Z buta po Górach Stołowych



Szczeliniec

Wyprawa w Góry Stołowe zaczęła się pechowo. Kiedy w sobotę zalegalizowaliśmy na dworcu w Gdańsku Wrzeszczu karnety Regio i wyszliśmy na peron, z megafonów usłyszeliśmy informację o  dziesięciominutowym opóźnieniu pociągu Sambor, którym mieliśmy jechać do Bydgoszczy. Weszliśmy więc z powrotem na halę dworcową, aby niepotrzebnie nie marznąć. Po około pięciu minutach megafony wypluły kolejny komunikat: "Pociąg Regio Sambor z Gdyni do Bydgoszczy odjedzie z peronu drugiego".  Na peron dobiegliśmy w samą porę, żeby zobaczyć ostatni wagon odjeżdżającego składu.  Tym samym stanęliśmy przed dylematem, co robić dalej. Mogliśmy zrezygnować z podróży lub spróbować dojechać do Bydgoszczy innym pociągiem, żeby zdążyć na połączenie do Poznania (plan naszej podróży zakładał przejazd pięcioma pociągami regionalnymi z przesiadkami w Bydgoszczy, Poznaniu, Rawiczu i  Wrocławiu). Zdecydowaliśmy się na to drugie rozwiązanie. Nabyliśmy bilety Intercity po 43 złote od osoby (karnet Regio kosztuje 75 złotych i jest ważny przez dwa miesiące na dowolnie wybrane trzy dni podróży po całym kraju) i pojechaliśmy do Bydgoszczy najbliższym pociągiem pośpiesznym.

Z dalszymi połączeniami nie było już problemów. W Poznaniu mieliśmy nawet blisko dwie godziny czasu na zwiedzanie miasta. Jedynie w Rawiczu czas na przesiadkę był na styk, gdyż od przyjazdu jednego do odjazdu drugiego pociągu było zaledwie  5 minut przerwy.    

Do Polanicy-Zdroju dojechaliśmy o 20.44, czyli po prawie trzynastu godzinach od wyjazdu z Wrzeszcza. Nocleg mieliśmy zarezerwowany w willi Laura nad Bystrzycą Dusznicką, niespełna dwa kilometry od dworca. Koszt dwuosobowego pokoju z telewizorem, czajnikiem i łazienką - 45 zł od osoby.

W niedzielę po śniadaniu wyruszyliśmy w stronę Szczelińca. Pogoda była ładna, więc wędrowało się przyjemnie. W okolicy Parku Zdrojowego rozdzieliliśmy się. Ja poszedłem ulicą Zdrojową w stronę drogi E 67, zaś Artur wybrał inną trasę. Spotkaliśmy się dopiero po osiemnastu kilometrach marszu, w pobliżu Karłowa. Dalej szliśmy już razem. Już z daleka widać było skalny masyw Szczelińca, ale wcześniej chcieliśmy uzupełnić zapasy. Niestety, Karłów poza sezonem, jest całkowicie uśpiony. Jedyny sklep spożywczy w niedzielę jest nieczynny, zaś w dni powszednie otwarty tylko do godziny 13. Przy drodze do schodów prowadzących na wierzchołek Szczelińca stoi szereg smętnych budek, które w sezonie zapewne tętnią życiem. Podobnie jak mijany po lewej stronie park dinozaurów.

Szczeliniec Wielki to najwyższy szczyt Gór Stołowych (919 m n.p.m.). Przed wejściem na kręte schody (jest ich ponoć 665) kłuje w oczy żółta tablica z czarnym napisem ostrzegawczym: "Trasa turystyczna na Szczelińcu Wielkim zamknięta. Wejście na własną odpowiedzialność". Obok na słupku kartka formatu A4 z informacją uzupełniającą: "... Ale schronisko jest czynne!!!".  Rzeczywiście, schronisko PTTK "Na Szczelińcu" jest czynne przez cały rok.  Jego budowę rozpoczęto w 1845 roku, natomiast schody prowadzące na szczyt powstały już w 1827 roku. Podejście do schroniska miejscami jest zaśnieżone i śliskie, ale barierki i linki stanowią wystarczającą asekurację dla w miarę sprawnych turystów.

Pierwszy nocleg w pokoju dwuosobowym kosztuje 50 zł, drugi 40, a  trzeci tylko 30. Do tego dochodzi 10 zł opłaty za pościel. Nie ma telewizora, jest za to darmowe WiFi oraz całkiem nieźle zaopatrzona biblioteczka. Najtańsze piwo kosztuje 8 zł, zaś jajecznica z trzech jaj 9 zł (z szynką 10). Całość sprawia przyjemne wrażenie. Niestety, po naszym przyjściu na Szczeliniec (21,25 km w nogach) pogoda radykalnie się zmieniła. Zaczął padać śnieg, potem przyszła mgła i piękne widoki szlag trafił.

