Od grobu Anny Przybylskiej po Muzeum pod Dębową Górą


Dębogórze

Kolejna udana wycieczka rowerowa z "Samą Ramą". Tym razem trasa przejazdu prowadziła z Rumi do Gdyni Oksywia, a następnie przez Suchy Dwór i Dębogórze do Kazimierza.



W Oksywiu obejrzeliśmy najstarszy gdyński kościół pw. Michała Archanioła.  Po świątyni oprowadzał nas i opowiadał o jej historii ks. proboszcz Kazimierz Glama. Nie było go tutaj jeszcze, gdy byłem tu ostatnio prawie cztery lata temu z Gdańską Ekipą Rowerową. Na tutejszym cmentarzu pochowana jest przedwcześnie zmarła Anna Przybylska. Korzystając z okazji zatrzymaliśmy się na chwilę przy jej grobie, by oddać jej cześć (z potrzeby serca) i pomodlić się za jej duszę (zgodnie z sugestią proboszcza).



W okolicy Dębogórza wjechaliśmy na leśny odcinek mocno piaszczystej drogi. Jakoś ją jednak pokonaliśmy bez większych szkód, nie licząc jednej czy dwóch przedziurawionych dętek. Chwilę później wjechaliśmy do Kazimierza, a konkretnie na posesję Ireny i Franciszka Dzięgielewskich. Mieści się tutaj Muzeum pod Dębową Górą, o którym pisałem już we wrześniu 2013 roku. Teraz chcę tylko dodać, że do tego oryginalnego muzeum przybyło przez te prawie dwa lata sporo nowych eksponatów, m.in. schron obserwacyjny o wadze dziesięciu ton. Niezmienna pozostała natomiast życzliwość i gościnność gospodarzy. Nie każdy z nas byłby zachwycony, gdyby bez zapowiedzi wjechało mu na podwórko prawie pięćdziesięciu rowerzystów i wyraziło chęć upieczenia i skonsumowania kiełbasek. Dla Franciszka nie stanowiło to większego problemu. Nie tylko wskazał miejsce na rozpalenie ogniska, ale też osobiście dostarczył chrust. Na koniec zaś wręczył nam pocztówki z widokiem Kazimierza i logo swojego muzeum.



Do Gdańska wróciłem sam, ale trasę do Gdyni i Sopotu pokonywałem w sympatycznym towarzystwie bliższych i dalszych znajomych.  Bilans dnia to ponad dwa tysiące spalonych kalorii, przejechane ponad 60 kilometrów i kilka godzin spędzonych na świeżym powietrzu i w miłym towarzystwie.




Oksywie - kościół pw. Michała Archanioła

Grób Anny Przybylskiej





Kazimierz - Muzeum pod Dębową Górą


Jeden z nowszych eksponatów w Muzeum pod Dębową Górą



Franciszek Dzięgielewski (w środku)

 
Ks. Kazimierz Glama (po lewej)

Tadżykistan - przewodnik z uwagami



Dawid Dudek - Tadżykistan

W ramach przygotowań do wyprawy do krajów Azji Centralnej nabyłem za 30 zł przewodnik zatytułowany Tadżykistan Przewodnik globtrotera. Jego autorem oraz wydawcą jest Dawid Dudek. Niestety, mam sporo zastrzeżeń do tej publikacji.



Po pierwsze książeczka jest bardzo skromna objętościowo (82 strony tekstu), a tym samym uboga w treść. Wśród informacji w niej zawartych przeważają dane dosłownie skopiowane z Wikipedii. Oto dwa wymowne przykłady:



Str. 21 - Umowa między Rosją a Tadżykistanem przewiduje dzierżawę ziemi na okres 49 lat. Rosyjska baza traktowana jest jako gwarant stabilności w wyniszczonym i narażonym na agresję z różnych stron kraju i czynnik, który pobudzi do życia gospodarkę. Rząd Tadżykistanu liczy ponadto na znaczną pomoc finansową i strukturalną. Powołanie do życia rosyjskiej bazy pozwoliło na umorzenie Tadżykistanowi znacznego długu zagranicznego wysokości kilkuset milionów dolarów.



