Katalonia - część 2



W poniedziałek rano wyruszamy drogą C-63, a następnie autostradą AP-7 w kierunku Francji, a dokładniej do Carcassonne w Langwedocji. Tym razem naszym przewodnikiem jest Kamil, prywatnie mąż wczorajszej przewodniczki. Zwraca naszą uwagę na całkowity brak reklam przy drogach oraz informuje nas o drakońskich karach za wyrzucanie petów z okien samochodów. Dwa lata temu w tych okolicach wybuchł bowiem wielki pożar, którego przyczyną był właśnie  niedopałek papierosa.

Carcassonne
Po drodze do Carcassonne oglądamy film "Duchy Goi" oraz widoczne z okien autokaru ośnieżone szczyty Pirenejów.

Przed wejściem do twierdzy korzystamy z toalety. Wspominam o tym prozaicznym fakcie dlatego, że tutejsze WC drastycznie różni się od tych spotykanych wcześniej po stronie hiszpańskiej. Przede wszystkim brak desek na sedesach i papieru toaletowego.

Trafiliśmy na dość chłodny i wietrzny dzień, toteż o wiele chętniej zwiedzaliśmy obiekty wewnętrzne niż zewnętrzne. Mimo to najpierw przeszliśmy się wzdłuż warownych murów, by potem wejść do kościoła St. Nazaire. Tu mieliśmy okazję podziwiać występ chóru męskiego.

Carcassonne
Co do samej twierdzy, to jej wygląd w znacznej mierze jest wynikiem rekonstrukcji z XIX wieku. Elementów średniowiecznych praktycznie już nie widać. Ciekawostką jest fakt, że do Carcassonne można dopłynąć wodami śródlądowymi z Polski. Tak przynajmniej twierdzi pan Kamil.

Obok murów obronnych znajduje się cmentarz. Praktycznie w całości zajmują go okazałe grobowce z charakterystycznymi ozdobami na płytach.

Carcassonne
O 14.30 wyjeżdżamy do odległego o 115 kilometrów Perpignan. Przed stolicą dawnego Królestwa Majorki trafiamy na korek, w efekcie do miasta wjeżdżamy dopiero o 16.30. Fakt ten ma swoje przykre konsekwencje: służbista i rygorystycznie przestrzegająca regulaminu obsługa nie wpuszcza nas do wnętrza Pałacu Królów Majorki (zwiedzanie można zacząć najpóźniej na 40 minut przed zamknięciem). Idziemy więc na punkt widokowy, a potem na stare miasto. Tu zwiedzamy bogato zdobioną gotycką katedrę św. Jana Chrzciciela.

W drodze powrotnej zatrzymujemy się w Wine Palace - dużym sklepie z alkoholami, wędlinami i serami. Znajduje się tutaj kilkadziesiąt beczek z winem. Każda z nich wyposażona jest w kranik i z każdej można degustować do woli. Pod sufitem wiszą suszone szynki z kością (cena 115 Euro za kg). Jeśli chodzi o wino, to butelka Sangrii (z czerwonym kapeluszem na korku i kastanietami)  o pojemności 0,75 l kosztuje tutaj 4,49 Euro (na lotnisku w Barcelonie za taką samą trzeba zapłacić 12 Euro).

Czwarty dzień wycieczki to najogólniej rzecz ujmując - wędrówki śladami Salvadora Dali, choć nie tylko. Najpierw pojechaliśmy na Cap de Creus, najdalej na wschód wysunięty cypel Hiszpanii, a właściwie Katalonii. Dojazd w to miejsce wymagał sporo umiejętności od kierowcy. Trasa wiodła bowiem bardzo wąskimi i krętymi drogami. Podobno Rainbow Tours jest jedynym polskim biurem uwzględniającym w programie ten fragment Dzikiego Wybrzeża. Widoki są tu rzeczywiście piękne, zwłaszcza na Zatokę Róż.

Kolejny punkt to Port Ligat, wioska nad brzegiem Morza Śródziemnego, w której zachował się dom Dalego. Obecnie znajduje się w nim muzeum artysty. Stąd jedziemy do Cadaques, urokliwego miasteczka z białymi domami i ładnym nabrzeżem. Parking dla autokarów kosztuje tutaj 25 Euro. Spędzamy tu około godziny i jedziemy do Empuriabrava. Miasteczko to z racji licznych kanałów nazywane jest Wenecją Katalonii. Trochę na wyrost, bo jest znacznie mniejsze i o wiele młodsze. Większość domów zbudowano bowiem 30-40 lat temu.

