Jubileusz Krystyny Sylwestrzak


Krystyna Sylwestrzak

Autorką plakatu jest Barbara Miśkowicz

W Osiedlowym Klubie Kultury „Feluka”, pośród blokowisk gdańskiej Żabianki, odbyło się dzisiaj spotkanie autorskie Krystyny Sylwestrzak. O dorobku twórczym bohaterki wieczoru można byłoby napisać książkę lub przynajmniej obszerny esej. Wspomnę więc tylko, że jest ona autorką niezliczonej ilości fraszek, aforyzmów, wierszy, opowiadań i limeryków. Swoje utwory drukowała na łamach około 130 tytułów prasowych oraz opublikowała w dziewięciu indywidualnych tomikach oraz kilkudziesięciu antologiach i almanachach. Jest też laureatką licznych konkursów literackich, w tym wielu ogólnopolskich.

 Krystynę Sylwestrzak miałem przyjemność poznać
Autograf dla Gabrieli Szubstarskiej

przed blisko trzydziestu laty, kiedy to zrządzeniem losu przywędrowałem do Gdańska i między innymi  z nią udzielałem się w zarządzie Gdańskiego Robotniczego Stowarzyszenia Twórców Kultury „Ster”. Krystyna już wtedy miała imponujący dorobek, a ja stawiałem dopiero pierwsze kroki na grząskich ścieżkach literatury. Tym bardziej jestem jej wdzięczny za życzliwość i brak dystansu. Zawsze była skromna i pozostawała nieco w cieniu, podczas gdy różni krzykacze wpychali się na funkcje we wspomnianym stowarzyszeniu.

W dzisiejszym spotkaniu, które było też formą obchodów jubileuszu okrągłej osiemdziesiątki  autorki „Między Bugiem a prawdą”
wzięli udział jej przyjaciele z Nauczycielskiego Klubu Literackiego, Gdańskiego Stowarzyszenia Twórców Kultury  (ciągle bez rejestracji), członkowie  rodziny oraz przedstawiciele gdańskiego środowiska literackiego, między innymi znane poetki: Ariana Nagórska i Gabriela Szubstarska.

Jan Gębal wznosi toast

 


Niejako przy okazji swoje utwory zaprezentował też Jan Gębal, obecny koordynator GSTK „Ster”.

Migawki z Blackpool.avi



Amatorskie ujęcia niektórych atrakcji Blackpool z lat 2006-2008. Ależ ten czas ucieka:)

Recenzja "W cieniu Sheratona" pióra Barbary Pelc

Czytelnia: "W cieniu Sheratona" Ireneusz Gębski:   Dzisiaj zabiorę Was w podróż do Anglii...
Fragment recenzji:
 Osobiście dziękuję autorowi, że zabrał mnie z powrotem chociaż na chwilę  myślami do UK. To była piękna, nietuzinkowa, a zarazem zwyczajna, słodko-gorzka podróż. Opowieść o życiu, sensie istnienia, o trwaniu, o dążeniu do spełnienia i szczęścia. Trzeba tylko potrafić to w niej odnaleźć. Książka szalenie mi się podobała i polecam ją z czystym sercem każdemu!

A ja dziękuję autorce za obszerne i obiektywne omówienie mojej książki:)

Moja żmija - recenzja

Poniżej fragment recenzji "Mojej żmii" pióra Łukasza Rudzińskiego:
 
Ireneusz Gębski - "Moja żmija"

Ireneusz Gębski sięga do mającej długą tradycję i modnej obecnie powieści epistolarnej. Historia, choć nie tak cukierkowa i napisana znacznie gorszym piórem, przypomina "Samotność w sieci" Janusza L. Wiśniewskiego. I Zbyszek i Krysia angażują się w wirtualny roman - ona domaga się adoracji i stałego potwierdzania zaangażowania emocjonalnego, on dąży do spotkania, by pójść z nią do łóżka. Czytelnik poznaje bohaterów poprzez ich maile, wie tyle, ile przekazują sobie w korespondencji, czasem jest ona rwana, pisana przez jednego z wirtualnych kochanków, czasem to dłuższe listy, czasem krótkie hasła z komunikatorów.

Autor ma skłonność do mieszania gatunków. "Spowiedź bezrobotnego" napisał jako pamiętnik z szeregiem notatek poczynionych w trakcie poszukiwania pracy. W swojej drugiej powieści "W cieniu Sheratona" opisał styl życia czwórki polskich emigrantów do Anglii i ich pracę. "Moja żmija" to z tych trzech książka napisana najlepszym stylem, choć Gębski nie jest wirtuozem słowa. Posługuje się prostym językiem, często potocznym, slangowym. Paradoksalnie najdojrzalsza powieść Ireneusza Gębskiego jest też najmniej istotna.


