Dzisiaj minimum słów i maksimum obrazu. Kto nie lubi dużo czytać, może teraz obejrzeć filmowy skrót tego wszystkiego, o czym pisałem przez dwa ostatnie tygodnie.
P.S. Mój blog obchodzi dzisiaj skromny jubileusz: dwieście tysięcy odsłon, z czego sto tysięcy w ciągu ostatnich 21 miesięcy. Przy okazji dziękuję wszystkim, którzy tutaj zaglądają.
Link do filmu poniżej:
Bieszczady i Pogórze Przemyskie
Bieszczadzkie migawki
Etykiety:
Hoczew,
klasztor karmelitów,
klasztor Nazaretanek,
Komańcza,
Krasiczyn,
Myczkowce,
park miniatur,
Polańczyk,
Przemyśl,
przysięga WOT,
rejs po j. solińskim,
Solina,
Wołkowyja,
Zagórz,
Zdzisław Pękalski
Lubię podróże (70 odwiedzonych państw) i książki (kilka napisanych i opublikowanych oraz kilka tysięcy przeczytanych).
Piechotą do Wołkowyi
Dzisiaj spacer do Wołkowyi. Dosyć długi i
intensywny - 19 kilometrów w 3 godziny. Po drodze zajrzałem na przeprawę
promową na największą wyspę Jeziora Solińskiego, czyli Energetyk. Później był
już tylko marsz wśród drzew nabierających jesiennych kolorów. Droga z
Polańczyka jest dość kręta i pełna ostrych podjazdów i zjazdów. W przypadku
chodzenia nie ma to większego znaczenia. Gorzej byłoby przy jeździe rowerem.
Wołkowyja to stara wieś pochodząca z piętnastego
wieku. Po 1939 roku napłynęło tu sporo Ukraińców. Niemcy obsadzali nimi
stanowiska nauczycielskie w szkołach. Nie podobało się to Polakom, gdyż nowi
nauczyciele często nie mieli odpowiednich kwalifikacji. Przede wszystkim jednak
chodziło o to, że lekcje miały odbywać się w języku ukraińskim. Po długich
przepychankach i prześladowaniu ludności polskiej Niemcy zgodzili się
ostatecznie na zatrudnienie polskiej nauczycielki. Do końca wojny trwał względny
spokój. Po wojnie jednak wieś podzieliła los innych bieszczadzkich
miejscowości. W lipcu 1946 roku bandy UPA zaatakowały Wołkowyję, paląc wieś i
bestialsko mordując 32 Polaków. Niektórych wrzucano żywcem do ognia, innym
wcześniej podrzynano gardła. Spłonęło wtedy 27 polskich domów.
Obecnie Wołkowyja jest atrakcyjną
miejscowością turystyczną. Pełno tu pensjonatów i miejsc noclegowych w
prywatnych kwaterach. Blisko stąd do Soliny oraz na połoniny. Na miejscu zresztą
też można nieźle wypocząć, choćby na Zielonej Plaży nad Jeziorem Solińskim.
P.S. Pochwalę się małym rekordem: 10 kilometrów w godzinę i 29 minut. Tak przynajmniej wyliczyło Endomondo :)
Przeprawa na wyspę Energetyk |
Jezioro Solińskie |
Wołkowyja |
Zielona Plaża w Wołkowyi |
Wołkowyja |
Polańczyk |
Etykiety:
bandy UPA,
Endomondo,
Jezioro Solińskie,
spacer z Polańczyka,
Wołkowyja,
wyspa Energetyk,
Zielona Plaża
Lubię podróże (70 odwiedzonych państw) i książki (kilka napisanych i opublikowanych oraz kilka tysięcy przeczytanych).
Prymas, karmelici i świńskie koryta
Pomnik kard. S. Wyszyńskiego |
Odwiedziliśmy wczoraj trzy interesujące
miejscowości: Komańczę, Zagórz i Hoczew. Każda z nich ma swoją bogatą historię,
ale ja nie piszę przewodnika, więc skupię się tylko na wybranych tematach.
