Dzisiaj spacer do Wołkowyi. Dosyć długi i
intensywny - 19 kilometrów w 3 godziny. Po drodze zajrzałem na przeprawę
promową na największą wyspę Jeziora Solińskiego, czyli Energetyk. Później był
już tylko marsz wśród drzew nabierających jesiennych kolorów. Droga z
Polańczyka jest dość kręta i pełna ostrych podjazdów i zjazdów. W przypadku
chodzenia nie ma to większego znaczenia. Gorzej byłoby przy jeździe rowerem.
Wołkowyja to stara wieś pochodząca z piętnastego
wieku. Po 1939 roku napłynęło tu sporo Ukraińców. Niemcy obsadzali nimi
stanowiska nauczycielskie w szkołach. Nie podobało się to Polakom, gdyż nowi
nauczyciele często nie mieli odpowiednich kwalifikacji. Przede wszystkim jednak
chodziło o to, że lekcje miały odbywać się w języku ukraińskim. Po długich
przepychankach i prześladowaniu ludności polskiej Niemcy zgodzili się
ostatecznie na zatrudnienie polskiej nauczycielki. Do końca wojny trwał względny
spokój. Po wojnie jednak wieś podzieliła los innych bieszczadzkich
miejscowości. W lipcu 1946 roku bandy UPA zaatakowały Wołkowyję, paląc wieś i
bestialsko mordując 32 Polaków. Niektórych wrzucano żywcem do ognia, innym
wcześniej podrzynano gardła. Spłonęło wtedy 27 polskich domów.
Obecnie Wołkowyja jest atrakcyjną
miejscowością turystyczną. Pełno tu pensjonatów i miejsc noclegowych w
prywatnych kwaterach. Blisko stąd do Soliny oraz na połoniny. Na miejscu zresztą
też można nieźle wypocząć, choćby na Zielonej Plaży nad Jeziorem Solińskim.
P.S. Pochwalę się małym rekordem: 10 kilometrów w godzinę i 29 minut. Tak przynajmniej wyliczyło Endomondo :)
|
Przeprawa na wyspę Energetyk |
|
Jezioro Solińskie |
|
Wołkowyja |
|
Zielona Plaża w Wołkowyi |
|
Wołkowyja |
|
Polańczyk |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz