Parkowanie bez głowy




Chodnik przy ulicy Smoluchowskiego w Gdańsku zawsze zastawiony jest samochodami. Nikogo to specjalnie nie dziwi ani nie oburza, gdyż powszechnie znana jest trudna sytuacja z miejscami parkingowymi wokół Uniwersyteckiego Centrum Klinicznego. Ja również nie czepiam się tego, że w wielu przypadkach dla pieszych zostaje mniej niż przepisowe 1,5 metra chodnika. Ważne bowiem, że można przejść ewentualnie przejechać z wózkiem. Nie jestem jednakże w stanie zaakceptować sytuacji, gdy ktoś parkuje niemalże na płocie dawnego stadionu Lechii.

Przypadki takie zdarzają się, niestety, często. Tylko dzisiaj spotkałem się z dwoma przykładami kompletnej bezmyślności kierowców. Nie chciało im się wykonać kilku prostych manewrów, aby ustawić auta równolegle do jezdni. Zadowoleni, że udało im się zaparkować, zamknęli drzwi i poszli w siną dal.

Nie jestem złośliwy, dlatego zamazałem na zdjęciach numery rejestracyjne. Myślę jednak, że takim "mistrzom" kierownicy nie zaszkodziłby od czasu do czasu solidny mandat. Polecam to uwadze strażników miejskich. Gwarantuję, że w tym miejscu codziennie mogą bez większego wysiłku wyrobić normy mandatowe, jeżeli oczywiście w Gdańsku takie obowiązują.

Wyszedłem po piwo...


Wańka-wstańka

Nie będę ukrywał, że wpadłem do Biedronki tylko po piwo. Jakoś tak się jednak złożyło, że zanim doszedłem do stoiska z produktami przemysłu browarniczego, natrafiłem na kosz z książkami. Niewiele już ich było, w dodatku mocno wymieszane. Wśród nich lektury dla dzieci, pozycje z zakresu science fiction, jakieś powieści mało znanych autorów i ...  Wańka-wstańka, czyli wywiad rzeka z mistrzem tego gatunku Januszem Rolickim. Rozmowę ze znanym dziennikarzem przeprowadził Krzysztof Pilawski, a książka ukazała się nakładem wydawnictwa Demart przed zaledwie trzema laty. Cena tej pozycji na stronie wydawnictwa wynosi  33,92 zł. W księgarniach internetowych można ją nabyć trochę taniej, ale i tak za drogo. Tymczasem w Biedronce zapłaciłem za nią jedynie 4,99 zł. Tom liczy 328 stron, zawiera sporo zdjęć i ma twardą okładkę.



Co do zawartości merytorycznej, to na razie  przeczytałem tylko fragmenty, ale jestem przekonany, że nie będę żałował tego zakupu. Z pisarstwem Janusza Rolickiego zetknąłem się bowiem już w roku 1990. Do dzisiaj stoją na mojej półce głośne swego czasu książki: Edward Gierek:Przerwana dekada (wyd. Fakt) i Edward Gierek. Replika, prawda do końca (wyd. BGW). Janusz Rolicki miał oczywiście już wcześniej pokaźny dorobek, ale właśnie te tytuły spowodowały, że stał się rozpoznawalny publicznie, no i znacznie poprawił się jego status materialny. Jak sam przyznaje we wspomnianej rozmowie z Krzysztofem Pilawskim, na "Gierku" zarobił miliard złotych (przed denominacją). Dzięki temu stać go było na wybudowanie segmentu w Warszawie, zakup mazdy i wyprawę z córką na narty w Alpy. A to tylko niektóre ciekawostki z życia blisko osiemdziesięcioletniego dziennikarza...

Rowerem przez Kaszuby


Zagroda Modrzewo



117,24 km w 5 g, 13 m

Dwa ostatnie dni upłynęły mi pod znakiem intensywnych przejazdów rowerowych. Wczoraj wystartowałem z Gdańska do Modrzejewa pokonując 117 kilometrów. Jechałem między innymi przez Żukowo, Somonino, Brodnicę, Stężycę, Korne, Bytów i Tuchomko. Po drodze podziwiałem oczywiście kaszubskie krajobrazy, a czasami mruczałem pod nosem, gdy trzeba było pedałować pod górę, np. z Brodnicy Dolnej do Brodnicy Górnej.