Komańcza znana jest przede wszystkim jako
miejsce internowania prymasa Stefana Wyszyńskiego (29.10.1955 - 28.10.1956). Było
to czwarte i ostatnie miejsce odosobnienia głowy polskiego kościoła. Wcześniej
przebywał w Rywałdzie, Stoczku (najtrudniejsze warunki) i w Prudniku. Do
klasztoru sióstr Nazaretanek przywieziono go w celu poratowania zdrowia. Prymas
zmagał się bowiem z chorobą płuc, a komuniści obawiali się odpowiedzialności za
jego ewentualną śmierć. Klasztor został zbudowany w roku 1931 i początkowo miał
być domem wypoczynkowym dla sióstr. Nazaretanki miały tu przyjeżdżać dla
podratowania zdrowia. Potem jednak sprowadziły się tu na stałe.
Do klasztoru idzie się wąską dróżką pod górę.
Kiedyś nie było tu asfaltu, ale położono go w związku z planowaną wizytą
papieża Jana Pawła II (znał to miejsce z wędrówek po Bieszczadach w 1953 r.).
Ostatecznie jednak papież przeleciał tylko śmigłowcem nad tym terenem, a asfalt
pozostał. Wikipedia podaje, że można zwiedzać pokój, w którym przebywał
kardynał Wyszyński. Kiedyś rzeczywiście tak było, ale teraz nieliczne pamiątki
po prymasie tysiąclecia zgromadzone są w innym pomieszczeniu. Najlepiej oddał
atmosferę tego miejsca ks. Jan Twardowski w wierszu "Księdzu
Prymasowi":
Kocham deszcz,
który pada czasami
w Komańczy
nawet taki szorstki i chłodny
gwiazdkę śniegu
co nieraz mu w oknach
zatańczy
żeby był tak jak zawsze
pogodny...
Prostą lampę na stole,
wszystkie jego książki,
brewiarz, zegar,
wieczorną ciszę...
Nawet taki najmniejszy
z Matką Boską obrazek,
który komuś z wygnania
podpisze.
Krzyże żadne nie krwawią
gdzie jest świętość i spokój,
gdy z WYGNAŃCEM po cichu
drży
POLSKA...
Wszystko proste jak w wierze
brewiarz, lampa i pokój.
Matka Boska Leśna |
Niedaleko od klasztoru na leśnym zboczu stoi
figurka Matki Boskiej Leśnej. Dlaczego tu? Podobno w latach trzydziestych
jakiegoś kuracjusza ugryzła w nogę żmija. Noga spuchła, a do najbliższego
ośrodka zdrowia w Sanoku było około 30 kilometrów. Nagle zobaczył przed sobą
kobietę w bieli. Słyszał już wcześniej opowieści, że pojawiała się tutaj
dawniej. Krzyknął więc "Matko Boska, ratuj!" Wkrótce opuchlizna
zeszła mu z nogi, a po ukąszeniu został tylko malutki ślad. W podzięce za
ocalenie postawił więc figurkę Matki Boskiej na małym cokole. Inne cudowne
wydarzenie dotyczy żołnierza AK, który uciekł Niemcom tuż przed rozstrzelaniem.
Ślady jego stóp na śniegu zniknęły nagle przy figurce i prześladowcy stracili
trop. Po wojnie żołnierz ten powrócił i w ramach wdzięczności odnowił figurę i
postawił ją na wyższym cokole.
W Komańczy znajdują się też dwie cerkwie.
Jedna to parafialna świątynia prawosławna. Zbudowana została w latach 2008 -
2010 w miejscu spalonej w 2006 r. Druga z komanieckich cerkwi należy do parafii
greckokatolickiej. Wzniesiono ją w 1988 roku. Jest to obiekt
drewniano-murowany. Zwiedziliśmy tylko tę ostatnią. Trochę zdziwił mnie zakaz
fotografowania wnętrza tej świątyni bo nie jest to przecież żaden zabytek. Na
szczęście zakaz ten nie był rygorystycznie egzekwowany.
