Migawki z Blackpool.avi
Amatorskie ujęcia niektórych atrakcji Blackpool z lat 2006-2008. Ależ ten czas ucieka:)
Etykiety:
blackpool,
Pleasure Beach,
UK
Lokalizacja:
Blackpool, UK
Lubię podróże (70 odwiedzonych państw) i książki (kilka napisanych i opublikowanych oraz kilka tysięcy przeczytanych).
Recenzja "W cieniu Sheratona" pióra Barbary Pelc
Czytelnia: "W cieniu Sheratona" Ireneusz Gębski: Dzisiaj zabiorę Was w podróż do Anglii...
Fragment recenzji:
Osobiście dziękuję autorowi, że zabrał mnie z powrotem chociaż na chwilę myślami do UK. To była piękna, nietuzinkowa, a zarazem zwyczajna, słodko-gorzka podróż. Opowieść o życiu, sensie istnienia, o trwaniu, o dążeniu do spełnienia i szczęścia. Trzeba tylko potrafić to w niej odnaleźć. Książka szalenie mi się podobała i polecam ją z czystym sercem każdemu!
A ja dziękuję autorce za obszerne i obiektywne omówienie mojej książki:)
Fragment recenzji:
Osobiście dziękuję autorowi, że zabrał mnie z powrotem chociaż na chwilę myślami do UK. To była piękna, nietuzinkowa, a zarazem zwyczajna, słodko-gorzka podróż. Opowieść o życiu, sensie istnienia, o trwaniu, o dążeniu do spełnienia i szczęścia. Trzeba tylko potrafić to w niej odnaleźć. Książka szalenie mi się podobała i polecam ją z czystym sercem każdemu!
A ja dziękuję autorce za obszerne i obiektywne omówienie mojej książki:)
Etykiety:
anglia,
Barbara Pelc,
emigracja,
hotel,
powieść,
recenzja,
w cieniu sheratona
Lubię podróże (70 odwiedzonych państw) i książki (kilka napisanych i opublikowanych oraz kilka tysięcy przeczytanych).
Moja żmija - recenzja
Poniżej fragment recenzji "Mojej żmii" pióra Łukasza Rudzińskiego:
Ireneusz Gębski sięga do mającej długą tradycję i modnej obecnie powieści epistolarnej. Historia, choć nie tak cukierkowa i napisana znacznie gorszym piórem, przypomina "Samotność w sieci" Janusza L. Wiśniewskiego. I Zbyszek i Krysia angażują się w wirtualny roman - ona domaga się adoracji i stałego potwierdzania zaangażowania emocjonalnego, on dąży do spotkania, by pójść z nią do łóżka. Czytelnik poznaje bohaterów poprzez ich maile, wie tyle, ile przekazują sobie w korespondencji, czasem jest ona rwana, pisana przez jednego z wirtualnych kochanków, czasem to dłuższe listy, czasem krótkie hasła z komunikatorów.
Autor ma skłonność do mieszania gatunków. "Spowiedź bezrobotnego" napisał jako pamiętnik z szeregiem notatek poczynionych w trakcie poszukiwania pracy. W swojej drugiej powieści "W cieniu Sheratona" opisał styl życia czwórki polskich emigrantów do Anglii i ich pracę. "Moja żmija" to z tych trzech książka napisana najlepszym stylem, choć Gębski nie jest wirtuozem słowa. Posługuje się prostym językiem, często potocznym, slangowym. Paradoksalnie najdojrzalsza powieść Ireneusza Gębskiego jest też najmniej istotna.
