Grodno i okolice

Dąbrówka

Po dwóch dniach intensywnego zwiedzania i imprezowania rano wstawało się dość ciężko. Między innymi dlatego trzeci dzień na Białorusi poświęcony był sentymentalnemu objazdowi pod Grodzieńskich wsi, z których wywodzą się przodkowie mojej żony i T. Najpierw pojechaliśmy do oddalonej o niespełna 25 kilometrów Żydomli (Żytomli). T. zapamiętał, że przed rokiem jadł tutaj pyszny chleb (płaski, okrągły z cebulą). Skierowaliśmy więc pierwsze kroki do sklepu. Udało się nabyć ostatnią sztukę!
Przed wjazdem do wsi uwagę zawracają dwa stojące obok siebie krzyże: prawosławny i katolicki. To częste zjawisko na tych terenach. Od wieków bowiem te wyznania (niegdyś także judaizm) koegzystowały ze sobą. Widać to także na miejscowym cmentarzu. Nas jednak interesują polskie nazwiska. Szczególnie dużo tu Radziwanowskich, Jurowskich, Obuchowiczów i Tołoczków. Niektóre nagrobki są całkiem świeże. Powoli odchodzą ostatnie pokolenia, a młodzi emigrują do Polski lub dalej na zachód. Jeszcze kilkadziesiąt lat i mniejszość polska na Białorusi przestanie istnieć – prorokują niektórzy miejscowi. I trudno się z nimi nie zgodzić, zważywszy na niechęć władz białoruskich do przejawów kultywowania polskości.
Z Żydomli jedziemy do Gibulicz, wioski położonej przy trasie Grodno – Bruzgi (przejście graniczne z Polską). Do 1947 roku mieszkali tu dziadkowie T. i mojej żony. Obecnie poza fragmentem stawu i starą  śliwą nie ma tu żadnych śladów gospodarstwa. Pod liniami energetycznymi rozciąga się tylko dziko rosnąca trawa i chwasty. W całej wsi została bodajże jedna polska rodzina…
M. wyciąga z bagażnika motykę i spod darni wykopuje ziemię, którą T. wsypuje do woreczka. Zawiezie ją do Polski niczym filmowy Pawlak.
Kolejnym przystankiem na naszej sentymentalno-wspomnieniowej trasie jest Kopciówka. Znajduje się tu kościół Wniebowstąpienia Najświętszej Marii Panny z 1936 roku,  gruntownie odnowiony w latach 1992-2000. Jedną z fundatorek była Sabina  Żur z pobliskiego Połotkowa. Świadczy o tym dobitnie wmurowana tablica. Wspominam o tym, bo wkrótce mieliśmy okazję odwiedzić ją oraz jej siostrę Felicję. Obie panie są już w dość podeszłym wieku (85 i 87 lat). Kto wie, czy to nie ostatni moment, aby posłuchać ich wspomnień i uzupełnić luki w drzewie genealogicznym rodziny…
Dalekie kuzynki mojej żony przyjęły nas bardzo gościnnie. Zresztą nie tylko one – gościnność jest chyba immanentną cechą mieszkańców kresów. Przy okazji poznaliśmy pana Mariana, który akurat przywiózł miód z własnej pasieki. Pan Marian przestrzegał przed zbytnim zbliżaniem się Polski do USA. Jego zdaniem – im bardziej Amerykanie kogoś „polubią”, tym bardziej źle się to dla niego kończy. Zupełnie odmiennego zdania był nasz kierowca M. Polityczny dyskurs nabierał więc rumieńców.
Czwarty i ostatni dzień pobytu na Białorusi rozpoczęliśmy od chodzenia po sklepach i wyszukiwania pamiątek. Robiliśmy też praktyczne zakupy, kupując np. tutejsze słodycze zwane Zefirki i miejscowe alkohole. Tu ciekawostka: do centrum jechaliśmy autobusem, płacąc za przejazd 60 kopiejek. Drogę powrotną odbywaliśmy taksówką, która tym razem kosztowała 5 rubli  za ten sam odcinek, za który trzy dni wcześniej płaciliśmy 3,70 rubla. Może dlatego, że teraz jechaliśmy w niedzielę?