Na miejscu odwiedziłem rodzinę, po czym już bez roweru, wypluskałem się w Jeziorze Borowym oraz obejrzałem tzw. Zagrodę Modrzewo. Jest to prawie trzystuletni dom o konstrukcji ryglowej, który przeprowadził do Modrzejewa z Nowych Hut Cezary Materek, po czym urządził w nim Izbę Regionalną.


108,83 km w 5 g. 11 m

Dzisiaj rano postanowiłem nieco zmodyfikować trasę powrotną. Pojechałem więc przez Chotkowo, Dąbrówkę, Bytów i Sulęczyno. Potem  znów wróciłem na wczorajszy szlak, którym podążałem aż do Żukowa. Tu znowu zmieniłem kierunek i zamiast przez Pępowo i Rębiechowo pojechałem do Gdańska przez Lniska i Leźno. Wyszło kilka kilometrów mniej, ale za to w Kokoszkach zaliczyłem glebę. Lądowanie w rowie po wypadnięciu z koleiny było dość nieprzyjemne, gdyż skończyło się stłuczeniem żebra o brzeg kierownicy.



W sumie jednak wycieczkę uważam za udaną, gdyż dopisywała pogoda, a co za tym idzie - kaszubskie jeziora, lasy oraz zielone pola i łąki miały większy urok.

Kartka z dziennika



Szczecin , defilada 1962 r.

Prowadzenie dziennika jest pozornie proste. Ot, zapisujemy, co działo się konkretnego dnia i czekamy na następny. Tak może wydawać się jednak tylko tym, którzy nie zajmują się na co dzień tego rodzaju aktywnością. Jeżeli ktoś robi to w miarę regularnie, to wie, że musi stosować swego rodzaju filtr. Nie da się przecież codziennie opisywać wszystkiego godzina po godzinie. Może nawet, przy bogatym w treść  trybie życia, byłoby to przez jakiś czas interesujące, ale nie przez rok, dziesięć czy piętnaście lat z rzędu. Trzeba więc dokonywać selekcji. Dotyczy to zarówno faktów, jak i myśli. Zwłaszcza tych ostatnich, bo zazwyczaj kłębią się w nadmiarze.



Gdybym miał, na przykład, opisywać szczegółowo dzisiejszy dzień, to musiałbym zacząć od tego, że położyłem się spać po siódmej rano, po dwudziestoczterogodzinnym dyżurze. Potem wspomniałbym, że wstałem w południe i zjadłem śniadanie. Następnie sprawdziłem prognozę pogody, potwierdzając ją spojrzeniem za okno. Pierwsza myśl: "Będzie deszczowo, a więc nici z roweru".



W chwilę potem odbieram telefon. Dzwoni profesor Paweł Soroka. Chodzi o ostatnie uzgodnienia przed wysłaniem naszej wspólnej książki do wydawnictwa. Z góry zaznaczam, że pomysł na publikację pt. "Dwie ukryte tragedie w cieniu atomowej apokalipsy" nie narodził się w mojej głowie, lecz wyszedł od wymienionego wyżej profesora. Mój wkład będzie można ocenić po ukazaniu się książki. Nastąpi to prawdopodobnie we wrześniu.

Nie zdążyłem jeszcze zaparzyć kawy, a tu kolejny telefon. Dzwoni jakiś konsultant z propozycją zakupu obligacji Banku Pocztowego. Zbywam go stwierdzeniem, że nie dysponuję wolnymi środkami. Następny telefon jest od żony i tu wchodzimy w strefę prywatności...



Tak mniej więcej wyglądają moje codzienne zapiski. Rzecz jasna, nigdy nie zamieszczam ich w całości na blogu. Pewne rzeczy muszą się bowiem odleżeć. Kto wie, może kiedyś zainteresują wnuków, których notabene oczekuję z coraz większą niecierpliwością...

Esencja Cejlonu

  Poniedziałek, 05.02.24 W niedzielę czwartego lutego wylatujemy z Okęcia zgodnie z planem, czyli o 15.05.   Boeing 347,   należący do...

Posty