Pełny tekst recenzji można przeczytać tutaj
Ireneusz Gębski - "Moja żmija" |
Ireneusz Gębski sięga do mającej długą tradycję i modnej obecnie powieści epistolarnej. Historia, choć nie tak cukierkowa i napisana znacznie gorszym piórem, przypomina "Samotność w sieci" Janusza L. Wiśniewskiego. I Zbyszek i Krysia angażują się w wirtualny roman - ona domaga się adoracji i stałego potwierdzania zaangażowania emocjonalnego, on dąży do spotkania, by pójść z nią do łóżka. Czytelnik poznaje bohaterów poprzez ich maile, wie tyle, ile przekazują sobie w korespondencji, czasem jest ona rwana, pisana przez jednego z wirtualnych kochanków, czasem to dłuższe listy, czasem krótkie hasła z komunikatorów.
Autor ma skłonność do mieszania gatunków. "Spowiedź bezrobotnego" napisał jako pamiętnik z szeregiem notatek poczynionych w trakcie poszukiwania pracy. W swojej drugiej powieści "W cieniu Sheratona" opisał styl życia czwórki polskich emigrantów do Anglii i ich pracę. "Moja żmija" to z tych trzech książka napisana najlepszym stylem, choć Gębski nie jest wirtuozem słowa. Posługuje się prostym językiem, często potocznym, slangowym. Paradoksalnie najdojrzalsza powieść Ireneusza Gębskiego jest też najmniej istotna.
Pełny tekst recenzji można przeczytać tutaj
Etykiety:
Moja żmija,
powieść,
recenzja
Lubię podróże (70 odwiedzonych państw) i książki (kilka napisanych i opublikowanych oraz kilka tysięcy przeczytanych).
Spacerkiem wokół Oliwy
Pachołek - widok na Zatokę Gdańską |
Kościół Matki Bożej Królowej Polski |
Pachołek |
Z kolegą Arturem umówiliśmy się, że on
wyruszy ze Złotej Karczmy a ja z przystanku tramwajowego na rogu ulic Wita Stwosza
i Obrońców Westerplatte w Oliwie. Na miejsce spotkania wyznaczyliśmy okolice
Dworu Oliwskiego. Teoretycznie powinienem dotrzeć tam pierwszy, ale trochę
pobłądziłem na krętych ścieżkach Trójmiejskiego Parku Krajobrazowego. W efekcie
na umówione miejsce doszliśmy w tym samym czasie. Zrobiliśmy obszerną pętlę
czarnym szlakiem, po czym zeszliśmy do Kuźni Wodnej. Stąd zaś, mijając
zdewastowane boisko treningowe drużyny niemieckiej z czasów Euro, udaliśmy się na
punkt widokowy Pachołek. Powietrze było dzisiaj na tyle przejrzyste, że bez
problemu mogliśmy podziwiać nie tylko Zatokę Gdańską, ale też dość wyraźnie widzieliśmy
Półwysep Helski, nie wspominając już o bliższych okolicach, w tym obiektach takich
jak np. PGE Arena czy Ergo Arena.
W drodze powrotnej przez park oliwski, a
następnie ulicę Polanki zerknęliśmy na szczelnie zamkniętą i zabezpieczoną
niczym – sorry za skojarzenie – zakład karny, posiadłość Lecha Wałęsy. Przy
zajezdni tramwajowej na Wita Stwosza minęliśmy fragment będącej w budowie
Trójmiejskiej Kolei Metropolitarnej, a konkretnie rzecz ujmując – przyczółków przyszłego
wiaduktu.
Wreszcie, po trzech godzinach intensywnego spaceru, dotarliśmy
do mojego mieszkania, gdzie odpoczęliśmy i uzupełniliśmy ubytek płynów w organizmie.
Oby tylko nie suszyło…
Oliwskie krajobrazy z Pachołka |
Katedra Oliwska z Pachołka |
Lokalizacja:
Oliwa, Gdańsk, Polska
Lubię podróże (70 odwiedzonych państw) i książki (kilka napisanych i opublikowanych oraz kilka tysięcy przeczytanych).
