Katownia - odprawa warty


Krzysztof Kucharski

 Na placu między Katownią a Złotą Bramą w Gdańsku odbyła się dzisiaj inscenizacja odprawy warty.  W mundury wojsk pruskich przebrali się członkowie grupy rekonstrukcyjnej Garnizon Gdańsk. Organizatorem tej ciekawej akcji  jest Krzysztof Kucharski, czyli oficjalny gdański kaper. Na co dzień nie jest on może tak rzucający się w oczy jak pirat uzurpator Sławomir Ziembiński, ale na pewno godniej reprezentuje miasto. Zresztą pan Ziembiński, znany z dość agresywnych zachowań, również dzisiaj pokazał swoją „klasę”, usiłując zakłócić inscenizację. 






Drugi od lewej Sławomir Ziembiński

mBank - uprzejma biurokracja



Jakoś nie mam szczęścia do promocyjnych ofert bankowych. Nie tak dawno użerałem się z Alior Bankiem, o czym zresztą wielokrotnie pisałem, a teraz podobne kłopoty mam z mBankiem. W tym przypadku też chodzi o premię finansową za założenie rachunku. MBank  obiecywał, że po spełnieniu określonych warunków wypłaci ją w dwóch transzach: w grudniu 2012 i styczniu 2013. Grudniowy przelew faktycznie trafił na moje konto, natomiast styczniowy, niestety, nie.
Za pośrednictwem  opcji „kontakt” wyraziłem więc swoje niezadowolenie, zarzucając bankowi niedotrzymanie obietnicy. Wkrótce otrzymałem odpowiedź:
Witam
nawiązując do Pana wiadomości, bardzo przepraszam za zaistniałą sytuację.
Jednocześnie, iż w zaistniałą sytuacji należy złożyć reklamację.
(…)Jeżeli zdecyduje się Pan przesłać zgłoszenie reklamacyjne drogą elektroniczną lub pocztową, to konieczne będzie podanie Pana danych osobowych, które pozwolą Pana jednoznacznie zidentyfikować, tj. nr rachunku oraz imię i nazwisko.
Proszę pamiętać, by składając reklamację za pomocą maila lub listu, dokładnie opisać zaistniałą sytuację.
Mam nadzieję, iż powyższe wyjaśnienia okażą się pomocne.
Pozdrawiam
Izabela Kowalczyk
Wydział Obsługi Klientów mBanku.
Napisałem więc stosowną reklamację i wysłałem na podany mi adres mailowy. Po pewnym czasie przyszła kolejna odpowiedź,  której istotne fragmenty cytuje poniżej:
W nawiązaniu do przesłanej wiadomości dziękuję za Pana kontakt z mBankiem.
Informuję jednak, iż na drodze elektronicznej nie jest możliwa weryfikacja sytuacji związanej z wypłatą premii i promocji w jakiej brał Pan udział.
Celem wyjaśnienia zdarzenia konieczny jest kontakt z mLinią, gdzie pracownik mając wgląd do Pańskich produktów przedstawi wyjaśnienia Banku.
Pozdrawiam
Paulina Sas
Wydział Obsługi Klientów mBanku.
Panie P. Sas i  I. Kowalczyk widocznie nie konsultowały się ze sobą, mimo iż pracują w tym samym wydziale, gdyż otrzymane od nich informacje diametralnie się różniły. Ponownie więc napisałem krótkiego maila:
Dziękuję za odpowiedź. Wydaje mi się jednak, że ktoś wprowadza mnie w błąd.
W poprzedniej wiadomości z Waszego banku napisano bowiem, że reklamacje można składać także drogą mailową.
Po kolejnych paru godzinach przyszła wreszcie odpowiedź, którą powinienem był otrzymać już za pierwszym podejściem:
W nawiązaniu do Pana wiadomości uprzejmie informuję, że Pana reklamacja została zarejestrowana na podstawie przesłanej wiadomości mailowej.
Numer reklamacji otrzyma Pan osobną wiadomością na adres mailowy zarejestrowany w mBanku.
Uprzejmie proszę oczekiwać na kontakt ze strony upoważnionego pracownika mBanku.
Pozdrawiam
Adam Gruszczyński
A żeby było zabawniej, to w przerwie między korespondencją mailową wykonałem telefon na bankową infolinię.  Nie chcę przedłużać tego i tak nudnego wyliczania rozmaitych korowodów związanych z tak prostą w gruncie rzeczy sprawą jak reklamacja, więc powiem tylko, że po osiemnastu minutach połączenia i rozmowie z trzema w sumie konsultantami, otrzymałem zapewnienie (takie samo jak to w mailu), że skontaktuje się ze mną pracownik mBanku.