Z Komańczy udaliśmy się do Zagórza.
Popołudniowe słońce piękne oświetlało okoliczne wzgórza i przybierające
jesienne kolory lasy. Krajobraz wprost bajeczny! W Zagórzu wysiedliśmy na
parkingu przed Sanktuarium Matki Bożej Zagórskiej. Ulicą Klasztorną wspinaliśmy
się do góry. Na kilometrowym odcinku znajdują się oryginalne, jeśli chodzi o
rzeźby, stacje Drogi Krzyżowej. Ruiny klasztoru Karmelitów Bosych znajdują się
na wzgórzu w zakolu rzeki Osławy. Kościół, klasztor i mury obronne wzniesiono w
pierwszej połowie XVIII wieku. Jednakże już w 1772 roku obiekty te zostały
częściowe zniszczone i spalone przez wojska rosyjskie. Drugi pożar miał miejsce
w 1882 roku. Prawdopodobnie spowodowali go Austriacy, choć oni sami twierdzili,
że doszło do niego w wyniku sprzeczki przeora z zakonnikiem. Tak czy owak,
monumentalne mury klasztoru i kościoła od tej pory ulegały ciągłemu procesowi
niszczenia. Podejmowane po wojnie próby odbudowy spaliły na panewce. Niemniej
obiekt jest wpisany na listę zabytków. Wyremontowana wieża widokowa stanowi
świetny punkt obserwacyjny na Góry Słonne, Zagórz i Beskid Niski.
Ruiny klasztory Karmelitów Bosych w Zagórzu |
Do Hoczwi dojeżdżamy o zmroku. Nie jest
jeszcze na tyle ciemno, żeby nie zauważyć na podwórku Zdzisława Pękalskiego
licznych rzeźb. Jego samego nie możemy poznać, bo przebywa na rehabilitacji po
przebytym trzy lata temu udarze. Galerię artysty otwiera nam jego uczennica i
przyjaciółka. Wszystkie ściany i sufit pokryte są rzeźbami, obrazami i
grafikami Pękalskiego. Na stoliku leżą też jego książki, bo pan Zdzisław jest
nie tylko rzeźbiarzem, malarzem i grafikiem, ale też poetą i fraszkopisarzem.
Lwią część jego twórczości stanowią jednak rzeźby i obrazy. Najciekawsze jest jednak
to, z czego wykonuje swoje dzieła. Otóż wykorzystuje on wszelkie odpady, na które
inni ludzie nie zwróciliby nawet uwagi. Doskonałym tworzywem dla Zdzisława Pękalskiego
są nadgniłe lub nadpalone deski i gonty, świńskie koryta, niecki, kawałki drewna
i korzeni, stare drzwi czy blat warsztatu stolarskiego. Na tym ostatnim umieścił
"Ostatnią Wieczerzę". Twarze apostołów i Jezusa okolone są specyficzną
aureolą wykonaną z podków.
Jedna z prac Z. Pękalskiego |
z Lwowa. W Hoczwi zamieszkał
w 1963 roku. Pracował jako nauczyciel w tutejszej szkole.
Klasztor Nazaretanek w Komańczy |
Pamiątki po prymasie Wyszyńskim |
Komańcza |
Wnętrze cerkwi greckokatolickiej w Komańczy |
Ruiny klasztoru w Zagórzu |
Widok z wieży widokowej w Zagórzu |
Z galerii Z. Pękalskiego |
W galerii Z. Pękalskiego |
Rzeźba na podwórku Z. Pękalskiego |
Ostatnia Wieczerza Z. Pękalskiego |
Etykiety:
cerkiew w Komańczy,
Hoczew,
klasztor Karmelitów bosych,
klasztor Nazaretanek,
Komańcza,
Matka Boska Leśna,
prymas Wyszyński,
świńskie koryta,
Zagórz,
Zdzisław Pękalski
Lubię podróże (70 odwiedzonych państw) i książki (kilka napisanych i opublikowanych oraz kilka tysięcy przeczytanych).
