Dokładnie po 21 latach znowu odwiedziłem Pragę.
Co się zmieniło od tego czasu? Ano to, że częściowo wyłysiałem i niemal
całkowicie osiwiałem. A poza tym? Cena korony czeskiej wzrosła o sto procent.
Dzisiaj płaciłem 20 groszy za jedną. Inne ceny też nie stały w miejscu. I tak
obecnie za bilet ulgowy do metra płaci się 20 koron, a za normalny 40. Toalety
kosztują od dziesięciu do dwudziestu koron, a całkiem przyzwoity obiad można
zjeść w granicach 160 koron.
Wyjechaliśmy ze Szczawna-Zdroju o wpół do
siódmej. Na granicy w Nachodzie połączyliśmy się z grupą z Kudowy i wspólnie pojechaliśmy
do czeskiej stolicy. Z ramienia Dar-Tour zajmował się nami przewodnik Jarosław
Czerkawski. Na Hradczany jechaliśmy najdłuższym w Europie tunelem miejskim
Blanka. Otwarto go niespełna siedem lat temu.
Po sprawdzeniu bagażu podręcznego i przejściu
przez bramkę wykrywającą metale znaleźliśmy się na dziedzińcu zamkowym. Tu
poczekaliśmy do południa, żeby móc wejść do katedry św. Wita, Wojciecha i Wacława.
Wcześniej bowiem w świątyni odbywała się msza, podczas której turyści nie są
mile widziani.
Po dość pobieżnym zapoznaniu się z historią
katedry zeszliśmy na punkt widokowy, z którego rozpościera się wspaniała
panorama Pragi. Pogoda nie była co prawda najlepsza, gdyż cały dzień było
pochmurno, a raz nawet nieco nas pokropiło, to jednak widoki były całkiem
przyjemne.
Następnie obejrzeliśmy ogrody i pałac Wallensteina
(mieści się tam obecnie czeski senat). W ogrodzie znajduje się między innymi
spore oczko wodne, w którym pływają dorodne karpie i szczupaki. Jest tu także
aleja rzeźb przedstawiających postacie z mitologii. Niestety, są to tylko
kopie, gdyż oryginały w 1648 roku zrabowali Szwedzi i do dzisiaj nie kwapią się
do ich zwrotu. W wolierze nie było tym razem żadnych ptaków, a i spacerujących
tu zwykle pawi też nie było widać.
Kolejnym punktem naszego zwiedzania był słynny
Most Karola z figurami świętych i
płaskorzeźbą św. Nepomucena. Tak, tą dotykaną przez turystów z nadzieją na
spełnienie życzeń. Most był strasznie
zatłoczony, przez co przejście przez niego trudno zaliczyć do przyjemności. Na
starym mieście też nie brakowało turystów, zwłaszcza w okolicach wieży ze słynnym zegarem
Orloj. Po drodze rzuciliśmy okiem na
ratusz, a tuż przed Placem Wacława zatrzymaliśmy się na obiad w barze Havelska
Koruna. Serwuje się tu typową czeską kuchnię. Lokal cieszy się dużym
powodzeniem. Świadczą o tym choćby kolejki przed wejściem. Organizacja
wydawania posiłków jest jednak na tyle sprawna, że kolejki rozładowywane są
bardzo szybko. Jedzenie nie jest może specjalnie wykwintne, ale na pewno
pożywne i stosunkowo tanie. Ja za knedliki z gulaszem szegedyn i Pilsnerem
Urguell zapłaciłem 217 koron, czyli około 43 złote.
W drodze do Pragi na postoju zabłąkały się
gdzieś trzy osoby, ale po paru minutach się odnalazły. W Pradze na miejscu
zbiórki nie stawił się jeden uczestnik wycieczki. Nie dzwonił do przewodnika,
mimo iż ten dał wcześniej każdemu numer swojego telefonu, ani też nie odbierał własnego
telefonu. Czekaliśmy prawie godzinę. Bez skutku. Wsiedliśmy zatem do metra i
pojechaliśmy do pętli, na której czekał nasz autokar. Tam też go nie było. Cóż
było robić? Odjechaliśmy bez niego…