W poniedziałek postanowiliśmy wybrać się do Błędnych Skał i do Kudowy Zdroju. Do tych pierwszych poszliśmy czerwonym szlakiem z Karłowa. Był to chyba najtrudniejszy odcinek do przejścia w tym dniu. Pokonanie dziesięciu kilometrów ze Szczelińca zajęło nam 2 godziny i 17 minut. Trasa była błotnista, miejscami zalana wodą lub pokryta zmarzniętym śniegiem. Do tego śliskie kamienie i mgła oraz mżawka. Warto było jednak tam pójść. Labirynt wąskich korytarzy wśród skalnych bloków robi spore wrażenie. Miejscami jest tak ciasno, że trudno przecisnąć się z plecakiem, gdzieniegdzie trzeba się mocno pochylić, żeby przejść. Ogólnie nie polecam tej atrakcji osobom cierpiącym na klaustrofobię lub wyróżniającym się gabarytami XXL. Normalnie koszt zwiedzania Błędnych Skał wynosi 7 zł, ale poza sezonem wchodzi się tam za darmo i na własną odpowiedzialność.

Z Błędnych Skał do Kudowy Zdroju znowu poszliśmy osobno (Artur nie zwiedzał labiryntu). Tym razem szlak był o wiele przyjemniejszy i bardziej atrakcyjny widokowo, przynajmniej po wyjściu z lasu. Z Kudowy udałem się do Czermnej. Chciałem tam obejrzeć słynną Kaplicę Czaszek. Nie miałem jednak szczęścia - w poniedziałki kaplica jest nieczynna (dla grup zorganizowanych czynna wyjątkowo od godz. 10 do 13, ja byłem tam po czternastej).

Zawróciłem zatem do Kudowy Zdroju, gdzie przez chwilę podziwiałem park i buszujące po nim czarne wiewiórki. W drodze powrotnej nieopodal poczty spotkałem Artura. Tym razem wracaliśmy nie szlakiem turystycznym, lecz wijącą się zakosami pod górę szosą. Krótko po siedemnastej doszliśmy do schroniska "Na Szczelińcu". Endomondo pokazało, że pokonałem w tym dniu 34,48 km w 6 godzin i 34 minuty. Czułem to nie tylko w nogach. Niestety, pojawiły się także symptomy odwodnienia. Miałem mdłości, szczególnie po zjedzeniu dwóch jabłek i ogólnie marne samopoczucie. Sytuacja wróciła do normy, gdy przypomniałem sobie o uzupełnieniu mikroelementów. Zjadłem łyżeczkę soli, zapiłem herbatą i wkrótce wszystkie dolegliwości ustąpiły.

Po kolejnej nocy w schronisku "Na Szczelińcu" wstałem o szóstej rano i po szybkim śniadaniu poszedłem na dworzec w Dusznikach-Zdroju (12,26 km). Powrót do Gdańska, podobnie jak poprzednio,  pięcioma pociągami regionalnymi. Obyło się bez przygód, choć w Bydgoszczy o mało co nie uciekł mi pociąg sprzed nosa. W domu byłem o godz. 22.30.
 
Park dinozaurów w Karłowie

Kudowa Zdrój

Park w Kudowie Zdroju

Schroniskowy kot


Szczeliniec - widok z Karłowa


Trasa na Szczeliniec

Na Szczelińcu

Piękna huba na Szczelińcu

Szlak na Błędne Skały

Błędne Skały

Błędne Skały

Błędne Skały

Przy szlaku do Kudowy Zdroju

Czermna

Schronisko "Na Szczelińcu"