Jeden dzień we Lwowie
Szczepcio i Tońcio |
O wycieczce do Lwowa myślałem już od paru lat. Wreszcie nadarzyła
się odpowiednia okazja i moje marzenie zostało wczoraj zrealizowane. Lwów to
symbol polskich kresów i można byłoby mówić i pisać o nim bardzo długo. Nie mam
jednak swady naszej przewodniczki Marianny (córka Polki i Ukraińca), więc
ograniczę się do paru wspomnień z siedmiogodzinnego zwiedzania miasta nad rzeką
Pełtwią.
Po wyjściu z autokaru odwiedziliśmy Archikatedralny sobór św. Jura. Cerkiew ta należy
do Ukraińskiego Kościoła Greckokatolickiego. Pochodzi z XVIII wieku. Za czasów
sowieckich podlegała Rosyjskiemu Kościołowi Prawosławnemu. Dwa lata temu na
przykatedralnym placu odsłonięty został pomnik metropolity lwowskiego Andrzeja
Szeptyckiego. W uroczystości udział wziął prezydent Petro Poroszenko. Szeptycki bowiem, choć był synem polskiego
hrabiego, a od strony matki wnukiem
Aleksandra Fredry, to jednak uchodził za duchowego przywódcę Ukraińców.
Lwów to nie tylko zabytki. Dla turystów z
Polski opłaca się robić tutaj zakupy. Wiedzą o tym doskonale miejscowi
handlarze. Zorganizowali więc sprawnie działający system sklepów przenośnych
czy, jak kto woli - obwoźnych. Przed
naszym autokarem natknęliśmy się na dwie
babuszki z wypchanymi kraciastymi torbami. Miały w nich chałwę (2,50 zł za 270
gram) oraz śliwki w czekoladzie (25 zł za kilogramowe opakowanie). Sprzedawały
także papier toaletowy z nadrukowaną podobizną Putina (4 złote za rolkę). We
wnętrzu autokaru zaś czekały na siedzeniach cenniki i katalogi z nieco innym
asortymentem. I tak na przykład papierosy Marlboro można było kupić za 6 zł,
koniak ukraiński za 19 zł, Balzam (likier ziołowy) za 14 zł, Papryczkę (wódka z
papryką i miodem za 13 zł a kawior za 36 zł. Wystarczyło tylko wpisać zamawianą
ilość obok cen, a na następnym postoju (w naszym przypadku na Łyczakowie) na
siedzeniach czekały już reklamówki z żądanym towarem. Chwilę później po
autokarze przechodził przedsiębiorczy pan Bogdan i odbierał należne pieniądze.
Dodać należy, że ceny nie różnią się od tych sklepowych. Tym samym turyści mogą
zaoszczędzić sporo czasu, no i nie muszą wymieniać złotych na hrywny. Nieco
gorzej wychodzi na tym ukraiński fiskus, ale to już nie nasze zmartwienie.
Jeżeli zaś chodzi o normy wwozowe do Polski, to przy sprawnie działającej
współpracy turystów można je lekko przekroczyć. Jeżeli na przykład ja nie
potrzebuję papierosów, to przewożę je dla sąsiada. Z kolei on może wziąć dla
mnie dodatkowy litr mocnego alkoholu, jeżeli jest oczywiście abstynentem. W takim
przypadku wszystko jest oczywiście lege artis. Co do kontroli celnej, to w
naszym przypadku nie było szczegółowego
"trzepania". Wystarczyło tylko pokazać przechadzającej się po wnętrzu
autokaru celniczce normatywne zakupy.