Pech Romana Paszke



Ze smutkiem przeczytałem wiadomość o kolejnym przerwaniu przez Romana Paszke rejsu dookoła świata pod wiatr. Tym razem na przeszkodzie nie stanęła awaria sprzętu, lecz aura, która w okolicach przylądka Horn potrafi być naprawdę kapryśna. Skoro więc tak doświadczony żeglarz uznał, że nie jest w stanie dalej płynąć, to należy tylko przyjąć to  do wiadomości i okazać mu szacunek. Jeżeli on sam mówi, że jest już wyczerpany, a najbliższe prognozy przewidują wiatry wiejące z prędkością czterdziestu węzłów, to nikt nie ma prawa wymagać, aby nadal ryzykował swoje zdrowie i życie.
Okazuje się jednak, że wielu internautów nie jest w stanie zrozumieć dramatu Romana Paszke. Siedzą sobie oni w ciepłych mieszkaniach i bezmyślnie wystukują na klawiaturach komentarze w rodzaju:
On mówi, że zabrakło siły He he. Przecież wiedział na co się szykuje. To nie Zalew Zegrzyński. Zrobił w jajo sponsorów i tyle. Z motyką na słońce też mogę polecieć i powiedzieć za chwilę, że się nie udało. Żenada.
Jak tacy ludzie, którzy mają swoje hobby, bardzo kosztowne, potrafią namówić tzw. sponsorów i to nie raz. Dlaczego normalnie nie pracują i sami nie zarobią na to.
Rzecz jasna, żaden z komentatorów nie podpisuje się swoim nazwiskiem. Ot, siedzi i wylewa z siebie żółć. Tak jest najłatwiej – nic nie robić, tylko krytykować innych…

Ubóstwo ojca Tadeusza R.



Zeznający jako świadek w sądzie toruński redemptorysta Tadeusz R. (zastrzegł swoje dane personalne, więc i ja nie wymieniam nazwiska) powiedział, że nie ma żadnych pieniędzy, a  o środki na fryzjera czy zakup butów musi prosić swojego przełożonego. Skromność i ubóstwo  cechujące tego znanego nie tylko w Polsce zakonnika byłyby naprawdę godne podziwu, gdyby nie pewien drobiazg. Otóż na tej samej rozprawie powiedział on, że ma tyle zajęć, iż często nie pamięta co było wczoraj. A skoro tak, to mogło przecież umknąć jego mocno obciążonej pamięci to i owo odnośnie finansów. Nie będę  aż tak złośliwy, żeby wypominać mu maybacha czy leksusa, bo wiadomo, że w tym zakonie nie ma własności prywatnej. Choćby nawet pieniądze płynęły niczym nurt Wisły po odwilży na konta związane z działalnością firmowaną nazwiskiem ojca Tadeusza R., to nie stają się jego własnością, lecz należą do zgromadzenia bądź fundacji. Nie ulega jednak wątpliwości, że choć on sam nie ma – jak twierdzi – żadnych pieniędzy, to jednak ma duży wpływ na ich rozdysponowanie.
Może to niezbyt fortunne porównanie, ale sytuacja ojca Tadeusza R. przypomina mi historie z majątkami gangsterów. Często zdarza się przecież, że uznawany za bogacza mafioso okazuje się być biedny jak – nomen omen – mysz kościelna. Cały majątek jest bowiem rozpisany na bliższą i dalszą rodzinę. W naszym przypadku miejsce rodziny zajmuje zgromadzenie a ojciec Tadeusz nie jest ojcem chrzestnym, tylko ojcem dyrektorem. No i żeby nie było niedomówień, to nie zdobywa on środków finansowych przy pomocy siły mięśni, broni białej czy palnej. Niezawodnym orężem ojca Tadeusza R. jest język. Dzięki umiejętnemu posługiwaniu się tym organem osiąga zamierzone cele, a kilka milionów naszych rodaków ochoczo wysyła przekazy i dokonuje przelewów.

Znowu śmierć na Grunwaldzkiej



Dodaj napis

Kolejny tragiczny wypadek przy al. Grunwaldzkiej w Gdańsku – jedna osoba nie żyje, trzy w stanie ciężkim trafiły do szpitala. Kierująca  mercedesem dziewiętnastoletnia dziewczyna na prostym odcinku jezdni wpadła prawdopodobnie w poślizg i uderzyła w drzewo. Przed niespełna rokiem niemal identyczny wypadek miał miejsce dwieście metrów dalej. Tym razem kierowcą był mężczyzna. Prowadzone przez niego bmw również wypadło z drogi i zatrzymało się na drzewie. Bilans ofiar był taki sam jak w dzisiejszym przypadku.

 Wymieniam tylko te najbardziej tragiczne wypadki. Jednakże na tym feralnym odcinku  alei Grunwaldzkiej od ul. Abrahama do al. Wojska Polskiego jest ich dużo więcej. Na szczęście większość z nich kończy się bardziej szczęśliwie. Przynajmniej dla kierowców i ich pasażerów, gdyż auta biorące udział w kolizjach nadają się zazwyczaj do kasacji.

Jak widać, ten prosty i pozornie bezpieczny fragment reprezentacyjnej arterii Wrzeszcza i Oliwy jest bardzo zdradliwy. Dziwię się trochę, że dopuszcza się tutaj prędkość 70km/h, zresztą wielu kierowców i tak ją przekracza. Po tylu wypadkach warto byłoby chyba pomyśleć o ograniczeniu prędkości w tym miejscu. Na pewno nie zaszkodziłby też fotoradar, który akurat tu miałby rację bytu.  Wiem, że samymi ograniczeniami i represjami nie można nikogo nauczyć rozważnej jazdy. Myślę jednak, że chyba lepiej raz czy drugi zapłacić mandat niż spowodować dramatyczny w skutkach wypadek.





























Na pakistańskich drogach i bezdrożach

  Piątek, 11.10.24 Wyruszam dzisiaj   w kolejną podróż, dość ważną, bo Pakistan jest nie tylko ciekawym (a przy tym mało znanym) pod wzg...

Posty