Duszniki-Zdrój

Gdzieś za Poznaniem

Czarna wiewiórka w Kudowie Zdroju

Oszuści i poczta - ciąg dalszy



Wczoraj przyszła wreszcie oficjalna odpowiedź Poczty Polskiej na moją reklamację (pisałem o tym szerzej tutaj). Nie listem poleconym, jak mnie zapewniano, lecz zwykłym. Ponad trzy miesiące potrzebne było pracownikom Sekcji Reklamacji Zagranicznych, aby ustalić to co było oczywiste od samego początku, a mianowicie to, że przesyłka nie została zatrzymana i trafiła do adresata wbrew mojej woli. Oto fragmenty pisma, które podpisała Magdalena Bogucka:
Na podstawie przeprowadzonego postępowania reklamacyjnego ustalono, że reklamowana przesyłka została doręczona dnia 8 grudnia 2016 roku (...).
Przesyłka nie została zatrzymana, ponieważ w dniu 02 grudnia 2016 roku, kiedy zostało złożone żądanie wycofania i zwrócenia przesyłki, paczka była już przekazana do ładunku lotniczego (...).
W związku z powyższym Centrum Obsługi Finansowej zwraca opłatę za niewykonanie usługi zatrzymania i zwrotu przesyłki do nadawcy w wysokości 38 zł.
Za nienależyte wykonanie zleconej usługi oraz wszelkie komplikacje spowodowane tym faktem, uprzejmie przepraszamy.
Bardzo ładnie! Poczta przyznaje się do nienależytego wykonania usługi i nawet przeprasza, ale nie zająknie się ani słowem na temat zadośćuczynienia. Nie mówię o jakimś wydumanym odszkodowaniu, lecz wyłącznie o pokryciu moich strat. Jest przecież rzeczą naturalną, że jeżeli na przykład jakaś linia lotnicza odwołuje lot, to pasażerowie oprócz zwrotu wartości biletów otrzymują także rekompensaty finansowe za stracony czas.
A co do meritum, to tłumaczenie, iż "paczka była już przekazana do ładunku lotniczego" jest po prostu niewiarygodne. Przypomnę, że żądanie zatrzymania przesyłki złożyłem o godzinie 14.00 drugiego grudnia, a  dopiero o 9.36 następnego dnia opuściła ona Węzeł Ekspedycyjno-Rozdzielczy (WER) w Warszawie. Nie znaczy to bynajmniej, że w tym samym czasie została wysłana z kraju (w Malmo w Szwecji pokazała się dopiero 5 grudnia). Tak czy owak, od mojej interwencji do wypuszczenia paczki z WER upłynęło prawie 20 (!) godzin. To jest naprawdę dużo czasu, nawet jak na pocztowe standardy. Byłoby zatem lepiej dla Poczty Polskiej, gdyby bez zbędnej zwłoki uznała moje skromne roszczenia, zanim zobligują ją do tego inne instytucje, np. sąd...
Póki co wysyłam odwołanie od tej kuriozalnej decyzji.

Transwestyci

Krótkie uzupełnienie wrażeń z Tajlandii, a konkretnie z Alcazar w Pattaya

Kamienna grobla tylko dla ptaków?



Po dłuższej przerwie wybraliśmy się z kolegą Arturem na spacer po Wyspie Sobieszewskiej. Zaczęliśmy od odwiedzenia kamiennej grobli. Poprzednio byliśmy tutaj w grudniu 2014 roku, jeszcze przed remontem. Wtedy grobla faktycznie była zaniedbana i spacer po  nierównych kamieniach nie należał do bezpiecznych. Obecnie grobla jest równiutko ułożona, ale przed wejściem ustawiono tablicę z napisem:
Budowla hydrotechniczna
Zakaz wejścia
Wejście grozi śmiercią lub kalectwem
Faktycznie, po przejściu niewiele ponad stu metrów pojawia się przeszkoda. Grobla jest przerwana i przegrodzona stalową klatką. Ta ostatnia zaś zamknięta jest na kłódkę. Teoretycznie można by przeskoczyć między betonowymi przyczółkami, ale jest to dość ryzykowne. Równie ryzykowne jest przechodzenie po drewnianym balu, który ktoś ułożył obok klatki. Czy nie prościej byłoby otworzyć klatki (na drugim końcu grobli też takowa się znajduje) i pozwolić turystom na spacery przez cała groblę? Przynajmniej w okresie, kiedy nie odbywają się lęgi ptaków.
Na szczęście na wyspie jest jeszcze parę innych miejsc, gdzie można do woli spacerować. Przede wszystkim długa plaża oraz urokliwe leśne ścieżki i dukty. Dzisiaj przeszliśmy niespełna 11 kilometrów, ale długość tutejszych tras jest o wiele większa.
W sezonie letnim można wejść na punkt widokowy zbiornika Kazimierz





Migawki z Gruzji







Więcej gruzińskich wspomnień w linku do relacji

Na pakistańskich drogach i bezdrożach

  Piątek, 11.10.24 Wyruszam dzisiaj   w kolejną podróż, dość ważną, bo Pakistan jest nie tylko ciekawym (a przy tym mało znanym) pod wzg...

Posty