Sobór św. Jura |
Od dawna uważam, że odwiedzanie cmentarzy to
nie tylko wyraz pamięci o zmarłych, ale też okazja do poznania bądź
przypomnienia sobie historii. Szczególnie w przypadku takich metropolii jak
wileńska Rossa czy lwowski Łyczaków. Niby każdy wie, że spoczywa tam mnóstwo
znanych i zasłużonych w różnych dziedzinach Polaków, ale założę się, że
niewielu z nas wymieni z pamięci więcej niż pięć nazwisk. Dlatego warto tam
pojechać i na własne oczy zobaczyć nagrobki takich postaci jak: Gabriela
Zapolska, Władysław Bełza, Maria Konopnicka, Zygmunt Gorgolewski (architekt i
budowniczy Teatru Wielkiego we Lwowie), Julian Ordon (bohater mickiewiczowskiej
"Reduty Ordona), Seweryn Goszczyński i wielu innych.
Na Łyczakowie spoczywają także Ukraińcy.
Jednym z nich jest Iwan Franko, drugi po Tarasie Szewczence pisarz i poeta
ukraiński. Przyjaźnił się z wieloma polskimi literatami. Szczególnie znana jest
jego przyjaźń z Marią Konopnicką. W wielu źródłach pojawiają się informacje, że
tych dwoje łączył romans. Nie byłoby w tym nic dziwnego, bo nasza poetka gustowała
w młodszych partnerach, a od Iwana Franko była starsza o 14 lat...
Grobowiec Gabrieli Zapolskiej |
Na terenie
cmentarza Łyczakowskiego znajduje się
autonomiczny cmentarz Orląt Lwowskich. Dlaczego orląt? Ano dlatego, że w
walkach z Ukraińcami o Lwów w 1918 roku poległo aż 120 uczniów i 76 studentów
na ogólną liczbę 439 żołnierzy. Najmłodszy obrońca Lwowa miał 9 lat! Siedmiu
było dziesięciolatkami... Po drugiej wojnie światowej cmentarz był
splądrowany a w 1971 roku zniszczony
przez czołgi sowieckie. Jego odbudowa rozpoczęła się po słynnej pierestrojce.
Nie obyło się bez komplikacji. Władze ukraińskie stawiały różne przeszkody,
więc prace były na przemian wznawiane i wstrzymywane. Dopiero w roku 2005 Rada
Miejska Lwowa zgodziła się na dokończenie prac. W uroczystości otwarcia
cmentarza wzięli udział prezydenci A. Kwaśniewski i W. Juszczenko. Obok
cmentarza Obrońców Lwowa założono cmentarz Strzelców Siczowych (ten ostatni
jest zamknięty dla turystów). Przedziela je tablica informacyjna z napisem: Tu spoczywają ukraińscy i polscy żołnierze
polegli w latach 1918- 1919. Cmentarze
oddziela też kolumna z postacią Michała Archanioła (niektórzy zastanawiają się,
dlaczego tyłem do cmentarza Orląt). Część ukraińska to rzędy szarych betonowych
krzyży. Po stronie polskiej są białe nagrobki i takież krzyże przepasane biało
czerwonymi szarfami.
Na cmentarzu Obrońców Lwowa |
Z cmentarzy udajemy się na Stare Miasto. Tu zaglądamy najpierw do cerkwi Wniebowzięcia
Najświętszej Marii Panny, inaczej Uspieńskiej lub Wołoskiej. Pochodzi ona z
przełomu XVI i XVII wieku. Niedaleko natrafiamy na pomnik Iwana Fiodorowa,
pierwszego znanego z nazwiska drukarza rosyjskiego. Dookoła pomnika oraz na
jego postumencie usadowili się bukiniści. Nieco dalej stoi pomnik znanego
dobrze w Polsce malarza prymitywisty, czyli Nikifora Krynickiego. Tutaj występuje
pod własnym nazwiskiem Epifaniusz Drowniak. Kolejna świątynia, do której
wchodzimy to dawny kościół Bożego Ciała, a obecnie greckokatolicka cerkiew
Najświętszej Eucharystii. Wspaniały barokowy zabytek o bardzo bogatej historii.