Dzielimy się na grupy po pięć i osiem osób, po czym wsiadamy do łódek. Niektóre mają napęd spalinowy, inne korzystają z energii elektrycznej z paneli słonecznych. Mojej grupie trafia się ta ostatnia, niestety - bardzo powolna. Otrzymujemy mapkę kanałów i przez godzinę opływamy praktycznie całe miasteczko. Od czasu do czasu widzimy skoczków spadochronowych, dla których te tereny są prawdziwą mekką. Po zejściu z łódek oglądamy zdjęcia, które zrobiono nam na początku rejsu. Można je nabyć za 8 Euro. Trochę drogo...

O szesnastej jesteśmy już w Figueres. W tym mieście urodził się i zmarł Salvador Dali. Tutaj też znajduje się muzeum, które artysta sam zaprojektował. Znajduje się w nim jedna trzecia jego prac. Na oglądanie dzieł mistrza surrealizmu poświęcamy półtorej godziny. Na koniec robię sobie zdjęcie przy autoportrecie Dalego.

Po kolacji udajemy się do pobliskiego Gran Casino na wieczór flamenco. Koszt 34,5 Euro. Niestety, jestem trochę zawiedziony całkowitym zakazem fotografowania i filmowania. Sangria i cava oraz parę słonych ciasteczek nie rekompensują w pełni ceny wstępu. Gdybym bowiem chciał tylko zobaczyć i posłuchać występów, to kupiłbym sobie płytę CD za 10 lub DVD za 15 Euro. Jeżeli chodzi o sam pokaz to była to składanka pieśni operowych, tańca flamenco, stepowania i gitarowych solówek. Duże wrażenie wywarł na mnie ekspresyjny taniec w wykonaniu

Degustacja

Cap de Creus

Port Ligat - dom SalvadoraDali

Cadaques

Empuriabrava

Empuriabrava

Figueres - wieża Gali

Figueres - w muzeum S. Dalego
Pireneje - widok z Perpignan
Wieczór flamenco
Jose Leona oraz gitarowe popisy Diego Cortes'a.

Katedra w Perpignan
Przy okazji otrzymaliśmy też wejściówki do kasyna, ale wolałem nie kusić losu i nie zaryzykowałem.

Katalonia - część I



Z Gdańska do Warszawy wyjechaliśmy Polskim Busem o 19.30. Dwadzieścia minut po północy byliśmy już na stacji Młociny. Stąd autobusami nocnymi linii 46 i 32 (przesiadka na Dworcu Centralnym) dotarliśmy na Okęcie. Do odlotu samolotu mieliśmy jeszcze trzy godziny, z których potem zrobiło się cztery, gdyż start samolotu czarterowych linii Travel Service opóźnił się z przyczyn operacyjnych - jak poinformowano nas przez megafony. Lot przebiegał spokojnie i nad Barceloną  opóźnienie zmalało prawie do zera, ale ostatecznie  wylądowaliśmy o godzinie 9.03, gdyż wcześniej przez około 20 minut krążyliśmy w powietrzu, czekając na wolny pas. Samo przyziemienie było dość twarde.
Po odebraniu bagaży podeszliśmy do oczekującej na nas Anny Jesionczak, pilotki z Rainbow Tours, która miała się nami opiekować przez najbliższe osiem dni. W tym miejscu dodam, że ze swojego zadania wywiązała się bez zarzutu, choć zapewne nie wszyscy uczestnicy tej wycieczki podzielą moje zdanie. Weszliśmy do podstawionego autokaru, którego kierowcą był pochodzący z Rumunii Nico. On również doskonale spisał się podczas całego pobytu, obwożąc nas po różnych zakątkach Katalonii, często po ekstremalnie stromych i wąskich drogach. Po niewiele ponad półgodzinnym przejeździe znaleźliśmy się w mieście Sabadell na Costa Maresme, gdzie w Gran Hotel Verdi mieliśmy spędzić pierwszą i ostatnią noc. Hotel ten jest co prawda czterogwiazdkowy, ale niezbyt przyjazny gościom, o czym świadczy choćby zamknięty na klucz barek. Poza tym jednemu z uczestników naszej wycieczki skradziono torbę w holu przed recepcją. Dziwnym trafem nie działał wtedy monitoring. Na plus można policzyć darmowy internet oraz urozmaicone menu w formie bufetu, zarówno na  śniadanie jak i na kolację.