Str. 8 - Słabą stroną gospodarki jest brak dostatecznej liczby dróg, z których te położone w obszarach górskich umożliwiają podróż tylko w okresie letnim. W ostatnich latach, przy pomocy z zagranicy, zrealizowano kilka dużych inwestycji infrastrukturalnych m.in. oddanie do użytku w sierpniu 2007 mostu granicznego z Afganistanem na rzece Piandż, otwarcie drogowego przejścia tadżycko-chińskiego (Kulma–Karasu), budowę drogi Duszanbe-Chorog, ukończenie tunelu pod przełęczą Anzob (przy współudziale Iranu), który pozwoli na całoroczny ruch samochodowy ze stolicy do drugiego pod względem wielkości miasta Chodżentu.



Po drugie wiele informacji jest nieścisłych, na przykład dotyczących historii stolicy Tadżykistanu. Autor pisze "Samo miasto powstało bowiem dopiero w 1924 roku i wtedy nazywane (sic!) zostało Duszanbe. Pomijając literówkę w słowie nazwane stwierdzić trzeba, że pierwotnie miasto nazywało się Duszambe. Nazwa ta funkcjonowała w powszechnym obiegu nawet wtedy, gdy oficjalnie miasto nazywało się Stalinabad. Używał jej zresztą sam Ryszard Kapuściński, choćby w zbiorze reportaży "Kirgiz schodzi z konia".



Wśród wymienionych linii lotniczych, którymi można dolecieć do Duszanbe, brakuje np. Ural Airlines, które umożliwiają przeloty z Kaliningradu. Odczułem też niedosyt, jeżeli chodzi o informacje dotyczące możliwości noclegów (brak adresów hoteli, hosteli i ewentualnych kwater) oraz cen żywności.



Nie wiem też, dlaczego autor z uporem nazywa miejscowość Iszkaszim Iszkoszmi.



W rozdziale "Podróżowanie po kraju" brakuje mi informacji o możliwości wypożyczenia samochodu, a wiem skądinąd, że można to zrobić, często z kierowcą.



Reasumując, publikacja Dawida Dudka nie jest warta swojej ceny. Zresztą nie tylko ta. W sieci znalazłem bowiem wiele krytycznych uwag  także o przewodniku po Gruzji pióra tego samego autora.

Zapałki i inne formy zbieractwa

Uważni czytelnicy mojego bloga (o ile tacy są :) ) zauważyli zapewne, że mam manię zbieractwa, Trudno bowiem nazwać kolekcjami te szczątkowe ilości monet, banknotów, otwieraczy do butelek, znaczków pocztowych, starych książek,opakowań po chlebie norweskim,  map  i radzieckich kopert, które gdzieś tam upycham po kątach. No może za wyjątkiem miniaturek alkoholi, których zebrałem już 274 sztuki i nie zamierzam na tym poprzestać. 

Wracając do wspomnianej na początku manii zbieractwa, to  przyznać muszę szczerze, że do dziś nie wiedziałem nawet, że mam już tyle różnorodnych pudełek z zapałkami. Ot, kiedy trafiła się okazja, to wrzucałem do szuflady kolejną sztukę i prawie natychmiast o niej zapominałem. Dzisiaj, korzystając z tego, że deszczowa aura odstręcza od jazdy rowerem, zinwentaryzowałem  swój zapałczany zbiór. Jeżeli kogoś to interesuje, to zapraszam do obejrzenia zdjęć.




















Nieznane zakątki Oliwy



Metalowa wieża w  Oliwie

Mieszkam w Gdańsku od trzydziestu kilku lat, a mimo to ciągle odkrywam nowe miejsca. O niektórych z nich nie miałem dotychczas nawet tzw. zielonego pojęcia. Dzisiaj wspomnieć chcę o metalowej wieży zlokalizowanej w oliwskim lesie, nieopodal skrzyżowania ulic Bażyńskiego i Polanki. Niegdyś służyła ona naprowadzaniu samolotów na nieistniejące już lotnisko na Zaspie. Potem popadła w zapomnienie. Kilka lat temu urzędnicy byli bliscy podjęcia decyzji o jej rozebraniu, jednakże sprzeciw okolicznych mieszkańców spowodował, że konstrukcja ocalała. Wieża ma (na moje oko) około 20 metrów wysokości. W środku  metalowej kratownicy pnie się na jej szczyt pionowa drabina. Im wyżej się wchodzi, tym bardziej odczuwa się bujanie, szczególnie mocno odczuwalne przy silnym wietrze. Na samym wierzchołku znajduje się mały podest (spokojnie mogą zmieścić się tu dwie osoby) okolony barierką. Podłoga jest nieco przerdzewiała, ale nie stanowi raczej poważnego niebezpieczeństwa. Rozciąga się stąd wspaniały widok na Wrzeszcz, Zaspę, Brzeźno i Zatokę Gdańską. Doskonale widoczny jest też stadion PGE Arena.

