Rowerem po TPK i lokata z mobilnym wpłatomatem



TPK - Matemblewo


Pierwsza przejażdżka rowerowa w tym roku. Wraz z Arturem przejechaliśmy 22 kilometry. Trasa wiodła przez Oliwę, Złotą Karczmę i Matemblewo. Niestety, nadal trwa intensywna wycinka drzew w Trójmiejskim Parku Krajobrazowym. Puste miejsca widać szczególnie teraz, kiedy jeszcze drzewa i krzewy nie pokryły się ochronnym płaszczem  zieleni.


TPK - Matemblewo

Założyłem wczoraj internetową lokatę w Idea Banku. Oprocentowanie trzymiesięcznej lokaty wynosiło 2,75 procent w stosunku rocznym. W mailu potwierdzającym otwarcie lokaty napisano:



Witaj,
serdecznie gratulujemy wyboru lokaty z naszej oferty.
Potwierdzamy przyjęcie wniosku o następującą lokatę wraz z dostępem do bankowości elektronicznej (...).



Wnioskowana lokata zostanie założona w momencie zaksięgowania na rachunku lokaty środków równych kwocie deklarowanej we wniosku. Wymagane jest, aby środki pieniężne zostały przesłane jednorazowo i tylko z jednego rachunku prowadzonego w banku na terenie Polski.



Niby wszystko jasne i przejrzyste, ale  nie do końca. Dzisiaj otrzymałem bowiem telefon od konsultanta Idea Bank.



- Pan zakładał u nas lokatę wczoraj? - zapytał po upewnieniu się, że rozmawia właśnie ze mną.



- Tak - potwierdziłem. - Również wczoraj wysłałem przelew.



- W takim razie oprocentowanie lokaty nie będzie wynosiło 2,75 %, bo to jest lokata gotówkowa.



- Co to znaczy? - zdziwiłem się, bo od dobrych piętnastu lat korzystam z bankowości internetowej, czyli raczej bezgotówkowej.



- Żeby skorzystać z uprzywilejowanego oprocentowania musiałby pan wpłacić środki za pośrednictwem  wpłatomatu mobilnego. Wystarczy tylko umówić się na określoną godzinę, a samochód z wpłatomatem podjedzie w określone miejsce.



- Tyle, że najpierw musiałbym je wypłacić z banku, przynieść do domu, a potem dopiero wpłacić do waszego wpłatomatu. Jaki to ma sens?



- Przykro mi, ale ta lokata tylko tak funkcjonuje.



- A co ze środkami, które już przelałem?



- Będą oprocentowane na 0,5 procenta.



Zajrzałem na stronę internetową Idea Bank. Rzeczywiście, informacje tam zawarte pokrywały się z tymi  przekazanymi przez konsultanta. Pytanie tylko: dlaczego nie napisano nic o tych szczególnych wymogach w cytowanym wyżej mailu?



W tej sytuacji zerwałem lokatę i poszukałem banku, w którym mogłem założyć nową bez zbędnych korowodów.

Bronią Wałęsy czy atakują "kurdupla"?


Janusz Lewandowski


Mój stosunek do manifestacji organizowanych w obronie Lecha Wałęsy jest dość ambiwalentny. Wydaje mi się bowiem, że ich organizatorom chodzi nie tyle o udowodnienie, że Wałęsa nie  był współpracownikiem SB, ile o  dokopanie przeciwnikom politycznym, czyli PiS. Mimo to poszedłem na Plac Solidarności w Gdańsku, żeby  trochę popatrzeć i posłuchać.


Selfie z wąsami a'la Wałęsa

Na obrzeżach placu zobaczyłem Janusza Lewandowskiego. Nie zauważyłem, żeby pchał się na scenę.  Stały tam natomiast między innymi Danuta Wałęsa i Henryka Krzywonos. Obie zabierały głos. Wystąpienie małżonki Wałęsy nie budziło moich zastrzeżeń. Mówiła po prostu jak każda lojalna żona, która stoi murem za mężem, niekoniecznie zwracając uwagę na fakty. Nie spodobało mi się natomiast improwizowane przemówienie Henryki Krzywonos. Pół biedy z tym, że było ono chaotyczne i pełne potknięć. O wiele ważniejsze jest to, że słynna tramwajarka, być może ulegając wiecowej atmosferze, pozwoliła sobie na personalne wycieczki w stylu bardziej przystającym do pospolitego menela niż do posłanki na sejm. Aby nie być gołosłownym, cytuję jej hasła: "Nie będzie kurdupel zabierał nam wolności" czy "Precz z kurduplem".