Park w Sabadell
El Corte Ingles
W pobliżu hotelu znajduje się duży dom towarowy sieci El Corte Ingles. Niektórzy z nas spędzili w nim sporo czasu, zostawiając na różnych działach sporo Euro. Generalnie jest tutaj drożej niż w Polsce, ale niektóre artykuły można nabyć taniej i w bardziej urozmaiconym asortymencie, np. wina. Samo miasto liczy około dwustu tysięcy mieszkańców i wchodzi w skład zespołu miejskiego Barcelony. Jego zwiedzanie nie było przewidziane w programie wycieczki, ale ponieważ spędziliśmy w nim  w sumie dwa dni, więc każdy z nas na własną rękę zapoznał się z tutejszymi atrakcjami. Mnie osobiście spodobał się rozległy Parc de Catalunya.


W niedzielę po śniadaniu (zimny bekon) wyjechaliśmy do Girony. Towarzyszyła nam przewodniczka Joasia (od dziesięciu lat w Hiszpanii). Po drodze opowiadała nam o historii i kulturze Katalonii. Tak więc dowiedzieliśmy się między innymi, że cava to odpowiednik szampana,  symbol Katalonii to osiołek, a taniec kataloński to sardana w odróżnieniu od hiszpańskiego flamenco.
Zwiedzanie Girony zaczęliśmy od całowania lwicy w... pupę. Legenda mówi, że jeżeli ktoś wejdzie po schodkach i pocałuje znajdującą się na wysokiej kolumnie  rzeźbę, to będzie wielki i wróci kiedyś do Girony. Kto chce, niech wierzy...
Następnie zwiedziliśmy kolegiatę św. Feliksa oraz gotycką katedrę (prowadzi do niej 86 schodów), obejrzeliśmy z daleka łaźnie arabskie, przeszliśmy po dzielnicy żydowskiej i zeszliśmy nad rzekę Onyar. Niektórzy twierdzą, że przypomina ona rzekę Arno we Florencji. Może i tak, ale florenckie mosty są ładniejsze. Dzięki Tour Quide System mogliśmy doskonale słyszeć przewodniczkę również z większej odległości, co jest o tyle wygodne, że nie trzeba się ścieśniać jak stado baranów, żeby wychwycić każde słowo.
W czasie wolnym przeszedłem się po dużym parku. Rosną w nim wyłącznie platany. Sam park jest nieco zaniedbany, ale doskonale sprawdza się w roli zielonych płuc miasta.
Wczesnym popołudniem udaliśmy się do pobliskiego (31 km) Besalu. To małe miasteczko słynie z kamiennego mostu z XII wieku rozciągającego się nad rzeką Fluvia. Zanim jednak zaczęliśmy zwiedzanie, zatrzymaliśmy się na chwilę w sklepie  El Mirador z miejscowymi nalewkami, serami i kiełbasami. Poczęstowano nas ratafią i nalewką figową, po czym wsiedliśmy do kołowej kolejki i przez wąskie uliczki pełne kamiennych domów podjechaliśmy pod kościół Sant Pere. Świątynia  ta konsekrowana była w 1003 roku. Jej wnętrze urządzone jest w surowym stylu. Na wieży nie ma krzyża, tkwi tam tylko niewielka kolumna, zwieńczona kulą. Nad głównym wejściem znajdują się płaskorzeźby przedstawiające dwa lwy.  W środku znajduje się Pieta.
Obok kościoła usytuowane jest muzeum miniatur, które stworzył jubiler Lluís Carreras. Wśród wielu eksponatów uwagę zwracają igły, w uchach których znajdują się wagoniki lub wielbłądy. Oglądanie większości miniaturek możliwe jest tylko dzięki szkłom powiększającym.
O osiemnastej przyjechaliśmy do Lloret de Mare na Costa Brava, gdzie zostaliśmy zakwaterowani w hotelu Hawai należącym do sieci Evenia. Hotel ten ma tylko 3 gwiazdki, lecz od poprzedniego różni się jedynie tym, że do kolacji nie jest podawana woda. Dokładnie wygląda to tak, że przed wejściem na stołówkę uczestników wycieczki z Rainbow Tours obsługa pośpiesznie zabiera ze stołów butelki wody i wina i wynosi je na zaplecze. Inni goście nie doświadczają tego rodzaju nieprzyjemnych atrakcji. Widocznie ich biura podróży nie skąpiły na wykupienie pełnego pakietu usług.
Przed kolacją poszliśmy z żoną na spacer po pobliskiej plaży. Znajduje się ona w ładnie usytuowanej zatoczce, krańce której stanowią urwiste zbocza. Na jednym z nich widoczny jest zamek.  Lloret de Mar jest typowo turystyczną miejscowością. W czasie sezonu liczba turystów dziesięciokrotnie przekracza liczbę mieszkańców. Gros tych pierwszych stanowią Rosjanie, którzy wykupili tu zresztą wiele apartamentów i hoteli. Tutaj między innymi Okił Khamidow nagrywał odcinki "Pamiętników z wakacji".
Całowanie lwicy w d...

