Po śmierci Miecugowa...



Źródło: A. Rybczyński/PAP
Nie znałem osobiście Grzegorza Miecugowa. Jedyne co nas łączyło, to wieloletni nałóg palenia papierosów. On rzucił palenie w momencie ujawnienia się nowotworu płuc, ja ponad siedemnaście lat temu z zupełnie innych motywów. Nie o mnie tu jednak chodzi. Miecugow cieszył się, gdy ponad pięć lat temu leczący go profesor Orłowski stwierdził, że jest zdziwiony, bo guz się nie powiększa, ale nawet zmniejszył się o 40 procent. To taki dowód namacalny, że guz żywił się dymem - podsumował optymistycznie Grzegorz Miecugow. Niestety, rak płuc nie poddawał się. Kolejne lata to nieustanna walka. Dziennikarz w tym czasie starał się prowadzić normalne życie - zarówno rodzinne jak i zawodowe. W tym ostatnim miał wiele sukcesów, ale też mnóstwo stresujących sytuacji. Nie obnosił się ze swoją chorobą, toteż niektórzy pochopnie wyciągali mylne wnioski o jego rzekomym pijaństwie, gdy bełkotliwie mówił przed kamerą. A był to tylko skutek nadmiaru zażytych leków.

Rak znowu wygrał. Ok, zdarza się to często i nie ma powodu rozczulać się akurat nad przypadkiem Miecugowa - powie ktoś. Nie ma też jednak powodu, aby po śmierci tego wybitnego dziennikarza wieszać na nim psy. Z przykrością muszę jednak stwierdzić, że pewne środowiska czy też szczególnie zacietrzewieni przeciwnicy Miecugowa nie oszczędzają go nawet teraz, gdy już sam nie może się bronić. Dlatego z satysfakcją odnotowuję głos Adama Darskiego (Nergala), który wyraża niesmak i dezaprobatę dla komentarzy opluwających pamięć Grzegorza Miecugowa.

Ktoś cię kocha...



Od czasu do czasu otrzymuję esemesy o przedziwnej treści, na przykład takie, jak ponizej:

Oczywiście, nigdy na nie nie odpowiadam. Zastanawia mnie jednak fakt, że komuś chce się uporczywie wysyłać podobne głupoty. Skoro tak się dzieje, to można mniemać, że znajdują się frajerzy - bo trudno inaczej nazwać osoby odpowiadające na te bzdurne wiadomości - reagujący pozytywnie. Właściwie nic nowego. Na ludzkiej naiwności zawsze zarabiali cwaniacy różnej maści. Dziwię się tylko, że w epoce internetu ułatwiającego szybki dostęp do informacji, znajdują oni jeszcze amatorów tzw. wiedzy tajemnej. Skoro bowiem ktoś potrafi odczytać SMS, to zapewne umie też znaleźć w sieci informacje na temat numeru, na który ma wysłać płatny esemes, np. 71099. No chyba, że ktoś rzeczywiście wierzy w cudowne znalezienie miłości życia czy nagły napływ gotówki "na spłatę długów"...
P.S. Talar gdański jest tylko symbolem  pieniądza :) 