Do końca wojny przy kościele istniał zakon dominikanów. Potem klasztor
zamieniono na Muzeum Religii i Ateizmu.
Muzeum w aptece |
Przy zbiegu ulic Stauropigijskiej i Drukarskiej
usytuowana jest jedna z najstarszych lwowskich aptek (czynna od 1735 roku). Od
pięćdziesięciu z górą lat znajduje się tu muzeum (równolegle prowadzona jest
działalność handlowa). Wśród eksponatów znajduje się między innymi lampa
naftowa. Ale to nie w tej aptece Jan Zech i Ignacy Łukaszewicz skonstruowali
pierwsza lampę naftową. Powstała ona bowiem w aptece przy ul. Kopernika. Przy
Rynku w dawnej kamienicy Bandinellich mieści się Muzeum Poczty, ale oglądamy
tylko fasadę, podobnie jak w przypadku pobliskiego Muzeum Narodowego. W
sąsiedztwie znajduje się wiele pięknych kamienic. Oglądając je z zewnątrz
dochodzimy do Bazyliki archikatedralnej Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny,
czyli po prostu katedry. Świątynia ta pochodzi z przełomu XIV i XV wieku. Tu
podczas wojny ze Szwedami w 1656 roku złożył śluby król Jan Kazimierz II
oddając Polskę pod opiekę Matki Bożej.
21 lat później w katedrze ochrzczony został król Stanisław Leszczyński.
W czasach współczesnych zaś wizytę w katedrze
złożył papież Jan Paweł II (2001 r.).
Sala Lustrzana w Teatrze Opery i Baletu |
Z katedry udajemy się do okazałego gmachu
Teatru Opery i Baletu, który zaprojektował wspomniany wyżej Zygmunt Gorgolewski.
Teatr został otwarty 117 lat temu w obecności między innymi Henryka
Sienkiewicza i Ignacego Paderewskiego. Niegdyś nosił nazwę Miejski, potem
Wielki. Patronował mu także Iwan Franko, a obecnie nosi nazwę Salomei
Kruszelnickiej, znanej ukraińskiej śpiewaczki. Widownia teatru mieści 1200
widzów. Uwagę zwracają dwie złocone loże: cesarska i marszałkowska. Złota nie
brakuje też w innych elementach. Duże wrażenie robi Sala Lustrzana na parterze
obiektu. Parę lat temu umieszczono w niej tablicę upamiętniającą wizytę papieża
Jana Pawła II.
Podczas naszej stosunkowo krótkiej wycieczki (7
godzin zwiedzania) odwiedzamy sporo obiektów sakralnych. Oprócz wcześniej wymienionych
zaglądamy jeszcze do Cerkwi Przemienienia, Katedry Ormiańskiej i dawnego kościoła
św. Piotra i Pawła zwanego także jezuickim. Obecnie jest to świątynia garnizonowa
obrządku greckokatolickiego. W tej chwili trwa tam remont ołtarza. W bocznej nawie
stoją tablice ze zdjęciami żołnierzy poległych w walkach na wschodzie Ukrainy. Z polskich śladów wymienić
warto tablicę z napisem: Anna z Wybranowskich
Trzebińska kasztelanowa Bicka prosi o Zdrowaś Mario R. 1763 dnia 6. marca.
Jeszcze tylko rzut oka na dużą kolumnę z postacią Adama Mickiewicza, brązowy krzyż z białą
postacią Chrystusa (kiedyś w tym miejscu stał pomnik króla Sobieskiego, który po
wojnie trafił do Gdańska), pomnik Tarasa Szewczenki ( to już trzeci po Kijowie i
Wilnie, jaki zobaczyłem w tym roku) i idziemy na obiad do restauracji "Premiera
Lwowska". Przy wejściu witają nas Tońcio i Szczepcio. Siedzą na ławce z walizką
i akordeonem. Wyglądają na smutnych. Gdyby tak mogli jeszcze zaśpiewać "Tylko
we Lwowie"...