Schody przed katedrą w Gironie

Girona - rzeka Onyar

Besalu

Lwy nad wejściem do San Piere

Muzeum Miniatur

Muzeum Miniatur

Most w Besalu

Lloret de Mar

Lloret de Mar

A gdybym nie miał dostępu do internetu???

Dwa dni przed planowanym wylotem zajrzałem na stronę Rainbow Tours. Ot tak, żeby się upewnić, że godzina wylotu podana w umowie nadal jest aktualna. Niestety, nie była! Rozkład lotów został zmieniony i samolot czarterowy do Barcelony ma wystartować ponad cztery godziny wcześniej. To samo dotyczy lotu powrotnego.
Nie mam pretensji o zmianę godzin wylotu, gdyż zjawisko to samo w sobie nie jest niczym niezwykłym i często się zdarza. Mam natomiast kilka pytań do touroperatora (zadałem je już co prawda telefonicznie, ale nie otrzymałem satysfakcjonującej odpowiedzi). Po pierwsze i najważniejsze: dlaczego nie otrzymałem telefonu, esemesa czy maila z informacją o zmianie terminu wylotu? Co byłoby, gdybym  nie sprawdził rozkładu lotów na stronie Rainbow Tours? Załóżmy hipotetycznie, że jestem człowiekiem wykluczonym cyfrowo, a wiadomo przecież, że w naszym społeczeństwie nie brakuje takich osób. Pojechałbym więc do Warszawy tylko po to, żeby dowiedzieć się, że mój samolot juz dawno wylądował w Katalonii...
Kolejna kwestia z tym związana to dojazd do Warszawy i na lotnisko im. Chopina. Przede wszystkim musiałem przebukować bilety na Polski Bus, co wiązało się z określonymi dopłatami. W związku ze zmienioną godziną odlotu (na lotnisku muszę być najpóźniej kwadrans po trzeciej) nie mogę też zbytnio liczyć na komunikację miejską. Metro na pewno nie kursuje w tym czasie, a autobusowe linie nocne to loteria. Oczywiście, są jeszcze taksówki, ale taryfa nocna i sztuczki warszawskich taksówkarzy mogą solidnie uderzyć po kieszeni.
Czy takie drobiazgi zaprzątają w ogóle głowy menedżerów firm zajmujących się turystyką? A może dla nich najważniejsze jednak jest samo sprzedanie imprezy?

Od moroszki po morwę - premiera

Od moroszki po morwę
Moja nowa książka "Od moroszki po morwę" już od jutra będzie w sprzedaży. Nabyć ją można będzie w wielu księgarniach i sklepach internetowych, między innymi tutaj i tutaj oraz tu 
Książka poświęcona jest - jak już kiedyś nadmieniałem - opisom moich zagranicznych wojaży. Składa się z 24 rozdziałów, w których znaleźć można relacje z wycieczek krajoznawczych oraz wspomnienia dotyczące pracy w wielu krajach europejskich.
Ireneusz Gębski - Od moroszki po morwę
Jak napisałem we wstępie: W książce, którą mam przyjemność zaprezentować, zawarłem opisy kilkudziesięciu mniejszych i większych wojaży zagranicznych. Niektóre odbywałem z biurami podróży, inne z członkami rodziny, a jeszcze inne z całkiem obcymi ludźmi. Miejsca, które opisuję, sa ogólnie znane. Mam więc nadzieję, że dla wielu czytelników lektura tej książki będzie miłym przypomnieniem wakacyjnych wojaży, a innych zachęci do podróżowania i przeżywania nowych wrażeń.

