Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Zamek Książ. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Zamek Książ. Pokaż wszystkie posty

Migawki z sanatorium (7)

 

Niepostrzeżenie upłynął tydzień od przyjazdu do Szczawna-Zdroju. Najbliższe okolice już nieco poznałem, więc wybieram się na coraz dłuższe spacery. Dzisiaj zdecydowałem się pójść do ruin Starego Książa. Odległość w jedną stronę wynosi jakieś sześć kilometrów, ale łącznie przeszedłem ponad 22. Częściowo dlatego, że po drodze wzbogaciłem program zwiedzania, a częściowo z powodu pomylenia drogi pod koniec trasy.

 Stary Książ zbudowano pod koniec osiemnastego wieku jako imitację średniowiecznego zamku. Budowlę wzniesiono z polecenia Henryka VI Hochberga na skalnym wzgórzu (375 m n.p.m.). W dole wąwozu płynie rzeka Pełcznica, a po jego drugiej stronie wznosi się ten bardziej znany Zamek Książ. Stary Książ był  jedną z największych atrakcji turystycznych Śląska, ale tylko do drugiej wojny światowej. Po wojnie żołnierze radzieccy spalili zamek i już nigdy go nie odbudowano. Obecnie znajduje się tu punkt widokowy oraz będący pomnikiem przyrody bluszcz o obwodzie pnia 40 cm. Turystów tu prawie nie widać.

Spod ruin Starego Książa zszedłem stromym zejściem na dno wąwozu, a następnie wijącą się wzdłuż Pełcznicy  tzw. Ścieżką Hochbergów podążyłem w stronę  Świebodzic. Po drodze minąłem będący pomnikiem przyrody cis „Bolko”. W samych Świebodzicach obejrzałem ruiny kościoła św. Anny i leśnymi duktami poszedłem do wałbrzyskiego Podzamcza. Tu, jak już wyżej wspomniałem, trochę się „zakręciłem” i w efekcie zrobiłem parę ponadplanowych kilometrów. Nie szkodzi, bo każda dodatkowo spalona kaloria sama w sobie jest wartością dodaną.


 






































Migawki z sanatorium (3)

 

W nocy zawyły czujki przeciwpożarowe w jednym ze skrzydeł Domu Zdrojowego. Pożaru co prawda nie było, ale przy śniadaniu menadżerka ponownie ostrzegła przed paleniem papierosów na terenie obiektu. Nie wiem czy to miało jakiś związek z powyższym, ale przez kilka godzin nie działała i  tak już dychawiczna winda. Osobiście zresztą szybciej wchodzę po schodach na drugie piętro, niż wjeżdża ten przedpotopowy dźwig osobowy.

Parę słów o zabiegach. Ćwiczenia ogólnousprawniające, czyli po prostu gimnastykę, prowadzi z nami młoda sympatyczna instruktorka. Pół godziny ćwiczeń z nią mija błyskawicznie. Mamy szczęście, że naszym instruktorem nie jest jej zmiennik. Ten potrafi zrugać kuracjuszy nawet za nie zdjęte w porę buty. Na uwagę, że sam chodzi po sali ćwiczeń w obuwiu, odpowiada z oburzeniem, że on ma specjalne buty, a my chodzimy w całodziennych. Wszystko byłoby w porządku, gdyby przedstawiał swoje rację na spokojnie, a nie pokrzykiwał na kuracjuszy.

Obliczyłem, że codzienne zabiegi zajmują mi maksymalnie  półtorej godziny. Najdłużej trwa wspomniana gimnastyka. Okłady z borowiny zajmują 20 minut, inhalacje i prądy po 15 minut. Pozostaje zatem bardzo dużo wolnego czasu, który można spożytkować według własnego uznania. Ja preferuję oczywiście aktywny wypoczynek, a zatem spacery i wycieczki krajoznawcze. Dzisiaj na przykład skorzystałem z oferty Dar-Tour i pojechałem zwiedzać palmiarnię w Lubiechowie i zamek Książ.

Palmiarnia wybudowana została tuż przed pierwszą wojną światową. Jej ściany pokryto specjalnie sprowadzanym z Sycylii tufem wulkanicznym wyrzucanym przez Etnę. Aktualnie rośnie tutaj około 250 gatunków różnych roślin pochodzących z całego świata. Jest tu także stała wystawa drzewek bonsai. Poza tym na turystów czekają sympatyczne lemury, bażanty oraz całkiem sporo stadko żółwi.

Pobliski zamek Książ jest powszechnie znany i nie ma się co specjalnie o nim rozpisywać. Wspomnę tylko, że to największa tego typu budowla na Dolnym Śląsku i trzecia pod względem kubatury w Polsce. Zamek posiada 400 pomieszczeń, ale zwiedzać można tylko niektóre z nich. Udostępnione są też  niektóre tunele, które podczas ostatniej wojny budowali więźniowie obozu koncentracyjnego Gross Rosen w ramach specjalnego programu Riese (Olbrzym).

Na zwiedzanie nie mieliśmy zbyt wiele czasu, bo zaledwie dwie godziny, ale takie są uroki turystyki w formie zorganizowanej. Gdybym przyjechał tu na własną rękę, mógłbym do woli chodzić po zamku i jego podziemiach. Nie narzekam jednak, bo mnie wystarczyło czasu, ale niestety, nie wszyscy z naszej grupy byli do końca zdyscyplinowani. Doprowadziło to do niepotrzebnych kwasów i wzajemnego obwiniania się. Tymczasem sprawa była jasna. Przewodnik (Krzysztof Kułaga) wyznaczył miejsce i czas zbiórki, więc wystarczyło się dostosować. Ci, którzy pobłądzili (tak, tak – byli tacy), mogli zadzwonić do przewodnika, a nie narażać innych na stratę czasu.

Dobrym rozwiązaniem jest system audio guide. Zakładamy słuchawki na uszy i w miarę wchodzenia do poszczególnych pomieszczeń słyszymy głos lektora z dokładnymi informacjami dotyczącymi tego, co aktualnie oglądamy. 

 













































































Esencja Cejlonu

  Poniedziałek, 05.02.24 W niedzielę czwartego lutego wylatujemy z Okęcia zgodnie z planem, czyli o 15.05.   Boeing 347,   należący do...

Posty