Reagan bez ręki
Pomnik Reagana przed dewastacją |
Niewiele ponad rok temu odsłonięto w Gdańsku
pomnik Ronalda Reagana i Jana Pawła II. Rzeźba wykonana z brązu stanęła w Parku
Reagana na Przymorzu. Niestety, nie dane jej było pokryć się patyną czasu. Ostatniej
nocy bowiem ktoś odciął lewą rękę posągowi
przedstawiającemu prezydenta USA podczas spaceru z polskim papieżem. Nie
dopatrywałbym się tutaj żadnych podtekstów politycznych czy religijnych. Czyn ten
był po prostu aktem pospolitego wandalizmu. Bardzo możliwe, że chodziło o zarobienie
paru złotych na sprzedaży wspomnianej
ręki jako złomu. Nie wydaje mi się bowiem, żeby ktoś zadawał sobie trud
odpiłowania prezydenckiej kończyny dla fantazji.
Co innego, gdyby chodziło o odłamanie części pomnika, jak to było na przykład w
przypadku posągu Oskara (bohater „Blaszanego
Oskar bez pałeczek |
bębenka” Guntera Grassa) we Wrzeszczu, gdzie jacyś chuliganie bezmyślnie pozbawili pałeczki małego bębniarza. Tak przy okazji, ubytek ten nigdy nie został uzupełniony.
Podobno (wg portalu Trojmiasto,pl) naprawa pomnika Reagana ma kosztować 105 tysięcy złotych. Wydaje mi się to mało prawdopodobne w zestawieniu z całkowitym kosztem tego projektu, który wynosił około 220 tysięcy złotych. Nie o to jednak chodzi. Pomyślałem sobie, że może lepiej zostawić uszkodzony obiekt w takim stanie, do jakiego doprowadził (li) go sprawca(y). Niech ta uszkodzona rzeźba rzuca się w oczy przechodniom i uświadamia im, do czego prowadzi tolerowanie chuligaństwa, chamstwa i wandalizmu
Etykiety:
Blaszany bębenek. Gunter Grass,
gdańsk,
Jan Paweł II. dewastacja,
Oskar,
pomnik,
Przymorze,
Ronald Reagan
Lubię podróże (70 odwiedzonych państw) i książki (kilka napisanych i opublikowanych oraz kilka tysięcy przeczytanych).
Jubileusz Wałęsy bez kadzenia
Dodaj napis |
Krótka refleksja na marginesie wczorajszych obchodów
siedemdziesięciolecia urodzin Lecha Wałęsy. Nie jest dla mnie ważne, czy w
oliwskim Pałacu Opatów bawiło się pięciuset czy siedmiuset gości (media
podawały różne liczby). Mało mnie też obchodzi, kto finansował to wystawne
przyjęcie. Jednakże patrząc na zamieszczane w środkach przekazu zdjęcia i nazwiska gości,
zastanawiam się nad jednym. Czy Lech Wałęsa ma przyjaciół tylko wśród
kościelnych, politycznych, biznesowych i artystycznych elit? Jestem bardzo ciekaw,
czy na liście zaproszonych znaleźli się dawni koledzy Wałęsy z zakładów pracy,
w których był zatrudniony do 1980 roku. Czy w ogóle utrzymuje z nimi jakieś
kontakty? Owszem, widziałem Jerzego Borowczaka, ale on jest w tej chwili posłem,
a mnie chodzi o tych zwyczajnych robotników, dla którym los nie był tak
łaskawy.
Wiadomo, że zryw Solidarności poparło 10
milionów ludzi, w tym milion członków PZPR. Wiadomo też, że po 1989 roku bardzo
wielu z nich zawiodło się. W opinii wielu dawnych członków Solidarności tak zwana transformacja ustrojowa spowodowała głównie wymianę – sorry za brutalne określenie
– ryjów przy korycie. Świadczą o tym choćby
poniższe komentarze, które na chybił trafił wybrałem z sieciowej dżungli.