Wszystkich chętnych do zrecenzowania tej pozycji proszę o kontakt. W miarę możliwości postaram się dla niektórych recenzentów o gratisowe egzemplarze:)


Dla prokuratora jestem pokrzywdzonym, dla Orange winnym...

W lutym br. chciałem przenieść swój numer z Orange do nju mobile. Niestety, otrzymałem odpowiedź odmowną z powodu, cytuję: “możliwości wystąpienia nieuregulowanych zobowiązań”. Domyślam się o co chodzi…
W czerwcu 2010 roku skradziono mi w tramwaju portfel wraz z dokumentami. Mój dowód osobisty trafił w ręce ówczesnego przedstawiciela handlowego PTK  Centertel, który następnie podrobił mój podpis i wyłudził dwa telefony z Orange.  W trakcie śledztwa okazało się, że nie mam z tym nic wspólnego. Niemniej jednak PTK Centertel sprzedał mój rzekomy dług firmie windykacyjnej Intrium Iustitia. Po wielu wyjaśnieniach z mojej strony firma ta odstąpiła od windykacji.  Stosowne oświadczenie przesłałem też do Orange, ale tam chyba je zignorowano, skoro nadal figuruję w systemie PTK Centertel  jako nieuczciwy kontrahent.
Tak wygląda w ogromnym skrócie sprawa “możliwości wystąpienia nieuregulowanych zobowiązań”. Ciekaw jestem, jak długo  mam ponosić konsekwencje niezawinionych przez siebie zdarzeń? Zaznaczam, że wielokrotnie próbowałem wyjaśnić tę sprawę w BOK Orange, ale zawsze trafiałem na mur niekompetencji i odsyłania z jednego działu do drugiego.
Proszę  o definitywne wyjaśnienie tej sprawy i wykreślenie mojego nazwiska z Waszych rejestrów.

Powyższe pismo wysłałem na kilka różnych adresów mailowych należących do Orange.
Wczoraj, dokładnie po trzydziestu dniach od wysłania mojej skargi, zadzwoniła do mnie konsultantka z Orange. Powiedziała, że ułatwi mi przejście do Nju Mobile, mimo iż nadal figuruję w ewidencji operatora jako nieuczciwy kontrahent. Podobno nie można mnie z niej wykreślić, gdyż brak jednoznacznego orzeczenia prokuratury  o mojej niewinności (prokuratura umorzyła śledztwo w związku z  brakiem możliwości ustalenia miejsca pobytu faktycznego  sprawcy). Moje argumenty były jednak na tyle przekonujące, że Orange zdecydował o przychyleniu się do mojego wniosku o przeniesienie numeru do Nju Mobile. A swoją drogą, to myślę, że łatwiej jest się wybronić od zarzutów, gdy jest się naprawdę winnym...

Pochwała dla sąsiadki

Do naszych drzwi wejściowych  zadzwoniła sąsiadka z sąsiedniej kamienicy.

- Proszę nie otwierać - powiedziała, gdy podniosłem słuchawkę domofonu. - Chciałam, tylko powiedzieć, że macie państwo otwarte dwa okna na strychu. A ponieważ pada deszcz, więc możecie mieć zalane mieszkania.  

    - A to ciekawe - mruknąłem zaskoczony, bo nie miałem o tym zielonego pojęcia.      

Natychmiast wszedłem na strych, żeby zweryfikować tę informację. Rzeczywiście, nad mieszkaniem moim i sąsiada były na oścież otwarte okna połaciowe, a na deskach strychu całkiem pokaźne kałuże. Nie wiem kto zapomniał zamknąć te okna. Być może kominiarz  albo jakiś inny fachowiec działający w imieniu zarządcy naszej wspólnoty. Nie to jednak jest najważniejsze.     Godna pochwały jest postawa anonimowej sąsiadki z naprzeciwka.  Mogła przecież - mówiąc kolokwialnie - olać tę sprawę. Nie zrobiła tego. Wprost przeciwnie - zadała sobie trud i przyszła powiadomić nas o sytuacji odbiegającej od normy. Uczyniła to zupełnie bezinteresownie, co obecnie nie jest zbyt częstym zjawiskiem. Dlatego tą drogą serdecznie jej dziękuję. 

