Rowerem nad Mausz










Złota Góra - pomnik bohaterów Ruchu Oporu
Wybrałem się wczoraj rowerem nad jezioro Mausz niedaleko Sulęczyna. Pretekstem do tej wycieczki były odwiedziny syna i synowej, którzy właśnie tam wypoczywają. Rodzina mojej synowej posiada w Grabowie Parchowskim domek letniskowy. Zdecydowałem się jechać przez Żukowo, Kiełpino, Ostrzyce i Brodnicę Górną. Niestety, przez niemal całą drogę wiatr wiał mi prosto w twarz. Na domiar złego w okolicach Złotej Góry zaczął padać deszcz. Swoje zrobiły też liczne wzniesienia. W efekcie na miejsce dojechałem po prawie pięciu godzinach jazdy, osiągając śmieszną średnią prędkość około 18 km/h.

Jezioro Wielkie Brodno
Jezioro Mausz
Na szczęście po południu pogoda poprawiła się na tyle, że mogłem z synem popływać łódką po jeziorze. Na wodach malowniczo położonego jeziora Mausz spotkaliśmy wielu amatorów windsurfingu, a także kilku wędkarzy. My nie wzięliśmy ze sobą wędek, więc do wieczornego piwka musiała nam wystarczyć kiełbaska z grilla...

Mausz
Jejku jejku - fajna nazwa łódki
Grabowo Parchowskie - Mausz
Dzisiaj przed dziesiątą wyruszyłem w drogę powrotną. Było dość pochmurnie i zimno, ale deszcz nie padał. Najważniejsze zaś, że tym razem miałem wiatr w plecy. Odbiło się to pozytywnie na prędkości jazdy. Cała trasę do Gdańska pokonałem w trzy godziny i 45 minut, przy średniej około 21 km/h. Tym razem nie skręciłem ze Złotej Góry w stronę Ostrzyc, lecz pojechałem przez Kartuzy.
Ślad drogi powrotnej w Endomondo

Od moroszki po morwę - nowe oceny


Od moroszki po morwę

Wczoraj na blogu Barbary Pelc ukazała się recenzja "Od moroszki po morwę". Autorka nie była specjalnie zachwycona stylem mojej książki, ale swoje uwagi i zastrzeżenia przekazała w dość delikatnej formie. Trudno zresztą odmówić jej racji, gdy wytyka słabe punkty, jak np. brak zdjęć czy map zwiedzanych miejscowości. Ma też uzasadnione podstawy do twierdzenia, że: "Odnosiłam wrażenie, jakbym czytała suche fakty - byłem tu i tu, zapłaciłem za to tyle i tyle (książka jest istną wyliczanką cen, co ma także oczywiście swoje dobre i praktyczne strony). Autor pisał notatki na bieżąco, po całym dniu, na świeżo i dlatego pewnie nie znajdował czasu na dłuższe opisy dotyczące danego dnia."
Barbara Pelc nie skupia się jednak wyłącznie na negatywach. Chce i potrafi bowiem dostrzec także walory recenzowanej książki. Pisze między innymi:

Książkę czyta się szybko, treść jest interesująca, język bezpośredni, łatwy w odbiorze, bardzo przystępny.

Lektura jest świetną pomocą dla osób, które wybierają się do pracy m.in.: na zbiory moroszki - występuje tu wiele cennych wskazówek i porad dotyczących zarówno zbierania tego owocu, jak i egzystowania w tamtych warunkach.


Chciałam na koniec dodać, iż przepiękny, tajemniczy tytuł oraz genialna okładka zachwyciły mnie doszczętnie i całkowicie skradły moje serce. 


Podobne odczucia miała zresztą autorka poprzedniej recenzji Wioleta Umecka, gdy pisała: Jednak jeśli nie wiecie co to moroszka i nie zbieraliście nigdy zarobkowo owoców za granicą – warto zajrzeć do tego dzieła. Jeśli do tego wszystkiego lubicie czytać wspomnienia z różnorakich podróży to lektura dla Was. I jeśli chcecie mieć w swoich zbiorach książkę z kolorową i dopracowaną okładką, zachęcam do jej przeczytania.

 

JKM okrada Miłosza



Autograf JKM sprzed lat

Janusz Korwin-Mikke znany jest z wygłaszania poglądów tyleż kontrowersyjnych, co skrajnych. Z wieloma z nich można się zgadzać lub też o nich dyskutować. Inne zaś trzeba całkowicie odrzucić. Co innego, jeżeli chodzi o fakty. Tutaj nie ma pola do manewru. Albo coś jest prawdą, albo nie. Do czego zmierzam? Otóż w ostatnim numerze tygodnika Angora  pan Korwin-Mikke był uprzejmy zacytować wiersz jednego z noblistów:



"Który skrzywdziłeś człowieka prostego



Śmiechem nad jego krzywdą  wybuchając,



Gromadę diabłów  wokół siebie mając



Dla pomieszania dobrego i złego (...).



W oryginale fragment ten brzmi tak:


Który skrzywdziłeś człowieka prostego

Śmiechem nad krzywdą jego wybuchając,

Gromadę błaznów koło siebie mając

Na pomieszanie dobrego i złego,


No dobra, może JKM cytował z pamięci, więc mogły mu się nieco poplątać wersy. Jak jednak wytłumaczyć fakt, że ten światły i rzekomo znający się perfekcyjnie na wszystkim człowiek przypisał autorstwo tego znanego powszechnie utworu Zbigniewowi Herbertowi? Tego nie wiem, podobnie jak tego, dlaczego redakcja popularnego tygodnika nie poprawiła tego ewidentnego błędu.



Miłosz się chyba w grobie przewraca...

Śmierć na lodowcu i na przylądku




Lodowiec Jostedalsbreen

W wyniku wypadku do którego doszło w Portugalii, dwoje polskich turystów - małżeństwo na urlopie z dziećmi - spadło z klifu podczas wieczornego spaceru na przylądku Cabo da Roca koło miasta Sintra na zachodzie Portugalii. Ofiary poniosły śmierć na miejscu.

Niemiecka para zginęła na oczach swoich dzieci, osuwając się z lodowca w zachodniej Norwegii. Do tragedii doszło w niedzielę wieczorem na lodowcu Nigard, będącym częścią największego w Europie lodowca Jostedalsbreen.

Dwa dni i dwa podobne komunikaty. W jednym i drugim przypadku na oczach dzieci giną rodzice. Są to oczywiście ogromne tragedie dla rodzin, ale też kolejne przestrogi przed lekceważeniem niebezpieczeństwa Obie pary, choć w różnych miejscach i okolicznościach, zachowały się bowiem bardzo lekkomyślnie. Nie doszłoby do tych nieszczęść, gdyby Polacy w Portugalii i Niemcy w Norwegii nie przekraczali barierek czy łańcuchów wyznaczających bezpieczne strefy. Niestety, zignorowali te ostatnie zabezpieczenia.

Byłem zarówno w Sintrze, jak i na lodowcu Jostedalsbreen. Na tym ostatnim też nie zachowałem się zbyt rozsądnie. Zamiast popłynąć łódką do czoła lodowca, przedzierałem się przez strome zbocze, pokryte licznymi bystro płynącymi strumykami. Skończyło się na szczęście tylko zimną kąpielą...

Esencja Cejlonu

  Poniedziałek, 05.02.24 W niedzielę czwartego lutego wylatujemy z Okęcia zgodnie z planem, czyli o 15.05.   Boeing 347,   należący do...

Posty