 Pełny tekst recenzji można przeczytać tutaj

Spacerkiem wokół Oliwy


Pachołek - widok na Zatokę Gdańską

Kościół Matki Bożej Królowej Polski

Pachołek
Dzisiejsza pogoda była wręcz wymarzona do długich spacerów. Po pierwsze nie brakowało słońca, a po drugie temperatura powietrza w granicach 10 stopni C była optymalna do leśnych wędrówek. Przy żwawym tempie marszu nie można było zmarznąć ani też nadmiernie się spocić.

Z kolegą Arturem umówiliśmy się, że on wyruszy ze Złotej Karczmy a ja z przystanku tramwajowego na rogu ulic Wita Stwosza i Obrońców Westerplatte w Oliwie. Na miejsce spotkania wyznaczyliśmy okolice Dworu Oliwskiego. Teoretycznie powinienem dotrzeć tam pierwszy, ale trochę pobłądziłem na krętych ścieżkach Trójmiejskiego Parku Krajobrazowego. W efekcie na umówione miejsce doszliśmy w tym samym czasie. Zrobiliśmy obszerną pętlę czarnym szlakiem, po czym zeszliśmy do Kuźni Wodnej. Stąd zaś, mijając zdewastowane boisko treningowe drużyny niemieckiej z czasów Euro, udaliśmy się na punkt widokowy Pachołek. Powietrze było dzisiaj na tyle przejrzyste, że bez problemu mogliśmy podziwiać nie tylko Zatokę Gdańską, ale też dość wyraźnie widzieliśmy Półwysep Helski, nie wspominając już o bliższych okolicach, w tym obiektach takich jak np. PGE Arena czy Ergo Arena.

W drodze powrotnej przez park oliwski, a następnie ulicę Polanki zerknęliśmy na szczelnie zamkniętą i zabezpieczoną niczym – sorry za skojarzenie – zakład karny, posiadłość Lecha Wałęsy. Przy zajezdni tramwajowej na Wita Stwosza minęliśmy fragment będącej w budowie Trójmiejskiej Kolei Metropolitarnej, a konkretnie rzecz ujmując – przyczółków przyszłego wiaduktu.


Wreszcie, po trzech godzinach intensywnego spaceru, dotarliśmy do mojego mieszkania, gdzie odpoczęliśmy i uzupełniliśmy ubytek płynów w organizmie. Oby tylko nie suszyło…

Oliwskie krajobrazy z Pachołka
Katedra Oliwska z Pachołka

Reagan bez ręki



Pomnik Reagana  przed dewastacją

Niewiele ponad rok temu odsłonięto w Gdańsku pomnik Ronalda Reagana i Jana Pawła II. Rzeźba wykonana z brązu stanęła w Parku Reagana na Przymorzu. Niestety, nie dane jej było pokryć się patyną czasu. Ostatniej nocy bowiem ktoś odciął lewą rękę  posągowi przedstawiającemu prezydenta USA podczas spaceru z polskim papieżem. Nie dopatrywałbym się tutaj żadnych podtekstów politycznych czy religijnych. Czyn ten był po prostu aktem pospolitego wandalizmu. Bardzo możliwe, że chodziło o zarobienie paru złotych na sprzedaży  wspomnianej ręki jako złomu. Nie wydaje mi się bowiem, żeby ktoś zadawał sobie trud odpiłowania  prezydenckiej kończyny dla fantazji. Co innego, gdyby chodziło o odłamanie części pomnika, jak to było na przykład w przypadku posągu Oskara (bohater „Blaszanego
Oskar bez pałeczek

 bębenka” Guntera Grassa) we Wrzeszczu, gdzie jacyś chuliganie bezmyślnie pozbawili pałeczki małego bębniarza. Tak przy okazji, ubytek ten nigdy nie został uzupełniony.

Podobno  (wg portalu Trojmiasto,pl) naprawa pomnika Reagana ma kosztować 105 tysięcy złotych. Wydaje mi się to mało prawdopodobne w zestawieniu z całkowitym kosztem tego projektu, który wynosił około 220 tysięcy złotych. Nie o to jednak chodzi. Pomyślałem sobie, że może lepiej zostawić uszkodzony obiekt w takim stanie, do jakiego doprowadził (li) go sprawca(y). Niech ta uszkodzona rzeźba rzuca się w oczy przechodniom i uświadamia im, do czego prowadzi tolerowanie chuligaństwa, chamstwa i wandalizmu

Esencja Cejlonu

  Poniedziałek, 05.02.24 W niedzielę czwartego lutego wylatujemy z Okęcia zgodnie z planem, czyli o 15.05.   Boeing 347,   należący do...

Posty