     P.S. Sąsiadka mieszka na osiedlu przy ul. Moniuszki, a nasza kamienica zlokalizowana jest przy al. Grunwaldzkiej w Gdańsku

Rainbow Tours - co z tym Krymem?

Trudno byłoby znaleźć kogoś, kto nie słyszał o obecnej sytuacji na Krymie. Temat ten od wielu tygodni nie schodzi przecież z czołówek serwisów informacyjnych. Szczególnie mocno zainteresowane są jednak osoby, które zarezerwowały wycieczki bądź wczasy w tym rejonie. Jeżeli ktoś wpłacał zaliczkę np. w styczniu, to nie był w stanie przewidzieć, że wkrótce będzie tam bardzo gorąco i to nie z powodu promieni słonecznych. Nic dziwnego więc, że obecnie wielu turystów chciałoby  uzyskać konkretne informacje odnośnie tego czy wycieczki będą realizowane, czy też nie. W przypadku Rainbow Tours trudno o uzyskanie jednoznacznej informacji.
Na początku marca zapytałem o to, jakie są plany touroperatora w związku z coraz bardziej napiętą sytuacją na Krymie. W odpowiedzi otrzymałem  mail o treści:
Na tą chwilę nie podjęliśmy jeszcze decyzji w tej sprawie.
Jeśli tylko ją podejmiemy, będziemy państwa informować
Kilka dni później w "Dzienniku Łódzkim" wypowiedział się w tej sprawie Radomir Świderski z Rainbow Tours.
Informujemy, iż ostateczne decyzje w sprawie organizacji wycieczek i wczasów na Krymie na sezon lato 2014 zostaną podjęte przez zarząd Rainbow Tours najpóźniej 20 marca. Do tego momentu sprzedaż oferty na Krym odbywa się bez zmian, zgodnie z ogólnymi warunkami uczestnictwa .
Faktycznie, sprzedaż nadal trwa i to po bardzo obniżonych cenach, nawet z czterdziestoprocentowym rabatem. Czyżby biuro za wszelką cenę chciało zrealizować planowane imprezy, nie bacząc na bezpieczeństwo turystów?
Dzisiaj mija właśnie termin podjęcia ostatecznych decyzji zadeklarowany przez pana Świderskiego. Niestety, oficjalnego komunikatu nigdzie nie zauważyłem, a kontakt mailowy z biurem jest praktycznie niemożliwy. Po wysłaniu maila z pytaniami w mojej skrzynce pojawił się taki oto komunikat:
Dostarczenie do wymienionych adresatów lub grup nie powiodło się:
CallCenter_local@RainbowTours.pl
Twoja wiadomość nie zostanie dostarczona, ponieważ dostarczanie na ten adres jest ograniczone.

Ciekaw jestem, jakie doświadczenia w tej kwestii mają inni klienci Rainbow Tours? Ja osobiście skłonny jestem zmienić destynację planowanej wycieczki, ale wobec braku odzewu ze strony biura jestem nieco zdezorientowany.

Zapowiedź "Od moroszki po morwę"

Projekt okładki "Od moroszki po morwę"
Moja nowa książka "Od moroszki po morwę" znajduje się już na etapie korekty autorskiej. Zanim jednak będzie dostępna na rynku pragnę przybliżyć nieco jej tematykę. Generalnie jest to książka o podróżach, zarówno tych turystycznych, jak i tych związanych z pracą. W 24 rozdziałach można będzie natknąć się na większe lub mniejsze wzmianki o następujących miejscach w trzydziestu krajach. Niektóre z nich pokazuje mapa. Można też zapoznać się ze zdjęciami, np. tutaj.