Arcybiskup Głódź o degradacji generałów


Leszek Sławoj-Głódź

Z arcybiskupem Leszkiem Sławojem-Głódziem nie zawsze było mi po drodze. Miałem i mam do niego sporo zastrzeżeń. Nie chodzi nawet o zarzucane mu skłonności do nadużywania mocnych trunków (przydomek Flaszka-Głódź nie wziął się przecież z powietrza) czy złe traktowanie podległych duchownych. Nie podoba mi się jego wyniosły styl bycia, zamiłowanie do luksusu i niektóre poglądy. Nie znaczy to jednak, że nie doceniam obecnego metropolity gdańskiego, choć nie ukrywam, iż   o wiele bardziej ceniłem jego poprzednika arcybiskupa Tadeusza Gocłowskiego. Nie o tym chcę jednak teraz pisać...
Tym razem chcę bowiem pochwalić postawę arcybiskupa. Chodzi o jego wypowiedź w związku z planowaną ustawą umożliwiającą pośmiertne zdegradowanie generałów Jaruzelskiego i Kiszczaka. Leszek Sławoj-Głódź poszedł bowiem pod prąd obecnej polityki, krytykując pomysł zemsty na zmarłych przywódcach PRL. "Kto nie żyje, niech odpoczywa w pokoju" - powiedział między innymi. Dodał też, że: Trzeba zostawić ten temat. To otwieranie pola do dyskusji. A pożytku z tego będzie niewiele.
Trzeba mieć dużo złej woli i politycznego zaślepienia, żeby się z tym nie zgodzić. A słychać już głosy, że arcybiskup kolaborował z komunistami, a nawet, że był agentem SB. Trudno nie zadać sobie pytania, dlaczego u nas głos rozsądku tak często jest lekceważony, wykpiwany i wręcz nienawidzony? Przecież tak na zdrowy rozum rzecz biorąc, zdegradowanie zmarłych generałów nic im nie zaszkodzi. Wzbudzi natomiast - jak obawia się arcybiskup - wiele dyskusji i otworzy kolejne pole społecznego konfliktu. A tych ostatnich chyba mamy już po uszy...

GLS, Schenker - historia przesyłki



Paczka wysłana  do Szwecji przez sklep internetowy z Kielc za pośrednictwem firmy kurierskiej GLS "szła" początkowo dobrze. Na stronie internetowej można było swobodnie śledzić jej drogę przez Polskę i Niemcy. Problemy zaczęły się w Szwecji. Jak widać na załączniku jedynym wymienionym miejscem jest Malmoe. Dalej są już tylko enigmatyczne informacje typu "paczka zarejestrowana w filii GLS Szwecja". Ostatni wpis informuje, iż paczka została doręczona do punktu GLS ParcelShop. Adresu tego ostatniego oczywiście nie widać. Kolega, dla którego zleciłem wysłanie owej paczki, odbierał już kiedyś podobną przesyłkę (wysłaną przez UPS) w sklepie Ica w Storuman. Poszedł więc tam z zapytaniem. Powiedziano mu, że paczki nie ma. Zadzwonił więc do mnie z prośbą o sprawdzenie historii przesyłki. Ponieważ na stronie internetowej nie było nic więcej niż w załączniku, wykonałem telefon do GLS. Konsultantka oznajmiła mi, że skoro chodzi o Szwecję, to trzeba tam dzwonić i podała mi jakiś numer, który zresztą okazał się całkiem mylny. We własnym zakresie pogrzebałem w sieci i dowiedziałem się, że w Szwecji partnerem GLS jest firma Schenker. Wykonałem zatem kolejny telefon. Tym razem konsultant stwierdził autorytatywnie, gdy podałem mu numer przesyłki, że znajduje się ona w oddziale Schenkera w mieście Umea. Dla niezorientowanych, odległość ze Storuman do Umea wynosi 305 km. Podał mi też numer telefonu do tego oddziału. Na szczęście mój kolega  porozumiał się z jakąś osobą znającą język szwedzki, która zadzwoniła do Schenkera i dowiedziała się, że paczka jest ... w Storuman. Kolega poszedł tam ponownie i rzeczywiście - była.
Ok, może ktoś powiedzieć, że miał problemy z powodu nieznajomości języka. Ale czy firmy kurierskie nie powinny bardziej przykładać się do swojej pracy? Wystarczyło podać na stronie adres punktu, w którym znajduje się paczka. O telefonie już nie wspominam, bo podobno kurierzy nie mają obowiązku powiadamiać odbiorcy o nadejściu przesyłki.

Esencja Cejlonu

  Poniedziałek, 05.02.24 W niedzielę czwartego lutego wylatujemy z Okęcia zgodnie z planem, czyli o 15.05.   Boeing 347,   należący do...

Posty