W najbliższej okolicy znajdują się urwiste zbocza, pozostałe po eksploatacji piasku. Strome ścieżki, pełne uskoków i wystających korzeni, utrudniają jazdę rowerem. Na jednym z drzew znajduje się krzyż i kartka z informacją o tym, że niedawno zginął tu młody chłopak. Nie znam okoliczności jego śmierci, ale wiele wskazuje na to, że mógł być jednym  z amatorów ekstremalnej jazdy rowerem górskim. Jeżeli się mylę, to przepraszam rodzinę i bliskich tragicznie zmarłego.
Pamiątkowy krzyż

Strome zbocza



Pionowa drabina





19 Wielki Przejazd Rowerowy


Z moimi teletubisiami :)

Wielki Przejazd Rowerowy zgromadził w tym roku ponad dziesięć tysięcy rowerzystów. W dziewiętnastej edycji tej z roku na rok coraz bardziej rozkręcającej się imprezy wzięli udział miłośnicy dwóch kółek z całej aglomeracji trójmiejskiej i nie tylko. Dwa olbrzymie peletony (jeden jadący od strony Wejherowa, drugi zaś od Tczewa) spotkały się w Gdyni-Kolibkach na rozległych błoniach tutejszego parku.
Jak co roku, również tym razem odbyło się losowanie nagród dla uczestników. Wystarczyło nabyć pamiątkową kartę, tzw. szprychówkę za minimum 2 złote, aby mieć szansę na wygranie jakiegoś rowerowego gadżetu lub nawet roweru.  Nowy rower można było także otrzymać w  konkursie na najciekawsze przebranie. W tym roku  przypadł on w udziale rowerzyście przebranemu za kogoś w rodzaju korsarza czy pirata. Jak przyznał laureat nagrody - w tę postać wcielał się on już po raz dziesiąty. Może dlatego właśnie publiczność zdecydowała się go nagrodzić. Ciekawy pomysł na przebranie miał też cyklista przebrany za żołnierza, który przygotował oryginalny rower stylizowany na lata przedwojenne. Podobać mogła się również pani ucharakteryzowana na modliszkę. Sympatię widzów wzbudziło też czworo  teletubisi, notabene moich dobrych znajomych z wycieczek rowerowych.
Co poza tym? Odbyły się też liczne występy zespołów muzycznych, ale ze względu na inne zobowiązania nie mogłem ich do końca wysłuchać. Można było także podpisać petycję do marszałka województwa pomorskiego  dotyczącą projektu rozbudowy infrastruktury rowerowej, ze szczególnym uwzględnieniem jej integracji z komunikacją zbiorową.
Na czas przejazdu rowerowych peletonów główna arteria komunikacyjna Trójmiasta była wyłączona z ruchu. Nie zabrakło oczywiście malkontentów, którym się to nie podobało. Rowerzyści mają ścieżki rowerowe - mówili. No cóż, niechby sami spróbowali podnieść swoje tyłki sprzed telewizorów lub  zechcieli wysiąść ze swoich wypasionych bryk i przejechali się rowerem po trójmiejskich drogach rowerowych. Zobaczyliby wówczas, że jest ich zdecydowanie  za mało.
Przed gdańskim startem z Targu Węglowego











Petycja do marszałka województwa pomorskiego








Modliszka

Teletubisie

Na pakistańskich drogach i bezdrożach

  Piątek, 11.10.24 Wyruszam dzisiaj   w kolejną podróż, dość ważną, bo Pakistan jest nie tylko ciekawym (a przy tym mało znanym) pod wzg...

Posty