Adampol
Alebosjon
Almada
Alvesta
Alvkarleo
Amsterdam
Andalsnes
Angered
Ankara
Annecy
Arnberg
Asele
 Asyż
Ateny
Avanos
 Bałtijsk
Bańska Bystrzyca
Barreiro
Belgrad
Berno
Besancon
Betlejem
Biała Woda
Białka Tatrzańska
Białystok
Bielsko-Biała
Biornmyra
Bjursele
Blackpool
Bolton
Boras
Bratysława
 Bruksela
Budapeszt
Budva
Bukowina tatrzańska
Cascais
Cetynia
Chamonix
Chillon
Chyżne
Cieszyn
Corlu
Czerwony Klasztor
Częstochowa
Czorsztyn
Dayton
Delfy
Devicie
Dębno
Dombas
Dorotea
Dubrownik
Eidsdal
Ejlat
Epidauros
Fagernes
Falun
Fatima
Fetsund
Fillan
Finnas
Fjelhamar
 Florencja
Fodnes
Foggia
Fromheden
Gaupne
Gavle
Gdańsk
Gdynia
Geiranger
Genewa
Gex
 Giza
Golub- Dobrzyń
Goreme
Goteborg
Grindelwald
 Grodno
Grójec
Grudziądz
Grums
Halden
Hamburg
Hellesylt
Hemavan
Hemmingen
Hitra
Hjortsberga
Hok
Holmtrask
Hurghada
Ingleton
Interlaken
Jablanica
Jakuszyce
Jaszczurówka
Jaworki
Jerozolima
Jonkoping
Kair
Kalambaka
Kamień Pomorski
Karlskrona
Karlstad
Karnak
Katowice
Kattisavan
Kielce
Kiezmark
Kioto
Klofta
Koluszki
Kopenhaga
Korgen
Korynt
Koszyce
Kościerzyna
Kośne Hamry
Kotor
Kraków
Krościenko
Kruja
Kruszewac
Kvammarn
Laerdal
Laisback
Lakeside
Lancaster
Lauterbrunnen
Leikanger
Leśnica
Lillehammer
Lillestrom
Linge
Liungskile
Liverpool
Lizbona
Lom
Londyn
Lozanna
Lubień Kujawski
Lublana
Lucerna
Luksor
Lycksele
Lytham
Łopuszna
Łódź
Łysa
Maastricht
Mala
Manchester
Mannheller
Mariestad
Medjugorie
Medyna
Mekka
Miszkolc
Mo I Rana
Molde
Monachium
Montpelier
Montreux
Mora
Mosoen
Moss
Mostar
Murzasichle
Mykeny
Mysen
Nafplion
Narty
Neapol
Neum
Nisz
Nisz
Njegusi
Norsjo
Norsjovallen
Nowogard
Nowy Sącz
Nowy Targ
Nynashamn
Odense
Olimpia
Omisz
Ornes
Orta Nova
Oslo
Ostersund
 Padwa
 Paryż
Patra
Perast
Piasorn
Pirot
Poprad
Poznań
 Praga
Predajane
Preston
Priboj
Pszczyna
Pucisca
Qyer
Rabka
Ringebu
Riva
 Rzym
Safaga
Saloniki
San Giovanni Rotondo
 San Marino
Sarajewo
Saratli
Sarpsborg
Sharm El Sheikh
Sinasos
Sintra
Sjotorp
Skansholm
Skarvsjoby
Skog
Słubice
Soderhamn
Sofia
Sogndal
Solvorn
Sorsele
Split
Sromowce Niżne
St. Annes
Stambuł
Storuman
Strasburg
Strommen
Stromsund
Stuttgart
Sundsvall
Sveg
Szczawnica
Szczecin
Szeged
Szklarska Poręba
Szkodra
Szlachtowa
Sztokholm
Taba
Tarnaby
Tczew
Termopile
Tirana
Tolo
Toruń
Trogir
Trondheim
Uchisar
Uchizy
Ulcinj
Umea
Uppsala
Urgup
Vaduz
Vaxjo
Vevey
Vilhelmina
Warszawa
Wassbaken
Watykan
 Wenecja
Wengen
Wersal
Wiedeń
Wielki Lipnik
Woszczyce
Wrocław
Zakopane
Znojmo
Zurych
Żory

Na pakistańskich drogach i bezdrożach

  Piątek, 11.10.24 Wyruszam dzisiaj   w kolejną podróż, dość ważną, bo Pakistan jest nie tylko ciekawym (a przy tym mało znanym) pod wzg...

Posty