Po obiedzie już tylko "wernisaż", czyli
lwowski pchli targ. Można tu nabyć pięknie haftowane obrusy i serwetki, obrazy oraz
masę mniej lub bardziej potrzebnych bibelotów. Osobiście kupuję metalowy dzwoneczek
do swojej kolekcji. Kosztuje 70 hrywien, a ponieważ nie mam ani jednej, sprzedawczyni
bez problemu przyjmuje dziesięciozłotowy banknot.
Uliczny sklep |
Cennik |
Grobowiec Wł. Bełzy |
Grób Marii Konopnickiej |
Miejsce spoczynku Seweryna Goszczyńskiego |
Cmentarz Orląt Lwowskich |
Na cmentarzu Orląt Lwowskich |
Pomnik Iwana Fiodorowa |
Nikifor Krynicki |
Apteka - Muzeum |
Fasada Teatru Opery i Baletu |
Sala Lustrzana |
Kurtyna w Teatrze Opery i Baletu |
Balkony i loże w Teatrze Opery i Baletu |
W katedrze ormiańskiej |
Miejsce po pomniku J. III Sobieskiego |
Niestety, żebractwo we Lwowie jest powszechne |
Etykiety:
balzam,
cmentarz łyczakowski,
cmentarz orląt lwowskich,
Gorgolewski,
koniak,
Konopnicka,
Lwów,
nikifor,
Ordon,
polskie ślady,
sobór św. Jura,
Taras Szewczenko,
Teatr Opery i Baletu,
Ukraina
Lubię podróże (70 odwiedzonych państw) i książki (kilka napisanych i opublikowanych oraz kilka tysięcy przeczytanych).
Subskrybuj:
Posty (Atom)
Na pakistańskich drogach i bezdrożach
Piątek, 11.10.24 Wyruszam dzisiaj w kolejną podróż, dość ważną, bo Pakistan jest nie tylko ciekawym (a przy tym mało znanym) pod wzg...
Posty
-
Od blisko dwóch lat nie kupuję chleba w sklepach tylko samodzielnie wypiekam go w domu. Nic więc dziwnego, że znajomi od czasu do czasu...
-
Ulotka Fundacji Miej Serce W skrzynce pocztowej znalazłem nietypową przesyłkę: białą kopertę z czymś twardym w środku, bez adresu n...
-
Energa - opłata za wezwanie Zazwyczaj regularnie uiszczam opłaty za czynsz i media. Zdarzyło mi się jednak zapomnieć o dokonaniu p...
-
Autor: Stanisław Kmiecik W swojej skrzynce pocztowej znalazłem przesyłkę zawierającą sześć kartek świątecznych z kopertami, mini ka...
-
Zdjęcie pochodzi z 2013 roku, ale właśnie to auto prowadziłem wczoraj Znane powszechnie przysłowie mówi, że chytry dwa razy traci. ...
-
Moroszka - główny cel wyjazdu Układ był prosty, przynajmniej teoretycznie. Danka i Sławek, których po raz pierwszy zawiozłem do ...
-
"Nikoś" Nikodem Skotarczak Mówi się, że po śmierci wszyscy są równi i że do grobu niczego nie zabierzemy. Fakt, niczego ni...
-
Ireneusz Gębski książki Blogowanie jest (myślę, że zgodzą się mną inni blogerzy) formą nałogu. Obserwujemy statystyki wejść na nas...
-
Z serwisu MojeKartki.info otrzymałem maila z taką oto propozycją: Witaj Początek Nowego Roku to bardzo dobra okazja do wysłania eka...
-
Przed pokazem Philipiaka Od dość dawna nie byłem na żadnym pokazie. Skorzystałem zatem z zaproszenia od firmy Philipiak Milano. Zani...