Nie zapomnieliśmy także o odwiedzeniu cmentarza wojskowego. Przed 28 laty mieszkańcy Białegostoku ufundowali Krzyż Katyński, który postawiono tu wraz z tablicą z nazwiskami poległych polskich żołnierzy. Na krzyżu wisiała biało-czerwona szarfa z napisem Prezydent Rzeczypospolitej Andrzej Duda. Sądzę, że umieszczono ją podczas wizyty minister Anny Schmidt-Rodziewicz, która dwa dni wcześniej złożyła na płycie wiązankę kwiatów. Nieopodal Krzyża Katyńskiego stoi symboliczny grób. Umieszczona na nim tablica informuje, że: Tu spoczywają szczątki żołnierzy Wojska Polskiego obrońców Grodna poległych we wrześniu 1939 r. Cześć ich Pamięci! Tutaj również była wiązanka kwiatów od pani sekretarz stanu.
Po południu wyruszyliśmy w stronę Kanału Augustowskiego. Przy drodze z Grodna do Sopoćkiń od kilku miesięcy  funkcjonuje ścieżka rowerowa (oddana do użytku 2 czerwca). Zbudowana została przy współpracy strony polskiej. Niestety, rowerzystów nie ma tu zbyt wielu. Jedziemy w niedzielne popołudnie, a ścieżka świeci pustkami. Kilka kilometrów za Grodnem zatrzymujemy się przy Forcie nr 2. Zniszczony obecnie fort wchodził w skład Twierdzy Grodno. Wybudowany został podczas pierwszej wojny światowej. W trakcie tzw. Bitwy Niemeńskiej  podczas wojny polsko-bolszewickiej został zdobyty przez Polaków. W czasie II wojny światowej Niemcy dokonali tu masowych egzekucji. Obecnie znajduje się tutaj pamiątkowy krzyż oraz tablica z napisem: Przechodniu, zatrzymaj się tu. Niech chwila zadumy i modlitwy będzie hołdem złożonym ofiarom i przestrogą dla przyszłych pokoleń. Nieopodal rozciągają się ogródki działkowe i  stoją dacze należące do mieszkańców Grodna. Swój domek i niewielki sad oraz ogród warzywny mają tu także nasi gospodarze.
Tuż przy śluzie Kanału Augustowskiego w Dąbrowce naszą uwagę zwraca drewniany domek z ogromnym orłem w koronie namalowanym na ścianie frontowej. W drodze powrotnej zajeżdżamy do  wsi Kodziowce. Na przedpolach tej miejscowości  w nocy z 21/22 września 1939 roku rozegrała się bitwa między 101 pułkiem ułanów a oddziałem 2 sowieckiej brygady pancernej. Było to jedno z największych starć wojsk polskich z armią radziecką podczas agresji ZSRR na Polskę. Straty, zarówno polskie jak i sowieckie, są trudne do oszacowania. Różne źródła podają różne liczby. Nie ulega jednak wątpliwości, że polscy ułani wykazali się niezwykłą walecznością. Niestety, końcowy rezultat był już dawno przesądzony, w każdym razie od chwili podpisania paktu Ribbentrop – Mołotow.
Aktualnie w Kodziowcach, dzięki staraniom  Polaków, ową bitwę upamiętnia krzyż Fundacji Straży Mogił Polskich z Wrocławia  oraz tablica z napisem:  W tym miejscu 22 września 1939 roku 101 Pułk Ułanów z Brygady Rezerwowej  Kawalerii „Wołkowysk” stoczył bitwę z najeźdźcą sowieckim. Chwała Bohaterom! Na krzyżu natomiast umieszczono napis: Bohaterom 101 Pułku Ułanów Poległym w boju z Armią Czerwoną 22.09.1939 r. pod Kodziowcami.   Podczas naszego krótkiego postoju w tym miejscu mieliśmy okazję zamienić kilka słów z działaczką Związku Polaków na Litwie, której rodzina udostępniła kawałek swojej działki w celu upamiętnienia omawianej bitwy.
Drogę powrotną do Polski na odcinku Grodno - Białystok odbywaliśmy autobusem firmy Gaja Express. Bilet na tym odcinku kosztuje 20 rubli. Na granicy spędziliśmy dwie godziny. Na szczęście kontrola celna po polskiej stronie była bardzo pobieżna.
Żydomla

