Chiny komercyjnie

Xi'an

Od mojego powrotu z Chin minęło już prawie dwa i pół miesiąca. Jednak dopiero dzisiaj ukazał się w Angorze artykuł, który napisałem zaraz po powrocie z Państwa Środka. No cóż, na publikację w tym tygodniku czeka wielu znamienitych podróżników, więc trzeba liczyć się z oczekiwaniem w kolejce.
Tak czy owak polecam numer 24 Angory 😊
 

Z kotem u weterynarza


Kot pod kroplówką
Niepokoiła mnie krew w moczu kota, więc poszedłem wczoraj z nim do lecznicy weterynaryjnej na gdańskiej Strzyży. Pobrano mu krew i zrobiono USG. Moczu nie udało się pobrać, mimo dwukrotnych prób podejmowanych w odstępie godziny (w tym czasie kot był noszony między domem a lecznicą). Podobno miał go za mało w pęcherzu, a dodatkowo wkłucie się do jego wnętrza utrudniała, zdaniem młodej weterynarki, zbyt duża warstwa tłuszczu. Według mnie miała zbyt krótką igłę, ale zostawiłem to spostrzeżenie dla siebie. Tak czy owak, na pobranie moczu umówiliśmy się na dzień następny, a póki co  kot dostał zastrzyki z antybiotykiem i środkiem rozkurczowym.
Obsługa była miła i uprzejma. Widać wliczone było to w cenę, bo przy kasie okazało się, że ta wizyta będzie mnie kosztować 328, 50  zł. Lekko zdębiałem, ale nie pokazałem tego po sobie. Do lecznic weterynaryjnych nigdy praktycznie nie chodziłem, więc nie miałem pojęcia o cenach dla zwierzęcych pacjentów. A oto co wchodziło w skład omawianej usługi weterynaryjnej:
badanie krwi - 136 zł,
pierwsza wizyta - 100 zł,
usg – 60 zł,
leki iniekcyjne – 10 zł,
sucha karma (250 g Royal Canine) – 15,50 zł,
saszetka Royal Canine fibre (85 g) – 7 zł.
W sumie dowiedziałem się tylko, że kot ma nadwagę, o czym zresztą sam wiedziałem. Na diagnozę musiałem poczekać do momentu zbadania moczu.
Dzisiaj powtórnie zaniosłem w nosidełku kota do lecznicy. Widać nie bardzo mu się to podobało, bo niechętnie dał się zapakować. Przestał już zresztą sikać krwią z moczem.  Tym razem mocz do badania udało się pobrać bez problemu. Ponadto kot otrzymał kroplówkę, bo z wyników badania krwi wynikało, że jest odwodniony.
Wreszcie mogłem też poznać diagnozę: zapalenie pęcherza. Podobno mogło ono powstać z powodu stresu, więc kot otrzymał tabletki na uspokojenie. Poza tym antybiotyk, tabletki na pęcherz, probiotyk i jakiś syrop (ten ostatni zresztą zaraz zwymiotował).
Drugi rachunek zaskoczył mnie jeszcze bardziej niż pierwszy. Tym razem wyszło bowiem 427 zł. Jest to o tyle ciekawe, że z załączonej specyfikacji wychodzi   tylko 419 zł:
wizyta kontynuacyjna – 55 zł,
leki iniekcyjne plus kroplówka – 109 zł,
badanie moczu z pobraniem przez cystocentezę – 100 zł,
tabletki na pęcherz – 66 zł,
antybiotyk – 72 zł,
probiotyk – 9 zł,
syrop – 8 zł.
Otrzymałem jeszcze zaproszenie na kolejne kroplówki i sprawdzenie efektów kuracji odchudzającej za dwa tygodnie.
Nie piszę tego, żeby skarżyć się na koszty. Mając w domu zwierzaka, trzeba liczyć się z różnymi wydatkami, w tym także na leczenie. Odnoszę jednak wrażenie, że pracownicy niektórych lecznic weterynaryjnych nieco naciągają właścicieli na nie zawsze konieczne badania czy też specyfiki. No chyba, że 755,50 zł (tyle na razie wydałem), to dla kogoś mało znacząca kwota…

Kierowcy, cykliści i piesi


Jeżdżąc stosunkowo  często na rowerze, spotykam się z różnymi sytuacjami  na ulicach i ścieżkach rowerowych. Widzę zarówno zajeżdżających drogę kierowców samochodów, jak  i rowerzystów mknących bez zastanowienia po przejściach dla pieszych. Obserwuję też pieszych beztrosko spacerujących po drogach dla rowerów tudzież użytkowników hulajnóg. Nie ma tu świętych krów – każda grupa  uczestników ruchu drogowego ma na sumieniu jakieś grzeszki. Sęk w tym, że nie wszyscy są świadomi swoich błędów i nie wszyscy prawidłowo reagują na konkretne sytuacje. Oto dwa przykłady tylko z dzisiejszego dnia.
Jechałem ścieżką rowerową wzdłuż alei Grunwaldzkiej w Gdańsku Wrzeszczu. Przede mną puste przejście dla pieszych. Nagle zza drzewa wyłania się dziewczyna ze smartfonem w ręku. Wpatrzona w wyświetlacz wchodzi na pasy. Hamuję więc gwałtownie i omijam ją lekkim łukiem. Pisk hamulców  wytrąca jednak dziewczynę z równowagi, bo za chwilę słyszę, jak krzyczy za mną:
 Niech pan kurde uważa!  (to i tak łagodnie, bo  kiedyś w podobnej sytuacji jakiś gość krzyknął : Jak ch…, jedziesz!).
Nie chciało mi się już wracać i tłumaczyć jej, że powinna przed wejściem na pasy upewnić się, czy droga jest wolna, a przede wszystkim nie korzystać w takiej sytuacji ze smartfona.
Drugi obrazek dotyczy kierowcy samochodu, który jadąc w korku, utknął na chwilę na ścieżce rowerowej. Rzecz miała miejsce w pobliżu Stadionu Energi przy ulicy Marynarki Polskiej. Kiedy zbliżałem się do przejazdu, kierowca uchylił szybę i z daleka wołał z przepraszającym uśmiechem:
 Sorry!
Również uśmiechnąłem się i powiedziałem, że nie ma problemu. Oby takich reakcji, świadczących o wzajemnym szacunku użytkowników dróg, było jak najwięcej. Wszak wszyscy bywamy kierowcami, rowerzystami czy pieszymi…

Esencja Cejlonu

  Poniedziałek, 05.02.24 W niedzielę czwartego lutego wylatujemy z Okęcia zgodnie z planem, czyli o 15.05.   Boeing 347,   należący do...

Posty