Można nie lubić Jarosława Kaczyńskiego czy innego polityka, ale przecież wyśmiewanie się z czyjegoś wyglądu  w złym świetle stawia nie obiekt drwin, lecz właśnie wyśmiewającego. Tym samym pani Krzywonos wyświadcza niedźwiedzią przysługę Lechowi Wałęsie, a przy okazji wystawia bardzo złe świadectwo sobie.

Potencja i odchudzanie w jednym



Profesor Dranok

Przed kilku tygodniami pisałem nieco ironicznie o reklamie środków na potencję. Wspomniałem wtedy o rozmowie z rzekomym profesorem Dranokiem, w której przekonywał on do zalet specyfiku mającego powodować nawet 3,5 krotne powiększenie penisa, nie wspominając już o możliwościach wydłużania stosunku. Ktoś może zapytać, dlaczego mówię o rzekomym profesorze? Nadmieniałem już w tamtym wpisie, że nie znalazłem nigdzie informacji na jego temat. Nie jest to jednak argument stuprocentowy. Mogłem bowiem źle szukać, a  sam profesor może nie lubi afiszować się w internecie.   Nie spierałbym się, gdyby padły takie zarzuty. Do czasu! Teraz bowiem ponownie natrafiłem na identyczne zdjęcie, a ściślej rzecz ujmując, jego lustrzane odbicie.

DoktorParisot

Kim jest teraz  profesor Dranok? Jak widać z podpisu, tym razem mamy do czynienia z doktorem o nazwisku Jean Paul Parisot (taka osoba faktycznie istnieje, ale działa w innej branży).  Co w aktualnym wcieleniu poleca "wybitny specjalista"? Ano to, czego wielu konsumentów oczekuje. Oprócz dobrej potencji każdy chciałby przecież mieć także świetną sylwetkę. A zatem profesor Dranok vel doktor Parisot staje na wysokości zadania i zachwala odchudzające saszetki z zieloną kawą o nazwie CafeForm.

Nic tylko kupować i spożywać! Ruch i dieta są przecież takie męczące... A tu wystarczy pić tylko jedną saszetkę dziennie i problem z nadwagą znika. Podobnie jak kasa z naszego portfela...



Angora po raz drugi

 W aktualnym numerze Angory ukazały się fragmenty moich zapisków z podróży po Indiach. Jest to już mój drugi w przeciągu kilku miesięcy artykuł o podobnej tematyce zamieszczony w tym tygodniku. Poprzedni dotyczył przejazdu przez Pamir w Tadżykistanie i Kirgistanie. Oczywiście, spodziewałem się tego, ale nie sądziłem, że publikacja nastąpi w niewiele ponad tydzień od wysłania materiału. Dziękuję więc serdecznie redaktorowi Henrykowi Martence za decyzję o ekspresowym skierowaniu mojego tekstu do druku. Z pełną wersją moich indyjskich notatek można zapoznać się tutaj  

Na marginesie sprawy Bolka



Maria Kiszczak, idąc do IPN z propozycją sprzedaży materiałów o Bolku, przyczyniła się do rozpętania kolejnej ogólnopolskiej dyskusji o agenturalności Lecha Wałęsy. Podejrzewam, że nie była świadoma olbrzymich reperkusji swojego pochopnego kroku. Nie tylko, że nie otrzymała oczekiwanych 90 tysięcy złotych, ale też naraziła się na krytykę i po części na śmieszność. Abstrahując od tego, co zawierały materiały nielegalnie przechowywane w domu przez jej zmarłego niedawno męża, dziwna wydaje się motywacja jej działania. Nie chce mi się wierzyć, że rodzina Kiszczaków cierpi aż tak wielki niedostatek, jak to przedstawia mediom wdowa po generale. Wszak przez dziesiątki lat oboje pracowali, zarabiając zdecydowanie więcej niż większość Polaków. Gdyby jednak jakimś cudem, w ogóle nie myśleli o przyszłości, przepuszczając na bieżąco posiadane środki, to przecież jest jeszcze całkiem ładny i sporo warty domek letniskowy na Mazurach. Na pewno nie byłoby kłopotu ze znalezieniem chętnego na nabycie tej daczy.


Co do samego Bolka, to uważam, że temat powinien być już dawno zamknięty. Niestety, sam zainteresowany tego nie ułatwia, klucząc i zmieniając wersje odnośnie wydarzeń z pierwszej połowy lat siedemdziesiątych. Nie będę tu jednak podążał za stadnym pędem i przyłączał się do zwolenników bądź przeciwników Lecha Wałęsy. Żeby wypowiadać się o czymś z pełnym przekonaniem, trzeba dysponować  konkretną wiedzą. Ja jej nie posiadam.

Na pakistańskich drogach i bezdrożach

  Piątek, 11.10.24 Wyruszam dzisiaj   w kolejną podróż, dość ważną, bo Pakistan jest nie tylko ciekawym (a przy tym mało znanym) pod wzg...

Posty