Biedny Gdańsk. Biedne trójmiasto. Za
strajki i zryw wolnościowy mieszkańcy zostali ukarani układem PO, hierarchowie
kościelni, Wielki Elektryk. To towarzystwo wzajemnej adoracji rozdziela między
siebie wpływy i synekury. Dla reszty mieszkańców nędza i beznadzieja.
A na moich urodzinach nikt nie był, bo
zabrakło mi pieniędzy żeby cokolwiek zrobić i zaprosić gości. Taki los
zgotowali nam rządzący. Dziękuję im, bo czuję się jak Łazarz z dzisiejszej
ewangelii, lecz mam nadzieję na przyszłość jak ów bohater .
Etykiety:
goście,
jubileusz Lecha Wałęsy,
koledzy,
siedemdziesiątka,
Solidarność,
urodziny
Lubię podróże (70 odwiedzonych państw) i książki (kilka napisanych i opublikowanych oraz kilka tysięcy przeczytanych).
Drogie udrożnienie
Nie sądziłem, że usunięcie małej awarii
układu kanalizacyjnego w równie małej
wspólnocie (sześć mieszkań) może przysporzyć tylu kłopotów. Ale po kolei…
Do moich drzwi zadzwonił sąsiad z
naprzeciwka. Poprosił mnie, żebym nie odkręcał kranu w wodą w kuchni, gdyż u
niego wybija w zlewie. Nie zdziwiło mnie to specjalnie, ponieważ obaj mamy
podłączenie odpływów z kuchni do tego samego pionu. Od dawna wiedziałem też, że
stara żeliwna rura, o wymianie której mówi się już od lat, w każdej chwili może
stać się niedrożna.
Sąsiad zdemontował u siebie syfon, kupił
sprężynę do przepychania oraz sodę kaustyczną. Potem wspólnie próbowaliśmy
przepchać rurę. Niestety, mimo wielu prób, nie udało nam się uzyskać pożądanego
efektu, gdyż woda uparcie przechodziła z jednego zlewu do drugiego, nie chcąc
spływać w dół.
- Trudno – powiedziałem. – Trzeba wezwać
fachowca. W końcu płacimy na fundusz eksploatacyjny.
Następnego dnia rano wykonałem telefon do pogotowia
lokatorskiego. Tu dowiedziałem się, że pogotowie działa dopiero od szesnastej a
poza tym usłyszałem, że skoro rura jest zapchana na ostatniej kondygnacji, to lokatorzy powinni ją przepchać we własnym
zakresie. Zadzwoniłem więc do zarządcy naszej wspólnoty i jeszcze raz
wyłuszczyłem sprawę.
- Ale odpływ należy do lokatorów – zastrzegła
pani, której kiedyś powierzyliśmy zarządzanie naszą klatką.
- Tak –
zgodziłem się – ale tu chodzi o pion, czyli część wspólną. Nasze przyłącza poziome dokładnie sprawdziliśmy z sąsiadem i
one są drożne.
- Dobrze. Dam panu telefon do konserwatora.
Konserwator najpierw marudził, że nie ma
czasu, bo zaczyna się sezon grzewczy i musi usuwać różne nieszczelności.
Wreszcie obiecał, że przyjedzie za dwie godziny.
Po trzech godzinach zadzwonił i powiedział,
że musimy zebrać podpisy wszystkich lokatorów na oświadczeniu mówiącym o tym,
że zgadzają się na udrożnienie kanalizacji. Nie chcę tu mówić o mojej reakcji,
bo musiałbym użyć słownika niekoniecznie akceptowanego w tekstach publicznych.
Mimo wszystko żona przeszła się po klatce. W
dwóch mieszkaniach nikogo nie zastała. W jednym lokatorka podpisała co prawda oświadczenie,
ale ze zjadliwym komentarzem, że ona kiedyś sama usunęła podobną awarię. Jej
sąsiad natomiast odmówił złożenia podpisu, bo jak powiedział:
- Na nic się nie zgadzam, dopóki nie będę
miał zrobionego pionu wentylacyjnego.
