. Boeing 347, należący do...
Posty
-
Od blisko dwóch lat nie kupuję chleba w sklepach tylko samodzielnie wypiekam go w domu. Nic więc dziwnego, że znajomi od czasu do czasu...
-
Ulotka Fundacji Miej Serce W skrzynce pocztowej znalazłem nietypową przesyłkę: białą kopertę z czymś twardym w środku, bez adresu n...
-
Energa - opłata za wezwanie Zazwyczaj regularnie uiszczam opłaty za czynsz i media. Zdarzyło mi się jednak zapomnieć o dokonaniu p...
-
Zdjęcie pochodzi z 2013 roku, ale właśnie to auto prowadziłem wczoraj Znane powszechnie przysłowie mówi, że chytry dwa razy traci. ...
-
Autor: Stanisław Kmiecik W swojej skrzynce pocztowej znalazłem przesyłkę zawierającą sześć kartek świątecznych z kopertami, mini ka...
-
Moroszka - główny cel wyjazdu Układ był prosty, przynajmniej teoretycznie. Danka i Sławek, których po raz pierwszy zawiozłem do ...
-
"Nikoś" Nikodem Skotarczak Mówi się, że po śmierci wszyscy są równi i że do grobu niczego nie zabierzemy. Fakt, niczego ni...
-
Ireneusz Gębski książki Blogowanie jest (myślę, że zgodzą się mną inni blogerzy) formą nałogu. Obserwujemy statystyki wejść na nas...
-
Z serwisu MojeKartki.info otrzymałem maila z taką oto propozycją: Witaj Początek Nowego Roku to bardzo dobra okazja do wysłania eka...
-
Niewiele brakowało, a nabrałbym się na promocyjne sztuczki UPC. W celu zmniejszenia wysokości rachunków za telewizję, Internet i tele...