Żydomla

Gibulicze

Gibulicze

Kopciówka

Kopciówka
Połotkowo

Grodno

Grodno

Dąbrówka

Dąbrówka


Kodziowce

Dąbrówka   
 Część pierwsza tutaj
 Część druga tutaj

Grodno - dzień drugi


Fragment wystawy w Starym Zamku

Kolejny dzień w Grodnie. Rano lekki kac po wspomnianej kolacji. Mimo to ochoczo ruszamy na dalsze zwiedzanie miasta. Ponownie zaglądamy do bazyliki katedralnej Franciszka Ksawerego, po czym odwiedzamy znajdującą się tuż obok najstarszą aptekę na Białorusi.  Apteka Jezuicka – bo o niej mowa – powstała już na początku XVIII wieku. Obecnie znajduje się tu nowoczesna apteka oraz niewielkie Muzeum Farmacji. Można je zwiedzać za darmo, ale za robienie zdjęć trzeba zapłacić jednego rubla.

Obok budynku straży pożarnej przechodzimy do Starej Synagogi. Duży gmach żydowskiej świątyni jest świeżo odnowiony. W utrzymanym na biało wnętrzu pachnie jeszcze farbą.

Nieco dalej przechodzimy obok pomnika Dawida Grodzieńskiego. Na szarym cokole widzimy  rzeźbę z białego granitu przedstawiającą siedzącego na koniu rycerza z mieczem. Kasztelan Dawid Dowmontowicz, bo tak w istocie się nazywał, zasłynął zwycięskimi bitwami z Krzyżakami. Żył na przełomie XIII i XIV wieku.

Idąc przez miasto zwracamy uwagę na niezwykle czyste ulice. W samym centrum co rusz widać charakterystyczne metalowe kosze z nóżkami i parasolami. Uwagę zwraca też stosunkowo niewielki, jak na 370 000 miasto, ruch samochodowy.

Nad wznoszącymi się nad Niemnem wzgórzami usytuowane są dwa zamki: stary i nowy. Wejścia do obu kompleksów znajdują się naprzeciwko siebie. Stary zamek (szczególnie pałac królewski) był już mocno zdewastowany, więc poddano go gruntownej renowacji, a właściwie odbudowie. Mimo trwających prac budowlanych można zwiedzać niektóre wnętrza. W nowym zamku z pierwszej połowy XVIII wieku odbył się ostatni sejm Rzeczypospolitej Obojga Narodów. To właśnie tutaj w 1795 roku abdykował Stanisław August Poniatowski, co przypieczętowało upadek Polski.

Przechodząc kilkaset metrów od Starego Zamku dochodzimy do Parku na Kołoży. Jego głównym punktem jest cerkiew św. Borysa i Gleba. Ciekawostką jest fakt, że jest to najstarszy budynek w Grodnie. Jego usytuowanie na stromym zboczu przyczyniło się do nieszczęścia, gdy podczas powodzi w 1852 roku podmyty brzeg Niemna runął do wody, pociągając za sobą część cerkwi. Kilkadziesiąt lat później świątynię odbudowano, łącząc  ocalałą kamienną część z drewnianą dobudową. Przed  cerkwią  znajduje się taras widokowy z kamieniem upamiętniającym bitwę pod Grunwaldem. Nieco dalej stoi okazała plebania.

Zwiedzanie samych kościołów, cerkwi czy synagog może być nużące. Niejako dla odmiany jedziemy więc na stadion Nieman (Nioman). Obiekt ten powstał w 1963 roku. Po jego zakamarkach oprowadza nas M., który – tak się składa – właśnie tutaj pracuje. Oglądamy więc trybuny (8800 miejsc siedzących), szatnie, sale gimnastyczne i bieżnię. Za dwie godziny ma odbyć się mecz piłkarski, ale nie widać prawie żadnego ruchu, jedynie wozy transmisyjne miejscowej telewizji rozkładają kable i kamery.

Obok stadionu stoi hotel Belarus. Niestety, nieczynny. Jego remont – według pracownika ochrony – może potrwać jeszcze trzy do pięciu lat.

Obiad zjadamy w stołówce obok stadionu. Jest jeszcze tańszy niż poprzedniego dnia w centrum handlowym.

Nasze towarzyszki jadą do domu odpoczywać, a my z T. kontynuujemy piesze zwiedzanie.  Od stadionu idziemy przez osiedle otoczonych drzewami owocowymi domków jednorodzinnych. Gdzieniegdzie słychać pianie kogutów. Wiejskie klimaty w centrum Grodna i wśród blokowisk na sypialnianych osiedlach są typowe dla Grodna. Tak jest np. na Krajnym Piereułku i  Wiśniowcu (dawna Gnojnica).  Wystarczy lekko zboczyć z szerokopasmowej drogi, a znajdziemy się na gruntowej drodze, pełnej kałuż i błota. Te swoiste enklawy, pamiętające czasy przedwojenne, zamieszkują w dużej mierze Polacy. Na jednym z odcinków naszej trasy natrafiamy na kamienną dróżkę. M. powiedział nam, że jest to ścieżka Batorego, po której podobno przechadzał się król. Być może to legenda, ale co to komu szkodzi…