Ponowny telefon do zarządcy i przypomnienie,
że chodzi nie o remont czegokolwiek, lecz o usunięcie awarii części wspólnej
nieruchomości, na co istnieje zresztą stosowna uchwała wspólnoty, przyniósł ten
efekt, że pani z tamtej strony słuchawki jeszcze raz porozmawiała z
hydraulikiem i nakazała mu natychmiastowy przyjazd i usunięcie zatoru.
Tym razem nie czekaliśmy nawet pół godziny.
Konserwator przyniósł ze sobą długą sprężynę oraz wiertarkę i w ciągu kilku
minut udrożnił przepływ. Byliśmy oczywiście zadowoleni i pełni podziwu. Nam nie
przyszedł bowiem do głowy pomysł z zastosowaniem wiertarki. Niestety, fachowość
kosztuje i to słono…
- To będzie kosztowało 200 zł – uświadomił nas
konserwator.
Powyższa kwota (skądinąd ciekaw jestem, na
jakiej kalkulacji oparta) będzie wypłacona z funduszu eksploatacyjnego naszej wspólnoty.
Już wyobrażam sobie najbliższe zebranie! Jak zawsze, będzie straszna jatka i
wzajemne obwinianie się o wszystko. Tyle tylko, że wtedy nie będziemy już mieli tego zarządcy co teraz. Firma
zarządzająca obecnie naszą wspólnotą złożyła bowiem wypowiedzenie. To już trzecia
z kolei…
Etykiety:
kanalizacja,
konserwator,
pion,
przepchanie,
rura,
sąsiedzi,
wspólnota,
zarządca
Lubię podróże (70 odwiedzonych państw) i książki (kilka napisanych i opublikowanych oraz kilka tysięcy przeczytanych).
Subskrybuj:
Posty (Atom)
Na pakistańskich drogach i bezdrożach
Piątek, 11.10.24 Wyruszam dzisiaj w kolejną podróż, dość ważną, bo Pakistan jest nie tylko ciekawym (a przy tym mało znanym) pod wzg...
Posty
-
Od blisko dwóch lat nie kupuję chleba w sklepach tylko samodzielnie wypiekam go w domu. Nic więc dziwnego, że znajomi od czasu do czasu...
-
Ulotka Fundacji Miej Serce W skrzynce pocztowej znalazłem nietypową przesyłkę: białą kopertę z czymś twardym w środku, bez adresu n...
-
Energa - opłata za wezwanie Zazwyczaj regularnie uiszczam opłaty za czynsz i media. Zdarzyło mi się jednak zapomnieć o dokonaniu p...
-
Autor: Stanisław Kmiecik W swojej skrzynce pocztowej znalazłem przesyłkę zawierającą sześć kartek świątecznych z kopertami, mini ka...
-
Zdjęcie pochodzi z 2013 roku, ale właśnie to auto prowadziłem wczoraj Znane powszechnie przysłowie mówi, że chytry dwa razy traci. ...
-
Moroszka - główny cel wyjazdu Układ był prosty, przynajmniej teoretycznie. Danka i Sławek, których po raz pierwszy zawiozłem do ...
-
"Nikoś" Nikodem Skotarczak Mówi się, że po śmierci wszyscy są równi i że do grobu niczego nie zabierzemy. Fakt, niczego ni...
-
Ireneusz Gębski książki Blogowanie jest (myślę, że zgodzą się mną inni blogerzy) formą nałogu. Obserwujemy statystyki wejść na nas...
-
Z serwisu MojeKartki.info otrzymałem maila z taką oto propozycją: Witaj Początek Nowego Roku to bardzo dobra okazja do wysłania eka...
-
Przed pokazem Philipiaka Od dość dawna nie byłem na żadnym pokazie. Skorzystałem zatem z zaproszenia od firmy Philipiak Milano. Zani...