Postawię najpierw pytanie. Czy aktywność w rodzaju tak zwanego meldowania się na Facebooku może mieć jakieś pozytywne skutki, czy jest tylko przejawem próżności? Myślę, że poniższa historia ułatwi udzielenie odpowiedzi…
Wyobraźmy sobie taką sytuację. W dużym mieście azjatyckim, powiedzmy że to Phnom Penh, ktoś przyjeżdża do hotelu i zaraz potem wychodzi na zakupy. Bierze ze sobą pieniądze, ale zostawia telefon i nie pamięta nazwy hotelu. Na domiar złego szybko się ściemnia i ten ktoś po prostu gubi się. Nie tylko nie wie gdzie się znajduje, ale też nie wie, o co tak naprawdę pytać. Żeby było jeszcze ciekawiej, prawie zupełnie nie mówi po angielsku. I jak wybrnąć z takiej sytuacji?
Wspomniany ktoś wchodzi do pierwszego z brzegu hotelu i przedstawia recepcjoniście swój problem, opisując go na kartce po polsku. Recepcjonista tłumaczy tekst przy pomocy translatora i już wie, o co chodzi. Jednak zrozumieć problem to jedna sprawa, a rozwiązać go to druga. Znacznie trudniejsza. Młody pracownik recepcji jest na szczęście tyleż chętny do pomocy, co i inteligentny. Pyta naszą zagubioną osobę, czy przyjechała sama czy może z kimś. Kiedy dowiaduje się, że z partnerem, dopytuje o jego imię i nazwisko oraz czy można go znaleźć na Facebooku. Po chwili znajduje właściwą osobę. Wchodzi na jej profil i widzi, że ta zameldowała się w konkretnym hotelu, oddalonym o zaledwie 350 metrów. No i sprawa załatwiona…