W bistro Semafor odpoczywamy przy piwie Lidzkoe (Lidzkie). Deptakiem ulicy Sowieckiej przewijają się raczej nieliczni przechodnie. Turystów jest bardzo mało, a jeżeli już, to są to Polacy. W Grodnie stanowczo brak dobrego marketingu i odpowiedniej infrastruktury, żeby przyciągnąć większą liczbę turystów. Pozwolenia na wjazd (64 złote) do wydzielonych stref zamiast wizy to stanowczo za mało.

Po ugaszeniu pragnienia idziemy w dół ulicy Sowieckiej, by ulicą Orzeszkowej dotrzeć do Soboru Opieki Matki Bożej, który pominęliśmy poprzedniego dnia przy okazji odwiedzin domu autorki Gloria Victis, a jest on usytuowany o przysłowiowy rzut beretem. Trafiamy na porę nabożeństwa, więc niestosownie byłoby kręcić się po świątyni czy też robić zdjęcia. Wychodzimy zatem po krótkiej obserwacji modlącego się plecami do wiernych popa i idziemy na dworzec kolejowy. Tutaj przed rokiem T. jadł blińczyki i teraz chciał sprawdzić, czy nadal tak dobrze smakują. Ja jadłem je po raz pierwszy. Owszem, smakowały! Szczególnie popite popularnym tu piwem Lidzkim.

Dowiedzieliśmy się, że obok konsulatu polskiego ma odbyć się uroczysta akademia z okazji Dnia Wojska Polskiego. Poszliśmy więc tam. Już na dziedzińcu zobaczyliśmy udzielającą wywiadu jednej z tutejszych telewizji sekretarz stanu Annę Schmidt-Rodziewicz. W niewielkiej sali na parterze starego budynku było już pełno gości, głównie młodzieży biorącej udział w akademii i działaczy Związku Polaków na Białorusi. Oczywiście mowa o tym nieuznawanym przez reżim Łukaszenki związku, którego szefową jest Andżelika Borys. Ona właśnie witała przybyłych na uroczystość gości, w tym konsula RP.

Wspomniana Anna Schmidt-Rodziewicz, jako Pełnomocnik Prezesa Rady Ministrów do Spraw Dialogu Międzynarodowego, spotkała się wcześniej  ze swoim białoruskim odpowiednikiem. Powiedziała, że nie była to łatwa rozmowa i dodała, że zaprosiła go do Polski.

- Być może ta wizyta nie przyniesie przełomu – kontynuowała -  ale może warto przyjechać do Polski i zobaczyć jak państwo polskie traktuje mniejszość białoruską i jakie warunki Rzeczpospolita Polska stwarza mniejszościom przebywającym na terenie Polski. Może niech zobaczy jak funkcjonuje szkolnictwo białoruskie na terenie Polski, jak traktuje się uczniów (…).

Po części artystycznej poszliśmy obejrzeć kościół ewangelicko-augsburski, białoruski fast-food Kołobki (coś a’la Mc Donald) i Dom Masonów. Stąd zaś udaliśmy się na rodzinną kolację do restauracji Krysza Mira, zlokalizowanej na dachu domu towarowego (piąte piętro) z widokiem na centrum. Rzecz jasna, lokal mieści się przy ulicy Sowieckiej. Tu, przy piwie, wódce, zakąskach i fajce wodnej spędziliśmy miło czas do północy. Po zamknięciu lokalu pojechaliśmy do dyskoteki Baza. Akurat tego dnia był dzień pod znakiem Retro, a zatem grano przeboje z lat mojej młodości. Na kwaterę dotarliśmy grubo po trzeciej nad ranem…
Synagoga

Dawid Grodzieński

Stary Zamek


Budynek straży pożarnej

Cerkiew św. Borysa i Gleba

Kamień grunwaldzki

Plebania

Stadion Nieman



Ścieżka Batorego



Na dachu znajduje się Krysza Mira


Anna Schmidt-Rodziewicz

Andżelika Borys

Anna Schmidt-Rodziewicz



Kołobki

Dyskoteka Baza
 Część pierwsza tutaj
 Część trzecia tutaj

Esencja Cejlonu

  Poniedziałek, 05.02.24 W niedzielę czwartego lutego wylatujemy z Okęcia zgodnie z planem, czyli o 15.05.   Boeing 347,   należący do...

Posty